Stary Znajomy
Chłopak od razu poszedł w stronę niewielkiej ładowni, a Sat weszła do kokpitu.
Król siedział przykuty do fotela drugiego pilota.
Jedno z piór jego korony upadło na podłogę.
Uśmiechnął się na widok dziewczyny.
-Spokojnie wasza wysokość.
Powiedziała wyjmując z kieszeni wytrych i przypinając miecz do paska.
-Za chwilę zwrócę statek.
Dodała kiedy uwolniła już oba nadgarstki.
Król podniósł pióro, a Sat starała się złamać blokady sterowania.
-Karabast. Poszedł stabilizator i wspomaganie.
Stwierdziła kiedy z komputera buchnął snop iskier.
W pewnym mobencie na ekranie wyświetlił się komunikat.
-Kod dostępu.
Przeczytała.
-Może da się obejść ręcznie?
Zdjęła osłonę.
-Skąd panienka tak dobrze zna się na tym?
Zapytał władca stojąc w bezpiecznej odległości.
-Kiedyś byłam szpiegiem w akademi imperialnej, wasza wysokość.
Przyznała dziewczyna, grzebiąc w kablach.
-Gotowe.
Dodała po paru sekundach, po czym zmieniła kurs statku. Podeszła do drzwi.
-Proszę zostać w kokpicie.
Stwierdziła i nie czekając na pytania lub pozwolenie, wyszła.
Stanęła przed drzwiami.
Na statku panowała cisza, przerywana tylko cichym szumem powietrza na zewnątrz. Odpięła broń od paska.
W tej samej chwili naprzeciw niej pojawił się porywacz, w ręce trzymał inkwizytorski miecz.
-Czyli znów się spotykamy.
Powiedział robiąc kilka kroków do przodu.
Sat bez namysłu aktywowała ostrze.
-Spokojnie, na razie nie zamierzam z tobą walczyć.
Stwierdził unosząc ręce.
-Kiedy się ostatnio widzieliśmy byliśmy dziećmi, a one często się mylą.
Sat przewróciła oczami i przerwała mu gestem ręki.
-Liam, przejdźmy już do walki bo i tak ta rozmowa nic nie zmieni.
Powiedziała z lekko drwiącym uśmieszkiem.
-Skoro tak chcesz.
Odpowiedział i zaatakował jako pierwszy.
-A tak przy okazji. Nie nazywaj mnie więcej tak, jestem uczniem Wielkiej Inkwizytorki.
Teraz z bliska widziała, że ciemnobrązowe niegdyś oczy chłopaka zmieniły kolor na ciemnożółty.
-To jak mam do ciebie niby mówić. Brat 48 czy 81?
Zapytała nie pokazując zdenerwowania. Odskoczyli od siebie na długość korytarza.
-Jeszcze nie zostałem przyjęty do Inkwizycji.
Przyznał chłopak.
-Narazie wszyscy nazywają mnie po prostu Uczniem.
Skrzywił się.
-To upokarzające.
Sat uśmiechnęła się mówiąc to.
Chłopak znów zaatakował.
-Czyli Uczeń?
Upewniła się robiąc unik.
-Tak będzie najlepiej.
Stwierdził uśmiechając się krzywo.
Walka przeniosła się do ładowni.
Sat rozwaliła przełącznik trapu, który pomału zaczął się otwierać.
Statek z zawrotną szybkością sunął w stronę powierzchni planety.
-Dobrze walczysz.
Zauważył Uczeń kiedy, znów od siebie odskoczyli.
-Nie spodziewałeś się tego, co?
Odpowiedziała przekładając miecz do drugiej ręki. Wiatr zwiewał jej włosy na twarz.
Potem krótka wymiana ciosów.
-Ty masz świadomość, że za chwilę się rozbijemy?
Zapytała dziewczyna.
-A co powiesz na to, by dokończyć tą walkę później i zająć się przeżyciem?
Chłopak nie czekając na odpowiedź wyłączył miecz, po czym przypiął go do paska. Sat bez zastanowienia odwróciła się i pobiegła do kokpitu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top