Rozdział VI


Obudził ją stukot masywnych butów Rena o metalową podłogę. Przekręciła się na drugi bok i przetarła oczy dłonią. Spostrzegła, że Kylo ubrany był w swój tradycyjny czarny strój. Brakowało mu jedynie maski. Kręcił się niespokojnie po pomieszczeniu, niczym zwierzę uwięzione w klatce. Zauważyła, że raz po raz mocno zaciskał i rozluźniał pięści. Cóż, nie trzeba było używać Mocy, aby stwierdzić, że był zdenerwowany. I to bardzo mocno zdenerwowany. Skrzywiła się. Słyszała różne plotki... W takim stanie podobno lepiej z nim nie zadzierać... Obserwowała go więc przez chwilę, w całkowitym milczeniu. W pewnym momencie mężczyzna przystanął i spojrzał na nią spod groźnie zmarszczonych brwi. Natychmiast zamknęła oczy, udając, że nadal śpi.

- Wiem, że nie śpisz! - warknął Ren. - Mam te swoje „antenki Mocy"!

Magdi usiadła na łóżku, z trudem powstrzymując śmiech. Właściwie to nie wiedziała dlaczego, ale fakt, że ją zacytował, całkiem ją rozbawił. Dziwne... Tak dawno się już nie śmiała... Aż niesamowite, że wciąż to potrafi.

- Nie śpię - odparła, wzruszając ramionami. - Trudno spać, kiedy tak łazisz w tę i we w tę w tych ciężkich buciorach...

Kylo posłał jej gniewne spojrzenie, jednak nie zaprzestał swej wędrówki wzdłuż kajuty. Magdi oparła się plecami o ścianę, znów wodząc za nim wzrokiem.

- Co się stało? - spytała w końcu. - To jakieś twoje poranne ćwiczenia? Strasznie jesteś blady...

Ren parsknął i natychmiast sięgnął po swą maskę. Dziewczyna skrzywiła się.

- Nie zakładaj jej - poprosiła niespodziewanie. - Nie jest ci potrzebna.

Zawahał się, jednak postanowił odłożyć maskę na swoje miejsce. Na razie. Następnie zbliżył się do łóżka i usiadł obok Magdi.

- Przez kilka dni... - zaczął niepewnie. - Zostaniesz tutaj sama.

Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Czuła, że serce podeszło jej do gardła. Sama?! Jak to sama?! Co on niby ma na myśli?! Zostawi ją?! Tak po prostu?! Na statku aż rojącym się od szturmowców?! Czy on kompletnie oszalał?!

- Dlaczego? - Tyle jedynie zdołała z siebie wykrztusić. 

Przez ten czas, który spędziła wraz z nim, zdążyła już przywyknąć do jego obecności. I właśnie w momencie, gdy zaczęła dostrzegać w Renie nie tylko maszynę siejącą zagładę, ale również zwykłego człowieka, on postanowił zostawić ją samą na okręcie dowodzonym przez Huxa, człowieka, który (była tego w stu procentach pewna), pozbędzie się jej w tym samym momencie, w którym Ren zniknie z pokładu. To on stanowił teraz jej jedyną ochronę, i to przecież niemożliwe, aby nie zdawał sobie z tego sprawy! 

Kylo wyczuwał jej przerażenie, jednak nie mógł uczynić zbyt wiele. Najwyższy Dowódca Snoke wzywał go do siebie, a on nie mógł po prostu zignorować takiego rozkazu. Popatrzył na jej śmiertelnie bladą twarz.

- Mam rozkazy, które musze wykonać - odparł cicho.

- Rozkazy - powtórzyła jak echo. - Dokąd musisz się udać?! 

Chwyciła go za ramię z taką siłą, jakiej Ren nie spodziewałby się po tak delikatnej, kruchej dziewczynie. Jej palce zacisnęły się kurczowo na jego ramieniu, aż pobielały jej kłykcie. Zupełnie jakby siłą zamierzała go przy sobie zatrzymać i nie puścić... Spojrzał zdumiony na jej dłoń, a następnie przeniósł wzrok na jej twarz. Magdi zamrugała, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że miała czelność go dotknąć. Zarumieniła się mocno i niemal natychmiast cofnęła rękę. Odsunęła się od niego i spuściła wzrok. Zdążył jednak zauważyć, jak szkliście błyszczą jej błękitne oczy. Zupełnie jakby za chwilę miała się rozpłakać... Albo wpaść w furię. Cóż, musiał przyznać, że zdumiała go jej reakcja. Spodziewał się raczej tego, że dziewczyna ucieszy się, że nie będzie musiała go oglądać. Przynajmniej przez jakiś czas.

- Nie mogę powiedzieć ci, dokąd lecę - odparł. - Przykro mi.

- Oczywiście - rzuciła gorzko. - Tajne przez poufne. Wielki sekret. - Pociągnęła nosem. Po chwili jednak, zupełnie jakby wpadła na jakiś genialny pomysł, gwałtownie uniosła głowę i spojrzała na niego. - Zabierz mnie więc ze sobą! - poprosiła z desperacją w głosie.

Ren znieruchomiał.

- To... niewykonalne! - rzekł w końcu. - Nie możesz mnie o to prosić.

- Mogę, i właśnie to robię! Proszę! Zabierz mnie ze sobą!

Powoli zaczęła zapominać o torturach Huxa i nie chciała, aby znów ją im poddano. 

Kylo gwałtownie poderwał się na nogi.

- Wykluczone! - zawołał. - Zostaniesz tutaj! Hux nie odważy się podnieść na ciebie ręki, kiedy mnie nie będzie w pobliżu! Nie jest głupi! Wie, że wtedy miałby ze mną do czynienia! I nawet Najwyższy Dowódca Snoke by mu nie pomógł!

Zamilkł, zdając sobie sprawę, że i tak powiedział już zbyt dużo. Magdi jednak najwyraźniej nie zwróciła na to uwagi, lub nie zrozumiała, co miał na myśli. Zaśmiała się gorzko.

- Myślisz, że Hux naprawdę się ciebie boi?! - prychnęła. - Raczej wciąż knuje, jak się ciebie pozbyć!

- Dość! - wrzasnął Ren.

Spojrzała na niego gniewnie, ale zamilkła. Mocno zacisnęła usta i odwróciła wzrok, wbijając spojrzenie w swoje palce. Mężczyzna westchnął ciężko. Ujął swą maskę w obie dłonie, przez chwilę przyglądał się jej beznamiętnie, a wreszcie założył ją. Przypiął do pasa swój miecz świetlny, a następnie odwrócił się w stronę dziewczyny.

- Niedługo wrócę - obiecał.

Skrzywiła się, słysząc jego przetworzony mechanicznie głos.

- Oczywiście - odparła z goryczą. - Tylko najpierw musisz zniszczyć kilka osad i zabić całe rzesze ludzi, których jedyną winą było to, że zapragnęli dla siebie i swoich bliskich choć odrobinę lepszego życia! - Głos jej się załamał. - Pewnie latasz tylko na takie tajne misje...

Oddech Rena przyspieszył. Jego dłonie zacisnęły się w pięści. Jak ona ma czelność...?! Jak śmie...?! Przypadł do niej. Jedną dłonią w czarnej rękawicy chwycił dziewczynę za gardło i gwałtownie zerwał ją z łóżka. Uniósł ją kilka centymetrów nad podłogę i przycisnął do ściany, mocniej zaciskając palce na jej szyi. Oczy Magdi rozszerzyły się. Desperacko próbowała zaczerpnąć tchu. Obiema dłońmi chwyciła go za rękę, starając się rozewrzeć jego palce, jednak nic z tego. Kylo trzymał ją w stalowym uścisku i najwyraźniej nie miał najmniejszego zamiaru puścić...

- Nic nie wiesz! - syknął wściekle. - Nie masz najmniejszego pojęcia ani o mnie, ani o moim życiu!

Kiedy oczy dziewczyny zaszły mgłą i zaczęła tracić przytomność, zwolnił uchwyt. Osunęła się na kolana, ale jakimś cudem udało jej się nie runąć twarzą o podłogę. W ostatniej chwili podparła się rozłożonymi szeroko dłońmi. Odetchnęła głęboko i zakasłała. W głowie jej się kręciło, a z oczu płynęły łzy. Jak przez mgłę widziała czarne buty Rena, który wciąż stał przed nią.

- Niedługo wrócę - powtórzył beznamiętnie.

Pokręciła głową i przesunęła się bliżej ściany, aby móc usiąść i oprzeć się o nią plecami. Wciąż oddychając ciężko, uniosła głowę i spojrzała na niego.

- Myślałam... - wykrztusiła słabym głosem. - Naprawdę... Sądziłam, że ty jesteś inny... Ale teraz widzę, jak bardzo się pomyliłam! Jesteś taki sam jak oni! Jesteś potworem!

Ukryła twarz w dłoniach i gorzko zapłakała. Ren, po krótkiej chwili wahania, podszedł do Magdi i przyklęknął obok. Próbowała się od niego odsunąć, jednak chwycił ją za ramiona i przycisnął do siebie mocno. Szarpała się, próbowała wyrwać, odepchnąć go, jednak mężczyzna tulił ją do siebie z całych sił, mocno obejmując ją ramionami. W końcu uspokoiła się nieco i oparła głowę na jego piersi. Kylo wyciągnął dłoń i pogładził ją po ciemnych włosach.

- Wrócę - obiecał znów.

Przywarła do niego, opierając dłonie na jego piersi.

- Kiedy...? - spytała słabo.

Nie odpowiedział. Oddałby wszystko, aby móc zostać tutaj razem z nią, jednak zdawał sobie sprawę, że to niewykonalne. Najwyższy Dowódca Snoke wzywał go. Nie miał więc wyboru. Musiał lecieć. 

Delikatnie odsunął od siebie dziewczynę i wstał. Skierował swe kroki w stronę drzwi. Pragnął coś jeszcze powiedzieć... Nie wiedział jednak, co. Raz jeszcze zapewnić ją, że wróci? Błagać o przebaczenie...? Wszystko to wydało mu się jednak nieodpowiednie, więc po prostu milczał. Magdi natomiast wciąż łkała na podłodze, obejmując kolana ramionami i lekko kołysząc się w przód i w tył. Ren zbliżył się do drzwi, które rozsunęły się przed nim z cichym sykiem. Po raz ostatni obejrzał się za siebie.

- Żegnaj... Magdi.

Rozszlochała się jeszcze bardziej. Zacisnął dłonie w pięści. Wychodząc, poczuł dziwny ból w okolicy klatki piersiowej. Zrozumiał... Ona... Nie płakała nad sobą. Płakała nad nim...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top