12. Jedna mała gra
Irytujący fakt? Mimo nieśmiałości i strachliwości Lota nie potrafi siedzieć spokojnie. Gdy już mija początkowy etap niezręczności, robi się z niej istny wulkan energii. Nie zdrowieje jeszcze całkowicie, gdy wpada na pomysł zorganizowania podchodów. I oczywiście nikt, kogo zaprosi do udziału w zabawie, nie jest w stanie odmówić. Przygotowanie wszystkiego powierza Jugrimowi. Tak, temu Jugrimowi. Kiedy wilk wychodzi z lasu, oznajmiając, że skończył swoją robotę, jest już późne popołudnie.
- Chodźcie już, no! - ekscytuje się Lota, ciągnąc za ramię Fuks, który na swoje nieszczęście znajduje się jako jedyny w zasięgu jej rączek.
- Jest już późno, kwiatuszku - zauważa z żalem Ceriana - Zaraz zajdzie słońce. Zabawa nawet nie zdąży się rozkręcić.
- Nie boję się ciemności. Jestem na to za duża - oświadcza z dumą dziewczynka, prostując pierś i zadzierając nos.
- Wierzę na słowo, kwiatuszku. To co, idziemy?
Lota z Cerianą spoglądają wyczekująco na Iwiana, który wzdycha na ten widok cierpiętniczo. Chętnie by odmówił, ale... nie wypada odmawiać dwóm dziewczętom. Zwłaszcza, jeżeli się owe dziewczęta lubi.
- Niech będzie.
- Mówiłam ci, kwiatuszku, że wspólnie to wygramy! - zwraca się Ceriana do Loty.
- Ci! - karci ją Lota, spoglądając konspiracyjnie na brata. Iwian już jednak zdążył zrozumieć co nieco.
- Zaplanowałyście to? - pyta z niedowierzaniem.
- Ups, znowu się wygadałam - wzdycha Ceriana, niezbyt jednak tym przejęta. Najwyraźniej uznaje, że nie ma co zachowywać dyskrecji, skoro cel został już osiągnięty. Celuje palcem w stronę lasu. - Do boju, kwiatuszki!
***
Fuks uśmiecha się na widok kolejnego wyrytego na korze znaku. Większość konkurencji została daleko w tyle. Nic zresztą dziwnego - Fuks od zawsze miał słabość do zagadek. Kawałkiem węgla przerysowuje znak do zeszytu. Przygryza wargę, próbując rozszyfrować całość pozostawionych przez Jugrima symboli, gdy nagle powietrze przecina ostry świst podobny do tego wydawanego przez strzałę wypuszczoną z łuku.
Fuks zamiera, nasłuchując uważnie. Po chwili dźwięk się powtarza. I to kilkukrotnie.
Gdzieś daleko za nim inni gracze zaczynają do siebie pokrzykiwać. W ich głosach Fuks wyraźnie słyszy niepokój. Po chwili świszczący dźwięk zmienia się okropny huk, a potem wszystko oprócz ludzkich głosów milknie. Fuks nie wie, ile tak stoi w bezruchu, czekając na kolejny huk.
Wtedy po lesie nagle roznosi się echem znajomy krzyk. Lota.
Nie waha się ani przez moment. Biegiem rzuca się w kierunku dźwięku. Pisk zmienia się w szloch, który mimo wysiłków Fuksa coraz bardziej się oddala. Wypada z lasu wprost na skwar pustyni. W oddali migają stale przemieszczające się sylwetki. Nie jest w stanie stwierdzić, ile ich jest, bo całość zlewa mu się w jedną drgającą plamę. Zmierzającą do dziury w Srebrnym Murze, za którą zieje ciemność. Fuks przyśpiesza jeszcze bardziej, choć ledwo może już oddychać.
Wszystko na darmo. Postacie znikają za Murem, a Fuks potyka się w połowie drogi. Oddycha gwałtownie, krztusząc się przy tym gorącym powietrzem i własnymi łzami. Nie ma siły wstać. Piasek irytująco lepi się do jego spoconej skóry i wpada mu do oczu.
Chyba traci na chwilę przytomność, bo gdy otwiera oczy pochyla się nad nim przerażony Iwian. Niedaleko słyszy jakieś pokrzykiwania, a skóra piecze go, jakby spędził na słońcu już jakąś godzinę.
- Co się stało?
Fuks podnosi się do pozycji siedzącej i wypluwa piasek, który jakimś cudem dostał się do jego ust.
- Lota - charczy w końcu, wspierając się na Iwianie. Czuje się skołowany i chce mu się wymiotować. - Oni chyba...
- Posłuchaj mnie uważnie, Fuks - Iwian kładzie mu dłonie na ramionach. Stara się zachować spokój, choć doskonale czuje wzbierającą w nim falę paniki. - Histeria nic tutaj nie pomoże, a wręcz pogorszy sprawę. Odprowadzę cię teraz do Filemy. Ona się tobą zajmie.
- Ale...
- Nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Kiedy tylko cię odprowadzę, pójdę rozeznać się w sytuacji, dobrze?
Fuks ma ochotę się buntować, lecz ból głowy staje się coraz bardziej dotkliwy. Kiwa więc jedynie niemrawo głową i mocniej wspiera się na bracie. Gdy tak idą, zauważa przy wyrwie w Murze grupę Pozytywnych. Ma pewność, że to nie Negatywni, bo czerwieni sukni Ceriany nie da się z niczym pomylić.
Filemy nie ma w domu. Drzwi otwiera im Złotko wyglądająca, jakby płakała. Tylko że po jej policzkach nie płyną żadne łzy.
- Filemy nie ma? - pyta Iwian, pomagając położyć się Fuksowi na łóżku. Złotko kręci głową i palcem wskazuje kierunek, w którym powinien znajdować się zniszczony kawałek muru. - Wiesz, gdzie jest Lota?
Złotko znów kręci głową, spuszczając wzrok.
- Spokojnie, zaraz wszysrko się wyjaśni - Iwian próbuje zachować optymizm, by choć trochę ich uspokoić. - Zajmiesz się na razie Fuksem? Dość długo leżał na słońcu.
Złotko kiwa głową, składając ręce.
- Dziękuję.
Iwian opuszcza dom, kierując się w stronę wyrwy. Im bardziej się zbliża, tym lepiej widzi cały chaos panujący wśród Pozytywnych. Rycerze wykłócają ze wszystkimi, co rusz wskazując zaostrzoną bronią w stronę Negatywki. Najwyraźniej chcą przypuścić atak. Duszki leśne biegają w tę i z powrotem pomiędzy ich nogami, próbując jakoś uspokoić całe towarzystwo. Nad całą tą hałaśliwą bandą zauważa górującą sylwetkę sir Fargona. On chyba jako jedyny nie krzyczy, z surową miną wpatrując się w teren po drugiej stronie. Iwian podchodzi do niego z lekkim wahaniem. Tak poważnego i groźnego nie widział go jeszcze nigdy.
- Co się stało?
- Zdołali się przebić - w głosie sir Fargona rozbrzmiewa nuta niedowierzania i... szacunku? Nie, chyba się przesłyszał. - Wysłałem już kogoś po Warinusa. Niedługo powinien tu być. Najbardziej martwi mnie to, że się nie pokazują.
- Iwian!
Ceriana przepycha się w ich stronę, nie przejmując się roztrącanymi na boki ludźmi. Po raz pierwszy nie wygląda na wesołą nawet w minimalnym stopniu. Na jej twarzy maluje się za to niezrozumienie, jakby to wszystko było tylko jednym wielkim żartem.
- Rozmawiałam właśnie z Mirą! Mieszka tu niedaleko i ona mówi, że... że zabrali kogoś na drugą stronę! A mówię ci to, bo to chyba była Lota! - Ceriana mówi to wszystko na jednym wdechu, jakby bała się jego reakcji.
Iwian tymczasem wciąż się nie porusza, wpatrując się w półmrok panujący w Negatywce. Ogarnia go to samo niezrozumienie, które widnieje na twarzy Ceriany.
Nie.
A jednak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top