Pościg
Zamachowiec pomału zaczął wycofywać się nie odrywając broni od głowy króla.
Kiedy zniknął za drzwiami Sat po prostu rzuciła tacę i pobiegła za nim. Zatrzymała się tylko na kilka sekund, a kiedy Kanan kiwnął głową wyszła.
-Chodź.
Powiedział Ezra do Zali, po czym podążył za blondynką.
Dziewczyna wyszła za swoim mistrzem.
"W tym chodzić się nie da."
Pomyślała już na korytarzu, w biegu, zdejmując buty.
"O bieganiu nie wspominając."
Cała trójka wybiegła na dwór przez wyjście dla służby. Na trawniku stał średniej wielkości prom, a przy opuszczonym trapie byli dwaj szturmowcy. Słońce zaszło kilka godzin temu.
-Co robimy?
Zapytała Zalia kiedy siedzieli w miarę bezpiecznie za jakimś kontenerem.
-To co zwykle.
Stwierdziła Sat wstając.
Pomału niby niepewnie podeszła do szturmowców.
-Przepraszam.
Powiedziała do jednego z żołnierzy.
-Jestem tu nowa i chyba się zgubiłam. Nie wiedzą panowie którędy do sali tonowej?
Szturmowcy spojrzeli po sobie. Jeden z nich wyciągnął rękę wskazując odpowiedni kierunek.
-To w tamtą..
Niedokończył bo dziewczyna przerzuciła go przez ramię i rzuciła go o ziemię. Zanim ten drugi zareagował Sat strzeliła w niego z blastera znokautowanego żołnierza.
-Dziękuję za pomoc.
Dodała otrzepując ubranie.
Po czym bez zastanowienia weszła na statek.
-Chodź.
Powiedział Ezra wychodząc z kryjówki.
-Coś mi tu nie pasuje.
Stwierdziała Zalia wstając.
-Racja.
Przyznał chłopak.
-Jest zbyt spokojnie.
Dodał rozglądając się.
Słychać było tylko cykanie świerszczy i brzęczenie zepsótej żarówki.
-Ktoś tu jest.
W chwili, w której to powiedział, Wielka Inkwizytorka wyszła z ukrycia i jakby na umówiony znak statek wystartował.
Zalia i Ezra aktywowali miecze.
-Jak miło znów was widzieć!
Powiedziała kobieta, po czym sama wyciągnęła broń.
-Stęskniłam się.
Dodała po kilku sekundach ciszy.
-Patrz, a my niebardzo.
Stwierdził Ezra.
Rozpoczęła się walka.
Inkwizytorka miała znaczną przewagę. Długa wymiana ciosów. Zalia walczyła na ile umiała.
-To pożyczona sukienka!
Krzyknęła, kiedy Inkwizytorka przejechała jej klingą po spódnicy.
Tymczasem Sat zakradła się do korytarza przed kokpitem. Przyłożyła głowę do drzwi.
-Dlaczego to robicie?
Głos króla był dobrze słyszalny nawet przez grubą warstwę metalu.
-Jeśli chcecie okupu...
Tą wypowiedź przerwał władcy któtki rechot.
-Tu nie chodzi o kredyty, chodzi o demonstrację potęgi.
Stwierdził właściciel głosu.
Sat usłyszała czyjeś kroki i odskoczyła od drzwi, po czym schowała się w cieniu.
-Niech król sobie tu siedzi wszystkie urządzenia i tak są zablokowane.
Po tych słowach drzwi się otworzyły.
Pojawił się w nich wysoki brunet, o przeraźliwie bladej skórze. W całości był ubrany na czarno.
Sat wstrzymała oddech.
------------------------------------------------ Hej!
Oto pierwszy rozdział obiecanego maratonu!
Do końca tygodnia codziennie pojawiać się jeden rozdział.
Do jutra!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top