34: Nemezis | 13

33:4:7 [ABY]
Środkowe Rubieże, przestrzeń kosmiczna w pobliżu układu Zolan

∽𑁍∼

Zolan była piękna.

To była pierwsza myśl, jaka przyszła Kirze do głowy, gdy z zachwytem wymalowanym na twarzy wpatrywała się w okrągłą, masywną planetę na tle błyszczących w kosmicznej czerni gwiazd. Głównie pokryta zielenią, z wyraźnie widocznymi masywami górskimi i sporymi zbiornikami wodnymi emanowała pewnym urokiem i spokojem, choć Kira nie mogła zapomnieć o krwawych bitwach, jakie się tam niegdyś rozegrały.

Na Zolan żyły ze sobą dwie rdzenne zmiennokształtne rasy: Clawdici oraz Zolanderzy. Początkowo kontrolę nad planetą posiadali Zolanderzy, jednak niedługo po zakończeniu bitwy o Endor wybuchł konflikt, zwany teraz mianem Zolańskiej Wojny Domowej. W zbrojnym rozrachunku zwycięstwo odnieśli Clawdici, którzy wkrótce potem objęli rządy nad niemal całą planetą, wprowadzając monarchię dziedziczną i przepisy obciążające Zolanderów. Z informacji, jakie uzyskała Kira wynikało, że wysłani z pomniejszą górniczą misją Zolańczycy odnaleźli w asteroidzie niepozorny biały klejnot. Jednemu z górników wydał się on niezwykły, dlatego postanowił zabrać go ze sobą. W wirze różnych wypadków, których Seiyalla nie chciała ujawnić padawance, kryształ znalazł się w posiadaniu rodziny królewskiej, o czym dowiedzieli się madiorscy Jedi. Poprzedniczka Seiyallii zawiązała cichy sojusz z Clawditami, którzy mieli strzec kryształu, w zamian za dyskretną ochronę przed Najwyższym Porządkiem, Nową Republiką i innymi frakcjami, potencjalnie zainteresowanych podporządkowaniem sobie systemu i uznaniu za własny.

O ile udało jej się zorientować, chodziło o Kryształ Mocy, którego istnienie było owiane tajemnicą. Pogłoski mówiły, że część, która ponoć ukryta była gdzieś w murach Akademii, była tylko fragmentem większego klejnotu, który krył w sobie potężną, lecz bliżej nieokreśloną moc. Kira wiedziała, że pełną wiedzę o Krysztale posiada mistrzyni Mlint, a także podejrzewała, że ma z tym wspólnego coś Ahsoka, jednak nie była pewna co do Wielkiej Rady i pozostałych członków zakonu. Czasami zastanawiała się, czy mistrz Krall o czymś wiedział – wszakże był bliskim przyjacielem Seiyallii. Na myśl o zmarłym nauczycielu ponownie poczuła lekkie ukłucie bólu. Westchnęła, nie dając wspomnieniom się zdekoncentrować.

 Jej misją było spotkanie się z posłańcem u wrót zamku, który przekaże jej klejnot, oraz bezpieczny powrót na Madior. Mistrzyni Mlint uznała, że kamień nie jest tam dłużej bezpieczny. Prawdopodobnie Sithowie zdołali się jakoś o nim dowiedzieć, tak przynajmniej uważała dziewczyna. W krótkiej rozmowie podczas nadprzestrzennego lotu przywódczyni Jedi napomknęła o fałszywych pseudonimach, jakimi mieli posłużyć się z Carem podczas spotkania z posłańcem. Nie było to nic nowego, a Kira już jakiś czas temu wymyśliła swoje drugie ja, zainspirowana kroniką opisującą życie dawno zmarłej Jedi jeszcze z czasów Starej Republiki. Miało to zapewnić bezpieczeństwo w razie wycieku, a tym razem także coś więcej, lecz Kirze nie udało się wywiedzieć, co takiego.

— Kiro, a gdzie Corran? — zmieniła nagle temat mistrzyni.

— Uciął sobie drzemkę — skłamała dziewczyna. Wolała nie informować mentorki o kłótni z chłopakiem i jej samowolnej decyzji, jednocześnie licząc na to, że nie dowiedziała się tego z innych źródeł. 

Seiyalla pokiwała głową.

— Dobrze, może przynajmniej nie będzie tyle rozmyślał. Wiedziałam, że będzie to dla niego ciężkie, ale kiedyś musiał się z tym zmierzyć. Poza tym... waszej dwójce ufam. Zdajesz sobie sprawę, jak ważna jest to misja, Kiro. Musiałam posłać kogoś mniej doświadczonego, by nie wzbudzić podejrzeń, ale nie mógł być to nikt, do kogo nie miałabym zaufania. Wierzę, że wam się uda.

— Z czym Corran musi się zmierzyć? — zmarszczyła brwi dziewczyna, lecz mistrzyni Mlint tylko pokręciła przecząco głową.

— On sam zdecyduje, czy ci o tym powie.

I nie czekając na odpowiedź, rozłączyła się. Kira westchnęła, gdy ujrzała czerwone światełko sygnalizujące, że ktoś próbował nawiązać łączność ze statkiem. Zapewne kosmoport.

∽𑁍∼

— Skłamała — stwierdził Darth Krukt z satysfakcją, której nawet nie próbował ukrywać. — Chłopaka z nią nie ma.

— Wiem, że go nie ma — warknęła w odpowiedzi Seiyalla.

Moc ponownie miała wyśmienity humor. Albo może wręcz przeciwnie. Może ogarnęła ją tak wielka nuda, że postanowiła urządzić to wątpliwej jakości widowisko? Togrutanka nie wiedziała, ale bezsprzecznie znowu wybrała najgorszy możliwy moment.

— Wynoś się z mojej głowy — ofuknęła Sitha, gdy usłyszała jego rozbawione mruknięcie. Znała go na tyle dobrze, że bez trudu domyśliła się, że czyta właśnie jej nieukryte myśli, w których dość niepochlebnie wyrażała się na temat złośliwiej działającej energii.

— W takim razie pilnuj, bym nie mógł się do niej dostać — pouczył ją złośliwie Mroczny Lord.

Kobieta nie odpowiedziała. Zablokowała myśli, po czym pogrążyła się w rozmyślaniach, ignorując stojącego obok niej dzięki połączeniu w Mocy Krukta. Ostatnio owe spotkania powróciły do stałej częstotliwości, jaka była przed śmiercią mistrza Dienta, toteż nie było to dla nich nowością, a jedynie kłopotliwą rutyną.

Niespodziewanie dowódca Sithów jęknął, gdy jego barierę myśli zaatakował silny impuls. Złapał się za głowę, próbując uśmierzyć tym ruchem choć trochę fizyczny ból. Jedi jednak nie ustępowała, bezlitośnie idąc naprzód. Przeklął w myślach swoją głupotę. Użyła przeciw niemu jego własnej sztuczki! Podobną taktykę zastosował niecały rok wcześniej, kiedy Jedi rozważali, co zrobić z Kirą Brown, a Seiyalla postanowiła już kto zostanie jej dyskretną ochroniarką w razie napaści Sithów. Choć nie bez trudu, udało mu się wydrzeć te informacje z jej myśli. Może i tym razem pokona swego odwiecznego wroga?

Nie, gdyby się nad tym głębiej zastanowić, wcale nie odwiecznego.

Ale zdecydowanie największego, a zarazem najpotężniejszego.

Krukt przetoczył się po ziemi, niezdolny dłużej utrzymać się na nogach z promieniującym z czaszki bólem. Niezdolny wykonać żadnego gestu, bezradnie patrzył oczami umysłu, jak mistrzyni Jedi wyciąga z niego informacje na temat wysłania Mirny Drull na planetę Zolan i chęci przejęcia przez nią kryształu.

— Upadłeś na rozum? — syknęła gdy skończyła wydobywać informacje. Z ulgą stwierdził, że była na tyle honorowa, że nie wykorzystała okazji do prześledzenia pozostałych pomysłów oraz intryg, choć niewątpliwie zdawała sobie sprawę z ich istnienia. Choć teoretycznie oboje traktowali to jako swego rodzaju umowę, za każdym razem odczuwali niepokój podszyty nutką nieufności, czy druga strona któregoś razu nie zdecyduje się złamać tej zasady. Na szczęście żadne z nich nie miało takich planów w najbliższym czasie. — Wiesz, jak ryzykowne może być przeniesienie jego odłamka!

— Sama zamierzałaś to zrobić — odparował Mroczny Lord.

— Powierzyłam to zadanie dwójce roztropnych, godnych zaufania ludzi — rzekła z przekąsem. — A nie niestabilnej emocjonalnie posłance knującej podłe intrygi za twoimi plecami.

— Jeden stchórzył, druga skłamała — zauważył złośliwie Sith. — A ty dobrze wiesz, dlaczego posłałem akurat ją. 

Togrutanka pokręciła przecząco głową, jednocześnie wzdychając.

— Nie. Wciąż nie rozumiem, po co to robisz. Przecież Kryształy są bezużyteczne, dopóki nie ma Władcy Mocy! A powierzając odłamek kobiecie pokroju Darth Mirny, ryzykujesz zagładę całej Galaktyki. Nas również.

W szczególności nas, rzekłbym — odparł głosem z wyraźnym arystokratycznym akcentem, którego używał nader rzadko. — Syn kontroluje już i tak jej większość, więc to chyba nasze małe koalicje są tu najbardziej zagrożone — ściszył głos, jakby obawiał się, że ktoś może ich podsłuchać, a jego oczy złowrogo błysnęły. — Robię to... ponieważ prawdopodobnie znam tożsamość spadkobiercy Ojca, Sel.

Gdy wymawiał zdrobnienie jej imienia, głos niemal niewyczuwalnie mu zadrżał, co udało się wyłapać kobiecie. Widocznie chciał dodać coś jeszcze, ale Moc mu na to nie pozwoliła. Rozpłynął się w powietrzu tak nagle, jak się pojawił, a dźwięki dobywające się zza otwartego okna ponownie dotarły do montrali przywódczyni Jedi.

Raz jeszcze westchnęła ciężko, przygnieciona ilością problemów ciążących na jej barkach. Darth Krukt świadomie i bardzo dobitnie jej o tym przypomniał. Wiedziała jednakże, że jest już za późno na jej interwencję w tej sprawie. Musiała zostać na miejscu, a jedyne co jej pozostało to zaufać w siłę i roztropność  dwójki młodych Jedi. Podeszła do rozsuniętego iluminatora i popatrzyła z nadzieją w niebo.

Niech Moc będzie z wami, Kiro i Corranie. Nie zawiedźcie mnie... nie zawiedźcie galaktyki.

∽𑁍∼

— Intrygujące — orzekła kobieta mierząc Kirę zagadkowym spojrzeniem. — Bo widzisz, wasz wysłannik Jedi przybył tu już wcześniej.

Dziewczyna popatrzyła skołowana na kobietę, która przyszła ją powitać. Była ubrana w długą do ziemi suknię, co sugerowało wysokie miejsce w hierarchii społecznej, ale oprócz tego wyglądała normalnie, choć bez wątpienia była clawditem. Kira mimowolnie przypomniała sobie, że na przestrzeni lat spędzonych pod jarzmem Imperium Galaktycznego, które nie tolerowały innych ras niż ludzka, Zolańczycy nader często upodobniali się do ludzi, by tylko poradzić sobie jakoś w trudnych czasach. W końcu musiało się to na nich odbić, co nastąpiło zaskakująco szybko, bo w przeciągu kilku lat: ich DNA zmutowało, a ich "codzienną" formą stała się ta ludzka. Ponoć bardzo rzadko powracali już do swych pierwotnych kształtów i nauczyli się żyć w ludzkiej skórze, choć nie zatracili swoich zmiennokształtnych zdolności.

Ziemianka zorientowała się, że pogrążyła się w rozmyślaniach, zamiast udzielić odpowiedzi na zaskakujące bądź co bądź twierdzenie kobiety. Już miała to zrobić i przedstawić się zgodnie z instrukcjami jako Kerra Holt, lecz przerwał jej donośny hałas, a po nim otwarcie na oścież ogromnych pałacowych drzwi. Brown zamarła, widząc jak stojąca w nich postać uśmiecha się jadowicie, i wnet zrozumiała, co clawditka miała na myśli.

Wyglądała inaczej, ale takiej twarzy nie zapomina się szybko i Jedi bez trudu rozpoznała intruza. Czarne niczym heban włosy nie były już posplatane w cienkie warkoczyki, a kaskadami opadały na ramiona i piersi kobiety. Czarny, obcisły kombinezon zastąpiła luźna, lecz kosztowna materiałowa suknia i ukradziony bądź podrobiony płaszcz Rycerza Jedi. Mimo diametralnej zmiany w wyglądzie Mirna pozostała Mirną, a jej twarz wyrażała tę samą chęć mordu i nienawiści do Kiry co zwykle. No, dopóki tajemnicza kobieta w sukni nie zatrzymała na niej swojego spojrzenia. Wtedy też oczy Mirny w zaskakujący sposób zmieniły kolor z żółtoczerwonych na orzechowe, a jej twarz przyoblekła zatroskana mina.

— Jak to: przybył? To ja jestem Jedi, którą przysłała Seiyalla. — zdziwiła się Brown, patrząc podejrzliwie na udającą zakłopotanie Sithankę. Nie zamierzała czekać na rozwój sytuacji. Nie zamierzała dać okazji Mirnie do zdominowania konwersacji, co niechybnie oznaczałoby jej natychmiastową klęskę.

— Jak się nazywasz? — spytała chłodno clawditka.

— Kerra Holt — powtórzyła gładko padawanka.

— Ciekawe. Według oficjalnego raportu waszej... przywódczyni? wysłała na planetę Zolan dwójkę Jedi o nazwiskach Brown i Drull.

— Nie macie wglądu do tajnych raportów! — zaprotestowała ostro dziewczyna. Seiyalla miała przesłać władcom Zolan fałszywe pseudonimy Cara i jej, lecz prawdziwe dane musiały zaistnieć w raporcie. Nie ulegało wątpliwości, że Mirna albo jakimś sprytnym sposobem wiarygodnie spreparowała raport, albo – co gorsza – włamała się do bezpiecznej sieci wewnętrznej Akademii, co nie mogło by się odbyć bez pomocy z wewnątrz.
Bo jeśli nawet raport wyświetlany właśnie przed jej oczami był sfingowany, to Mirna skądś szablon na taki dokument mieć musiała. A to oznaczało jedno: w Akademii był szpieg Sithów. Podłe i okropne, nawet jak na Krukta. Tylko dlaczego mistrzyni Mlint tego nie wyczuła? Ktoś o tak wielkim doświadczeniu i sporej ilości midichlorianów musiałby wyczuć czyjeś kłamstwo i fałsz. Jak to się więc...?
— Ek-hem — wtrąciła się do rozmowy Mirna Drull, korzystając z chwili dezorientacji padawanki. — Atalio, obawiam się, że to szpieg Sithów.

Jak ona śmiała?

— Kerro Holt — powiedziała Atalia, dumnie zadzierając podbródek. — Z dostarczonych przez Mirnę Drull informacji wynika, że nie jesteś Jedi, a twoja wiedza o tym tajnym spotkaniu tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jesteś z wywiadu wroga. Na Zolan za podszywanie się i spiskowanie przeciw władzy karzemy odpowiednim procesem. Jeśli więc nie masz nic na swoją obronę...

Momentalnie ogarnęło ją przerażenie. Proces? Mistrzyni Mlint wspominała o wielkiej wadze tej misji, ale nie mówiła nic o tym, co powinna zrobić w zaistniałej sytuacji. Czy Corran wiedział, że tak będzie? Czy właśnie dlatego odmówił własnego udziału?

Ale przecież chłopak nie stchórzyłby z takiego powodu. Bywał w znacznie gorszych tarapatach, a więc to nie to było przyczyną jego zawziętego uporu. Może jednak właśnie dlatego nakazał jej się trzymać z daleka od tej sprawy...?

— Ja jestem Brown. Jestem Kira Brown! — wyznała Jedi w przypływie paniki. — A to ona jest szpiegiem Sithów, szpiegiem Krukta — oskarżycielsko wskazała na Mirnę.

Atalia nawet nie mrugnęła.

— Jak więc wytłumaczysz to, że nazwisko Drull znajduje się na raporcie razem z rzekomo twoim?

— Bo... — zająknęła się dziewczyna. — Bo jest jeszcze jeden Drull na Madiorze...

Być może to był blask słońca. Być może Atalię oślepiły światła silnikowe jakiegoś statku startującego z platformy kilka metrów dalej. Być może kurz, który rozwiał się przy zapłonie silników dostał się jej do oka. A jednak Kira miała wrażenie, że przez chwilę w oczach kobiety zobaczyła jakiś błysk. A zaraz potem minimalnie zmrużyła oczy.

Ale może tylko jej się wydawało.

Atalia niespodziewanie odwróciła się w stronę prawdziwej Sithanki.

— Mirno, jak wytłumaczysz swoje pojawienie się bez towarzysza lub towarzyszki o nazwisku Brown?

— Cóż to za oburzające pytanie! – obruszyła się Darth Mirna i skrzyżowała ręce na piersiach w geście obrażenia. — Atalio, wierzysz jakiejś podejrzanej, nieznajomej dziewczynie zamiast mnie?

— Skądże — zapewniła ją pośpiesznie kobieta. — Pytam tylko ze względu na formalności, to chyba oczywiste?

— Ah tak — mruknęła nadal nieprzekonana, ale nieco udobruchana Sithanka. — Mistrzyni zdecydowała w ostatniej chwili jednak nie posyłać małolaty. Mało jeszcze umie, w potyczce z prawdziwym Sithem na pewno nie uszłaby z życiem — zauważyła kąśliwie dziewczyna, patrząc z satysfakcją na Kirę.

— To mnie przysłała mistrzyni Mlint... nazywam się Kira Brown. — jęknęła z rezygnacją Ziemianka, już nawet nie licząc na to, że ktokolwiek jej uwierzy. Widocznie te dwie łączyło coś więcej niż formalności związane z daną misją. — Mistrzyni chciała utrzymać nasze prawdziwe tożsamości w sekrecie z nieznanych mi powodów, lecz to ja miałam tu przybyć, a nie ona! — krzyknęła z pretensją w głosie wskazując ręką na uśmiechającą się jadowicie Sithankę. Mirna mogła sobie na to pozwolić, bo Atalia stała tyłem do niej, patrząc uważnie w oczy Kiry.

— Masz jakiś dokument na potwierdzenie swoich słów? Galaktyczny dowód osobisty, kartę płatniczą, coś, co udowodni, że ty to ty?

Jedi zmartwiła się niepomiernie. Właśnie, czemu nikt nie pomyślał, by wyrobić jej galaktyczny paszport? Jasne, miała mnóstwo dokumentów na różne nazwiska, przydatne na rozmaitych misjach w terenie. Tylko wśród tych wszystkich fałszywych dowodów nikt nie pomyślał o tym, że przyda jej się jakiś prawdziwy!

— Ja... nie mam. Ale mogę się skontaktować z mistrzynią Seiyallą i...

— Bzdura — zaprotestowała ostro Mirna. — Atalio, koniec tego cyrku. Gdyby to ode mnie zależało, zarządziłabym na niej natychmiastowy wyrok. Wiem jednak, jak bardzo cenicie tu sobie zasady... – dodała przymilnym głosikiem. — dlatego też... Straże, do lochu z nią! — rozkazała.

Nieco niepewni swej roli w całym przedstawieniu strażnicy podeszli ostrożnie do Jedi, i dopiero widząc zezwalające skinięcie głowy Atalii (ku wewnętrznej furii Darth Mirny) spróbowali schwytać tajemniczego intruza.

Lecz Brown nie zamierzała poddać się bez walki. Jednym, stanowczym ruchem dłoni odepchnęła wszystkich gwardzistów na bezpieczną odległość, po czym odpięła od pasa jeden ze swoich mieczy. Podwójne, lśniące fioletem ostrze rozbłysło jasnym blaskiem, który odbił się od wypolerowanej posadzki.

— Nawet miecz podrobiła dla wiarygodności — mruknęła prędko Mirna, widząc konsternację i zdumienie Atalii. — Tu nie jest bezpiecznie. Zajmę się nią. Ty uciekaj — poleciła wielce dobrodusznie clawditce i niemal siłą wypchnęła ją na korytarz.

Choć bardzo żałowała, nie mogła rozprawić się teraz z Kirą. Musiała dostać uczciwy, głupi proces, jaki był przepisem prawnym na Zolan. Gdyby nie chęć przypodobania się królowi i jego rodzinie, Mirna miałaby ten przepis w nosie, ale obecnie bardzo zależało jej na dobrej opinii w oczach króla Trymdiora. Musiała grać. Przynajmniej na razie.

— Odsuńcie się od tej Sithanki, jest niebezpieczna! — zagrzmiała w stronę strażników, a ci bez protestów i z wyraźną ulgą odstąpili od nieprzewidywalnej dziewczyny z mieczem świetlnym.

Mirna z trudem powstrzymała prychnięcie. Tu akurat nie musiała udawać. Pokonanie Kiry Brown było dla niej proste niczym pestka.

Prędko dopadła do dziewczyny. Jeszcze w biegu wyciągnęła swój miecz, którego klinga rozbłysła na niebiesko. Mirna dziwnie się czuła, mając w dłoni obce narzędzie, ale nie zamierzała się przejmować tak błahymi sprawami jak inny kolor broni czy kształt rękojeści. Myśl, że miecz należał kiedyś do jakiegoś nieudolnego Jedi napawała ją co prawda obrzydzeniem, ale... trzymanie jego broni było doprawdy niewielką ceną za obiecane i starannie zaplanowane zwycięstwo, którego nie mógł zmącić już nikt.

Kira zakręciła młynka dla rozruszania zastałych podczas lotu nadgarstków i odetchnęła, przygotowując się mentalnie na nadchodzące starcie. Gdy już kroki dzieliły ją od Sithanki, wyskoczyła wysoko w górę, z chęcią opadnięcia za przeciwniczką. Nie udało jej się to do końca, bowiem Mirna brutalnie przywołała Moc i siłą próbowała przycisnąć Kirę do podłoża. Dziewczyna poddała się z początku miażdżącej sile niewidzialnego ciosu, lecz kilkanaście centymetrów nad ziemią udało jej się ponownie przejąć kontrolę nad własnym ciałem. Opadła ciężko na kolana, jednak nie przewróciła się. Sparowała następny cios, a następnie sama wyprowadziła dwa własne ofensywne cięcia, które niestety nie wyrządziły przeciwniczce żadnej krzywdy. Frustracja kobiety wzrastała jednak z każdą możliwą chwilą. Gdy kolejny atak nie przyniósł pożądanego skutku, Darth Mirna wrzasnęła, po czym brutalnym pchnięciem Mocy posłała dziewczynę na ścianę.

Lecz Brown udało się to wykorzystać. Odbiła się podeszwami od gładkiej pałacowej ściany, po czym z przewrotem wylądowała z powrotem na twardym gruncie. Podbiegła ponownie w stronę Sithanki, lecz tamta z gardłowym krzykiem machnęła jedynie swoją bronią. Siła uderzenia była nienaturalnie wielka, tak więc Kira upadła na ziemię pod naporem ciosu, a jej miecz wyłączył się z cichym sykiem. Z trudem dźwignęła się na nogi, a kiedy to zrobiła, pożałowała własnej decyzji.

Mirna Drull urosła do nienaturalnie dużego kształtu, a jej wszystkie członki pogrubiły się, dając nieprzyjemny dla oka wygląd przypominający małą wersję rozwścieczonego rankora. Zamachnęła się raz jeszcze błękitnym ostrzem, a Ziemiance z trudem udało się uskoczyć. W tej chwili wiedziała jednak, że nie ma z nią już żadnych szans.

Corran by miał — pomyślała gorzko, przypominając sobie podobną walkę w dolnych poziomach Coruscant, gdzie poznali ocalałego Jedi Sandoo Ghara.

Próbowała sparować jeden z ciosów, co okazało się kolejnym błędem – niebywała siła kobiety odepchnęła ją tak silnie, że tylko skrupulatnie wyuczone odruchy po dokiem mistrza Kralla, które nakazywały wyłączenie własnej broni w sytuacji zagrożenia posiekania własną bronią, ocaliły ją od utraty głowy. Chciała podnieść się i walczyć dalej, ale niewidzialna siła przygwoździła ją do podłogi, nie pozwalając na najmniejszy nawet ruch klatki piersiowej, przez co Kirze zaczynało brakować tlenu.

— Zabierzcie ją do lochu z barierą na użytkowników Mocy. — poleciła lodowato stojącym w tyle strażnikom.

— Do lochu isalamirskiego? — upewnił się jeden z żołnierzy.

— A co ja powiedziałam?! — warknęła, po czym raz jeszcze docisnęła dziewczynę do podłoża.

Padawanka Kira Brown straciła przytomność.

∽𑁍∼

Gdy tylko Zolan pojawiła się w obrębie jego wzroku, Corrana ponownie zalała silna fala bolesnych wspomnień i emocji. Odepchnął je na bok, starając się jednocześnie opanować drżenie rąk.

— Nieautoryzowany myśliwcu, podaj kod i cel przybycia.

Wziął jeszcze jeden głęboki wdech dla dodania odwagi, po czym odpowiedział:

— Tu Gwiazda. Przesyłam kod.

Zacisnął zęby, w duchu licząc na to, że Atalia nie wpadła na pomysł zmienienia tajnych kodów w ciągu ostatnich trzech lat. Jeśli tajny szyfr zostanie rozczytany, będzie miał wielkie kłopoty.

— Kod przyjęty — zameldował oficer, a w jego głosie pobrzmiewała ciekawska nutka. — Aczkolwiek nie standardowy. Jakiś nietypowy interes, hę? A może uprawnienie z samej góry? — zaciekawił się.

— Jedno i drugie — odparł trochę kwaśno Drull. Nie miał czasu ani ochoty na pogawędki z szukającym towarzystwa clawditem. Już miał zamiar niezbyt uprzejmie zbyć niedoszłego rozmówcę, gdy do głowy przyszła mu nowa myśl. — Szczerze mówiąc, wracam po dłuższej przerwie. Jak się sprawy mają? Jacyś szczególni goście na dworze?

— Och, lady Mirna dotarła dosłownie na parę minut przed moją zmianą — poskarżył się strażnik. Widocznie powitanie tej wątpliwej osobistości stanowiło dla tego człowieka jakąś rozrywkę. Tymczasem Corran musiał przywołać resztki silnej woli, by zachować panowanie nad własnym ciałem i umysłem.

— Wielka szkoda — mruknął tylko, rzeczywiście żałując, że Mirny nie ma tuż przed nim, by mógł ją rozkruszyć w gwiezdny pył. — A wiesz po co zaszczyciła nas swoją obecnością? — nie mógł powstrzymać się od ironii,  ale na szczęście dla nich obojga kontroler jej nie zauważył.

— Wysłał ją ten cały zakon. Ma odebrać od króla jakiś kamień w uroczystej ceremonii. Chyba jakaś grubsza sprawa, bo ledwie dwie godziny temu aresztowano jakąś cudzoziemkę za próbę przeszkodzenia. Przynajmniej tak słyszałem.

Zimny pot zalał Corrana Drulla. A więc Mirna przez cały ten czas utrzymywała, że dołączyła do Jedi! A w dodatku miała w sobie tyle bezczelności, by zrobić z jego misji widowisko i omamić wszystkich, że to Kira jest tą złą.

Oczywiście, nie było to wcale głupie. Jego kuzynka doskonale wiedziała, że nie odważyłby się wystąpić w publicznej ceremonii, by nie ryzykować spotkania z królem i jego rodziną. Musiałby się wycofać... a na jej drodze nie stanąłby już nikt. Ale Mirna nie przewidziała jednej rzeczy.

Nie przewidziała, że dla bezpieczeństwa Kiry był zdolny zrobić wszystko, nawet jeśli oznaczałoby to poświęcenie planu jego życia, który udało mu się zrealizować trzy lata temu z chwilą gdy poprzysiągł sobie, że nie wróci więcej na tę planetę. Karabast, był gotów stanąć przed królem i wykrzyczeć mu w twarz rozkaz, że ma puścić ją wolno. Był gotów zabić Mirnę, jeśli sytuacja będzie tego wymagała.

— Mogę już lecieć? — zapytał twardym i nieco wyniosłym głosem. W głowie powoli kiełkował mu już plan. Wiedział, gdzie musieli przetrzymywać jego niedoszłą towarzyszkę i wiedział już, jak się tam dostanie.

— Jasna sprawa, Gwiazda. Szerokiej drogi.

Jedi nie odpowiedział. Wprawił myśliwiec w ruch i zamknął oczy. Musiał przypomnieć sobie dokładnie, gdzie tkwiła jama z ukrytym awaryjnym przejściem z więzienia. Miał tylko nadzieję, że nie postawili przy niej strażników po jego ostatnim figlu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top