Inna
Zalia szła ulicą jej niebieskie włosy rozwiewał wiatr. Rozmyślała nad sensem słowa ,,inny", w końcu inny znaczy wyróżniający się, a to znaczy wyjątkowy. Czy wyjątkowość ma w sobie coś złego? W jej świecie ma i to dużo. Ona była inna. Inny może przecież znaczyć nie pasujący, a to znaczy dziwny. Niby dobrze się uczyła. Wyglądała normalnie, miała normalne życie. Jednak ona wiedziała, że jest inna. Obiecała sobie, że jak tylko znajdzie kogoś takiego jak ona ucieknie stamtąd i nie będzie narażać idealnego wizerunku rodziców na szwank. Wracała właśnie ze szkoły. Nie miała nic przeciwko zdobywaniu wiedzy, ale przeciw ludziom i owszem. Ona była klasowym dziwadłem. Siedziała sama na przerwach z nosem w książce. Sama na stołówce, sama w ostatniej ławce, sama wracająca do domu.
Przechodząc obok targu, poczuła coś dziwnego, jakaś niewidzialna siła kazała jej się odwrócić. Odwróciła się. Niedaleko stał chłopak o krótkich czarnych włosach w pomarańczowym kombinezonie. Obok niego była dziewczyna z kolorowymi włosami, robili zakupy. Podeszła bliżej i udała, że ogląda owoce dwa stragany dalej, a w rzeczywistości obserwowała chłopaka. On przerwał nagle rozmowę z dziewczyną odwrócił się w jej stronę. Szybko spojrzała na owoce. Pamiętała go ze swoich snów. Znała jego twarz. Spojrzała na dziewczynę. Ją też kojarzyła, ale nie ze snu, tylko z listów gończych. Należała do komórki rebeliantów, która grasowała kiedyś na Lotarze. Czy on też był rebeliantem? Może przekazywał im informacje? Musiała to sprawdzić. W końcu postanowiła uciec kiedy nadarzy się okazja. Odeszli w stronę głównego placu. Ona poszła za nimi. Skręcili w stronę doków, potem weszli do hangaru numer jedenaście. Zaczęła uświadamiać sobie, co właśnie zamierza zrobić. Oparła się o zimną ścianę i zjechała po niej na ziemię. Musiała podjąć decyzję, albo zostaje tu i nic się nie zmienia, albo zakrada się na statek i zostawia rodzinę, swoje dawne życie. Decyzja dla wielu prosta, a ona wiedziała, że to jedyna szansa, by wyrwać się ze świata idealnie grzecznych i porządnych, ale bała się pójść w nieznane. Coś jej podpowiadało, że powinna iść. Podniosła się i zakradła do hangaru. Podeszła do statku zachowując się najciszej jak potrafiła i wślizgnęła na jego pokład. Schowała się za jedną ze skrzyń. Dziewczyna weszła po drabinie i zniknęła z pola widzenia. On oparł się o ścianę koło przełącznika, wyjął z torby owoc i ugryzł go. Po cichu usiadła za skrzynią, spojrzała na ścianę przed sobą i zobaczyła kratkę wentylacyjną. Usłyszała kobiecy głos, prawdopodobnie należący do dziewczyny.
-Możemy startować.
Chłopak bez wahania pociągnął za dzwignie. Klapa się zamknęła, a statek drgnął i odrwał się od ziemi. Zalia odetchnęła głeboko. Wiedziała, że nie ma już odwrotu. Dzieczyna zawróciła, a chłopak poszedł za nią. Zalia podpełzła do kratki wentylacyjnej i odkręciła śruby. Weszła do kanału wentylacyjnego. Wdrapała się wyżej i podpełzła w stronę głównego kokpitu.
-Gdzie lecimy ?
Usłyszała jeszcze zanim doszła do klatki wentylacyjnej w pomieszczeniu. Był to przyjazny kobiecy głos nie należący do dziewczny z kolorowymi włosami.
-Daleko.
Kolejny nowy, dziwnie, dziwnie znajomy, dziewczęcy głos.
-Popieram młodą.
Ten głos był niski i bez wątpienia należał do mężczyzny.
-Ezra, co ty o tym myślisz?
Zalia dotarła do kratki. Spojrzała w dół. Stała tam ta dziewczna z mandaloriańskim hełmem w ręce. Była tam teraz Twilekanka o zielonej skórze i wysoki Lasat. Właścicielki jednego głosu nie widziała. Ezra milczał. Oparła się mocniej o kratkę wentylacyjną w napięciu czekając na opowieść chłopaka, i wtedy kratka wypadła z sufitu, a Zalia wylądowała na podłodze kokpitu.
------------------------------------------
Jest to moje pierwsze opowiadanie, i przepraszam za wszystkie niedociągnięcia i błędy ortograficzne.
Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał.
Zapraszam również do gwiazdkowania i komentowania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top