02: Madior | 01

32:2:7 [ABY]

Nieznane Regiony, planeta Ziemia w Układzie Słonecznym

∽𑁍∼

Togrutanka nie traciła ani chwili. Korzystając z otwartego okna wzięła rozbieg i skoczyła, wspomagając akrobacje Mocą. Już moment później przeturlała się po miękkim dywanie w pokoju sparaliżowanej ze strachu nastolatki.

— Kiro Brown, przysyła mnie Nowa Akademia Jedi na Madiorze. Zostałaś wybrana, bo...

Dziewczyna przerwała jej z wrzaskiem i zaczęła krzyczeć w nieznanym Meiiyan języku. Strażniczka Jedi widziała oraz czuła, że dziewiętnastolatka jest śmiertelnie przerażona i szuka drogi ucieczki. Ale Su miała misję i nie pozwoli, by zakończyła się fiaskiem. Nie po tym, gdy doszła tak daleko.

— Nie jestem twoim wrogiem. Jestem przyjacielem — powiedziała, starając się lekko nagiąć umysł dziewczyny do swoich przekonań. Niestety, choć Kira nie miała żadnego przeszkolenia w Mocy i najprawdopodobniej nie wiedziała w ogóle czym ona jest, miała wyjątkowo silną wolę i mimo paniki nie dała się nakłonić do zmiany decyzji. Moc była w niej silna. To nie ulegało wątpliwości.

— Proszę, nie musisz się mnie bać. Nie mam złych zamiarów — pora na inną technikę. Tym razem togrutanka zdecydowała się użyć wici Mocy, a razem z nimi przekazać dziewczynie spokój i wyeliminować poczucie zagrożenia.

Tym razem zadziałało. Dziewczyna stanęła nieruchomo, a tylko w jej oczach tliła się iskierka strachu. Patrzyła prostu w oczy kosmitki.

— Czym jesteś? — zapytała Kira, jednak nie doczekała się żadnej reakcji ze strony nieznajomej.

— Rozumiesz, co do ciebie mówię? — spytała powoli Meiiyan, ignorując bełkot, który wydobył się z ust Ziemianki.

— Czego tu szukasz? — kolejne pytanie wydobyło się z ust młodej dziewczyny.

— Wiesz w ogóle co to Basic? — mruknęła już lekko poirytowana kobieta. — Bo na tej planecie albo nikt go nie zna, albo cierpią na masowe ogłupienie.

— Dlaczego do mnie mówisz, skoro i tak nie zrozumiem? — spytała bardziej już siebie Brown, wiedząc, że odpowiedzi nie uzyska.

Togrutanka westchnęła głęboko i podkręciła z rezygnacją głową, chwytając się przy tym pod boki. Jej krótkie lekku odtańczyły skoczny taniec, po czym znieruchomiały.

— Nie chciałam tego robić, ale najwyraźniej nie mam wyboru. Choć nie zrozumiesz, nie robię ci nic złego. Spokojnie. Za kilka godzin wszystko będzie w porządku. — rzekła, po czym wyciągnęła z kieszeni skórzanej kurtki małą strzykawkę z zieloną, gęstą substancją. Do Kiry w mig dotarło, co obca chce zrobić i już miała się rzucić do ucieczki, lecz Togrutanka przezornie zastąpiła jej drogę. Sekundę później nastolatka poczuła, jak igła wbija jej się pod skórę, a moment później zapanowała ciemność.

∽𑁍∼

Gdy dziewczyna wreszcie się przebudziła, ze zdziwieniem stwierdziła, że nie znajduje się u siebie w pokoju, ale w jakimś jasnym, nowoczesnym pomieszczeniu. Leżała na przymocowanym jedną stroną do ściany, średnio wygodnym łóżku. Pokoik był malutki. Jedyne co się w nim znajdowało to łóżko, drzwi o dziwacznym kształcie i stołek, na którym siedziała pewna postać.

I wtedy Kira Brown wszystko sobie przypomniała.

Wróciła ze szkoły, jak co dzień. Rodzice wyjechali na delegację i jeszcze przez kilka tygodni mieli być za granicą. Zaczęła odrabiać lekcje. Było duszno, więc zdecydowała się na otworzenie okna, by móc odetchnąć świeżym powietrzem. I wtedy dziwna istota o intensywnie pomarańczowej twarzy wleciała (dosłownie!) do pokoju i zaczęła coś mówić. Początkowo nastolatka krzyczała, ale potem poczuła dziwny, wszechogarniający spokój. Gdy zobaczyła strzykawkę, strach ścisnął jej gardło. Nie mogła wydusić z siebie choćby słowa. Próbowała uciekać, ale nie udało jej się. Płyn krążył teraz w jej żyłach.

— Gdy teraz o tym myślę — odezwała się togrutanka — Mogłam przekazać ci wiadomość telepatycznie. Możliwe, że mniej byś się wystraszyła.

Kira z zaskoczeniem popatrzyła na kosmitkę.

— Kim jesteś? I co mi wstrzyknęłaś?

— Spokojnie, spokojnie — mruknęła Meiiyan. — Po kolei. Serum, które ci podałam to najnowsze dzieło naszych naukowców. Oparte jest na mikroskopijnych elementach wnikających do mózgu, a także działaniu Mocy i midichlorianach. Dzięki temu możesz teraz zrozumieć naszą mowę i porozumiewać się z nami we wspólnym zupełnie tak, jakby był to twój rodowy język.

Dziewczyna nie wyglądała na przekonaną, jednak gdy mocniej się nad tym zastanowiła – rzeczywiście! – ostatnie dwa zdania wypowiedziała w obcym, nieznanym jej dotąd języku, którego każde słowo mogła bez problemu wypowiedzieć tak, jakby mówiła nim od zawsze.

— Co ja tu robię? Czemu mnie porwałaś? Czy jestem... więźniem? Gdzie my w ogóle jesteśmy? — wypaliła, chcąc jak najszybciej znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania.

— Na wszystkie pytania odpowie ci Wielka Rada Jedi.

— Ale...

— Kiro, Rada cię oczekuje. Ruszajmy.

— Jak mam się do ciebie zwracać? — wykrztusiła jeszcze Brown, jednak posłusznie wstała z pryczy i podeszła do nieznajomej.

— Jestem Meiiyan Su. Strażniczka Jedi. Gotowa?

Ziemianka skinęła głową. Co innego mogła zrobić?

∽𑁍∼

Wyszły z jasno oświetlonego pomieszczenia, by znaleźć się na długim, po części ginącym w ciemnościach korytarzu o wysokim sklepieniu. Był utrzymany w kolorach brązu i srebra, jednak dawał zarówno poczucie nowoczesności, jak i cofnięcia się do zamierzchłych, starych czasów, które dawno już przeminęły.

Gdy szły mijały dużo pomieszczeń, które były widoczne dzięki ogromnym przeszklonym szybom. Kira czuła się jak w jakimś castingu do filmów science-fiction. Wszędzie otaczały ją humanoidalne, ale zdecydowanie nie ludzkie osobniki, patrzące na nią w sposób, jak gdyby to ona była z nieznanej rasy, której uwagi poskąpiły nawet najbardziej wymyślne mity i legendy.

A przecież kilka razy minęła ludzi, lub chociaż istoty ich przypominające. Co takiego ciekawego było w niej samej? Wkrótce miała się dowiedzieć.

Przewodniczka z śmiesznymi biało czerwonymi ogonami wrastającymi w czaszkę zatrzymała się przed wysokimi, lecz dość wąskimi drzwiami rozsuwanymi na boki. Obejrzała się raz jeszcze na Kirę, po czym stanęła naprzeciw ukrytego czujnika, który zeskanował i zidentyfikował ją, a następnie udzielił dostępu. Płachty rozsunęły się z ledwie słyszalnym szelestem, a togrutanka wprowadziła dziewczynę przed oblicze Wielkiej Rady Jedi.

— Witaj, Kiro Brown — powitała przybyłą kobieta tej samej rasy co Meiiyan Su. Siedziała na najwyższym z dwunastu foteli, dokładnie naprzeciw Ziemianki. Ta przyjrzała jej się z uwagą. Zapamiętała czerwoną twarz, na której były odmalowane bądź wytatuowane białe wzory, starannie splecioną, długą opaskę z trójkątnych kłów jakiegoś nieznanego Kirze zwierzęcia, która oddzielała głowę od białych rogów z czarnymi pasami, a także zwiewną beżową tunikę.

Najbardziej przykuwała jednak wzrok lewa ręka togrutanki. Poczynając od przedramienia i kończąc na dłoni, lśniła błękitnym blaskiem i była wpół przezroczysta. W jej środku na szczęście nie było widać narządów wewnętrznych, bo Brown naprawdę ciężko byłoby znieść wymiotny odruch, ale zamiast tego pulsowała tam jasnoniebieska żyła przypominająca błyskawicę. Tak zaaferowana przyglądaniem się niezwykłemu zjawisku nie zorientowała się, że bezceremonialnie wlepia oczy w intrygującą imitację ręki już ładne kilka chwil. Ocknęła się dopiero, gdy usłyszała znaczące chrząknięcie owej istoty. Speszona spuściła wzrok.

— Chciałabym serdecznie przeprosić za metody, jakimi zostałaś tu sprowadzona, Kiro. Niestety tego wymagają nasze środki bezpieczeństwa.

— Gdzie... gdzie ja jestem? — spytała cicho wciąż onieśmielona dziewczyna.

— Na planecie Madior w układzie Sidis. W głębi Nieznanych Regionów poza mapami Galaktyki. — łagodnie udzielił odpowiedzi żółtoskóry obcy. Nie miał włosów, tylko wyrastające z głowy ogony, różniące się jednak od tych u Meiiyan Su i tajemniczej przywódczyni Wielkiej Rady. Były porośnięte skórą i spięte do tyłu za pomocą jakichś elastycznych gumek. Gdy Kira spojrzała w jego oczy, nie mogła oderwać wzroku. Nie widziała w nich wcale białka rogówek, a jedynie bezkresną czerń, w której odbijały się małe lampki przymocowane na suficie w celu doświetlenia ciemnego pomieszczenia. W jego oczach zdawało jej się, że widziała bezkresną galaktykę.

Nautolanin widząc jej spojrzenie delikatnie się uśmiechnął, po czym kontynuował.

— Pewnie musisz się czuć niezręcznie. My znamy twoje imię, jednak ty nie znasz naszych. Jestem mistrz Jedi Krall Dient, a to — rzekł wskazując na kobietę, która powitała ją i która była obiektem jej wcześniejszego nietaktownego zainteresowania — jest wielka mistrzyni Seiyalla Mlint. Nasza przywódczyni chciałaby ci o czymś opowiedzieć, młoda damo.

Ziemianka skierowała zakłopotane spojrzenie z powrotem na osobliwą togrutankę. Patrzyła poważnym, ale nie surowym czy wrogim spojrzeniem na przybyszkę z układu Słonecznego. Gdy w pełni zyskała jej uwagę, zaczęła:

— Kiro, znajdujesz się tutaj, ponieważ posiadasz rzadki, ale także piękny i niebezpieczny dar, jakim jest wrażliwość na Moc. Czy wiesz, czym ona jest?

— Nie — zaprotestowała zapytana, choć coś podpowiadało jej, że to określenie jest jej dziwnie nieobce.

— To siła, która spaja Galaktykę i przenika wszystkie żywe istoty. — wyjaśniła pokrótce Seiyalla. — Niektórzy potrafią naginać ją do swojej woli i wspomagać się nią, by wykorzystywać to do własnych celów oraz ogólnego dobra.

— Pozwala... kontrolować? — spytała dziewczyna niepewnie.

— Również — zgodziła się wielka mistrzyni. — Jeśli chcesz, może ci dać nieograniczoną potęgę, możliwość zmuszania innych do podporządkowywania się twojej woli i bezwolnego podążania za tym, co tylko rozkażesz.

Nautolanin Krall Dient spojrzał na nią z niepewnością, jakby nie był pewien, czy takie informacje powinny być przekazane uszom młodej słuchaczki.

— My jednak nie wykorzystujemy jej w ten sposób. Jesteśmy Strażnikami Pokoju. Pilnujemy, by nikt nie krzywdził bezbronnych istot i posługujemy się Mocą, gdy jest to konieczne, w intencji dobra. Reprezentujemy empatyczność i rzetelność w swoich obowiązkach. Gdy trzeba, korzystamy z potężnych technik Mocy, ale tylko gdy jest to naprawdę konieczne i gdy robimy to w intencji dobra ogólnego.

— Po co... po co w takim razie wam broń? — zapytała niezbyt przekonana ziemska nastolatka. Nie wiedziała co prawda o zastosowaniu metalowych prętów przypiętych do pasa każdej napotkanej na Madiorze istoty, ale widziała noże na udach Meiiyan Su, które stanowczo nie były elementem ozdobnym. Dodatkowo wielu mistrzów było ubranych w bojowe stroje, na które tylko mimochodem narzucili niedbale dostojne szaty.

— Niestety, są tacy, którzy chcą wykorzystać Moc tylko i wyłącznie dla swoich egoistycznych pobudek — odezwał się ponownie Krall. — Nazywają się Sithowie, a ich historia sięga bardzo zamierzchłych czasów, choć nie aż tak dalekich jak nasze. Kiedyś byliśmy jednością.

Kira Brown wyraźnie zbladła. Nautolanin szybko zrozumiał, jaką gafę popełnił i szybko zaczął wyprowadzać dziewczynę z błędu.

— Nie bój się, to nie tak, że byliśmy źli. Kiedyś po prostu było... inaczej.

— Kiedyś istniało tylko jedno zgromadzenie zrzeszające wrażliwych na Moc — pospieszyła mu z pomocą mistrzyni Mlint. — Był to Zakon Je'daii, opierający się na zasadach jakie obecnie wyznajemy my. Wykorzystywali obie strony Mocy, choć z należytym umiarem i rozsądkiem. Na ich nieszczęście z każdym pokoleniem znajdowało się coraz więcej adeptów chcących wykorzystać cały potencjał Mocy do niewolenia, łamania odwiecznego prawa przemijającego ludzkiego życia oraz do terroryzowania i zastraszania innych. Druga część natomiast zaczęła coraz bardziej idealizować Jasną Stronę Mocy, zapominając, że zło i tragedia niestety jest nieuchronną częścią naszego życia. Wyparli się zupełnie ciemności, ale także i uczuć, które dawały im niegdyś potężną siłę. Wyznawcy Ashli, Jasnej Strony Mocy nazwali się Jedi, natomiast wojownicy Bogana, czyli ciemności – Sithami. Jedi postanowili połączyć swoje siły z lokalnym rządem, jakim była Stara Republika, natomiast Sithowie po licznych potyczkach założyli Akademię Sithów na Korribanie i utworzyli polityczną organizację wspierającą ich cele, nazwaną Imperium Sithów.

Mistrz Dient znowu zabrał głos. Kira w duchu zastanowiła się, czy pozostali obecni na sali byli niemowami, czy może odzywanie się jedynie dwóch osób miało coś konkretnego na celu. Oczywiście była to ta druga opcja, a także szacunek do dwóch najstarszych członków Rady, jednak jej samej nie było dane dojść do tej informacji, bo musiała skupić się na tym, co właśnie mówił żółtoskóry mistrz.

— Jeden z Sithów, Darth Bane wprowadził... dość drastyczne i oryginalne zasady, których mieli przestrzegać Sithowie, by grą i podstępem obalić Jedi. Wymordował, jak myślał, wszystkich Sithów z Akademii i przyjął młodą dziewczynę na swoją adeptkę, która któregoś dnia miała posiąść większą od niego potęgę, po czym go obalić. Regułę tę nazwał Zasadą Dwóch.

— Jednakże jeden z Sithów przetrwał — odezwał się po raz pierwszy osobnik o bladoniebieskiej, lśniącej skórze, ogromnych oczach o dziwnym kształcie i zdecydowanie nienaturalnie długiej szyi. Później nastolatka dowiedziała się, że była to rasa Kaminoan, których specjalizacją było badanie genów oraz klonowanie. To ich przedstawiciele w Akademii Jedi wymyślili serum, dzięki któremu opanowała w niemal natychmiastowym tempie język międzygalaktyczny. Ona jednak tego nie wiedziała, więc nie mając nad czym rozmyślać, skupiła się na słowach dziwoląga. — Osiadł tutaj, po czym cierpliwie odtworzył Akademię Sithów i ich potęgę. Fale Mocy na tej planecie sprawiają, że z zewnątrz nie można wyczuć żadnej obecności wrażliwych na Moc istot. Z tego samego powodu przyleciała tu wiele lat później mistrzyni Tasilli Shien, która zrezygnowała z posady mistrza w Radzie Jedi na Coruscant i zdecydowała się wrócić do korzeni użytkowników Mocy.

— Tak powstała nasza Akademia — dokończyła historię Seiyalla. — Kierujemy się pierwotnymi zasadami Je'daii, choć zwiemy się Jedi dla uczczenia pamięci naszej założycielki. Toczymy nieustanną walkę z Sithami, którzy niestety są zbyt potężni by powstrzymać ich raz i na zawsze.

— Czy to znaczy, że ich strona Mocy jest silniejsza? — spytała Kira, choć trochę bała się odpowiedzi.

— Nie — zaprzeczyła stanowczo wielka mistrzyni. — Światło jest potężniejsze od Ciemności, a połączenie tych dwóch daje potęgę i siłę tak wielką, że nie ma słów którymi można by to określić. Przejawia się ona jednak w inny sposób, który tylko nielicznym udaje się zrozumieć. Na dodatek... Władca Mocy odpowiedzialny za Równowagę nie jest wśród nas, niestety — to mówiąc kobieta wyraźnie się zasmuciła, a Kirze wydawało się, że nagle zamiast pełnej autorytetu mistrzyni widzi tylko istotę przytłoczoną nadmiarem problemów. Togrutanka jednak szybko się otrząsnęła. — Sithowie mają tę przewagę, że Władca Ciemności, Syn włada Galaktyką i nawet nieświadomie dodaje im sił.

— A kim... kim jest Władca Światła? — zapytała Brown przygryzając z nerwów wargę. Bała się, że palnie głupotę, ale skoro był Władca Równowagi i Ciemności, to Światła też musiał być, prawda?

Togrutanka uśmiechnęła się.

— Myślę, że kiedyś ją poznasz. Często nas odwiedza. Teraz czas jednak na przejście do sedna sprawy, dla której tu jesteś. — stwierdziła, po czym przybrała poważną, oficjalną minę. — Kiro Brown, zostałaś wybrana przez Moc, by razem z nami służyć niezliczonym światom i pomagać powstrzymać zło pleniące się w Galaktyce. Jeśli się zgodzisz, nie będzie już odwrotu, bowiem konsekwencje tej decyzji odcisną piętno na twoim życiu raz na zawsze. Zapewniam cię jednak, że poznanie więzi z Mocą jest czymś cudownym i niezapomnianym, a masz okazję stać się wojowniczką, jakiej świat nie widział, bo Moc jest w tobie bardzo silna.

— A mogę... odmówić? — spytała nieśmiało dziewczyna.

— Oczywiście — odparł ciepło Krall Dient. — Nie będziemy cię do tego zmuszać, ścieżkę Jedi musisz wybrać tylko i wyłącznie dobrowolnie — po czym posłał jej delikatny, troskliwy i ojcowski uśmiech.

— A więc... przepraszam, ale chcę wrócić do domu. Nie nadaję się do ratowania Galaktyki i wywijania sztyletami. I nie chcę się nadawać. Chcę tylko spokoju. Czy mogę... mogę wrócić na Ziemię?

Sama nie wierzyła w swoje słowa. W ogóle normalnie nigdy by nie uwierzyła, że jest poza swoją planetą, jednak jakaś tajemnicza potężna siła kazała jej wręcz wierzyć, że to co mówią te istoty jest prawdą. Dlatego wierzyła.

Seiyalla ze smutkiem pokiwała głową.

— Meiiyan Su odeśle cię z powrotem. Żegnaj... Kiro Brown.

Ziemianka spuściła głowę i unikając spojrzeń obecnych odeszła, wychodząc za młodszą togrutanką cały czas stojącą przy drzwiach. Gdy wyszły, Krall spojrzał z żalem na Seiyallę.

— Spokój to ostatnie, czego w tej chwili może zaznać... — wyszeptała wielka mistrzyni, patrząc w oczy nautolańskiego przyjaciela. — Jeszcze tu wróci.

Ostatnie słowa teoretycznie brzmiały optymistycznie zważywszy na niestabilną sytuację Akademii, a jednak Krall zrozumiał, że krył się pod nimi jakiś podprogowy, smutny przekaz.

— Wizja? — spytał poruszając bezdźwięcznie ustami.

— Darth Krukt — odpowiedziała mu tym samym sposobem.

Nastała cisza. Nikt nie śmiał się odezwać, gdy dwoje najbardziej szanowanych mistrzów Jedi zatopiło się w rozmyślaniach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top