12: Moc | 04

32:6:8 [ABY]
Nieznane Regiony, planeta Madior w układzie Sidis

∽𑁍∼

Z ust Kiry wydobył się głośny okrzyk bólu, gdy czerwonokrwiste ostrze drasnęło jej ramię.

Od razu mogła stwierdzić, że wojownik był bardzo lichym szermierzem. Nie osłaniał całego ciała, a nie był dostatecznie szybki i zwinny, by móc sobie na to pozwolić. Jego ataki były niedokładne i sprawiały, że odsłaniał się zupełnie przy byle wyprostowaniu ręki.

Miał jednak więcej siły i doświadczenia, a w odróżnieniu od dziewczyny nie miał oporów przed zabiciem przeciwnika, co czyniło z niego bardzo groźnego napastnika.

Krukt nie pozwolił jej skorzystać z obu mieczy; przed walką otrzymała tylko jeden, obustronny. Walka tą bronią przysparzała jej więcej trudności, bo opanowanie dwustronnego ostrza było jednym z najtrudniejszych wariantów, na jakie decydowali się użytkownicy Mocy.
Dlatego też uruchomiła tylko jedną część, walcząc tak, jakby była to najprostsza broń treningowa. Zwykle posługiwała się nią w ten sposób, w drugiej ręce dzierżąc drugie ostrze. Musiała teraz pamiętać, że klinga w tym mieczu była trochę krótsza i musiała trochę inaczej parować cięcia. Z drugiej strony, brak drugiego miecza pozwalał jej chwytać miecz w obu dłoniach, gdy przeciwnik wyprowadzał wyjątkowo silne ataki. W gruncie rzeczy nie było źle.

Ale niestety, dała się rozproszyć. Na krótki moment zerknęła w stronę Krukta, a to kosztowało ją niemal utratę ręki. Na szczęście ostrze tylko musnęło jej skórę, co i tak było bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem.

Wiedziała, że jeśli zbytnio skupi się na bólu, popełni drugi błąd. Zaraz więc skoncentrowała się znowu, pozwalając, by ból zamienił się w determinację i dodał jej sił. W ułamku sekundy przeszła do ofensywy, wykorzystując zaskoczenie Sitha, który z pewnością oczekiwał, że chwyci się za ramię i upuści broń albo coś podobnego.

Wojownik niezgrabnie sparował parę cięć, cofając się w tył. Brown ruszyła pierwszą sekwencją Ataru, tnąc i wywijając ostrzem.

Wojownik uśmiechnął się kpiąco. Od razu rozpoznał sekwencję i zaczął parować bez zastanowienia. Z pogardą pomyślał, że musiała być naprawdę głupia, by wykorzystywać treningowe sekwencje w prawdziwym pojedynku. Sekwencje miały na celu wyćwiczenie poszczególnych ataków, ale tylko głupiec podążał za powszechnie znanymi schematami w starciu na śmierć i życie. Kluczem do dobrej walki było przeskakiwanie pomiędzy poszczególnymi ruchami w nieprzewidywalny sposób.

Niespodziewanie Brown złapała swój miecz w odwrotny sposób, tak, jak robili to szermierze walczący stylem Shien. Napastnik za późno zdał sobie sprawę, że wpadł w pułapkę.

Bo nagle z przodu wysunęło się drugie ostrze, trafiając w sam środek ręki, w której trzymał broń. Wystarczył niewielki, ale błyskawiczny ruch, a Sith w osłupieniu patrzył, jak jego kończyna upada bezwładnie na ziemię, a z nieruchomej dłoni powoli wytacza się zgaszony miecz świetlny.

Nagle poderwał się do góry, tylko po to, by wylądować w drugiej ręce tej dziewczyny Jedi. Ostrze ożywiło się z energetycznym sykiem, a po chwili z dwóch stron szyi poczuł nieprzyjemne ciepło. Zerknął z obawą na przeciwniczkę, obecnie krzyżującą czerwone i fioletowe ostrze tuż przed jego szyją.

— Wspaniale — wtrącił się Krukt. — A teraz go zabij.

Kira milczała. Ani jej się śniło popełniać morderstwa na tym człowieku, nawet jeśli był Sithem i sam próbował pozbawić jej życia. To po prostu nie było w porządku.

Mistrz Krall uświadamiał ją co prawda, że może nadejść taki moment, w którym będzie musiała wybierać między życiem swoim a wroga. To była nieodłączna część życia Jedi, ale ona nie czuła się gotowa na tak ciężki czyn.

W odległej Galaktyce było mnóstwo śmierci i zniszczenia, o wiele więcej niż na jej ojczystej planecie. Ledwie cztery lata temu nastąpiła kolejna wielka masakra: akademia Luke'a Skywalkera, ostatniego Mistrza Zakonu Jedi, została spalona, a wszyscy użytkownicy Mocy, których zdołał wyszkolić, zginęli. Obecnie Najwyższy Porządek podporządkował sobie trzy czwarte systemów, bezlitośnie torując sobie drogę do władzy. Nowa Republika traciła wpływy z dnia na dzień, a tylko kwestią czasu było, kiedy ostatecznie upadnie.

Kira Brown musiała przywyknąć do takiego stanu rzeczy, ale nie miała na to najmniejszej ochoty.

— Jeśli ty nie zabijesz jego, on zabije ciebie.

Wojownik Sithów podążył oczami za drogą ucieczki, ale niczego nie dostrzegł. Miał na tyle przytomności umysłu by wiedzieć, że jeden fałszywy ruch mógł go kosztować utratę kolejnej części ciała, albo co gorsza – życie. Wyczuwał konflikt w dziewczynie, ale nie zmieniało to wcale jego położenia. Skoro przechytrzyła go raz, mogła to zrobić i drugi. Mężczyzna spojrzał z powątpiewaniem na swojego zwierzchnika.

Kaysh mirsh solus, jęknął w duszy Darth Krukt. Jakiś czas temu nauczył się tego bardzo praktycznego mandaloriańskiego powiedzenia. Dosłownie oznaczało ono on jest zabójcą mózgów, co w tym wypadku było bardzo adekwatne. Sam Mroczny Lord widział co najmniej dziesięć różnych rozwiązań... dlaczego ten kretyn nie użył jeszcze Mocy? 

Kira dalej stała w bezruchu, trzymając ostrza centymetry od szyi przeciwnika.

Nagle w sali rozległ się kolejny cichy syk. Kątem oka Ziemianka zauważyła, że Darth Krukt odpalił swoją mroczną broń.

Z opowieści różnych Jedi wiedziała, że miecz Dartha Krukta to tak zwana Arcybroń. Wyglądała jak topór, ale zamiast ostrza miała krótki świetlny promień, skrzący się złowrogo w czerwieni.
Cała rękojeść była pokryta przyciskami, których przeznaczenie jeden tylko Krukt znał i rozpoznawał. Oprócz tego broń miała jeszcze jedno świetlne ostrze osadzone na dole, gdzie kończył się uchwyt tego niespotykanego oręża. Podobno istniał tylko jeden taki miecz w całej galaktyce.

Przekaz był jasny: jeśli Kira nie zabije tamtego człowieka, musi obawiać się nie tylko zagrożenia ze strony niedoszłego zabójcy, ale także samego Mrocznego Lorda.

I wtedy do jej głowy wpadł pomysł.

Padawanka wcisnęła przyciski na każdej rękojeści, a ostrza wsunęły się z sykiem z powrotem do wnętrza. Instynkt Sitha zareagował niemal od razu i pokonany chciał rzucić się do ucieczki, ale nie zdążył. Momentalnie niewidzialna siła uniosła go do góry, by potem gwałtownie upuścić na ziemię.

Wojownik stęknął, gdy jego ciało wylądowało twardo na posadzce. Otworzył szerzej oczy gdy poczuł, że znowu unosi się ponad podłoże, działając wbrew sile grawitacji. I nagle znowu wylądował na podłodze, z głuchym łoskotem uderzając w ciemną larmalową powierzchnię.

I tak kilka razy. Kira nie przestawała obijać nieszczęśnika, aż nie stracił przytomności.

Miała tylko nadzieję, że nie doprowadziła do żadnych trwałych urazów. Nie potrafiła zdobyć się na jego zabicie, ale musiała w jakiś sposób go unieszkodliwić. To było jedyne rozwiązanie, jakie przyszło jej do głowy.

Zacisnęła mocno zęby, słysząc jak przywódca Mrocznej Rady zatrzymał się ledwie parę kroków od niej.

— W naszych szeregach nieposłuszeństwo jest surowo karane — oznajmił rzeczowym tonem. Brown zacisnęła powieki, szykując się na cios.

Ale ten nie nastąpił. Zamiast tego usłyszała, jak buczenie jego miecza ustaje. Sith wyłączył broń.
— Niemniej — dodał — bardzo wysoko cenię sobie kreatywność. Gratuluję.

Krukt odwrócił się i wydawało się, że kieruje się do wyjścia. Jedynie szybkie ostrzeżenie wyczuwalne w Mocy ocaliło Kirę od rozpłatania na pół.

Bowiem Sith zapalił z powrotem swoją klingę, a krótkie ostrze na kształt topora powędrowało w stronę jej szyi. Dosłownie ułamek sekundy przed tym udało jej się uruchomić własny miecz. Siła niespodziewanego ataku sprawiła, że dziewczyna straciła równowagę i lekko się zachwiała.

— Utrzymuj balans! — rozkazał Sith. Miecze oderwały się od siebie, gdy Mroczny Lord przestał napierać na jej klingę. Zawirował bronią i wyprowadził kolejne cięcie, tym razem z drugiej strony.

Brown udało się je sparować, ale musiała użyć siły obu rąk, by wytrzymać silne natarcie.

— Wyżej!

Po krótkim wahaniu padawanka zdecydowała się posłuchać i uniosła ramiona o parę centymetrów. Poczuła, że pod tym kątem traciła mniej siły.

Nacisk znowu zelżał, ale tylko na sekundę; zaraz ostrze ponownie wędrowało w jej stronę, tym razem od dołu. Udało jej się zablokować cios. Sith siłował się z nią jeszcze moment, po czym puścił i znowu się zatrzymał. Dziewczyna jakimś szóstym zmysłem wyczuła, że coś się zmieniło. Zmarszczyła brwi w zamyśleniu. O co mogło chodzić? Krukt nie dał jej wiele czasu na rozważenie tej kwestii, rozwiązując ją od razu.

Następne ataki nastąpiły w morderczo szybkim tempie i Kira przy każdym cięciu ledwo uchodziła z życiem. Tym razem nie było siłowania; ostrza spotykały się na nie dłużej niż sekundę i odrywały się od siebie, by ledwie mrugnięcie oka później zetknąć się ponownie w szaleńczym tańcu.

— Szybciej.

Tempo, o ile było to możliwe, jeszcze się zwiększyło. Dziewczyna nie miała pojęcia jakim cudem wciąż żyła; powinna ponieść śmierć przy co drugim uderzeniu, a jednak jakimś cudem uchodziła z życiem.

— Szybciej.

Laserowe słupy zamieniły się w świetliste smugi. Nie była już w stanie zobaczyć nic innego; w ciemnej sali miecze świetlne były najjaśniejszymi punktami, a wirując w tak zabójczym tempie niemal ją oślepiały.

— Szybciej!

Kira Brown wiedziała, że przegrywa. Była tego świadoma już od początku tego starcia, ale teraz widmo porażki było bliżej niż kiedykolwiek przedtem. Niezgrabnie parowała kolejne ciosy, nie skupiając się już na technice albo efektywności. Miała tylko jeden cel: przeżyć.

W chwili gdy myślała, że już wszystko stracone, niespodziewanie zobaczyła przed oczami biały rozbłysk.

Przez moment widziała jedynie ciemność, ale wkrótce zaczęła ona nabierać konkretnych kształtów; zorientowała się, że nie patrzy w głęboką czerń, a jedynie jej odbicie. Ujrzała świetlny refleks na lustrzanej toni... a potem tajemnicze lustro ukazujące głęboki mrok zaczęło pękać, wyznaczając nowe szlaki kolejnym rysom, które błądziły w ciemności i rozświetlały drogę.

A potem wszystko zniknęło, a Kira znowu ze zdumieniem ujrzała przed sobą swój własny miecz zbliżający się niebezpiecznie do jej ciała pod naporem Arcybroni.

Krukt leniwie zwiększył nacisk, a zdezorientowana Ziemianka straciła równowagę i wylądowała z plaskiem na podłodze. Uniosła miecz w ostatniej, beznadziejnej próbie obrony, ale... nie było przed czym się bronić.

Mroczny Lord Sithów wyłączył broń, wpatrując się w nią z niepokojącą fascynacją.

— Więc moja wizja była prawdziwa... — szepnął cicho, uważnie studiując postać młodej padawanki.

— Jaka wizja? — wypaliła skołowana dziewczyna.

Czy to, co przed chwilą zobaczyła było właśnie tym? Wizją? A może to zwykłe przewidzenie?

Krukt nie odpowiedział wprost.

— Młoda Kiro, posiadasz niezwykły i bardzo rzadki dar — powiedział. — Nie miałaś o tym pojęcia, prawda?

Padawanka nie zdążyła nawet zastanowić się nad odpowiedzią, bo w tej samej chwili do pomieszczenia ktoś wparował.

Zastygła w bezruchu gdy w słabym świetle udało jej się wreszcie dojrzeć jego twarz.

— Mistrzu — przywitał się Crist, ignorując obecność młodej Jedi. — Znalazłem to, o co mnie prosiłeś.

Akolita podszedł bliżej nauczyciela i wręczył mu trzymany wcześniej datapad. Krukt lustrował go przez chwilę wzrokiem i skinął z uznaniem. Następnie oddał ekran z powrotem swojemu podwładnemu.

— Natychmiast zanieś to do sali obrad i zwołaj Radę — nakazał bezbarwnym tonem. — Niech poczynią odpowiednie przygotowania.

Crist potwierdził krótkim ruchem głowy przyjęcie poleceń i pospiesznie się oddalił. Kira patrzyła w milczeniu jak przemierza całą długość sali, by zniknąć za ciemnymi automatycznymi drzwiami.

Darth Krukt zaczepił tymczasem Arcybroń na plecach, zahaczając ją o magnetyczny uchwyt zamontowany w niewidocznym miejscu na wewnętrznej szacie. Spojrzał przelotnie na swoją więźniarkę i skierował się w stronę wyjścia.

Choć nie wykonał żadnego widocznego ruchu, broń Kiry nagle odmówiła jej posłuszeństwa i wyrwała się, by ponownie zawisnąć na ścianie wśród innych świetlnych broni. Ziemianka przez moment siłowała się z orężem, ale nie protestowała i nie próbowała wyciągać go na siłę. Stwierdziła, że nie miało to większego sensu.

Domyśliła się, że powinna udać się za Mrocznym Lordem i tak też postąpiła. Sith nie skomentował w żaden sposób tego zachowania, ale odprowadził ją do celi. Zostawił ją jak tylko przekroczyła jej próg, nie kłopocząc się krępowaniem jej kajdankami albo innymi środkami bezpieczeństwa. Zablokował jedynie drzwi, prawdopodobnie zostawiając też przy nich dwóch sithańskich strażników. I poszedł.

∽𑁍∼

Krall Dient bez słowa wpatrywał się we własne oblicze.

Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że zawiódł swoją uczennicę.

Był to czysty absurd i jakaś część jego mózgu o tym wiedziała: nie było go na miejscu zdarzenia, a przez ostatnie miesiące uczył Kirę najlepiej jak potrafił, poświęcając jej cały swój czas i przekazując nie tylko umiejętności, ale także wiedzę i wartości życiowe. Nie było możliwe nauczyć jej czegokolwiek w szybszym tempie, a zważywszy na to ile rzeczy z tego świata musiała zrozumieć, był bardzo dumny z jej obecnych postępów i zapału.

Dlaczego więc ona ze wszystkich uczniów Akademii musiała wpaść w ręce Sithów?

Nautolanin pokręcił głową, a jego złociste głowogony odtańczyły smutny taniec.

Okazało się, że wszystkie jego starania nic nie dały. Kira nie tylko dostała się do niewoli użytkowników Ciemnej Strony Mocy, ale – co gorsza – dostała się do niewoli u Dartha Krukta, najokrutniejszego i najgroźniejszego z Sithów.

Krall zawsze był gorącym przeciwnikiem przemocy i działań wojennych, ale ten jeden jedyny raz był wyjątkowo zdeterminowany, by wziąć udział w nadchodzącej bitwie.

Najchętniej sam ruszyłby na odsiecz uczennicy, ale wiedział, że jego doświadczenie i wiedza będą potrzebne gdzie indziej. Musiał zaufać Corranowi, że uda mu się uratować Ziemiankę. I ufał mu, ufał bardziej niż komukolwiek innemu.

W końcu Corran był dla niego jak syn.

Mistrz Jedi zmusił się raz jeszcze, by spojrzeć sobie w oczy. W bezdennych, ciemnych tęczówkach nie dostrzegł jak zwykle galaktyki pełnej gwiazd, a jedynie bezgraniczną mroczną rozpacz i pustkę.

Jak złym musiał być nauczycielem, by dopuścić do czegoś takiego?

Ale porażka nauczyciela była przypieczętowana dopiero w momencie, w którym on sam się poddawał i przestawał walczyć, a Krall Dient nie miał takiego zamiaru.

Zamierzał wyrwać protegowaną z sideł zła, nawet jeśli miałoby to oznaczać stanięcie twarzą w twarz z samym przywódcą Mrocznej Rady. Nawet gdyby miał stanąć w szranki z samym Kruktem, postanowił nie poddawać się i odzyskać Kirę z powrotem. Za wszelką cenę.

Z cichym westchnięciem sięgnął po leżący na szafeczce miecz świetlny i przypasał go. Rzucił ostatnie spojrzenie na swoje odbicie.

Moc była z nimi. Musiało się udać.

∽𑁍∼

Darth Krukt zajął swoje miejsce na wygodnej, miękkiej pufie i w milczeniu przyglądał się kolejnym członkom Mrocznej Rady obecnym na zebraniu.

Kiedy przyszedł, wszyscy już tu byli. Crist dobrze się spisał zwołując wszystkich tak szybko, dzięki czemu Mroczny Lord mógł zrobić efektywne wejście i skupić na sobie należną mu uwagę. Dobrze. Bardzo dobrze.

Krukt wziął do ręki datapad, ułożony na podłokietniku. Było to to samo urządzenie, które przedtem wręczył mu jego uczeń. Sith znał jego treść niemal na pamięć, ale jeśli chcieli prawidłowo odtworzyć rytuał, wolał mieć instrukcję przy sobie.

W końcu wymazywanie pamięci wrażliwej na Moc osoby nie było łatwą sztuką.

Po prawdzie była to bardzo niebezpieczna i wyczerpująca technika. W przeszłości korzystali z niej nie tylko Sithowie, ale również Jedi, ale niezależnie od tego która strona się za to brała, do rytuału była potrzebna cała grupa silnych i świetnie wyszkolonych użytkowników Mocy.

Takich jak Mroczna Rada Akademii Sithów.

Odczytywał wyraźnie nastroje obecnych i widział, że co najmniej kilku osobom się to nie podobało. Trudno. Krukt nie wtajemniczał ich w swój plan. W swój wielki plan; jedyny, który tak naprawdę miał znaczenie.

Ta banda głupców próbowałaby wykorzystać jego wiedzę przeciw niemu i tym, którzy w ostatecznym rozrachunku staną u jego boku, a na to nie mógł sobie pozwolić. Oni by nie zrozumieli. Nie mogli zrozumieć. I tak miało pozostać.

Nic jednak dziwnego, że w takim razie nie widzieli powodu, by podejmować się ryzykownego działania, na które ośmielono się zaledwie parę razy w ciągu ostatnich mileniów. Bo dla kogo? Dla byle padawanki?

Darth Krukt skończył baczną obserwację każdego członka z osobna. Upewniwszy się, że wszyscy czuli się trochę niekomfortowo pod jego uważnym spojrzeniem i że zyskał sobie niepodzielną uwagę, przemówił:

— Nie widzę powodu, żeby zbędnie przedłużać. Możemy rozpocząć — oznajmił, po czym skinął na siedzącego najbliżej drzwi Lorda. — Xun, przyprowadź dziewczynę.

Darth Xun zacisnął zęby. Krukt zawsze robił z niego chłopca na posyłki, co ani trochę mu się nie podobało. Lękał się jednak przeciwstawić mrocznemu przełożonemu, więc skłonił się sztywno i ruszył w kierunku drzwi.

Głucha cisza ponownie otuliła mrocznego rycerza. Krukt zdumiał się. Dwa razy w ciągu jednego dnia? To się jeszcze nie zdarzyło.

Przymknął na moment oczy. Gdy ponownie uchylił powieki, zgodnie z oczekiwaniami, zobaczył przed sobą Seiyallę Mlint, liderkę i Wielką Mistrzynię Akademii Jedi.

W milczeniu wpatrywał się w jej zaciętą i zdeterminowaną twarz, aż nie rozpłynęła się w powietrzu. Nie zamienili ani słowa.

Ale gdy połączenie się zakończyło, Krukt już wiedział, że nie uda mu się przeprowadzić rytuału.

Posłaniec wrócił pięć minut później wrócił, ale nie miał ze sobą więźniarki. Zamiast tego niósł wieści.

Bardzo nieprzychylne wieści, ale Krukt wcale nie potrzebował ich słuchać. Już wiedział.

— L-lordzie Krukt — bąknął blady jak ściana Xun. — Wygląda... wygląda na to, że Jedi przystępują do ataku.

A więc bitwa się zaczęła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top