Strach
Zalia biegła za Herą.
-Co ja mam zrobić?
Zapytała zipiąc ciężko.
-Idz pomóc Sabin przy naprawie systemu.
Zalia zawróciła.
-Sabin?
Zapytała po wejściu do kokpitu.
-Tu jestem.
Zalia zobaczyła rękę wyłaniającą się zza konsoli.
Podeszła bliżej.
-Jak mam ci pomóc?
-Nie potrzebuję pomocy...
Kiedy skończyła mówić jedna kratka wentylacyjna eksplodowała.
-...No chyba, że zepsuje się coś jeszcze. Czoper!!!
Krzyknęła pokazując głowę. Zalia wzięła taśmę izolacyjną i weszła do kanału wentylacyjnego. Przez długą chwilę szukała usterki. Co jakiś czas słyszała Sabin i Czopera. Bała się, że nie znajdzie jej. Usłyszała głośny trzask i przekleństwa Sabin.
Wreszcie znalazła pęknięty przewód. Wróciła do kokpitu. Sabin miała twarz umazaną smarem, a Czoper brzęczał coś przy wejściu programacyjnym.
-Co się jeszcze zepsuło?
Zapytała podchodząc do konsoli.
-Wszystko.
Krzyknęła Sabin.
Zalia wyjrzała przez szybę. Słońc nie było widać, ale Duch rzucał długi cień.
-Za chwilę zajdzie słońce.
Powiedziała.
Po tej stronie niebo robiło się pomału czarne.
Szybko znalazła usterkę, lecz zanim ją naprawiła słońca zdążyły zajść.
-Jak ci idzie?
Zapytała Zalia.
-Więcej dzisiaj nie zrobię. Dolne układy muszą...
Nie dokończła, ponieważ do kokpitu wpadła Hera.
-Sabin blaster.
Powiedziała, a dziewczyna wyjęła z kabury pistolet i podała pani kapitan.
-Wdarły się.
Powiedziała odbezpieczając blaster. Sabin wyciągnęła jeszcze jeden.
-A ja to co? Mam stać i czekać?
Zapytała Zalia z niedowierzaniem.
-Tak.
Powiedziała Hera, patrząc na dziewczynę. Po czym obie wyszły. Zalia usiadła na jednym z foteli. Co jakiś czas słyszała głośne trzaski i wystrzały. Wyjrzała przez szybę. Zobaczyła stworzenia dwa razy wyższe od zwykłego człowieka. Miały prawie czarną sierść i krwisto czerwone oczy. Jeden, chyba największy, spojrzał w stronę Zali. Ona, aż podskoczła, jego spojrzenie było... Zimne, przepełnione gniewem, takie... Złe. Nagle stwór wskoczył na szybę. Przyssał się do niej, Zalia cofnął się pod samą ścianę. Zaczynała żałować, że nie poprosiła Sabin o blaster. Na szybie pojawiła się pajęczynka, po czym szyba pękła, a wściekły stwór wdarł się do kokpitu. Zalia krzyknęła, skuliła się koło drzwi, tak okropnie się bała. Wyciągnęła ręce przed siebie w geście obrony. Zamknęła oczy, czekając na śmierć. Jednak nic nie poczuła. Spojrzała. Wielki stwór siedział naprzeciw, niej jak naprawdę wieki pies. Miał wykrzywiony pysk, tak jakby zmuszano go do siedzenia niewidzialną siłą. Pomału wstała nie opuszczając ręki. Nadal się bała, w końcu ta wielka bestia może w każdej chwili zaatakować.
-Spokojnie...
Usłyszała obok głos Ezry.
Trzymał w ręce ten miecz ze schowka. Lekko opuściła ręce, a stwór warknął głucho.
-Przestań się bać.
Powiedział podchodząc bliżej.
Zalia znów zamknęła oczy.
Czego się w tej chwili bała?
Tylko tego, że ta bestia się na nią rzuci. Może nad nią zapanować, jeśli tylko się skupi i przestanie bać. Wzięła głęboki wdech.
------------------------------------------
Wow! 100 odtworzeń!
Jestście wielcy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top