XVIII
— Twój droid znów usiłował mnie zaatakować — oświadczył Solo, siadając naprzeciwko Tatsumy, który właśnie rozpalał ognisko.
Tatsuma zerknął na niego i wyszczerzył wszystkie zęby w szerokim uśmiechu.
— Niedobry Gwizdek! — rzucił.
Solo parsknął, splatając ramiona na piersi. Może powinien wyciągnąć miecz świetlny i przypomnieć Tatsumie, że nie są przyjaciółmi, ani nawet kolegami z Akademii Jedi? Groźnie zmarszczył brwi, ale już po chwili odetchnął głęboko i powoli wypuścił powietrze z płuc. Szkoda jego fatygi. Sądząc po tym, jak Tatsuma szczerzył się do niego, nic by to nie dało. Że też Moc musiała pokarać go towarzystwem aż takiego idioty i ponownie spleść ich losy... Zielony droid, nazywany Gwizdkiem, chwilowo dał mu spokój i doturlał się do Tatsumy. Kolebiąc się na boki, zagwizdał pytająco. Solo zorientował się, że astromech niepokoił się o Maleen i Katsurę, których od dłuższego czasu nie było widać nigdzie w pobliżu. Tatsuma w odpowiedzi wzruszył ramionami, nadziewając kilka złowionych w pobliskim jeziorze ryb na cienkie patyki, aby łatwiej było upiec je nad ogniskiem.
— Są na pokładzie „Mu" — powiedział.
Solo skrzywił się paskudnie.
— Co oni tam tak długo robią? — mruknął niechętnie, ale kiedy zorientował się, jak idiotycznie zabrzmiało jego pytanie, było już za późno. Tatsuma parsknął głośnym śmiechem.
— Pomyślmy, co Maleen i Katsura mogą robić? — rzucił. — Sami? Tylko we dwoje? Może liczą atomy w podłodze?
Ren poczuł, że policzki zapiekły go mocno. Rzeczywiście, co dwoje kochanków mogło robić, gdy na powrót spotkało się po długim okresie rozłąki? Mógłby wymienić tysiące ważniejszych spraw do załatwienia, ale najwyraźniej oni myśleli tylko o jednym...
— Bardzo zabawne — warknął.
Był przekonany, że Tatsuma znów palnie jakąś głupotę, albo będzie stroił sobie z niego żarty, ale ku jego zdumieniu mężczyzna nagle spoważniał.
— Nie mamy żadnej gwarancji, że przeżyjemy to, co dla nas zaplanowałeś. Bo chociaż o niczym nam nie mówisz, musisz mieć jakiś plan odnośnie Maleen — powiedział ponuro. — Więc daj im się sobą nacieszyć, póki jeszcze mogą...
Solo po raz pierwszy w życiu widział Tatsumę aż tak poważnym. Widok ten zdziwił go tak bardzo, że aż zapomniał języka w gębie. Nie miał pojęcia, co mógłby odpowiedzieć, więc po prostu zamilkł. Wyglądało na to, że Tatsuma wcale nie był aż tak bezmózgim idiotą, za jakiego go uważał. Był po prostu słaby Mocą, i pewnie dlatego nie wyczuwał Ciemności, która aż wrzała na Nassau, niczym gęsta, czarna smoła. Ta sama Ciemność wybrała energię Maleen na swoje pożywienie. Nie miał wątpliwości, że jej źródło stanowiła wzniesiona na tej planecie przed wiekami świątynia Sithów. Wystarczyło więc tylko ją odnaleźć, aby cała zgromadzona w niej wiedza oraz artefakty stały się jego wyłączną własnością... Każda nowa umiejętność, każdy nowy artefakt przybliży go bowiem do ostatecznego zwycięstwa nad Ruchem Oporu. Wtedy w galaktyce zapanuje upragniony pokój, a Rey zrozumie, że jej miejsce znajduje się u jego boku. Razem będą rządzić tą niewdzięczną galaktyką, zaprowadzając na każdej planecie prawo i porządek. I uczyni to między innymi po to, aby tacy jak Tatsuma mogli dalej wieść swe pozbawione większych zmartwień, niemal beztroskie życie. Choć nie robił niczego wyłącznie dla siebie, a dla dobra wszystkich mieszkańców galaktyki, jak to zwykle bywa w podobnych przypadkach, wątpił, aby ktoś okazał mu choć odrobinę wdzięczności... Ponownie zerknął na Tatsumę, ale on należał akurat do grona tych dziwacznych osobników, którym dobry humor miał w zwyczaju wracać tak szybko, jak wcześniej się ulatniał. Teraz gawędził o czymś z Gwizdkiem, śmiejąc się głośno i jednocześnie piekąc nad ogniskiem ryby na kolację. Solo skrzywił się. Nie wyglądały zbyt apetycznie. Nie był pewien, czy zdołałby przełknąć coś takiego. Dobrze, że na pokładzie swojego statku miał kilka pakietów racji żywnościowych. Przynajmniej nie będzie zmuszony głodować. Nagle usłyszał odgłos kroków. Odwrócił się w stronę starego frachtowca i zobaczył Maleen oraz Zurę schodzących po rampie. Kobieta jedną ręką przygładzała włosy, a drugą trzymała Katsurę, ciągnąc go za sobą. Włosy mężczyzny były w nieładzie. Gdy oboje zbliżyli się do ogniska, Ren zauważył, że policzki kobiety były zaróżowione. Z trudem powstrzymał się przed przewróceniem oczami. Zura usiadł obok Tatsumy, a Maleen wsunęła mu się na kolana. Uśmiechnęła się do Bena. Zura skrzywił się, gdy to ujrzał i natychmiast objął ją mocno.
— Pewnie zgłodnieliście, co? — rzucił Tatsuma, uśmiechając się do nich szeroko. Znacząco poruszył brwiami.
Maleen otworzyła szeroko usta i zamrugała, ale zamiast odpowiedzieć, zawstydzona, schowała twarz w połach tuniki Katsury. Mężczyzna pokręcił głową. Tatsuma westchnął teatralnie.
— No to trudno — stwierdził, wzruszając ramionami. — Więcej dla mnie.
Sprawdził, czy ryby wystarczająco się już upiekły, z zadowoleniem skinął głową i wyciągnął jedną z nich w stronę Bena.
— Chcesz? — spytał.
Solo aż się wzdrygnął, spoglądając na wyłupiaste oczy stworzenia, umieszczone na końcach długich szypułek.
— Nie — burknął. Rybie truchło miał tak jaskrawe kolory, że wręcz krzyczało, aby go nie jeść. Jeśli Tatsuma na miejscu nie padnie trupem po spożyciu czegoś tak paskudnego, będzie to można uznać jedynie za cud.
Tatsuma jednak najwyraźniej wcale się tym nie przejmował. Pochłonął jedną upieczoną rybę i natychmiast zabrał się za kolejną. Popatrzył pomiędzy Zurą i Benem, którzy mierzyli się groźnymi spojrzeniami. Żaden z nich się nie odzywał. Maleen także milczała, ciasno wtulając się w Katsurę.
— Więc... — zaczął, nie mogąc znieść przedłużającej się ciszy. Solo zerknął na niego pytająco. Tatsuma odchrząknął. — Skoro już znaleźliśmy się na Nassau, co teraz?
— Znajdziemy świątynię Sithów — odrzekł Solo. — Im szybciej, tym lepiej.
Maleen drgnęła, jakby nagle coś sobie przypomniała i wyprostowała się gwałtownie.
— Co się stało? — zdumiał się Katsura.
— Te dziwne symbole w jaskini — zaczęła. — Zura, co one znaczą?
Zanim mężczyzna zdążył odpowiedzieć, Solo zerwał się na równe nogi.
— Jakie symbole? — spytał. — Pokaż mi! — rzucił rozkazującym tonem.
— Chwileczkę! — warknął Katsura. — Nie mów tak do niej!
Maleen położyła dłoń na jego ramieniu w uspokajającym geście.
— Zura, w porządku — powiedziała, uśmiechając się delikatnie. — Ty wypisałeś te symbole, prawda?
Mężczyzna skinął głową z ponurą miną.
— Są niczym... Wypalone w moim umyśle — wymamrotał. — Ale nie mam pojęcia, co mogą znaczyć. Gwizdek też nie wie...
— Pokażcie mi te symbole! — zażądał po raz kolejny Solo.
Katsura podniósł się, wyciągając dłoń do Maleen, aby pomóc jej wstać. Kobieta chwyciła go za rękę, splatając ze sobą ich palce.
— Słuchaj, Solo — warknął nagle. — Sam szukałem tutaj tej przeklętej świątyni Sithów. Miałem wizje, w których widziałem holokron. Ale niczego nie znalazłem. Na jakiej podstawie sądzisz, że tobie się to uda?!
— To bardzo proste — syknął Solo. — Nie jestem tobą!
Katsura zamarł na moment. Jego szczęki zacisnęły się mocno. Maleen widziała, że był wściekły. Rzucił się do przodu, jakby chciał zaatakować Bena, ale prędko wsunęła się pomiędzy nich, nie chcąc dopuścić do niepotrzebnej konfrontacji. Położyła dłonie na piersi Katsury.
— Zura, proszę... — powiedziała cicho. Delikatnie pokręciła głową.
Mężczyzna spojrzał na nią. Patrzyła na niego błagalnie. Jej błękitne oczy zrobiły się wielkie i okrągłe niczym spodeczki. Odetchnął głębiej.
— Dobrze — warknął, po czym minął Maleen oraz Bena, ruszając w stronę jaskini.
Ren zerknął na kobietę. Spoglądała za Zurą roziskrzonymi oczami, cała w zachwytach. Podobało jej się takie traktowanie? Była masochistką? On nigdy nie potraktowałby w podobnie bezczelny sposób Rey.... Maleen pobiegła za Zurą, a Tatsuma podszedł do Bena, poufale klepiąc go dłonią w ramię. Solo posłał mu mordercze spojrzenie, na co Tatsuma tylko uśmiechnął się szeroko.
— Ależ on ją kocha — powiedział, lekko kołysząc się na piętach.
Solo spojrzał na niego z niedowierzaniem.
— Dziwnie to okazuje — burknął, nagle, nie wiedzieć czemu, przypominając sobie, co sam powiedział Rey. Wytknięcie jej, że była nikim było raczej dość niefortunne. Ale dodał przynajmniej, że choć była nikim, to nie dla niego... Pokręcił głową, pragnąć jak najszybciej wyrzucić z umysłu to nieprzyjemne wspomnienie i ruszył za Maleen. Tatsuma dogonił go prędko.
Kiedy weszli do jaskini, Katsura klęczał przy jednej ze ścian, a Maleen pochylała się nad jego ramieniem. Gdy usłyszała ich kroki, podniosła głowę. Wskazała palcem na rzędy dziwnych symboli wyrytych w skale.
— Ben, potrafisz to odczytać? — spytała.
Katsura zerknął na nią, marszcząc brwi. Dlaczego odnosiła się do Solo tak... Przyjaźnie? Przecież ten człowiek ją torturował! Ben przykucnął obok niego. Przesunął dłonią po wyrytych w skale znakach, które dla Tatsumy wyglądały niczym rzędy rytych w losowych miejscach kresek. Kąciki ust Bena uniosły się leciutko. Dla niego symbole te nie stanowiły żadnej tajemnicy.
— To język Sithów — wyjaśnił.
Tatsumie cała krew nagle odpłynęła z twarzy.
— Sithów? — powtórzył z niedowierzaniem. — Zura, na Moc, skąd ty znasz język Sithów?
— Nie znam go! — oburzył się Katsura. — Widziałem te symbole w wizji! Nie chciały dać mi spokoju!
Maleen objęła go z czułością.
— Nadal masz te wizje? — spytała delikatnie, gładząc jego policzek dłonią.
— Nie. — Mężczyzna pokręcił głową. — Ale tych symboli nigdy nie zapomnę...
Ren przeczesał włosy palcami, jeszcze przez moment przyglądając się znakom spod zmarszczonych brwi.
— To współrzędne — oznajmił w końcu.
— Współrzędne czego? — spytał Katsura.
— Tego nie wiem. Jeszcze — odparł. — Może zapisałeś tutaj współrzędne miejsca, gdzie ukryto holokron, o którym mówiłeś?
— To by wiele ułatwiło — rzucił Tatsuma, uśmiechając się od ucha do ucha. Jego błękitne oczy lśniły. — Możesz to przetłumaczyć? — spytał z podekscytowaniem.
— Bez problemu — odparł Solo, na co Katsura skrzywił się, jakby właśnie przełknął coś kwaśnego. Musiał chyba uważać, że Ben przewyższa go pod każdym względem i poczuł się przez to dotknięty.
— Ben, a skąd ty znasz język Sithów? — spytała nagle Maleen. Sprawiała wrażenie nieco zaniepokojonej. W końcu, w Akademii Jedi nikt nie uczył ich tego języka. Uwagi Tatsumy nie umknął także fakt, że po raz kolejny nazwała Solo Benem, a on nie zareagował na to w żaden sposób. Nawet tego nie skomentował. — Przecież ty... Chyba nie...
Solo zerknął na nią.
— Chcesz wiedzieć, czy jestem Sithem?
Oczy Maleen rozszerzyły się. Z trudem przełknęła ślinę i niemrawo skinęła głową.
— Nie — odparł mężczyzna. — Nie jestem Sithem. Sithowie uważali, że potrafią kontrolować Ciemną Stronę, ale tak naprawdę to ona kontrolowała ich. — Na twarzy Maleen odmalowała się wyraźna ulga. Solo uśmiechnął się lekko. — Jestem Renem.
Kobieta skrzywiła się.
— No tak... — wymamrotała.
— Renem...? — wykrztusił Katsura, czując, że całe jego ciało nagle sztywnieje z przerażenia i grozy. Uświadomił sobie straszliwą prawdę. — To znaczy... Ty jesteś... Zabójcą Jedi! Mordercą!
Solo nie wyglądał na zbyt przejętego jego słowami.
— Tak też mnie czasem nazywają — rzucił. — Macie jeszcze jakieś pytania?
Ponieważ cała trójka tym razem milczała jak zaklęta, Ren sięgnął do kieszeni swej tuniki, wyciągając z niej niewielki datapad. Zapisał na nim przetłumaczone współrzędne i wstał. Zmarszczył brwi, przyglądając im się z zaciekawieniem.
— Nie są to współrzędne do astronawigacji — powiedział. — Wskazują na jakiś punk na północnej półkuli. Podejrzewam, że chodzi o jakieś miejsce na tej planecie.
Tatsuma uśmiechnął się szeroko.
— Na swoim statku na pewno masz najbardziej dokładne i aktualne mapy galaktyki i planet — powiedział. — Może sprawdzimy tam mapę Nassau? — zasugerował.
Ren posłał mu pełne podejrzliwości spojrzenie. Tatsuma zapałał dziwną miłością do jego statku i gotów był skorzystać z każdej nadarzającej się okazji, aby pobyć na nim choćby przez kilka minut, ale tym razem akurat miał rację. Komputery na jego promie wyposażone zostały w najświeższe dane odnośnie planet oraz sektorów, w jakich są one położone. Mógłby się założyć, że „Mu" ani ten zdezelowany, zielony astromech nie posiadają w swoich bankach pamięci nawet cząstki informacji, które on miał do swojej dyspozycji. Z pewnością jednak nie znajdą w nich wzmianki o świątyni Sithów. Ci, którzy je przygotowywali, nawet jeśli odnaleźli ruiny jakiejś świątyni, z pewnością nie wiedzieli nawet, na co patrzą... Pomimo tego jednak, ciekaw był, jak punkt, na który wskazywały współrzędne, opisano na mapach.
— Dobrze — zgodził się. — Sprawdźmy to.
Tatsumie aż zaświeciły się oczy. Był niczym dziecko, któremu ktoś obiecał nową zabawkę. Zura spojrzał pytająco na Maleen. Kobieta uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Tatsuma... Był po prostu przyjacielem wszystkich. Choć czasem wydawał się irytujący, nie dało się go nie lubić. Nawet Zura musiał to przyznać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top