Pułapka
-Nie, nie, nie!
Krzyknęła Zalia kiedy zaczęła się ześlizgiwać po pochyłej podłodze.
Statek z każdą sekundą coraz bardziej przechylał się.
Dziewczyna rozpaczliwie starała się czegoś chwycić, lecz na nic się to nie zdało. Maul złapał ją za rękę w ostatniej chwili.
Leżący na boku wrak przestał się poruszać. Nadal jednak coś złowróżbnie trzeszczało w ciemnościach.
-Dziękuję.
Powiedziała Zalia. Stali na ścianie jednego z korytarzy, które kiedyś prowadziły do innych części statku. W tamtej chwili wszystkie przejścia zostały zagrodzone przez ściany, które załamały się pod ciężarem własnym i różnych przedmiotów potrzebnych kiedyś załodze.
Dziewczyna aktywowała ostrze i użyła go jako latarki. Jedyne źródło światła, jakim była dziura przez którą weszli, zwróciło się w stronę ziemi uniemożliwiając wydostanie się.
-Karabast.
Stwierdziła Zalia patrząc w dół. Jej miecz dawał zbyt słabe światło by zobaczyć jak wysoko byli, lecz było to przynajmniej kilkanaście metrów.
Ostrożnie zeszła na półkę niżej, a po chwili znalazła się na dnie. Maul dogonił ją jednym skokiem.
-Jak my się wydostaniemy?
Przecięcie grubej ściany zewnętrznej mieczem raczej było niewykonalne.
Dziewczyna podniosła wyżej rękę z komunikatorem, lecz urządzenie było zgniecione.
-Jeszcze lepiej.
Jękneła dziewczyna widząc iskry przeskakujące wewnątrz przyrządu.
Ciemność otaczająca ją z każdej strony była przytłaczająca, a nie przerwane ciche skrzypienie tylko dodawało jej upiorności.
-Jakieś pomysły?
Zapytała odwracając się w stronę Maula. On też wyglądał strasznie w świetle jej miecza.
"W sumie wszystko jest tu teraz przerażające."
Pomyślała opierając się o ścianę.
-Możemy spróbować podnieść wrak.
Zaproponował.
-Chyba, że masz lepszy pomysł.
Zalia westchnęła.
-Dobrze spróbować nie zawadzi.
Stwierdziła dziewczyna strzelając palcami dla dodania sobie odwagi. Zgasiła miecz i przypięła go sobie do paska.
Stanęli w miejscu gdzie było widać skałę. Przynajmniej puki jeszcze miała światło.
-Zaczynamy.
Zalia wyciągnęła ręce przed siebie i skupiła się całkowicie na wraku.
Coś głośno zachrobotało w ciemności.
-Co to było?
Krzyknęła nastolatka natychmiast sięgając po broń. Aktywowała oba ostrza by mieć więcej światła. Znów poszła w stronę źródła dźwięku.
Po przeciwległej stronie pomieszczenia siedział dziwny zwierzak. Miał około sześdzieśięciu centymetrów wzrostu. Ciemne futro błyszczało w świetle ostrza w przeciwieństwie do matowych, długich przednich zębów. Czerwone oczy, osadzone po obu stronach podłużnego łba, nie wyglądały przyjaźnie.
Stworzenie przez chwilę patrzyło na Zalię, wydało z siebie dziwny syk, po czym odbiegło znikając w mroku.
Dziewczyna pomału ruszyła za nim. Kilka metrów dalej, po jednej ze ścian ściekała dziwna oleista ciecz z tęczowymi odblaskami na powierzchni.
Zwierzak przystanął, obawąchał sybstancję, po czym wgryzł się w ścianę w miejscu gdzie spływała i odbiegł.
Zalia zobaczyła kilkudziesięciocentymetrową dziurę w metalu.
"Mam pomysł!"
Pomyślała uśmiechając się pod nosem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top