Nowa
Sabin nadal patrzyła Zali w oczy.
-Jesteście do siebie bardzo podobne.
Mrugneła kilka razy i potrząsnęła lekko głową.
-Przepraszam, czasem się zawieszam.
-Nic się nie stało.
Odpowiedziała Zalia.
Potem długo siedziały w ciszy czekając na werdykt kapitan Hery.
Nagle usłyszały krzyk tak głośny, że obie aż podskoczyły.
-Ja się po prostu nie zgadzam.
-Co to było?
Zapytała Zalia.
-Twoja siostra.
Nagle drzwi kokpitu otworzyły się, a ze środka ktoś wypadł i wszedł jeszcze wyżej.
-Skoro tak, to ja pożyczam Upiora.
To Sat, słychać było, że jest wściekła.
Zalia usłyszała tylko szczęk i odgłos startujących silników.
Po czym na statku nastała cisza.
Do Zali dopiero po chwili dotarło co się stało.
Do ładowni zeszła Hera, a za nią Zeb i Ezra.
-Wygląda na to, że mamy chwilowe braki w załodze.
Pani kapitan spojrzała na Zalię.
-I co mała, wchodzisz w to?
Zapytała.
Zalia spojrzała jej głęboko w oczy. Czuła, że jest tam, gdzie powinna.
-Tak.
Odpowiedziała pewnie.
Wtedy statek się zatrząsł.
-Karawast. Atakują.
Powiedział Zeb.
-Wszyscy na stanowiska!
Krzyknęła pani kapitan, po czym pobiegła w stronę drabiny.
-Hera, kto ma iść do działa na dachu?
Zapytała Sabin.
-Ty.
Odpowiedziała
-A mała idzie ze mną do kokpitu. RUCHY!
Krzyknęła.
Nie było czasu na kłótnie, Zalia pobiegła za nią. Wbiegły do pomieszczenia, a Ezra trzymał się tuż za nimi.
Kiedy wpadł do kokpitu wślizgął się za panel sterowania i wskoczył na fotel przy działku.
Zalia wyjrzała przez przednią szybę, naprzeciw nadlatywały dwa myśliwce typu TIE i strzelały w statek.
Hera przełączyła kilka pstryczków na konsoli.
-Osłony włączone...
Myślała głośno.
-Teraz trzeba wpisać koordynaty... Tylko gdzie ja mam polecieć...
Nagle Zalia usłyszała wybuch i spod konsoli zaczęła lecieć białą para.
-Niech to szlak... Choper!
Wrzasneła Hera, a chwilę później brzęcząc przyjechał biało-pomarańczowy astromech.
-Nie marudź, tylko napraw mi przewód paliwowy.
-Mogę pomóc?
Zapytała Zalia.
-Jeśli bardziej nie zepsujesz.
-Spokojnie. Po coś ma się zajęcia z mechaniki.
Podeszła koło astromecha.
-Odsuń się mój drogi, ręcznie będzie szybciej...
Zdjęła kratkę, z której wydobywała się para.
-Uważaj, para jest trująca.
-OK. Pamiętam.
Wzięła wdech i weszła do kanału wentylacyjnego.
Podpełzła do bezpieczników i wcisnęła jeden guzik, po czym przepięła dwa kable i wyrwała płytkę z obwodu.
Para przestała uciekać, Zalia wycofała się z kanału.
-Choper podaj taśmę izolacyjną, termokurczliwą.
Droid wskazał na pudełko obok.
-Dzięki.
Wróciła do kanału i załatała dziurę, po czym wznowiła przepływ paliwa.
-Brawo, szybciej niż Choper o całe dwie minuty.
W tej chwili z nadprzestrzeni wyszedł gwiezdny niszczyciel.
Nagle coś rąbnęło w statek.
-Piloci imperium schodzą na psy. Jeden w nas wrąbał. To nie był przypadek... Sabin!
Krzyknęła Hera.
Zalia pobiegła w strone drabiny i weszła na górę. Leżała tam nieprzytomna Sabin. Oddychała. Zalia pobiegła do kokpitu.
-Co z nią?
Zapytała Hera wbijając skomplikowane wzory w komputer.
-Żyje, ale jest nieprzytomna.
-To na co czekasz, leć do działka!
Zalia pobiegła z powrotem na górę i usiadła na fotelu strzelca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top