IX
Po skontaktowaniu się z Polis Massanami, Mae otrzymała obietnicę pomocy oraz współrzędne wyznaczonego dla jej statku kursu na położone najbliżej lądowisko. Gdy jej niewielki okręt wylądował, opierając się na trzech goleniach lądowniczych, zauważyła, że czekają już na nią dwa droidy medyczne, wraz z noszami repulsorowymi. Kiedy rampa opadła, droidy wtoczyły się na pokład. Grzecznie powitały Mae, ale ich fotoreceptory pojaśniały lekko, jakby były zdumione widokiem jej munduru. Delikatnie ułożyły rannego Huxa na noszach repulsorowych, ale od razu rozpoznały w nim znienawidzonego przez większość galaktyki generała Najwyższego Porządku. Odille starała się im wyjaśnić, że są uciekinierami, którzy potrzebują pomocy, ale droidy nie chciały jej słuchać, ani z nią dyskutować. To przecież Polis Massanie mieli podjąć decyzję, czy pomagać im, czy też nie. Na szczęście mieszkańcy pasa asteroid byli zdecydowanie bardziej przyjaźnie nastawieni, niż ich droidy. Obejrzeli Huxa, zadecydowali jakiej kuracji go poddać, a później przedstawili Mae rachunek opiewający na całkiem sporą, okrągłą sumkę. Kobieta zapłaciła, podejrzewając, że spora część tej kwoty stanowiła tak naprawdę opłatę za milczenie Polis Massan i gwarancję, że nie wydadzą ani jej, ani Huxa władzom Nowej Republiki, albo szpiegom Ruchu Oporu, czy też Najwyższego Porządku. Później zabrali Huxa, nawet nie mówiąc jej dokąd, a ją samą inny droid, tym razem protokolarny, zaprowadził do przydzielonej jej kwatery, gdzie mogła się odświeżyć, odpocząć i zjeść lekki posiłek.
Kolejne, następujące po sobie dni, wyglądały dla niej niemal tak samo. Mae spędzała czas w swej kwaterze, lub u boku Huxa, który dzięki specjalistycznemu leczeniu szybko powracał do zdrowia i pełni sił. Nie rozmawiali jednak o tym, co wydarzyło się na pokładzie jej statku. Odille sama nie wiedziała, jak miałaby zacząć ten temat, a i Hux nie wydawał się na razie skory do omawiania tego, co stanie się z nimi, gdy w końcu przyjdzie im opuścić Polis Massa. Czasem kobieta przeglądała także kanały HoloNetu, w poszukiwaniu jakichkolwiek w miarę obiektywnych wiadomości na temat aktualnej sytuacji politycznej w galaktyce. Wieści nie były jednak zbyt radosne, ani też zadziwiające. Wszyscy sądzili, że to już naprawdę koniec Nowej Republiki oraz Ruchu Oporu, a Najwyższy Porządek będzie panował niepodzielnie przez najbliższe dziesiątki lat. Nie nastrajała optymistycznie również wiadomość wygłoszona w języku Sithów, którą odebrała każda planeta znajdująca się na obszarze znanej galaktyki – głosiła ona, że Palpatine powrócił i wszyscy mają do wyboru tylko dwie rzeczy – albo oddadzą mu pokłon i staną się posłuszni jego woli, albo zginą. A więc plotki o powrocie tego potwora z przeszłości okazały się prawdą...
Mae ogarnął silny niepokój. Co w takim razie stanie się z Benem, skoro Imperator powrócił i pragnął zająć według niego należne mu miejsce władcy galaktyki? Czy w takim wypadku Ben postanowi stawić mu czoła? Wróci do domu, do matki? Przejdzie na stronę Ruchu Oporu? A może przyłączy się do Palpatine'a? Niepokój nie chciał opuścić Odille. Znów miała wrażenie, że wydarzy się coś złego. Jakby nagle ogromna i ciężka, czarna zasłona przesłoniła wszystko wokół niej. Mimo to, udając, że nic się nie dzieje, jak co dzień postanowiła odwiedzić Huxa. Tego dnia jednak wyjątkowo raz po raz przypominała sobie słowa, które wyrzekł do Finna na pokładzie „Steadfast". Chciał, żeby Kylo Ren przegrał... Czy jego życzenie właśnie miało się spełnić? Niemal w tej samej chwili, gdy Mae przekroczyła próg kwatery Huxa, ogarnęło ją wrażenie, że nagle otoczyło ją oślepiające, białe światło, które wybuchło wokół niej, niczym supernowa. Ale w następnej sekundzie zgasło, jak gwiazda, która nagle zapadła się w sobie. Ben..., pomyślała w panice. Spróbowała sięgnąć ku niemu Mocą, ale... W miejscu, gdzie powinna lśnić jego obecność, wyczuwała jedynie pustkę. Zakręciło jej się w głowie. Żyły kobiety przeszył nagły chłód. Miała wrażenie, że jej serce na moment stanęło w biegu. To... Niemożliwe. Lecz wszystko wskazywało na to, że prawdziwe, że nie ma innego wyjaśnienia. Ben... Odszedł.
Mae jęknęła, czując, że łzy napływają jej do oczu. Oparła się plecami o ścianę, oddychając ciężko. Po chwili osunęła się na ziemię.
— Ben... — mamrotała rozpaczliwie. — Ben... Nie...
— Mae? — zdumiał się Hux. Gwałtownie poderwał się na swym łóżku. Zsunął się z niego, zbliżając się do kobiety. Wyciągnął dłoń, niepewnie dotykając jej ramienia. — Mae, co się stało? Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Może wezwę droida medycznego...
Odille jęknęła, ukrywając twarz w obu dłoniach.
— Nie! — rozszlochała się. — Nic nie jest w porządku! Ben odszedł!
Armitage patrzył na nią, niczego nie rozumiejąc.
— Odszedł? — powtórzył. — Dokąd?
Usiłował objąć Mae ramieniem, ale ze złością odepchnęła jego rękę.
— Nie żyje... — jęknęła.
Oczy Huxa rozszerzyły się.
— Skąd wiesz? — spytał. — Usłyszałaś to w HoloNecie? Pewnie to jakaś rebeliancka propaganda, a tak naprawdę nic mu nie jest... — starał się pocieszyć załamaną kobietę.
Mae spojrzała na niego gniewnie.
— To żadna propaganda! — wybuchła. — Armitage, ja to czuję! Czuję dzięki Mocy! Ben nie żyje! A ty... — Ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że trzęsą jej się ręce. Zacisnęła je mocno w pięści. — Ty powinieneś się cieszyć! — rzuciła wściekle. — Chciałeś, żeby Kylo Ren przegrał! Spełniło się twoje życzenie! Ben przegrał wszystko, włącznie ze swym własnym życiem! — Ostatnie słowa kobiety zamieniły się w jęk, powoli przechodzący w rozpaczliwy szloch.
Hux poczuł, że ogarnął go palący wstyd. Nie potrafił ukrywać swych wspomnień jak ci, którzy dysponowali Mocą, więc Mae musiała także wyczytać z jego umysłu to, co powiedział rebeliantom, kiedy pomagał im w ucieczce ze „Steadfast".
— Mae... Ja... Wcale tak nie myślałem — odparł, słabo usiłując się bronić. — Nie zawsze mogłem dogadać się z Renem, nie zawsze też życzyłem mu najlepiej, ale... Ale później wszystko uległo zmianie. Poznałem ciebie, i...
I wszystko inne nagle przestało mieć znaczenie, dodał w myślach, ale nie miał odwagi, by powiedzieć to na głos. Zresztą, Mae, zanosząc się tak rozpaczliwym szlochem, jakby jej serce zostało nagle roztrzaskane na miliony drobin, i tak nie zwracała uwagi na to, co mówił. Przysiadł więc przy niej. Przez moment po prostu siedział obok niej, nic nie mówiąc, ale po chwili ponownie spróbował wyciągnąć ramię, aby ją objąć. Tym razem Mae nie zaprotestowała. Armitage otoczył ją ramionami, czule przyciskając jej drżące ciało do swej piersi.
— Przykro mi, Mae — wyszeptał, muskając ustami czubek głowy kobiety. — Naprawdę mi przykro...
Widząc jak okrutnie cierpiała po śmierci Rena, Hux zrozumiał, że musiała go naprawdę mocno kochać. Wątpił, aby była w stanie darzyć równie silną miłością kogoś innego. Nieważne, że wszystko wskazywało na to, że była to miłość jednostronna. W jej sercu już nigdy nikt nie zdoła zastąpić Kylo Rena... Mężczyzna westchnął cicho, delikatnie kołysząc ją w ramionach.
— Ben był dla mnie jak brat... — łkała Odille, wtulając twarz w jego ramię. — Oprócz niego nie mam już nikogo...
Mae nie miała pojęcia, co się wydarzyło, dlaczego Ben poległ, ale była pewna, że nigdy nie przestanie go opłakiwać. Nie Kylo Rena, okrutnego przywódcę Najwyższego Porządku, ale właśnie Bena Solo, młodego, zagubionego i nieszczęśliwego mężczyznę, który nigdy nie otrzymał od losu szansy, na którą tak bardzo zasługiwał... Po chwili poczuła, że Armitage przesunął dłonią po jej włosach.
— Nie jesteś sama... — szepnął. — I już nigdy nie będziesz... Masz mnie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top