Bitwa

Bitwa była straszna. Myśliwce TAI latały wszędzie, było ich około pięćdziesięciu i co chwila pojawiały się nowe.
Zalia siedziała i obserwowała całą bitwę z kabiny strzelca.
Po chwili przypomniała sobie, po co tam siedzi. Chwyciła za spusty i zaczęła ostrzeliwać statki. Pierwszy strzał i TAI trafiony. Musiała przyznać, że długie włosy przeszkadzały przy strzelaniu. Przy każdym strzale trafiała. Po piętnastu minutach z małego głośniczka na konsoli odezwał się głos kapitan Hery.
-Nieźle mała. Gdyby chłopcy tak strzelali, zużywalibyśmy o połowę mniej energii z działek.
Zalia uśmiechnęła się sama do siebie. Zestrzeliła jeszcze jednego TAI'a. Miała ich na konicie około trzydziestu.
Nagle wszystkie myśliwce zmieniły kierunek lotu.
-Chyba się wycofują.
Powiedziała Zalia.
-My też znikajmy. Zejdź do kokpitu.
Zalia wstała i zaczęła schodzić po drabinie. Przez szybę zobaczyła jeszcze jak wchodzą w przestrzeń nad świetlną.
Weszła do kokpitu .
Była tam kapitan Hera, Ezra i Sabin.
-Jak się czujesz?
Zapytała Zalia.
-Dobrze.
Odpowiedziała Sabin.
Wstała z fotela.
-Będziesz spała na łóżku siostry do jej powrotu, a potem zobaczymy.
Powiedziała Hera.
-Dobrze, to dokąd lecimy?
Zapytała Zalia.
-Do systemu Glirion.
Odpowiedział Ezra.
-Acha.
Sabin podeszła do Zali.
-Pokażę ci naszą kajutę.
Poszły w stronę drzwi.
Po przejściu korytarza weszły do pomieszczenia.
Było tam dwupiętrowe łóżko i stolik z dwoma krzesłami. Wszystko pomalowane było w czarno-biała kratkę i pomarańczowo-żółte pasy.
-Tu jest super...
Powiedziała Zalia.
-Jak w moim pokoju.
-Mogę mazać po ścianach?
-Jak potrafisz.
Powiedziała i wdrapała się na górne łóżko.
-Sat spała na dole.
Dodała i położyła głowę na poduszce.
-Pójdę po plecak.
Powiedziała Zalia i wyszła z pokoju. Zeszła po drabince i weszła za skrzynie. Usiadła na podłodze, wzięła plecak i wyciągnęła z niego zdjęcie całej rodzinki. Było całe pogniecione. Ona stała obok Sat, rodzice za nimi, a Sami na rękach taty. Wszyscy się uśmiechają... To zdjęcie zrobiono miesiąc przed ucieczką Sat. Wtedy miała jeszcze swój naturalny kolor włosów , bez grzywki. Wzięła plecak do drugiej ręki. Weszła po drabince i poszła krótkim korytarzem w stronę drzwi swojej kajuty. Weszła do środka. Położyła plecak na łóżku i wyjęła z niego farby, pędzle i deskę służącą jej jako paleta.
Sabin wychiliła głowę za brzeg łóżka.
-Fajne farby.
Powiedziała.
-Dostałam od mamy na urodziny. Chodziłam do szkoły plastycznej imienia Feliessa Seniase.
-Podobno to jedna z najlepszych szkół plastycznych na Zewnętrznych Rubieżach.
Powiedziała Sabin.
-Jest też strasznie droga. No, ale trzeba trochę pomęczyć budżet "Na rozwijanie talentów ".
Sabin zmarszczyła czoło.
-A czy do tego budżetu nie mają dostępu tylko dzieci urzędników imperium?
Zalia ścisnęła pędzel w ręku, patrząc na paletę pełną plam zaschłej farby.
-Ojciec jest... Koordynatorem dostaw broni.
Powiedziała i wycisnęła białą farbę na paletę. Wzięła mały pędzel. Zanurzyła go w farbie i pociągnęła po ścianie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top