Ogień I Zapomnienie

- Panie prezydencie, oto Arhut Tok we własnej osobie - powiedział przedstawiciel ochrony prezydenckiej wprowadzając starego mistrza.
- witaj, drogi przyjacielu - stara, zmęczona sylwetka władcy zaczęła się odwracać i przemawiać do gościa - wiele usłyszałem o zdolnościach Jedi i uznałem, że możesz okazać się bardziej przydatny nawet zdala od pola walki. Zresztą, walka nie jest dla kogoś w twoim wieku. Lepiej przydasz się tutaj. Pamiętasz jak próbowałeś mnie dawno temu przekonać do treningu Canińczyków wrażliwych na Moc? Zmieniłem dawno podjętą decyzję-masz na to moją pełną zgodę. A nawet powiem więcej, proszę cię o to i uczyń to jak najszybciej. Chcę stworzyć specjalną jednostkę, która opanuje sztukę introspekcji co pozwoli nam wygrać. Drogi Arhucie, czy mogę cię o to prosić?
Mistrz Jedi poczuł, że nauka w obliczu wojny i po to by osiągnąć zwycięstwo była by zdradą nauk Jedi i użytkowników jasnej strony Mocy. Mimo to czuł, że pozwoli mu to uratować swego ucznia. Zachowa go od śmierci i strat. Zgodził się.
- świetnie, przyjacielu. Dziękuję Ci za to. Moi ludzie pokażą ci drogę i spis wrażliwych, który niegdyś sporządziłeś...

Niebawem Arhut znalazł się w sali, a której czekała już dwudziesto osobowa grupa. Każdy z nich odczuwał dotyk Mocy. Mistrza zainteresowała jednak konkretna sylwetka. Pośród uczniów jednym z nich był żołnierz, który zdawał się być wyszkolony w aspektach, które pomogą mu przyswoić Moc i jej cechy.
Lekcja prowadzona była ósmą godzinę. Każdy był już zmęczony, Arhut jednak nauczył ich czegoś na wypadek zmęczenia. W końcu musieli umieć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Uczniowie skorzystali ze sztuczki regeneracji sił poprzez Moc.
- Zaczerpnijcie Mocy z otaczającej was przestrzeni. To tak jak byście chcieli wziąć głęboki wdech. Następnie...
- Tok, musimy porozmawiać - przerwał mu głos dowódcy oddziałów zwiadowczych wchodząc do sali.
- Powtórzcie wszystko czego się dziś nauczyliście - powiedział wychodząc z obstawą kilku żołnierzy.
Został przetransportowany do bazy wojskowej, w której badane były zdobyte informacje o swoim wrogu. Maszerował przez jasny tunel, który, według zarzeczeń, był odporny na wszelkie pociski i materiały wybuchowe. Sieć takich tuneli pokrywała całą placówkę. Stanowiło to sprawdzony system ewakuacji.
Jasny tunel skończył się na, kontrastująco, ciemnym pomieszczeniu, w którym roiło się od komputerów, analityków, strategów i wszechobecnego napięcia. Przed stołem holograficznym stała osoba, o której Arhut chciał na zawsze zapomnieć. Niestety sylwetka ta powitała go jak starego przyjaciela.
- Szary Jedi. Wolny, nieograniczony i potężny! Arhut Tok. Proszę, proszę. Całe szczęście, że musimy się tolerować - powiedział Kandus regulując swoje mechaniczne ramię i patrząc na Jedi z wyrzutem.
- Kandus, o co chodzi, czemu mnie tu wezwano?
- Bo z drobnego szperania w historii okazało się, iż Jedi są ponoć świetnymi dowódcami na polu bitwy. Cóż, ja tam mam to gdzieś ale przyznam, że jest misja, na której przydał by się jakiś miecz świetlny i kilka latających przedmiotów - powiedział jakby ze śmiechem siadając przed stołem z modułem holograficznym - spójrz. Stare czujniki górnicze na księżycu Nylve wskazują wręcz ogromną aktywność w pewnym rejonie. Statki, wykonujące rekonesans a raczej ich czarne skrzynki dały nam kilka zdjęć, przedstawiających ogromną budowlę. Jakby to złączyć wszystko w całość wychodzi na to, że mają komin do... jądra księżyca? Może chodzi im o magmę w środku? I może chcą tego użyć jako broni. Cokolwiek się tam dzieje, ktoś musi to zbadać. Mam już ekipę ale sami nie pójdą. Chcialem wysłać ciebie ale jak się okazuje masz przedszkole Jedi na głowie z rozkazu prezydenta. A zatem co ty na to, by wysłać tam twojego chłopca?
Arhut poczuł niepokój związany z koniecznością posłania Bane'a na misję bez wsparcia przyjaciół.
- czy to na prawdę konieczny krok? - Jedi chciał odciągnąć wszystkich od tej decyzji. Wymowny grymas na twarzy Kandusa dał mu do zrozumienia, że to jedyne wyjście, by z powodzeniem zakończyć misję. Sam przed sobą uznał też, że będzie to dobry sprawdzian dla młodego padawana. Przytaknął i za chwilę poszedł skontaktować się z uczniem.
-chłopcze, mam dla ciebie zadanie. Tylko Jedi może się podjąć tego zadania. I czas żebyś zdobył się na odwagę co do prawdziwego zadania...

- I jak poszło? - zapytał Kandus.
- Bane już tu zmierza - odparł nie napojony zachwytem.
- świetnie, dziękuję. Ej, ludzie zebrać ekipę na operację Wulkan. Teraz!
Nagle w całej bazie zapanował chaos i gwar. Wszyscy zaczęli przygotowywać sprzęt i informacje. Wolne stanowiska przy komunikatorach zapełniły się. Żołnierze przypisani do tej misji zebrali się. Operacja była prawie gotowa.
- Arhucie - odezwał się Kandus - dziękuję za twego ucznia. Przyda się. To pewne. Ty musisz wracać do treningu wrażliwych na Moc. Dziękuję jeszcze raz za współpracę i jak to mówicie... Niech Moc będzie z tobą.
- I z tobą również, Kandusie. Żegnaj.
Po chwili rozeszli się w swoje strony. Mistrz Jedi znów wracał tym samym długim korytarzem, by w końcu wydostać się i pogrążyć się w medytacji w drodze do nowych uczniów.

Podczas podróży, Arhut doznał dziwnego poczucia niebezpieczeństwa. Zagłębił się w medytacji, by upewnić się czy nie ma w pobliżu wroga. Niestety, byli już zbyt blisko. Średni prom latający zawisnął nad ścigaczem, którym podróżował Jedi. Statek wystrzelił salwę, która uszkodziła pojazd, który się zapalił i lewą stroną ocierał o podłoże. Dwóch żołnierzy armii Canine wszczęło ostrzał. Arhut stanął na krawędzi ścigacza, zapalił długi, podwójny miecz świetlny, nabrał Mocy i z całych sił wyskoczył w powietrze lądując na statku wroga. Rozpędził się i biegł przecinając cały pojazd i skazując go na nieuniknioną kraksę. Gdy na horyzoncie pojawiła się dwójka żołnierzy, Arhut odbił pociski raniąc jednego z nich. Do drugiego zaś pobiegł i zamachnął się tnąc go na skos od biodra do głowy. Kolejnych przeciwników więził w uścisku Mocy, by potem szybko zakończyć ich żywot. W końcu przedarł się na mostek. Zauważył jednak tylko przez szybę drugi statek lecący prosto na niego z ogromną prędkością. Dało mu to tylko 5 sekund, które wykorzystał na zebranie jak najwięcej Mocy, by zredukować obrażenia. Oba pojazdy na wskutek zderzenia zaczęły wybuchać i spadać. Runęły w kanionie nieopodal miasta. Nie zostały od razu ani zauważone, ani usłyszane.
Arhut leżał z przebitym biodrem wśród płonących metalu i walących się ścian. Wtem usłyszał czyjeś kroki. Z płomieni wyszła ubrana w czarny kostium z peleryną postać.
- Szczęście kiedyś się kończy - zaczął nieznajomy - Moc nas kiedyś zawodzi. Życie płata figle. Starzy przyjaciele nas zdradzają. To koło życia. Wszystko do ciebie wróci jak wrócił i twój stary uczeń...
Postać zrobiła krok naprzód. Arhut ujrzał oblicze swego byłego padawana - Rahion... Zbłądziłeś, mój drogi uczniu...
- przeciwnie, starcze. Ty popełniłeś błąd szkoląc kogoś, kto może nam zaszkodzić. Ale jak widzisz wiele już pojąłem. Umiem zapobiec temu co wydawało się nie uniknione. A jak? Otóż uczeń nie przerośnie mistrza jeśli ten nie zdąży go nauczyć...
Czerwona klinga zapaliła się z głośnym sykiem, wykonała wir a następnie wypaliła dziurę w sercu Arhuta.
- Niech Moc będzie z tobą... Mistrzu.
Rahion podniósł miecz świetlny Poległego Jedi i wyszedł. Zostawiajac mistrza, wraz ze swymi sekretami, trawionego przez ogień.
- idę po ciebie Bane...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top