XIII
Po torturach, jakim Ren poddał Maleen, na kilka następnych dni zostawił ich w spokoju. Raz na dobę szturmowiec dostarczał im niewielkie racje żywnościowe. Tatsuma wmuszał je w siebie, choć smakowały paskudnie, aby nie stracić sił. Gorzej było z Maleen. Uparcie odmawiała zjedzenie czegokolwiek. I tym razem nawet powoływanie się na Katsurę nie przyniosło żadnych rezultatów. Osiągnął jedynie tyle, że w końcu Maleen, zwykle tak cicha i spokojna, wywrzeszczała, że już nigdy nie chce słyszeć tego imienia. Przez większą część czasu kobieta spała, ale przez dręczące ją koszmary budziła się tylko bardziej wycieńczona. Tatsuma nie chciał na nią naciskać, dręczyć jej bardziej, niż to absolutnie konieczne, ale jeśli dłużej będzie odmawiać jedzenia, zagłodzi się... Co miał z nią zrobić, na Moc?! Dodatkowo, zachowanie Rena także nie dawało mu spokoju. Torturował Maleen, ale od niej, ani od niego nie wyciągnął żadnych przydanych informacji. Dlaczego więc po prostu ich nie zabił? Na co liczył? Chciał zrobić z nich przynętę? Myślał, że Ruch Oporu, który nawet nie wiedział o ich istnieniu, przybędzie im na ratunek i wtedy wpadnie w zastawioną pułapkę? Cóż, w takim razie Solo może sobie czekać w nieskończoność i niczego się nie doczeka...
Pewnego dnia jednak, ku zdumieniu Tatsumy, zamiast szturmowca, w celi zjawił się Ren. Ciężko było stwierdzić, czego mógł chcieć, ponieważ rzucił im jedynie pakiety racji żywnościowych, a następnie wyszedł bez słowa. Podobna sytuacji wydarzyła się jeszcze dwa razy, ale przy kolejnej „wizytacji", został dłużej. Pewnym krokiem wszedł do celi, zerknął na Maleen, jak bez życia leżącą na koi, potem na Tatsumę, i skrzywił się.
— Jak... — zaczął. Tatsuma spojrzał na niego z podejrzliwością. Przysiadł na koi obok nóg Maleen. Kobieta leżała odwrócona tyłem do nich, tuląc do piersi włosy Katsury. Nawet nie drgnęła, gdy Solo zjawił się w celi. — Jak ona się czuje? — spytał w końcu, odwracając wzrok.
Tatsuma zerknął na Maleen, a potem przeniósł wzrok na Rena, spoglądając na niego ponuro.
— A jak myślisz? — burknął.
Solo milczał przez chwilę. Jego oczy pociemniały. Czyżby miał wyrzuty sumienia? Cóż, na to już trochę za późno. Zabił Katsurę, torturował Maleen i niczego w ten sposób nie osiągnął. Czego więc chciał teraz? Głowa Tatsuma opadła na jego pierś.
— Zabij nas wreszcie — rzucił. — Wszystko będzie lepsze, niż tkwienie tutaj...
Ren przysiadł na drugiej pryczy, na wprost nich. Splótł ramiona na piersi.
— Gdybym chciał was zabić, już dawno bym to zrobił — syknął.
Tatsuma westchnął ciężko.
— No to czego od nas chcesz? — spytał. — Nie wiemy nic o planach Ruchu Oporu, ani Skywalkera!
— To już wiem — mruknął Solo. — Poza tym, tacy z was Jedi, jak... — Nie dokończył. Pokręcił głową. — Skywalker nie żyje, a wy niczego nie wyczuliście — podjął po chwili. — Żadni z was Jedi. Marne imitacje... Kazałem was rozkuć, a wy nawet nie spróbowaliście uciec.
Tatsuma gwałtownie poderwał się na równe nogi. Solo zachciało się nagle przyjacielskich pogawędek?!
— Wiesz dobrze, że Maleen nie przeżyłaby, gdybyśmy spróbowali uciec, a ja nie zamierzam zostawić jej samej! Czego ty od nas chcesz, Solo?! Zabiłeś Zurę! A teraz co?! Zapragnąłeś powspominać dawne czasy?! — Dłonie mężczyzny z całych sił zacisnęły się w pięści.
Ren spojrzał na niego. Jego ciemne, niemal czarne oczy, zabłysły.
— Zaatakowaliście mnie — warknął. — Więc się broniłem!
— Tobie się klepki w mózgu poprzestawiały! — wrzasnął Tatsuma. — To TY nas zaatakowałeś! Z tego, co pamiętam, to my akurat braliśmy nogi za pas! — Ponieważ Ren w żaden sposób nie zareagował na jego słowa, Tatsuma westchnął, z niedowierzaniem kręcąc głową. — Nie pojmuję cię, Solo. Co ty w ogóle robisz w Najwyższym Porządku? Przecież miałeś wszystko...
— Wszystko? — Ren zaśmiał się gorzko. — Nie miałem niczego! — warknął. — Nie byłem nawet osobą, a wyłącznie zbiorem oczekiwań! Wiesz, jak to jest?! Nie masz pojęcia, bo ty, Katsura i Maleen byliście tak przeciętni, że nikt nie poświęcał wam większej uwagi!
Tatsuma usłyszał szelest ubrań i nagle u jego boku pojawiła się Maleen. Blada, potargana, z podkrążonymi oczami i zapadniętymi policzkami, na które wystąpił rumieniec gniewu.
— Mnie możesz obrażać ile chcesz! — syknęła. — Ale nie pozwolę ci obrażać Katsury!
Zanim Tatsuma zdołał ją powstrzymać, rzuciła się na Rena, tłukąc go pięściami po piersi i ramionach.
— Dlaczego go zabiłeś?! — jęknęła. — Dlaczego mi go zabrałeś...?
Na Solo słabe ciosy kobiety nie robiły jednak żadnego wrażenia. Chwycił Maleen za ramiona i pchnął ją w kierunku Tatsumy. Mężczyzna objął ją i, szlochającą, przytulił do piersi.
— Nie przyszedłem tutaj rozmawiać o Katsurze — powiedział zimno.
— Więc o czym? — spytał Tatsuma.
— O niej — warknął Ren, wskazując na szlochającą kobietę.
Ramiona Tatsumy ciaśniej zamknęły się wokół ciała Maleen.
— O Maleen? — zdumiał się.
— Przeszukałem jej wspomnienia — powiedział Ren. — I znalazłem w nich coś... Jakiś cień...
— To nie twoja sprawa! — warknął Tatsuma.
— Przestańcie rozmawiać o mnie tak, jakby mnie tutaj nie było! — zawołała Maleen, wyplątując się z ramion Tatsumy. Spiorunowała Rena wzrokiem. — Tak, znalazłeś cień! Jestem chora! Umieram! I wkrótce dołączę do Zury! — Ciężko opadła na koję, przeczesując palcami ciemne strąki włosów. — Zadowolony?!
Ren spojrzał na nią z dziwną miną.
— Masz koszmary, prawda? Miewałaś je już wcześniej, w Akademii.
Maleen skrzywiła się. Nie odpowiedziała, ale w gruncie rzeczy nie musiała. Ren wiedział, że miał rację. Dręczyły ją koszmary. Od lat. Widział to w jej wspomnieniach.
— Skąd udaliście się na Crait? — spytał.
Tatsuma i Maleen wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia. Tortury nie przyniosły skutku, więc Solo postanowił wykorzystać inną taktykę i udawać ich przyjaciela? Mężczyzna niepewnie sięgnął ku niemu Mocą, pragnąc wysondować jego intencje, ale Solo nie był człowiekiem słabego umysłu i z łatwością odepchnął od siebie obecność Tatsumy.
— Wydaje mi się, że już mówiłem, że żaden z ciebie Jedi — powiedział. — Naprawdę sądzisz, że twoje żałosne sztuczki na mnie podziałają?
Policzki Tatsumy oblało gorąco. Solo wydał mu się nagle dziwnie rozbawiony. Mężczyzna poczuł ogarniającą go wściekłość. Ich sytuacja naprawdę bawiła Rena?! Naprawdę uważał za zabawne to, że zabił ich przyjaciela, a potem torturował Maleen?! Po prostu boki zrywać!
— Odpieprz się, Ren! — warknął.
Solo wzruszył ramionami.
— Jak sobie życzysz — odparł. Odwrócił się, jakby zamierzał opuścić celę. — Ale wtedy twoja przyjaciółka umrze prędzej, niż później. Wygląda na to, że tylko ja potrafię jej pomóc, bo ty i Katsura byliście zbyt głupi, żeby dostrzec to, co oczywiste! — rzucił przez ramię.
Tym razem Tatsuma naprawdę się wściekł. Solo TORTUROWAŁ Maleen! Jak miał po tym wszystkim czelność mówić o pomaganiu jej?! I co niby było oczywiste?! Czy Solo naprawdę uważał, że kiedy dowiedzieli się o stanie Maleen, przyjęli tę wiadomość ot tak, bez żadnych emocji i nawet nie starali się jej pomóc?! Zrobiliby dla niej wszystko! Nie zawahaliby się przed niczym, byleby tylko wygnać cały mrok z duszy kobiety...
— Wiesz, co dolega Maleen...? — spytał przez mocno zaciśnięte zęby.
Solo zerknął na niego.
— Tak. Dlatego muszę wiedzieć, skąd wyruszyliście na Crait — odparł.
— Nie wyciągnąłeś sobie tej informacji z mojego mózgu? — parsknęła kobieta.
— Nie zdążyłem — odrzekł Ren, nagle stając się oazą spokoju.
Tatsuma nie wierzył, żeby Ben chciał wyłącznie pomóc Maleen. Cała sprawa musiała mieć jakieś drugie dno, ale jeśli przy okazji mógł wyleczyć Maleen... Może warto z nim współpracować, zamiast iść w zaparte? Kobieta zauważyła jego wahanie. Wstała i położyła dłoń na jego ramieniu.
— Tatsuma, nie mów mu — poprosiła. — Nie warto. On kłamie!
Tatsuma objął ją delikatnie.
— Nie mamy nic do stracenia, nerfku...
— My nie! Ale ludzie w miasteczku... Cała planeta...
— Nassau — powiedział szybko Tatsuma, nie chcąc słuchać kolejnych argumentów Maleen. Mogłyby sprawić, że by się rozmyślił, nie powiedział niczego, a w konsekwencji stracił ją na zawsze. — Mieszkaliśmy na Nassau.
Solo z powagą skinął głową.
— Tak właśnie sądziłem — mruknął. — Nassau albo Varela.
— Co te planety mają wspólnego z chorobą Maleen? — spytał Tatsuma, powoli tracąc rozeznanie w skomplikowanym toku myślenia Rena.
Solo skierował wzrok swych ciemnych oczu na kobietę, znów całkowicie ignorując Tatsumę.
— Dlaczego akurat Nassau? — zapytał. — To był twój pomysł, prawda?
Maleen pobladła.
— Mój... — wykrztusiła. — Skąd o tym wiesz? Przeglądaliśmy mapy galaktyki i... Ta planeta po prostu rzuciła mi się w oczy...
— To nie był przypadek — stwierdził Ren. — I to nie żadna choroba cię zabija, tylko Ciemna Strona. Na Nassau była kiedyś świątynia Sithów. To, co żywi się twoją Mocą, musi pochodzić właśnie stamtąd. Zwabiło cię na tę planetę, żeby łatwiej móc żywić się twoją energią.
Pod Maleen ugięły się kolana. Jęknęła głucho, opadając na koję.
— Holokron... — zaczęła. — Zura... Musiał coś odkryć. Mówił o holokronie...
Tatsuma podrapał się po głowie.
— Mieszkaliśmy tam tyle lat... — wymamrotał. — Gdyby naprawdę była tam jakaś świątynia Sithów, przecież byśmy ją znaleźli...
— Czy ja wiem? — parsknął Ren. — W końcu...
— Żadni z nas Jedi! — zirytował się Tatsuma. — Tak, już to słyszeliśmy!
Ren wzruszył ramionami.
— Chcecie mojej pomocy, czy nie?
— A co ty będziesz z tego miał?
Maleen zaśmiała się gorzko.
— Tatsuma, daj spokój! On wcale nie chce mi pomóc! Użyje mnie jako przynęty, żeby znaleźć tę świątynię Sithów, o której mówił, i ograbić ją ze wszystkich artefaktów, jakie mogły tam jeszcze pozostać!
— Przy okazji mogę zniszczyć to, co cię zabija! — warknął Ren. — Nie rozumiesz?!
Tatsuma skrzywił się. Solo nie zaprzeczył słowom Maleen, więc pewnie rzeczywiście zamierzał użyć jej jako przynęty. Więc tylko to było ważne, świątynia Sithów i holokrony, a nie Maleen...
— Nie chcę pomocy od mordercy Katsury! — warknęła kobieta. — Daj mi spokój!
— Wolisz umrzeć? — syknął Ren.
Maleen spojrzała na niego ponuro spode łba.
— Żebyś wiedział, Ben...
Ren cały aż poczerwieniał na twarzy. Wziął ich za szpiegów Ruchu Oporu, sądził, że naprowadzą go na ślad Rey, ale po dłuższym namyśle doszedł do wniosku, że pomylił się. Ruch Oporu ani Skywalker nie mieliby z nich żadnego pożytku. Był przekonany, że podobnie jak inni padawani, zginęli, gdy zniszczył Akademię Jedi. Nie przyszłoby mu do głowy ich szukać nawet, gdyby przez przypadek dowiedział się, że żyją. Nie stanowili dla niego żadnego zagrożenia. Zabił Katsurę, ponieważ się bronił, i nie mają prawa mieć do niego pretensji o to, że miał czelność nie dać się zabić! Według nich miał po prostu szeroko rozłożyć ramiona i bezczynnie czekać na śmierć?! W galaktyce trwała wojna! Powinni być mu wdzięczni, że był tak łaskawy i chciał im pomóc! Chwycił pakiet racji żywnościowych, który przyniósł ze sobą i cisnął nim w Maleen. Kobieta chwyciła go odruchowo.
— Jedz — warknął. — Musisz nabrać więcej sił.
— Nie chcę! — odparła Maleen. Jak dziecko. Jak jakieś głupie, durne dziecko.
Oczy Rena zwęziły się.
— Nie masz wyboru — syknął Solo, piorunując ją wzrokiem. — Lecimy na Nassau!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top