Sen

Zalia obudziła się w jaskini. Leżała na ogromnym płaskim kamieniu. Wstała i otrzepała ubranie. Rozejrzała się. Jaskinia była rozświetlona niebieskim światłem, które wydobywało się z kryształów osadzonych pod ścianami. Obok  kamienia, na którym stała, płynął mały strumień z przezroczystą wodą.
Odwróciła się i zobaczyła człowieka w kapturze. Stał przed wyjściem i pomału cofał się w mrok.
Zalia pobiegł za postacią w stronę wyjścia. Zatrzymała się przed samym przejściem zanurzyła rękę w całkowitej ciemności, a potem weszła w nią cała.
Pojawiła się w jasno oświetlonym pomieszczeniu i zobaczyła samą siebie kłaniającą się postaci w kapturze.
Chciała podejść bliżej, lecz wpadła na szybę.
Położyła na niej ręce. Wtedy za szybą pojawiła się Sat. Miała zapłakane oczy i podbiegła do siostry.
Kiedy była już niedaleko chwyciła się za gardło i uniosła. Postać w kapturze uniosła rękę i powoli zacisnęła pięść. Zalia podniosła się z kolan. Spojrzała na siostrę, oczy Zali miały żółty kolor.
-Zalia proszę...
Powiedziała Sat.
Zalia podeszła bliżej. Podniosła wzrok na siostrę, uśmiechnęła się lekko i pomału pokręciła głową.
Przekrzwiła lekko głowę tak jakby chciała zobaczyć ostatni płomień życia w oczach siostry.
Wtedy wszystko wokół zniknęło w całkowitej ciemności.
W tej chwili Zalia otworzyła oczy i przy nikłym świetle dochodzącym ze szpary pod drzwiami rozpoznała swoją kajutę.
Przymknęła oczy.
T

o tylko zły sen.
Tylko sen.

------------------------------------------
Ten rozdział jest troszkę krótszy, ale ciekawy.
Jak zawsze mam nadzieję , że wam się podobało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top