14. Negatywy

Od autorki

W założeniu to dzieło miało być pełne kultury i bez bluzgów. W praktyce zaś jedna z postaci ma na ten temat odmienne zdanie. Dlatego poszliśmy na kompromis i wszystkie niecenzuralne słowa zostały przeze mnie w tym rozdziale (i następnych) "wypikane". 

***

Dziwny, słodkawy odór roznosi się wśród martwych drzew, sprawiając, że Iwianowi zbiera się na mdłości.

Podąża za śladami, które odnalazł w pobliżu wyrwy. Rozpoznaje wśród nich odciski Fuksa z charakterystycznie zakrzywionym palcem. Lecz co go bardziej niepokoi, przy jego tropie znajdują się inne, jedne nieco bardziej toporne, a inne kobiece. Momentami zaś ślady Fuksa zmieniają się w płytkie żłobienia, co pozwala mu sądzić, że był wleczony siłą, nie nadążając za krokiem... kogoś.

Iwian, tropiąc ślad, co chwila ogląda w tył, przytłoczony atmosferą ogarniającą to miejsce. Kilka razy nawet się cofa, by sprawdzić, czy nikt go nie śledzi. Nic jednak nie zauważa.

Chociaż czy to tak dobrze? Mięśnie ma coraz bardziej napięte w oczekiwaniu na jakiś atak. Paranoicznie ogląda się za siebie częściej, niż jest to konieczne. Już wolałby natknąć się na jakiegoś Negatywnego i zacząć udawać jednego z nich. Może coś by mu wygadał. Może.

A może wszyscy tu się znają i wkopałby się jeszcze głębiej w ten dół rozpaczy.

Jego wspomnienia krystalizują się wraz z każdym krokiem oddalającym go od drugiego muru. Najwyraźniej zniszczenia wyrządzone przed Negatywnych spowodowały swojego rodzaju przeciek, który miesza mu we wspomnieniach. Mimo to, wyjątkowo jest Negatywnym bardzo wdzięczny. Gdyby nie oni, zapewne przeżywałby właśnie zmyśloną przygodę w towarzystwie zmyślonej dziewczyny. Bo do tego, że była zmyślona nie ma żadnych wątpliwości. Gdyby była prawdziwa, również odczuwałaby zdezorientowanie i bóle głowy spowodowane splątanymi wspomnieniami.

Zaczyna wydawać mu się to dziwne, że jeszcze się na nikogo ani na nic nie natknął. Żadnych domów, obozowisk, czy nawet zgubionych przez kogoś rzeczy. Oprócz wszędobylskich much nie ma tu nawet zwierząt.

Słońce zdążyło wznieść się na sam szczyt nieba, zanim dostrzega coś między drzewami. Błysk odbitego światła. Trop prowadzi w inną stronę, lecz Iwian stwierdza, że nie zaszkodzi tego sprawdzić. Przemyka między drzewami, tak na wszelki wypadek. Ostatni odcinek drogi pokonuje na kolanach. Przyklęka za drzewem parę metrów od celu i ostrożnie wygląda zza pnia.

Rozpoznaje ludzką sylwetkę z wyciągniętymi przed siebie ramionami, jakby chciała się przed czymś osłonić. Postać jest półprzezroczysta i niska, zdecydowanie dziecięca. Iwian czeka przez moment, lecz sylwetka się nie porusza.

Iwian wychyla się ze swojej kryjówki i macha ręką. Zero reakcji. Może to tylko posąg? Idzie w jego stronę. Wygląda jakby był zrobiony ze szkła lub lodu. A może to jednak kryształ albo...

Twarz Iwiana tężeje, gdy rozpoznaje drobną sylwetkę.

Rzuca się w stronę postaci, omal nie wywracając się na błocie. Zatrzymuje się gwałtownie tuż przed nią. Wyciąga niepewnie dłoń w stronę twarzy swojej siostry zastygłej w grymasie przerażenia. Szkło jest zimne.

Jak oparzony cofa swoją rękę. Czuje, jak kilka łez spływa mu po twarzy.

- Lota?

Posąg nie odpowiada, wpatrując się w niego dziwnie kanciastymi źrenicami przypominającymi kryształki lodu.

Przecież ktoś mógł po prostu ją wyrzeźbić, prawda?

Tylko po co ktoś miałby rzeźbić w szkle jego siostrę?

Iwian zaczyna powoli się cofać, nie spuszczając zaczerwienionych oczu z posągu. Później odwraca się i przyśpiesza. Nawet nie zauważa, gdy jego szybki chód zmienia się w szaleńczy bieg.

Podświadomie kieruje się wzdłuż tropu, choć jego myśli pozostają zajęte przez obezwładniający strach. Zatrzymuje się dopiero, gdy przed jego oczami wyrasta Srebrny Mur. A raczej to co z niego zostało.

Kłuje go w boku, serce tłucze się niemiłosiernie po klatce piersiowej, a przed oczami przemykają ciemne plamy. Próbuje usiąść na ziemi, co bardziej wygląda, jakby się przewrócił. Rękawem koszuli ściera pot mieszający się z łzami.

- Uspokój się, pajacu - mówi do siebie, próbując opanować oddech. - Masz jeszcze brata. Uspokój się, przecież mówię. Płacz ci teraz nie pomoże, a Fuksowi zaszkodzić. No dalej, dalej... Musisz jak najszybciej go znaleźć. Fuks, trzeba iść po Fuksa, staruszku. Jaki jest z ciebie brat? - Iwian klepie się po policzkach i ciężko podnosi się z ziemi, podpierając się na resztkach Muru. - Trzeba po niego iść. No dalej, bądź dobrym bratem.

Już i tak nim nie jesteś.

Iwian przedostaje się przez ruiny, próbując ignorować ból nóg. Przechodzi przez pustynię, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Najchętniej wróciłby do biegu, bo sporo czasu już stracił na swój postój, jednak wie, że nie dałby rady utrzymać takiego tempa. W lesie musi się już nieco bardziej skupić, by nie potykać się co chwila o rośliny i nie zgubić wśród nich tropów, co daje mu nieco mniej miejsca na ponure rozmyślania. W końcu wśród drzew miga mu kolorowa plama ogrodów. Słyszy stłumione przez odległość krzyki. Z każdym krokiem słyszy coraz wyraźniej, zwłaszcza że wrzeszcząca osoba nie szczędzi sobie gardła.

- Warinus! POKAŻ SIĘ, TY STARY DZIADZIE!

Wypowiedź jest co chwila wzbogacana o przekleństwa, które aż pieką w uszy. Ale co najbardziej Iwiana zaskakuje to to, że głoś wydaje się być kobiecy. A takiej litanii spodziewał się raczej po jakimś niezbyt trzeźwym mężczyźnie nabuzowanym po bójce w karczmie. Podkrada się ostrożnie i wychyla się zza krzewów.

I wtedy zaczyna żałować, że nie zmusił się do biegu.

Fuks tkwi w uścisku bluzgającej kobiety w otoczeniu grupy mężczyzn wyglądających jak góry żylastego mięsa z toporami w dłoniach. Kobieta ma posiwiałe włosy, choć twarz jest młoda. Ubrana jest w prowokującą granatową suknię. Z lewego nadgarstka zwisają kajdany z zerwanym łańcuchem. Natomiast cała jej prawa ręka jest soczyście czerwona, jakby włożyła ją sobie na kilka godzin do wrzątku. Iwiana jednak w tej chwili niewiele obchodzi jej kolor. Ważniejsze jest to, że ta dłoń dzierży nóż zaledwie kilka milimetrów od gardła Fuksa.

Ma ochotę do niej podbiec, uderzyć czymś mocno w głowę i jak najszybciej wyrwać z jej uścisku swojego brata. Iwiana powstrzymuje przed tym tylko jej obstawa. Mogliby go rozpłatać na kawałeczki kilkoma celnymi ciosami, a wtedy nie na wiele by się przydał swojemu bratu. Czeka więc na rozwój wydarzeń, wypatrując okazji do interwencji. Fuks wyraźnie boi się nawet drgnąć, by nie nadziać się na ostrze. Po policzkach spływają mu łzy, a skóra drży niekontrolowanie.

Niestety nic nie wskazuje na to, by wydarzenia miałyby się rozwinąć w pomyślnym dla niego kierunku.

Warinus przez długi czas się nie pokazuje, a kobieta nie wygląda, jakby obdarzono ją dużą dozą cierpliwości.

- WARINUS! Pokaż się, zgrzybiały starcze! W przeciwnym razie młody zginie!

Dorzuca jeszcze do tego parędziesiąt przekleństw i wyzwisk, na które Iwian odruchowo się krzywi, nawet pomimo znacznie poważniejszych emocji, które się w nim ktołują. Kiedy Warinus w końcu pojawia się na balkonie, chłopak ma ochotę rozpłakać się ze szczęścia.

- O chodzi? - pyta starzec tonem tak chłodnym, że aż ciarki przebiegają Iwianowi po plecach. Mimo to kobieta nie wygląda, jakby ją to bardzo obeszło.

- Wyjście. Gdzie ono jest, do pip!?

- O czym mówisz, szalona kobieto? - Warinus wydaje się zniesmaczony równie mocno co Iwian. Chłopak ma nadzieję, że Pozytywni jak najszybciej postarają się uwolnić Fuksa, a Warinus służy tylko do odwrócenia uwagi.

- Patrzcie no państwo, kolejny mądry inaczej się znalazł. Dziadku, lepiej nie rób ze mnie czubka! Gdzie jest wyjście z tego pip! pip!? Gadaj albo młody ucierpi.

- Wnioskuję, że byłaś już na Scenie. Twoi... kompani - Warinus obrzuca ich obdarte sylwetki krytycznym spojrzeniem - oni zapewne też. Tak więc mam dla was złą wiadomość. Wyjście jest dla was zamknięte - mówi dosadnie i wyraźnie, jakby wykładał coś oczywistego małym dzieciom. Takim trochę niedorozwiniętym.

- Pies ci mordę lizał, ty pip! Nie wciskaj mi tu gówna w złotku. Gdzie jest to pip! wyjście, co? Ostatnia szansa! Liczę do trzech.

Warinus nie reaguje. Iwian przygryza wargę tak mocno, że zaczyna czuć metaliczny posmak krwi na języku. No dalej, zróbcie coś.

- Raz!

Iwian zaciska dłonie w pięści.

- Dwa!

Warinus cofa się w głąb balkonu. Fuks wydaje z siebie zduszony, błagalny jęk.

- I moje ostatnie pip! słowo...

Iwian traci nadzieję na pomoc. Rzuca się biegiem w ich stronę. Są jednak zbyt daleko.

- TRZY!

Ręka kobiety wykonuje szybki ruch. Na szyi Fuksa wykwita czerwona linia. Iwian zatrzymuje się wpół kroku, patrząc jak krew rytmicznie zaczyna opuszczać ciało jego brata.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top