03: Sithowie | 01
32:2:7 [ABY]
Nieznane Regiony, planeta Madior w układzie Sidis
∽𑁍∼
Darth Krukt siedział na pufie w siadzie skrzyżnym i z ogromnym skupieniem śledził ruchy niewidocznej w ciemnym pomieszczeniu, natrętnej i nad wyraz dekoncentrującej muchy. Choć stapiała się z wszechobecną czernią, dzięki zmarszczkom Mocy oraz jej irytującemu ponad wszelką miarę bzyczeniu widział obraz jej dokładnej lokalizacji w Mocy. Gdyby nawet ktoś był w pomieszczeniu oprócz niego, nie mógłby określić konkretnego momentu, w którym zabójcza broń znalazła się w jego rękach. Ona po prostu tam była. Odczekał, aż insekt zbliżył się dostatecznie blisko. Gdy tylko mucha podleciała ten centymetr za blisko, zginęła natychmiastową śmiercią przy akompaniamencie charakterystycznego buczenia, jakie wydaje z siebie miecz świetlny. Mroczny Lord Sithów precyzyjnie odpalił ostrze, które momentalnie usmażyło natrętnego owada zakłócającego jego spokój. Czerwony blask od klingi oświetlił jego poznaczoną nielicznymi zmarszczkami twarz, której prawy policzek oszpecała ogromna blizna, zanikająca gdzieś pod burzą zszarzałych, ale wciąż dość gęstych włosów, które niegdyś lśniły kruczoczarną barwą.
Po chwili zgasił miecz, a pokój ma nowo zatonął w mroku. Zamknął oczy. Nareszcie mógł się skupić. Przywołał Moc i skoncentrował się na swoim celu. Było to dość wyczerpujące, ale wiedział, że było warto. Połączenie dawało ogrom możliwości, jeśli tylko nastąpiło w odpowiednim czasie. A wiedział, że ta chwila była nader odpowiednia. Czuł to.
Po kilku minutach zmagań z oporną Mocą usłyszał charakterystyczną pustkę, po czym przyjrzał się otoczeniu togrutanki.
— Kiro Brown, zostałaś wybrana przez Moc, by razem z nami służyć niezliczonym światom i pomagać powstrzymać zło pleniące się w Galaktyce. — mówiła Seiyalla do drobnej nastolatki stojącej na środku. Krukt nie poznawał jej, a co za tym idzie – to musiała być dziewczyna z Ziemi. — Jeśli się zgodzisz, nie będzie już odwrotu, bowiem konsekwencje tej decyzji odcisną piętno na twoim życiu raz na zawsze. Zapewniam cię jednak, że poznanie więzi z Mocą jest czymś cudownym i niezapomnianym, a masz okazję stać się wojowniczką, jakiej świat nie widział, bo Moc jest w tobie bardzo silna.
Prychnął, co oczywiście doszło do jej uszu. Ich połączenie działało w obie strony. Czasem wywoływało je jedno z ich dwójki, a czasami Moc sama decydowała o spotkaniu przywódców dwóch przeciwległych frakcji za swoim pośrednictwem, ale niezależnie od tego nigdy jednak nie umieli tego przerwać. Seiyalla nie mogła go więc powstrzymać przed podsłuchiwaniem jej narady. Musiała być po prostu bardzo, bardzo ostrożna. Już i tak za dużo powiedziała, bo Mroczny Lord Sithów usłyszał imię i nazwisko dziewczyny. A to już stanowczo za wiele.
— Brzmisz jak krzycząca reklama podczas przerw w holofilmach — skrytykował otwarcie. — Albo plakat propagandowy Imperium. Dołącz do nas, walcz za Imperium, zaprowadź wieczny ład! — Jako że jego słowa mogła usłyszeć tylko ona, nie widział powodu by być cicho. Ba, widział powód, dla którego opłacało się ją wyprowadzić z równowagi. Jej dekoncentracja mogła ułatwić mu zrealizowanie planu, który już tlił się w jego nieprzeniknionym, chytrym umyśle.
— A mogę... odmówić? — spytała nieśmiało dziewczyna.
Darth Krukt posłał swojej przymusowej rozmówczyni perfidny uśmieszek. Zignorowała go, choć z trudem powstrzymała skrzywienie. Głos zabrał najbardziej irytujący Jedi we wszechświecie.
— Oczywiście — odparł ciepło Krall Dient. — Nie będziemy cię do tego zmuszać, ścieżkę Jedi musisz wybrać tylko i wyłącznie dobrowolnie — po czym posłał jej delikatny, troskliwy i ojcowski uśmiech.
— A więc... przepraszam, ale chcę wrócić do domu. Nie nadaję się do ratowania Galaktyki i wywijania sztyletami. I nie chcę się nadawać. Chcę tylko spokoju. Czy mogę... mogę wrócić na Ziemię?
Sith roześmiał się gardłowo. Jego przeciwniczce się nie udało. A to otwierało nowe możliwości dla niego, przywódcy Mrocznej Rady i najwyższego Mrocznego Lorda Sithów...
Seiyalla ze smutkiem pokiwała głową, godząc się na swoją porażkę. Było jej strasznie smutno. Wiedziała, że musi zostawić kogoś w pobliżu Kiry, by jej strzegł. Darth Krukt był zbyt potężnym przeciwnikiem.
— Meiiyan Su odeśle cię z powrotem. Żegnaj... Kiro. — rzekła ostatnie słowa i odczekała, aż Ziemianka wyjdzie. Następnie zamknęła oczy i rozpoczęła atak.
Krukt jęknął, czując jak mistrzyni Jedi próbuje przeniknąć jego myśli i wyczytać kształtujący się w jego głowie plan pojmania ziemskiej nastolatki. Prędko postawił mocny mur, nie dając jej dojść do zakamarków jego umysłu. Seiyalla Mlint jednak nie poddawała się tak łatwo. Wysiliła swoją Moc jeszcze bardziej i ponownie natarła na Sitha. Z wysiłku upadł na posadzkę. Przekleństwa posypały się z jego ust strumieniem, a sam wił się po podłodze jak rozszalały potok podczas burzy. Nadal nie dawał jednakże dostępu do swoich myśli i planów wrogowi. I nie da. On ma po swojej stronie Syna. Potęga Ciemności jest większa niż kiedykolwiek. Światło kryje się w cieniu, Równowagi nie ma. Tylko Mrok króluje nad Galaktyką i dlatego jego Moc jest większa. Silniejsza.
Zmienił taktykę. Nagle przestał opierać się wytrawnemu atakowi wielkiej mistrzyni Jedi. Zamiast tego, nim zdołała cokolwiek zrobić, uwolnił całą swoją furię i nienawiść, kierując ją wprost na umysł kobiety. Nie spodziewała się tego, choć powinna. Dobrze. Udało mu się wtedy wytrącić ją z równowagi na tyle, by straciła czujność i koncentrację. Bezpardonowo i nad wyraz brutalnie wdarł się do jej myśli, szukając nazwiska tego, kto ma zostać ochroniarzem Ziemianki. Nim tamta zdążyła zebrać mentalne siły na postawienie muru wokół swojego umysłu on już miał nazwisko. Przejrzy swoją bazę danych i zaraz będzie miał calutki rysopis...
Wiedział, że zaraz musi się wycofać, bo jeśli nie cofnie się z jej głowy przed postawieniem barykady czeka go silny ból potylicy i być może chwilowe omdlenie, a nie miał czasu do stracenia. Jednakże... zawahał się. Cichutki głosik w jego głowie namawiał go, by sprawdził jeszcze jedną rzecz. Był rozdarty. Z jednej strony pożerała go ciekawość i ogromne, niewyjaśnione pragnienie by poznać jej osąd, a jednocześnie wiedział, że jako Mroczny Lord Sithów nie powinien się tym interesować. Walcząc ze samym sobą nawet nie poczuł, kiedy mur został w pełni odbudowany.
Jęknął jeszcze głośniej, gdy jego czaszka z gruchotem uderzyła o ziemię. Czuł, że jego umysł pulsuje niewyobrażalnym bólem i choć nie umiał tego jaśniej wytłumaczyć, jego katusze były ogromne i był na nie tylko jeden sposób. Był jednak haczyk.
To był sposób Jedi.
Mroczny Lord Sithów nie zniży się do tego poziomu, nie ma mowy. Miał swoją dumę i honor. Z drugiej strony, nie był też zaborczy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli chodzi o uzdrawianie Jedi są po prostu... lepsi.
Ale nie. Wiedział, na co się pisze zostając Sithem. Będzie czerpał siłę z bólu. Z siły osiągnie potęgę. Z potęgi zwycięstwo. Dzięki zwycięstwu zerwie łańcuchy, a Moc go wyzwoli.
— Wonoksh Qyâsik nun... — wyszeptał. Następnie wstał i dumnie uniósł głowę, ignorując cierpienie. Musiał zwołać nagłe posiedzenie Mrocznej Rady. I to natychmiastowo.
∽𑁍∼
— Co dalej, mistrzu? Zgodziła się czy nie? — pytał pełen zniecierpliwienia Corran Drull.
Krall Dient roześmiał się szczerze i obdarzył swojego padawana ciepłym uśmiechem.
— Meiiyan nic ci nie mówiła?
Człowiek pokręcił głową.
— Ostatni raz rozmawiałem z nią przed jej odlotem na Ziemię, a widziałem jeszcze dawniej. Ciągle gdzieś wylatuje.
— Strażniczka Su to niespokojna dusza — przyznał mistrz Dient. — Nie zgodziła się, wróciła na Ziemię.
Padawan Drull wlepił w swojego mistrza zdziwione spojrzenie.
— Jak to? Odmówiła szkolenia...? — Dla niego wydało się to wręcz nieprawdopodobne. Kto nie chciałby walczyć mieczem świetlnym, lewitować przedmiotów i być bohaterem? On sam zaryzykował i poświęcił wszystko, byleby tylko zostać Jedi. I nie żałował. Fakt, czasem gryzło go poczucie winy... ale ilekolwiek razy w życiu miałby wybierać, wybrałby tak samo.
— Mistrzyni Mlint mówi, że ona jeszcze tu wróci.
Oboje zamilkli. Corran wiedział co oznaczają słowa Kralla. Jeśli mistrzyni Mlint tak mówiła, to znaczy, że tak było. Jednak dlaczego mistrz Dient mówi to właśnie jemu? Był zwykłym padawanem, nie było żadnych podstaw dla których mistrz mógłby udzielać mu informacji o wizjach czy przeczuciach głowy akademii. No chyba, że...
— Mistrzu — zaczął, starając się wytłumić delikatne drżenie swego głosu. — Ty... ty chcesz ją wziąć na uczennicę, prawda...?
Meiiyan Su przyznała, że Krall ma takie plany jeszcze przed odlotem na Ziemię, ale Corran chciał to usłyszeć z jego ust. Skrycie liczył, że może coś się zmieniło. Że skoro odmówiła mistrz Dient zmienił o niej zdanie i już nie chce jej szkolić. Że szybko dokończy szkolenie...
— Corranie, jesteś bardzo inteligentny. Zgadza się. Chcę wyszkolić Kirę Brown na Jedi kiedy tylko będzie na to gotowa.
— Ale... co ze mną, mistrzu? — zapytał smutno Corran. — Przecież ja jeszcze nie skończyłem nauki.
Krall Dient spojrzał na niego, szczerze zdumiony.
— Gdzie widzisz problem, uczniu? — spytał, po czym łagodnie kontynuował. — Tak, oznacza to, że może być problem z twoimi nadprogramowymi lekcjami. Jesteś jednak bardzo zdolny i wierzę, że opanujesz wszystko w sprawnym tempie nawet bez dodatkowych zajęć. Poza tym będziesz miał szansę sprawdzić się w roli nauczyciela. Możesz pokazać Kirze jakieś chwyty czy techniki, nie muszę wszystkiego ja jej nauczyć.
— Ale mistrzu, mnie dobrze się uczy w pojedynkę — zaprotestował skwaszony Drull. — Chcę jak najszybciej zostać Rycerzem i...
— Pośpiech nie jest wskaźnikiem, którym powinieneś się kierować. Niecierpliwość to bardzo niebezpieczna cecha — pouczył go mistrz Jedi. — I co potem? Co zamierzasz zrobić, gdy już zostaniesz Rycerzem...?
— Ja... — zmieszał się chłopak. Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Chciał tylko przejść pasowanie, nigdy nie myślał o tym, co będzie później.
— A no właśnie. Cierpliwości, Corranie, potrzeba ci zdecydowanie cierpliwości. A młoda, niedoświadczona dziewczyna pragnąca zrozumieć ten świat zdecydowanie pomoże ci w jej rozwijaniu.
Padawan jęknął w duchu, ale nie śmiał sprzeczać się z nauczycielem. Zresztą Krall mimo usposobienia baranka miał w sobie coś, co sprawiało, że nie można mu się było sprzeciwić. A jeśli się to zrobiło, gryzły cię wyrzuty sumienia przez długie, długie miesiące. Corran coś o tym wiedział, bo raz przez przypadek tak się naraził. Zdecydowanie nie chciał tego powtarzać... Pokornie przyjął naganę mistrza i wrócił do ćwiczeń z medytacji.
∽𑁍∼
W pogrążonym w mroku pomieszczeniu było ustawione dwanaście lśniących, ciemnoszarych foteli. Na najwyższym z nich była ułożona miękka, czerwona poduszka. Tylko Darth Krukt mógł liczyć na luksus w postaci wygodnego siedzenia. Inni mieli czuć niewygodę, która w teorii miała wyzwalać gniew, który przeradzałby się w furię. W rzeczywistości jednakże fotele uwierały tylnią część ciała zgromadzonych, co potęgowało jedynie ich irytację i nieustanne wiercenie się w celu znalezienia w miarę znośnej pozycji.
O uporczywości tej przykrej sprawy przekonał się niedawno Darth Crist, uczeń Dartha Krukta, który swoimi osiągnięciami mimo braku tytułu wojownika Sithów całkiem niedawno zasłużył sobie na posadkę jednego z członków Mrocznej Rady. Prawdopodobnie o decyzji Krukta w dużej mierze zaważyło to, że wysyłał ucznia na większość misji omawianych podczas narad i zwyczajnie nie chciało mu się tłumaczyć po raz drugi tych samych ustaleń.
— Jedi wykonali kolejne posunięcie — zaczął wspomniany wyżej przywódca Sithów.
Machnął ręką, a ciemność trochę się rozproszyła dzięki błękitnej hologramowej poświacie. Krukt włączył holomapę i powiększył ją tak, by wypełniała całe pozostałe miejsce w sali. Crist przyjrzał się jej dokładnie. Przedstawiała kilka rzeczy: trajektorię lotu z Madioru na jakąś inną, nieznaną planetę, trójwymiarową podobiznę mistrzyni Jedi Werven Ryck (Krukt wymagał od swego ucznia wyuczenia się na pamięć podobizn i podstawowych informacji o członkach Wielkiej Rady Jedi) oraz obraz jakiejś młodej, całkiem ładnej dziewczyny, której nie rozpoznawał.
— To — rzekł wskazując na tę ostatnią — jest Kira Brown, dziewczyna z planety Ziemia. Jedi próbowali ją przeciągnąć na swoją stronę, ale im się to nie udało. Przywódcy Jedi dali jej ochroniarza — to powiedziawszy wskazał na Werven. — Ci z was, których do tego wyznaczę mają za zadanie wyeliminować ją i przyprowadzić tu tę dziewczynę. Nieuszkodzoną i żywą. — na ostatnie słowa musiał wywrzeć odpowiedni nacisk, by komunikat doszedł również do tych bardziej opornych intelektualnie.
Nikt nie zaprotestował ani nie podważył zdania Mrocznego Lorda. Nie żeby im odpowiadało. Po prostu za bardzo się go bali, zbyt przerażała ich wizja dowódcy wpadającego w gniew. A chyba wszyscy odczuli, że z jakiegoś powodu był dziś bardzo niezadowolony. Przezornie dlatego z szacunkiem milczeli, czekając na wyznaczenie nieszczęśników mających wypełnić pechowe zadanie. Nie ulegało wątpliwości, że będzie to ktoś z ich rady.
— Xoph, obliczysz skok na Ziemię i wgrasz trasę nadprzestrzenną do komputera Siekacza.
Salę wypełniło zbiorowy świst wypuszczonego nieświadomie wstrzymywanego tchu. Siekacz był prywatnym statkiem kosmicznym Dartha Crista. Wszyscy zastygli w bezruchu, gdy Krukt przeleciał po nich zdenerwowanym wzrokiem. Przez chwilę przyglądał się każdemu członkowi Rady z osobna, zatrzymując spojrzenie najdłużej na dwójce, która najgłośniej dała upust swojej uldze.
— Rouht, Val, ruszacie z Cristem. Pomożecie mu — zadecydował, a po jego twarzy przemknął niezauważalny dla ludzkiego oka cień złośliwego uśmiechu.
Uczeń Krukta początkowo ucieszył się, że mistrz da mu w końcu poważne zadanie. Do tej pory nie zmierzył się jeszcze z żadnym mistrzem Jedi, a co dopiero członkiem ich rady. Jednak mierzenie się z Rycerzami i Strażnikami weszło mu już w krew i nie sprawiało większych trudności. Był bardzo zadowolony, że Krukt to dostrzegł i postanowił podnieść poprzeczkę.
Mimo to, gdy usłyszał nazwiska swoich przyszłych towarzyszy nie mógł powstrzymać niezadowolonego grymasu. Darth Rouht i Lord Val byli bardzo nieokrzesani, a natura ewidentnie poskąpiła im zdolności myślenia. Swoje stołki w Radzie zawdzięczali głównie masie mięśniowej i umiejętności siekania, bo na tym zdaje się kończyła się lista ich umiejętności. Skinął jednak głową na znak zgody: nie miał żadnego wyboru, ale w ten sposób okazywał szacunek mistrzowi i co za tym idzie miał szansę bardziej wkupić się w jego łaski.
Posiedzenie dobiegło końca. Sithowie pośpiesznie opuścili pomieszczenie. Przy wyjściu Crist poczuł, że uroda kładzie rękę na jego ramieniu. Stanął i obejrzał się przez ramię, za które go trzymano.
— Mianuję cię dowódcą tej operacji, mój uczniu — powiedział ściszonym głosem Darth Krukt – właściciel ręki zaczepionej na jego ramieniu. — Stawiam cię wyżej niż dwóch doświadczonych wojowników mojej Rady. Nie zawiedź mnie.
Wyżej niż dwóch bezgranicznie tępych wojowników Rady — pomyślał z przekąsem Darth Crist.
— Niestety, inteligencja rzeczywiście nie jest ich chlubą i atutem — przyznał Mroczny Lord.
Crist nieznacznie napiął mięśnie, po czym zaklął na krańcu swego umysłu. Znowu za głośno pomyślał. Musi bardziej się pilnować, bo Krukt może niekoniecznie powinien wiedzieć o wszystkich jego przekrętach... Kiedyś może palnąć coś, za co przyjdzie mu srogo zapłacić. Lepiej dmuchać na zimne. Może podczas misji trochę się podszkoli w tej kwestii. Właśnie, misja... musi się przygotować.
— Nie zawiodę cię, mistrzu.
— Niech Moc będzie z tobą, Darthcie Crist — mruknął ledwie słyszalnym głosem Krukt.
Crist spojrzał na niego z zaskoczeniem. Mistrz nigdy nie życzył mu szczęścia na misji, a co dopiero wspomożenia ze strony Mocy. Więcej, sprawiał wrażenie że ma wręcz ochotę, by Crist poniósł śmierć. Skąd ta nagła zmiana zachowania? Chciał przyjrzeć się dłużej twarzy Sitha, jakby mógł z niej wyczytać wskazówki, jednak tamten zdążył już odwrócić się tyłem i odejść w głąb komnaty. Chciał za pomocą interkomu upewnić się, że wszystkie przygotowania są dopięte na ostatni guzik. Nie zawracał już sobie głowy uczniem, więc Crist stwierdził, że zrobi to samo. Wyszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top