28. Preferencje
W jakich okolicznościach padło pierwsze "Kocham Cię"? Cz. 1/3
Anakin Skywalker:
Byliście na wspólnej misji. Anakin wpakował Was w kłopoty. Zabarykadowaliście się w piwnicy, do której w każdej chwili mogły się przebić droidy. Anakin chciał się poświęcić dla Ciebie i ściągnąć na siebie ogień droidów, by dać Ci uciec. Wtedy Ty przybiłaś go sobą do ściany.
- Nienawidzę cię i twoich głupich pomysłów! - warknęłaś. - Ogarnij się! Czekajmy, może jeszcze ktoś nas znajdzie...
- Nikt nie przyjdzie, [T/N]! - huknął. - Skoro mnie tak nienawidzisz, to czemu nie chcesz mi pozwolić pójść i uratować Twój tyłek?!
- Bo cię nienawidzę, ale i kocham ponad życie, ty nieboobłażący idioto! - krzyknęłaś z mieszaniną wściekłości i desperacji.
Zanim zorientowałaś się, co powiedziałaś. Anakin zakręcił Tobą i teraz to Ciebie przykuwając do ściany, agresywnie pocałował.
Luke Skywalker:
Od dawna Leia przewidywała, że to się stanie. Han też. I właściwie wszyscy. Tylko Ty nie dowierzałaś.
Kiedy tej nocy na Endor, Luke przyszedł do Ciebie, też nie spodziewałaś się, że to nastąpi. A na pewno nigdy nie chciałaś, by przyszło w taki sposób. Luke opowiadał Ci, że musi uratować swojego ojca i że będzie musiał Was opuścić. Że być może już nigdy się nie spotkacie...
Nie chciałaś płakać. Nie przy nim. Nie przyjmowałaś do wiadomości, że odejdzie, a jednocześnie właściwie pragnęłaś zostać sama, by dać upust rozpaczy. Straciłaś już tyle osób... Czemu Luke...? Czemu on...?
Wpatrywałaś się pustym wzrokiem w noc. Twoją twarz owiewał zimny wiatr. Usłyszałaś nad swoim uchem westchnienie. Zamknęłaś oczy. Zaraz odejdzie... Odejdzie i nigdy nie wróci...
Ku swemu zdziwieniu, poczułaś na ramieniu ciepło ludzkiego dotyku. Luke gładził cię dłonią. Zesztywniałaś. Twoje ucho omiótł jego gorący oddech.
- Ostatnie, co bym chciał ci powiedzieć... - szepnął. - To to, że cię kocham, [T/I]... Od pierwszej chwili, w której Cię zobaczyłem...
Cad Bane:
Cad podnajął Cię jako pomoc do jednego zlecenia.
Zamiast jednak po prostu mu pomóc, nie ograniczałaś się do wypełniania jego poleceń, ale zaczęłaś robić własne posunięcia.
Ostatecznie, kiedy byliście o krok od złapania zbiega, którego mieliście dostarczyć Huttom, udało Ci się wystryknąć Cada i samej zgarnąć uciekiniera oraz nagrodę.
Kiedy wracałaś z kredytami w torbie, Cad przydybał Cię i z blasterem wbitym Ci w plecy, pokierował w ciemny zaułek. Tam kazał Ci pójść pod ścianę. Patrzyłaś w ziemię z rozpaczą. Nie miałaś jak uciec. Miał Cię na celowniku. I wiedziałaś, co zaraz zrobi...
Zamknęłaś oczy, myśląc z mieszanką goryczy i dumy, że przynajmniej raz udało Ci się go wykiwać.
- Spójrz na mnie - powiedział nagle.
Otworzyłaś oczy zdziwiona.
Cad zbliżał się do Ciebie powoli. W końcu stanął tak blisko, że czułaś na twarzy jego oddech. Jedną dłoń oparł o ścianę obok Twojej głowy. Z drugiej strony przyłożył do Twej skroni lufę blastera.
- Mógłbym cię zabić... - szepnął. - Ale wolę zawrzeć z tobą drugi układ... Mam nadzieję, że tym razem mnie nie zdradzisz, bo Cię kocham i złamało by mi to serce.
Brzmiało to tak absurdalnie i nieszczerze, że pomyślałaś z początku, że sobie z Ciebie kpi. Pewnie robił to, ale tylko połowicznie, bo po wypowiedzeniu tych słów, przycisnął swoje usta do Twoich.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top