01: Ziemia | 01
32:2:7 [ABY]
Nieznane Regiony, planeta Ziemia w Układzie Słonecznym
∽𑁍∼
Ciasny kokpit myśliwca wypełnił głośny świst wypuszczanego powietrza. Udało się, naprawdę się udało!
Była tu. Przed sobą miała legendarny już Układ Słoneczny. Ładunek spełnił swoje zadanie. To działo się naprawdę!
Meiiyan Su z dumą spojrzała na malujący się za iluminatorem krajobraz. Dokonała czegoś, czego wcześniej nie dokonał nikt. Sprawiła, że niemożliwe stało się możliwe. Togrutanka pogrążyła się w głębszych rozmyślaniach. Jeśli barierę ochronną Układu Słonecznego można było przebić, czy dało się także dostać do innych Legendarnych Układów? Czy tym samym sposobem można by odkryć wszystkie zagadki Nieznanych Regionów? Czy tego wszystkiego mogła dokonać właśnie ona...?
— Nie chciałbym być impertynencki, lecz pragnę zauważyć, że mamy do wykonania pewną misję... — wtrącił z przekąsem droid L-5CO, przerywając jej rozmyślania.
— Masz rację, Fiveluck. Połącz mnie z Seiyallą — poleciła robotowi Su.
Były droid-zabójca wykonał zadanie, po czym poinformował togrutankę o pomyślnym przebiegu operacji. Udało się nawiązać połączenie pomiędzy ich światami. To było takie niesamowite, takie fascynujące...
— Strażniczko Su? Czy zechciałabyś złożyć meldunek Wielkiej Radzie?
— Tak, mistrzyni Mlint — odparła z szacunkiem pilotka, raz jeszcze powracając do rzeczywistości. — Przebicie bariery przebiegło pomyślnie. Rada może być spokojna. Jestem na miejscu. Przeprowadzam skan układu... — poinformowała dziewczyna, jednocześnie wciskając odpowiednie przyciski i kontrolki na panelu sterowania. — Gotowe. Układ ma jedno słońce i dziewięć planet. Formy życia wykryte jedynie na jednej z nich, trzeciej w kolejności. Dużo wody, kilka lądów. Księżyc jeden.
Meldunek był jasny i przejrzysty.
— Świetnie. Dobra robota, Strażniczko Su — pochwaliła ją głowa Wielkiej Rady, Mistrzyni Seiyalla Mlint. — Teraz zamknij oczy i otwórz się na Moc. Poczuj ją w swoich żyłach, niech wskaże ci drogę. Wyobraź ją sobie. Długie, brązowe falowane włosy. Orzechowe oczy. Pociągła twarz. Emanująca od niej silna, nieokiełznana Moc. Niewykorzystane pokłady energii, której nie jest świadoma...
Meiiyan wyobraziła sobie wszystko, co poleciła jej mistrzyni. Opis nie był dokładny, ale wystarczający, by odświeżyć jej pamięć: jeszcze przed odlotem mistrzyni przekazała Strażniczce część swoich wspomnień, w tym wizję, gdy po raz pierwszy ujrzała tę dziewczynę. Ją. Tę, dzięki której wszystko zacznie się na nowo. Tę... która zmieni w ich życiu tak wiele, choć jeszcze o tym nie wiedzieli. Wizję, w której pojawiła się Kira Brown.
— Namierzyłam ją. Przystępuję do drugiego etapu misji Słońce.
— Zrozumiałam. Utrzymuj łączność z wieżą i włącz maskowanie sygnatury. O komplikacjach melduj na bieżąco. Niech Moc będzie z tobą, Strażniczko Su.
— Tak jest.
∽𑁍∼
Gdy Meiiyan Su przedostała się przez kolejne warstwy atmosferyczne planety, na powierzchni czekało ją duże zaskoczenie.
Gdzie są porty kosmiczne? Czemu nie latają żadne śmigacze i gdzie służby porządkowe? — dziwiła się togrutanka.
— L-5, czy ktoś nadaje jakieś komunikaty? Może trwa stan wojenny bądź godzina policyjna?
— Brak informacji o jakichkolwiek telekomunikatach. Wątpię, by ktokolwiek wprowadzał godzinę policyjną w środku dnia, poza tym w dole są ludzie. Chodzą lub przemieszczają się w tych dziwnych prostokątnych puszkach.
— Na różnych planetach panują różne zwyczaje — stwierdziła rezolutnie Strażniczka Jedi. — Skoro nie ma portu ani żadnej platformy lądowniczej, znajdźmy jakieś inne miejsce, gdzie zostawimy myśliwiec.
Po kilku minutach lotu togrutanka zdecydowała się wylądować na dość dużym, płaskim dachu. Budynek mieścił się w pobliżu lokalizacji Kiry, a więc Meiiyan czekało tylko kilka minut piechotą.
Nakazała L-5CO zostać przy statku kosmicznym, a sama sprawdziła, czy jej miecze świetlne na pewno są na miejscu. Meiiyan Su nie posługiwała się zwykłą bronią Jedi. Od małego uczyła się walki sztyletami, dlatego też nie zdziwiła się, gdy po skontruowaniu swojej świetlnej broni ostrza przyjęły ich kształt. Mimo tego, togrutanka zawsze nosiła ze sobą dwa ozdobne beskarowe sztylety – jedyną pamiątkę po jej rodzicach. Sprawdziła, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Chwyciła trochę wytartą, brązową kurtkę z dużą ilością kieszeni i nałożyła ją na swoją granatową zbroję bez rękawów. Ostatni raz wygładziła oliwkowe spodnie z białymi zawijasami na jednym boku, po czym wzięła rozpęd i skoczyła z dachu budynku, by po chwili wylądować na chodniku. Jej dość krótkie biało-czerwone lekku lekko podskoczyło gdy wysokie, skórzane buty togrutanki zetknęły się z podłożem. Pech chciał, że znalazła się tuż przed jakimś przerażonym przechodniem.
— Oh, witaj — przywitała się Strażniczka Jedi. — Szukam pewnej dziewczyny, Kiry Brown. Chciałabym zapytać, czy może ją znasz i wskażesz mi do niej drogę?
Kobieta wydała z siebie okrzyk pełen przerażenia, po czym zaczęła panicznie krzyczeć w niezrozumiałym dla Meiiyan języku. Dobra. Może basic nie był tu podstawowym językiem. Może akurat ta kobieta go nie znała.
Togrutanka uśmiechnęła się przepraszająco do spanikowanej kobiety, i rozejrzała się wokoło. Dostrzegła wysokiego mężczyznę w garniturze. Po wyglądzie zewnętrznym wywnioskowała, że pewnie jest wykształcony. Dlatego też, jeśli ktokolwiek miał znać wspólny – to był to taki ktoś jak on. Meiiyan Su podeszła do niego.
— Przepraszam. Wie pan może, gdzie jest dom Kiry Brown?
Mężczyzna cofnął się o krok, po czym zaczął mówić podniesionym głosem. Również w dziwnym, nieznanym języku. Ekstra. Czy nikt na tej zacofanej planecie nie umiał mówić we wspólnym?!
Mężczyzna wyciągnął prostokątne, płaskie pudełko. Przejechał palcem po boku obudowy, a czarna dotąd szybka zaświeciła się kolorami. Przechodzień wcisnął parę migających przycisków na urządzeniu, po czym zaczął coś mamrotać o poliszi czy też ponisji. A może to bardziej brzmiało jak bolicja? Zrezygnowana wysłanniczka usiadła na pobliskiej ławce. Skoro nikt jej nie powie, gdzie dokładnie mieszka dziewczyna, to musi sama ją znaleźć. Meiiyan zamknęła oczy i pogrążyła się w skupieniu.
Ściany. Ściany w kolorze śmietankowym i drewniana, ciemna podłoga. Jasnobrązowy dywan i średniej wielkości lampa. Duża, oszklona szafa z papierowymi książkami (kto teraz takich używa?). Dziwne, średniej wielkości łóżko przysunięte do ściany. Czemu ono nie miało grawitatorów, nie było przymocowane ani nic z tych rzeczy? Zamiast tego stało na czterech pionowych belkach cały czas. Bez sensu... stop! Musi się skupić na zadaniu. Dziwne wyposażenie tego zwariowanego świata może komentować później. Wytężyła myśli, by dojrzeć coś jeszcze. Biurko. A przy nim dziewczyna w niedbale upiętym koku, pochylająca się z jakimś narzędziem do pisania nad kolejną książką. Okno. Duże okno. Co jest za oknem? Blok. Charakterystyczne zdobienia. Park, leżący nieopodal...
Tak. Wizja się skończyła. Już wiedziała, gdzie ma iść. Otworzyła szeroko oczy. W pierwszej chwili oślepił ją blask jasnego, prażącego słońca, więc przysłoniła twarz dłonią. Gdy szok minął odsunęła rękę i wtem ujrzała coś dziwnego. Grupka około dziesięciu ludzkich jednostek, wszyscy ubrani jednakowo i z dziwnymi blasterami w rękach. Coś do niej wołali. Po ich minach wnioskowała, że nie są przyjacielsko nastawieni.
Cóż, co prawda zwykłe metody komunikacyjne zawiodły... ale od czego miała Moc?
Nie jestem waszym wrogiem — zawołała w myślach do przywódcy oddziału. Przekaz nie był konkretny; Jedi nie umieli zaszczepiać konkretnych słów w umysłach innych istot, ale mogli im wskazywać emocje, odczucia i obrazy. Najczęściej to wystarczało, by odczytać kryjący się za nimi komunikat.
Człowiek zaczął łapać się za głowę i krzyczeć wniebogłosy. Powtarzał w kółko telekatia. Wszyscy jak na komendę naszykowali broń do strzału.
— Czekajcie, nie! Nie chcę was skrzywdzić! — krzyknęła, ale było już za późno. Fala zabójczych wiązek laserowych poleciała w jej stronę. Zaraz... to nie były wiązki lasera! To były jakieś... kule? Co do...
Nie było czasu na rozmyślania. Togrutanka czym prędzej sięgnęła po swoją tarczę i broń – miecze świetlne. Odpaliła przycisk na dwóch podłużnych, spłaszczonych prętach. Po chwili z obu rękojeści wysunęły się krótkie, energetyczne ostrza, wydając przy tym głośny, charakterystyczny syk. Złotożółte światło dawało lekką poświatę, a podczas cięć ostrzami kolorowa smuga zostawała minimalnie dłużej, co dawało niezwykły efekt. Meiiyan Su ze zdziwieniem stwierdziła, że jej energetyczne klingi nie odbijają okrągłych pocisków... a topią je. Co z tym światem jest nie tak?!
Drobiny z rozpędzonych kul rozbryzgnęły się na boki, jednak dzięki Mocy Togrutanka w porę to wyczuła i wytworzyła wokół siebie barierę. Teraz żaden pocisk nie mógł jej dosięgnąć, o czym wkrótce przekonali się napastnicy.
Przerażeni stróże prawa lub wojsko – Meiiyan nie wiedziała – zaczęli uciekać. Zostało już tylko kilku. Strażniczka zdążyła zaobserwować, że co jakiś czas muszą uzupełniać naboje. Postanowiła to wykorzystać.
Gdy jeden z pozostałych żołnierzy zaczął sięgać do pasa, gdzie miał zapas amunicji, togrutanka gwałtownie wyskoczyła w górę. Jej akrobatyczne zdolności były tu bardzo przydatne. Wzięła zamach z półobrotu, a jej noga wylądowała centralnie na twarzy zaskoczonego człowieka. Upadł ciężko na ziemię i stracił przytomność. Dalej wspomagając się Mocą uniknęła śmiertelnego strzału, odchylając się do tyłu i robiąc salto. Ustawiła broń w pozycji wyjściowej techniki Shien – jej prawa ręka była ustawiona z przodu i po skosie, a w dłoni trzymała obróconą rękojeść świetlnego sztyletu – w ten sposób zasłaniał całe jej przedramię, a lekki ruch nadgarstka sprawiał, że bez wysiłku mogła odbić wszelkie strzały skierowane w jej głowę, szyję, czy też pierś. Druga ręka również ściskała broń odwróconą, jednak zwisała luźno z tyłu i czekała na odpowiedni moment. Gdy nadszedł, ruszyła z szarżą na pozostałych przeciwników, liczących sobie czterech ludzi z jednym blasterem na osobę. Zaczęła wykonywać przeróżne cięcia nad i po bokach zdezorientowanych ludzi. Robili rozpaczliwe uniki, nie zdając sobie sprawy, że nie ma realnego zagrożenia – togrutanka nie chciała ich skrzywdzić, tylko zastraszyć, by dali jej spokój. Była świetnie wyszkoloną wojowniczką z trzydziestką na karku – miała pewne doświadczenie i wiedziała, jak wprowadzić w dezorientację przeciwnika, nie robiąc mu przy tym krzywdy. Niespełna minutę później wszyscy albo pouciekali, albo poprzewracali się o własne nogi.
Meiiyan stwierdziła, że nie jest tu już anonimowa. Czy jednak kiedykolwiek była...? Ludzie panikowali na jej widok. Czy gdyby odezwała się tylko w nieznanym im języku, od razu zaczęliby krzyczeć? No właśnie. A więc to coś innego musiało ich przerażać. Tą rzeczą raczej nie był jej ubiór – nie wyglądała przecież jak duch czy inkwizytor. Tak więc tym, co wszystkich paraliżowało na jej widok musiała być... ona sama. Dopiero teraz Jedi zdała sobie sprawę, że praktycznie wszystkie istoty na tej planecie to ludzie. Nie spotkała żadnej obcej rasy. Wszystko jasne – widocznie w życiu nie widzieli togrutanki, i musiał być to dla nich wielki szok. Co prawda togrutanie byli dość podobni do rasy ludzkiej – sama Meiiyan miała pomarańczową skórę, a więc bardzo zbliżoną do ludzi. Jedynymi różnicami były białe tatuaże na całej twarzy, oraz białe montrale w czerwone pasy zamiast włosów. U Meiiyan Su były one wyjątkowo krótkie – była to kwestia wady genetycznej. Togrutanka miała pewne zaburzenie, przez co jej lekku nie rosło tak jak powinno. Zatrzymało się na wysokości klatki piersiowej – i tak już zostało, choć jej równieśnicy mieli głowogony długie aż do pasa. Jej samej jednak zbytnio to nie przeszkadzało. Zaprzyjaźnieni Uzdrowiciele Jedi wielokrotnie proponowali jej usunięcie wady poprzez Moc, jednak ona odmawiała. Twierdziła, że dzięki temu ma większą mobilność, a długie głowogony tylko przeszkadzałyby w akrobacjach i ciążyły. Jej decyzję uszanowano, a więc wyróżniała się w tłumie.
Ale tutaj sprawa miała się inaczej. Nie panikowali, bo była w jakimś stopniu niepełnosprawna. Panikowali, bo nigdy w życiu nie widzieli istoty humanoidalnej z rasy innej niż ludzka. No cóż. Czyli w zasadzie dyskrecję można było sobie darować.
Nie wkładając w to za wiele wysiłku, wskoczyła z powrotem na pobliski dach. Dzięki Mocy miała większe możliwości i mogła wykonywać rzeczy niemożliwe dla zwykłych obywateli. Nie zważając na to, że ktoś może ją zobaczyć, biegła przed siebie. Nie zwracała uwagi na przerażonych ludzi w oknach sąsiednich, bliskich budynków.
— Przykrywka się spaliła. Ci ludzie nie znają żadnych ras poza swoją. Wszędzie tylko ludzie. Zaraz będę na miejscu, zgarnę dziewczynę i się stąd wyniosę, zanim przyleci po mnie wojsko z całej planety. — zameldowała w biegu.
Po kilku minutach dotarła na miejsce. Była dokładnie naprzeciwko okna, w którym miała pokój Kira Brown. Niczego nieświadoma dziewczyna akurat podeszła do okna, by je otworzyć. Nie widziała togrutanki, ponieważ była pochłonięta lekturą jakiejś książki. Nie spojrzała nawet za szybę, tylko otworzyła ją na oścież i skierowała się z powrotem w stronę łóżka.
Jedi uśmiechnęła się pod nosem. Moc jej sprzyja. To była jej szansa...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top