Rozdział VII
Kiedy całą czwórką znaleźli się już bezpiecznie wewnątrz promu Kylo Rena oraz obrali kurs na Tatooine, odziany w czerń rycerz rozkuł młodą łowczynię nagród. Dziewczyna westchnęła z ulgą, rozcierając bolące nadgarstki. To ona poprosiła Kylo, aby udali się na tę pustynną planetę, ponieważ zbyt długo nie mogli przecież podróżować Upsilonem. Prom ten zbyt wyróżniał się na tle innych, a poza tym, w każdej chwili, z łatwością mógł zostać namierzony przez ludzi z Najwyższego Porządku. A była to ostatnia rzecz, na której zależało uciekinierom. Należało więc pozbyć się go jak najszybciej, i zwinąć coś innego. Coś, co zdecydowanie mniej rzuca się w oczy... A jak wiadomo, gdzież łatwiej znaleźć nieoznakowany statek, niż na Tatooine, tej galaktycznej stolicy mętów wszelakich? Natomiast, co zrobią potem, to się jeszcze okaże...
Mande skrzywiła się, gdy doszło do niej, iż od pewnego czasu generał Hux przygląda jej się podejrzliwie. Cóż, on oraz jego kędzierzawy kumpel nieco pokrzyżowali jej plany, i sama nie wiedziała, czy cieszyć się, że utknęła z nimi na tym przeklętym promie, czy wręcz przeciwnie. Ren nie miał względem niej żadnych obiekcji, ale generalątko było wyraźnie niezadowolone z jej obecności. Co ten Hux, zazdrosny? Kylo to jego chłopak, czy jak?
– Przestań się na mnie gapić, panie generał – mruknęła, kiedy pod wypływem jego pełnych niechęci spojrzeń zaczęła czuć się niekomfortowo.
– Kto cię wynajął? – syknął w odpowiedzi rudowłosy mężczyzna.
Mande zerknęła na niego spode łba.
– Babcia małej – odrzekła. – Generał Leia Organa.
– Mamcia? – wykrztusił Kylo.
– Taaa... – Łowczyni nagród machinalnie skinęła głową. – Twoja mamcia. Swoją drogą – zmarszczyła brwi – z was to jest naprawdę rodzina specjalnej troski. Matka w Ruchu Oporu, syn w Najwyższym Porządku... – Parsknęła śmiechem, zwracając swój wzrok ponownie w stronę generała. – A ty, rudy, to kto? Może kuzynek do kompletu? Jakiś zaginiony syn Luke'a Skywalkera? W końcu, ten stary dziad prowadzał się kiedyś z jedną rudą z Imperium...
Generał Hux pobladł śmiertelnie. Zerwał się na równe nogi.
– Ja sobie wypraszam takie insynuacje! – zawołał, trzęsąc się z gniewu.
– Dobra, jenerał, klapnij już sobie – rzekła ponownie Mande, tym razem zdecydowanie łagodniejszym tonem. – I nie krzyw się tak, bo zmarszczek dostaniesz! Tylko żartowałam!
Amelia zachichotała. Kobieta spojrzała w jej stronę. Dziecko uśmiechnęło się do niej szeroko. Niepewnie odwzajemniła więc uśmiech. Ta mała miała w sobie takie coś... Coś... Coś, co sprawiało, że raczej nikt nie chciałby mieć z nią na pieńku.
– Dlaczego mamcia cię wynajęła? – Mande usłyszała kolejne pytanie, lecz tym razem to Ren je zadał.
Mamcia..., pomyślała rozbawiona. Facet jest wielką górą mięśni, ma co najmniej trzydzieści lat i ciągle używa słowa „mamcia". Czy to nie urocze?
– Żebym przywiozła jej wnuczkę – odrzekła. – Tylko tyle. Powiedziała, że chce się nią zaopiekować. Nie chciała, żeby trafiła do Snoke'a. Poza tym, Allanie podobno grozi niebezpieczeństwo ze strony jakiegoś „D", kimkolwiek on jest.
– Amelii – poprawili jednocześnie Hux oraz Kylo.
– Zmieniliśmy jej imię. – Ren wzruszył ramionami, widząc niepewną minę łowczyni nagród. – Tak dla bezpieczeństwa...
– Aha, rozumiem...
– Organa mówiła, że chce się zaopiekować małą? – parsknął Hux. – Zaopiekować?! Już to widzę! Pewnie przy pierwszej nadarzającej się okazji oddałaby ją Jedi, żeby wyprali jej mózg!
– Skywalker nigdy nie dostanie mojej bratanicy! Snoke też nie! Ani ten cały „D"! – oświadczył stanowczo Kylo Ren. Zbliżył się do Mande, która siedziała na podłodze, opierając się plecami o ścianę. W przedziale pasażerskim promu typu Upsilon nie było zbyt wiele miejsc siedzących. Dla niej zabrakło już fotela. – Mande – powiedział, przykucając przy niej. Zauważyła, że zdjął swe czarne rękawice. Wyciągnął dłoń, kładąc ją na karku dziewczyny. Poczuła niespodziewanie przyjemny dreszcz, który przeszedł po całym jej ciele. – Mande – powtórzył, delikatnie gładząc palcami jej białą szyję. – Nie pozwolimy ci zabrać Amelii do Ruchu Oporu. Nie oddamy jej. Możesz więc odejść stąd z niczym, lub zostać z nami i pomóc nam w znalezieniu tego „D". Decyzja należy do ciebie...
Łowczyni nagród zapatrzyła się w głębokie, ciemne oczy mężczyzny i wiedziała już, że nie ma właściwie żadnego wyboru. Jeśli wróci bez dziewczynki, Ruch Oporu jej tego nie daruje. Zresztą, Leia w końcu i tak zorientuje się, że Mande nie zamierza ponownie odwiedzać placówki powstańców, i pewnie wyśle za nią innego łowcę nagród. A Kylo Ren był przecież mistrzem Zakonu Ren. Przy nim powinna być bezpieczna. Poza tym, na Moc, te jego oczy... Coś nagle ścisnęło ją w żołądku. Jeszcze nikt nigdy nie patrzył na nią tak, jak ten mężczyzna. Jego miękkie, długie palce tańczyły na jej szyi, doprowadzając ją niemal do szaleństwa...
– Zostaję z wami – oznajmiła.
Ren uśmiechnął się radośnie.
– Mądra decyzja – szepnął, pochylając się ku niej.
Już prawie przytulił usta do ust młodej kobiety, kiedy Hux znów postanowił im przeszkodzić. Rudowłosy mężczyzna odchrząknął znacząco.
– Możecie się trochę opanować? – burknął. – Takich rzeczy nie robi się przy dziecku! – fuknął, wyraźnie oburzony.
Bratanica Kylo zamrugała. Przenikliwie spojrzała na generała.
– Czy ma pan problem z określeniem własnej seksualności? – spytała. – Wyraźnie jest pan zazdrosny o mojego wuja...
Ren oraz Mande wytrzeszczyli oczy, gapiąc się to na Huxa, to na dziewczynkę. Generał niespodziewanie poczerwieniał i ponownie zerwał się na równe nogi.
– Ja... – wykrztusił. – Ja... Nie mam żadnego problemu! – wrzasnął. – Nie jestem zazdrosny o Rena! W ogóle nie lubię mężczyzn!
Amelia wzruszyła ramionami.
– Tylko zapytałam – rzekła niewinnie.
– Amelio, tak nie można... – mruknął po kilku chwilach Kylo, przyglądając się Huxowi, który był tak wściekły, że wyglądał, jakby za chwilę para miała puścić mu się z uszu. – Przeproś natychmiast...
Dziewczynka skrzywiła się lekko i spuściła wzrok.
– Przepraszam – wymamrotała.
Generał uspokoił się nieco. Pobladł. Wyprostował się dumnie, poprawiając swój nienaganny, czarny mundur.
– Przeprosiny przyjęte – oznajmił chłodno.
Obrzucił niechętnym spojrzeniem Kylo oraz jego nową miłość, po czym opuścił przedział pasażerski, kierując swe kroki w kierunku sterowni. Mistrzowi Zakonu Ren coś przyszło do głowy, kiedy zobaczył właz zasuwający się za plecami Huxa.
– Amelio – zwrócił się do bratanicy. – Nie chciałabyś towarzyszyć panu generałowi? – spytał, z błyskiem w oku zerkając na Mande. – Hux pokaże ci, jak pilotować statek...
Dziewczynka ostentacyjnie przewróciła oczami.
– Dorośli – rzuciła z politowaniem.
Zsunęła się jednak z szerokiego fotela, po czym w podskokach udała się w ślad za rudowłosym generałem. Ren natomiast osunął się na podłogę, tuż obok Mande.
– A więc... – mruknął, delikatnie przesuwając kciukiem po jej wargach. Serce dziewczyny zabiło mocniej. – Na czym skończyliśmy?
Przysunęła się do niego, uśmiechając się lekko.
– No na czym, mistrzu? – zamruczała.
Kylo uśmiechnął się szeroko. Ujął jej twarz w obie dłonie. Ich usta wreszcie złączyły się w namiętnym pocałunku. Mande zamknęła oczy, delektując się smakiem jego warg. Lecz już po chwili, niewiele myśląc, jednym szybkim ruchem znalazła się na Renie, siadając na nim okrakiem. Oparła dłonie na klatce piersiowej mężczyzny, pochylając się do niego. Kylo objął dziewczynę w pasie jednym ramieniem, z całych sił przyciskając ją do swego ciała. Drugą dłonią rozplótł jej włosy, a następnie złapał ją za kark i ponownie pocałował. Gorąco, z pasją. Sięgnął do zapięcia jej kombinezonu, ale delikatnie odsunęła jego rękę.
– A jeśli Hux lub Amelia tutaj wrócą? – spytała cicho.
– Tym nie musimy się przejmować... – odrzekł mroczny rycerz. Wyciągnął dłoń w stronę włazu, po czym zablokował go, używając Mocy. – Nikt tutaj nie wejdzie... – mruknął ochrypłym głosem. – A do lądowania na Tatooine mamy jeszcze sporo czasu...
Mówiąc to, zepchnął z siebie Mande, a w następnej sekundzie własnym ciałem przygwoździł ją do pokładu. Chwycił oba nadgarstki łowczyni nagród, przesuwając je za jej głowę.
– Hej! – zaprotestowała dziewczyna. – Co ty...
Położył palec na jej ustach.
– Ciii... – szepnął, muskając nosem szyję Mande. – To ja tu jestem mistrzem...
Palce Kylo ponownie sięgnęły do zapięcia jej kombinezonu. Młoda kobieta lekko przygryzła wargę, czując jak jej serce zaczyna bić przyspieszonym rytmem. Jedno było pewne – podróż na Tatooine na pewno nie będzie im się dłużyć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top