XXXIII. Analiza
Pokład gwiezdnego niszczyciela, Finalizera, 35 lat po bitwie o Yavin
W ambulatorium na pokładzie gwiezdnego niszczyciela, droid, przypominający swym wyglądem skrzyżowanie droida medycznego 2-1B oraz androida protokolarnego, długimi, chwytnymi palcami wskazał Benowi oraz Madge dwie probówki, w których wcześniej umieścił resztki owada, dostarczonego mu przez Najwyższego Dowódcę.
— Wedle moich rejestrów to bardzo groźny gatunek chrząszcza z planety Parnassos — wyjaśnił. — Niezwykle rzadko spotykany. Jego pojawienie się na pokładzie okrętu nie powinno mieć miejsca. Wszystkie przesyłki oraz transporty są bardzo dokładnie przeszukiwane oraz sprawdzane.
Madge zmarszczyła brwi, zerkając na Bena. Mężczyzna odwzajemnił jej się podobnym spojrzeniem.
— Co to znaczy, że ten gatunek jest niezwykle groźny? — spytał.
— Cóż, Parnassos to zniszczona oraz skażona planeta — podjął droid. Jego okrągłe, żółte fotoreceptory zalśniły, gdy analizował dane napływające do jego obwodów. — Kiedyś zamieszkiwała ją zaawansowana cywilizacja, jednak doprowadziła ona do samozagłady. Ci, którzy przetrwali katastrofę, zbili się w prymitywne plemiona. To, co się tam wydarzyło, spowodowało skażenie mórz oraz oceanów, i doprowadziło do pustynnienia znacznych obszarów kontynentów. Chrząszcz, którego pan dostarczył, sir, jest jednym z nielicznych gatunków, które zdołały przetrwać zagładę Parnassosa. Przystosował się on do życia na pustyni, gdzie bezustannie brakuje wody, wytwarzając pewną specyficzną substancję. Owad ten kąsa swą ofiarę, wstrzykując jej toksynę, która sprawia, że jej organy wewnętrzne wysychają, oddając całą nagromadzoną w nich wodę. Ofiara umiera, gdy narządy przestają funkcjonować, co następuje zwykle po kilku dniach. Żuk natomiast żywi się napuchniętym ciałem, spijając z niego wodę wraz z substancjami odżywczymi. Jak dotąd nikomu nie udało się wynaleźć antidotum na jego ukąszenie.
Madge poczuła nagle ogarniające ją mdłości. Gdyby pozwoliła, aby żuk ją ukąsił, jego trucizna po prostu rozpuściłaby ją od środka... Dziewczyna niepewnie zerknęła na Bena, który pobladł gwałtownie. Dłonie zacisnął w pięści i trzasnął nimi w blat, na którym stały probówki. Droid przytrzymał je delikatnie, aby nie uległy żadnym uszkodzeniom.
— Sir? — rzekł niepewnie.
Ben spojrzał na niego spode łba, jakby to droid osobiście podrzucił żuka do komnaty Madge i to on był wszystkiemu winien. Dziewczyna delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu, starając się go uspokoić.
— Skąd to się tu wzięło?! — warknął Najwyższy Dowódca.
— Tego niestety nie jestem w stanie sprawdzić — odparł szybko droid, cofając się o krok. — Obawiam się, że nie posiadam takich kompetencji.
Ben obrzucił go takim spojrzeniem, że Madge była pewna, że gdyby wzrok mógł zabić, droid, w sekundę rozczłonkowany, padłby na ziemię.
— Wiem, że nie masz takich kompetencji! — warknął. — Sam to sprawdzę!
Ben wyprostował się gwałtownie, odwrócił na pięcie i ruszył ku wyjściu z ambulatorium. Madge zamrugała, spoglądając za nim ze zdumieniem. Zerknęła na droida, przepraszająco wzruszyła ramionami, a następnie pędem rzuciła się za Najwyższym Dowódcą.
— Poczekaj! — zawołała. Dogoniła mężczyznę, chwyciła go za ramię i zmusiła, aby się zatrzymał. — Co chcesz zrobić?
Solo zerknął na nią. Wyciągnął dłoń, czule przesuwając czubkami palców po jej policzku.
— Sprawdzę całe nasze archiwa — odrzekł. — Dowiem się, kto próbował cię skrzywdzić — obiecał.
Ben udał się prosto do swojej kwatery, wciąż w towarzystwie Madge, która nadal deptała mu po piętach. Wezwał do siebie jednego z droidów analizujących dane i wspólnie z dziewczyną zaczęli przeszukiwać archiwa Najwyższego Porządku. Jako nowy przywódca tej groźnej i bezdusznej organizacji, Ben zyskał dostęp do wszystkich danych, nawet tych, które wcześniej, za czasów panowania Snoke'a, były utajnione także przed nim. Do tej pory nie wzbudzały one jego zainteresowania. Ben wolał czyste, jasne sytuacje. Polityczne gierki nie były czymś, w czym pragnąłby się babrać, jednak niedawne wydarzenia niejako zmusiły go do zmiany podejścia do tego tematu. Ktoś bowiem zagrażał Madge. Nie minie z pewnością wiele czasu, aż niebezpieczeństwo i widmo zdrady zawiśnie także nad jego głową. Od tej pory oboje zmuszeni byli mieć się na baczności, dopóki nie wykryją potencjalnego źródła zdrady. Ku ogromnej uldze oraz zadowoleniu Najwyższego Dowódcy, długie godziny analizy oraz przeglądania dostępnych plików przyniosły nieoczekiwany rezultat. Udało im się odkryć, że kapitan Phasma, wojownicza przywódczyni wojsk Najwyższego Porządku, pochodziła z Parnassosa, choć ktoś postarał się, aby informacje te zostały zagrzebane pod głęboką warstwą nieużytecznych plików. Zupełnie, jakby ktoś pragnął, aby nigdy nie wyszły na jaw. Co więcej, Phasma była protegowaną byłego generała, Brendola Huxa. Byłej kapitan w żaden sposób nie można było powiązać z zamachem na życie Madge – zginęła bowiem, gdy wiceadmirał Holdo, aby ratować resztki Ruchu Oporu, wprowadziła ich okręt flagowy, „Raddusa", na kurs kolizyjny z meganiszczycielem Snoke'a – „Supremacy". Bena zainteresowało jednak coś innego. Phasma została zrekrutowana przez Brendola Huxa. Brendol był natomiast ojcem obecnego generała, Armitage'a Huxa, i zmarł kilka lat wcześniej. Zapadł na dziwną chorobę, w wyniku której całe jego ciało spuchło, a wszystkie organy wewnętrzne powoli przestawały pracować. Nie pomagały żadne leki, nawet terapia w zbiorniku bacta. Pewnego dnia stary Hux po prostu zniknął, jakby jego ciało eksplodowało, a następnie rozpuściło się w leczniczym płynie. Wojsko nie znosiło jednak pustki. Miejsce Brendola Huxa natychmiast zajął jego pogrążony w głębokiej żałobie syn, Armitage. Benowi nie było potrzeba więcej. Objawy dziwnej choroby pasowały do tego, czego o żuku z Parnassosa dowiedział się od droida z ambulatorium. Łatwo więc dopasował do siebie fakty. Armitage, być może od ojca, dowiedział się, że Phasma pochodziła z Parnassosa. Później mógł nawet ułożyć się z samą Phasmą i zorganizować zamach na Brendola. Szybki awans w zamian za dostarczenie morderczego żuka. Wszyscy wiedzieli, że Armitage nienawidzi swego ojca, za to, że ten pomiatał nim przez całe życie. Komu innemu mogłoby więc przyjść do głowy podrzucenie tego samego owada do komnaty Madge? Skoro jedno morderstwo uszło mu na sucho, drugie też mogło...
— Hux — warknął Solo.
Madge oderwała wzrok od ekranu datapadu Bena, spoglądając na twarz mężczyzny. Hux mógł wiedzieć jak sprowadzić żuka na pokład „Finalizera", ale przecież to nie miało żadnego sensu...
— Ben, jaki on mógłby mieć powód, żeby mnie zabić? — zastanowiła się. — Może to nie jest jednak takie oczywiste, jak myślisz? Może ktoś chciał, abyśmy całą winę zrzucili na Huxa? Myślisz, że on byłby aż tak niekompetentny, żeby pomylić kwatery? Wydaje mi się, że jeśli Hux miałby plan, aby się kogoś pozbyć, to wybrałby raczej... Ciebie.
Mężczyzna parsknął cicho.
— Nie — odrzekł, kręcąc głową. — On doskonale wiedział, co robi! Wiedział, że twoja śmierć byłaby dla mnie ciosem, z którego już bym się nie podniósł. Chciał mnie osłabić, zniszczyć!
Madge zamrugała ze zdumieniem. Czy Ben naprawdę powiedział to, co wydawało jej się, że powiedział? Jej śmierć naprawdę by go zniszczyła? Hux uważał ją za aż tak wielkie zagrożenie? A Ben za tak cenną...? Z trudem przełknęła ślinę. Po raz kolejny pomyślała o tym, w co, na Moc, się wpakowała... Polityczne gierki, zemsty, podstępne knowania, aby pozbyć się rywali... Pragnęłaby, aby był to wyłącznie zły sen, z którego w końcu obudzi się, i okaże się, że nic się tak naprawdę nie zmieniło, a ona nadal jest w domu, w Akademii Jedi... Gdyby zamknęła oczy, mogłaby wyobrazić sobie, że ostatnie lata nigdy nie miały miejsca, Ben nie przeszedł na stronę Najwyższego Porządku, nie porzucił jej na Tatooine, a ona nie została porwana i torturowana przez Tuskenów... Mogłaby wyobrazić sobie, że nadal prowadzi spokojne życie w Akademii, że znajduje się w swojej kwaterze, a za chwilę z rozwianym włosem pędzić będzie na zajęcia, na które znów jest spóźniona z powodu trwających całe noce „rozmów" z Benem... Gdy zjawi się w miejscu, które tego dnia Luke wybrał na wygłoszenie wykładu, mistrz Jedi tylko spojrzy na nią z pobłażaniem i lekko pokręci głową, co będzie jedynym znakiem świadczącym o tym, że nie do końca pochwala jej zachowanie...
Madge poczuła ogromny smutek, który nagle przygniótł jej pierś niczym ciężki głaz. Te czasy, te beztroskie lata nigdy już nie wrócą, a rzeczywistość, w której się znalazła, była gorsza od koszmaru...
Ben zauważył jej pobladłą twarz i niepewną minę, ale błędnie zinterpretował je jako budzący się w niej gniew oraz pragnienie zemsty na Huxie. Chwycił dziewczynę za rękę i podniósł się, ciągnąc ją za sobą.
— Chodź — powiedział, ze wszystkich sił starając się zapanować nad własnymi emocjami, choć miał ochotę dosłownie gołymi rękami rozszarpać Huxa na strzępy.
— Dokąd? — spytała zdumiona Madge, nie będąc pewną, co planuje Ben.
— Na mostek — odparł mężczyzna.
— Po co?! — zawołała dziewczyna, ale Solo nie raczył zaszczycić jej już żadną odpowiedzią. — Ben, nie zrób czegoś głupiego! Proszę! — Truchtała za nim, ale wydawało jej się, że mężczyzna podjął już decyzję, co uczyni, i wcale jej nie słuchał. — Jeśli podejrzewasz Huxa, musisz pokazać, że potrafisz rządzić sprawiedliwie! On musi mieć proces!
Usłyszawszy słowo „proces" Ben tylko parsknął. Poczuła, jak jego palce mocniej zaciskają się wokół jej dłoni. Drugą ręką Solo wciąż muskał rękojeść miecza świetlnego, przypiętą do paska. Madge wzięła głęboki oddech, starając się uspokoić serce, dziko walące jej w piersi. Miała bardzo złe przeczucia, co do tego, co będzie miało miejsce, gdy Ben znajdzie się oko w oko z generałem Huxem. I jak się przekonała, niestety miała rację. Ben niczym burza wpadł na mostek „Finalizera". Hux, w towarzystwie Solleksa Rena oraz swego adiutanta, stał przed ogromnym iluminatorem niszczyciela, spoglądając na gęstą czerń kosmosu. Madge zdziwił fakt, że nie widać było ani jednej lśniącej gwiazdy. Gdy wraz z Benem podeszła bliżej, nogi ugięły się pod nią. Ciemność, którą wzięła za pustkę kosmosu, była w rzeczywistości ogromna flotą gwiezdnych niszczycieli, ciągnącą się, zdawałoby się, w nieskończoność. Mając tak wielką flotę z łatwością można by podbić nie tylko galaktykę, ale cały wszechświat!
Usłyszawszy ich kroki, Hux odwrócił się, z pełnym dumy uśmiechem błądzącym na jego wąskich wargach.
— Ach, Najwyższy Dowódco — rzekł, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z furii, która ogarnęła Bena na jego widok. — Wedle pańskiego rozkazu, cała flota już się zgromadziła. Jesteśmy gotowi, aby zadać rebeliantom ostateczny cios, z którego już się nie podniosą, i...
Młody generał nagle przerwał, czując, że zabrakło mu tchu. Niewidzialny uścisk oplatający się wokół jego szyi sprawił, że nie był w stanie wziąć najmniejszego nawet oddechu. Mężczyzna miał wrażenie, że jego płuca zaczynają wypełniać się płynnym żarem. Jego oczy rozszerzyły się ze strachu, gdy ujrzał Madge, stojącą za plecami Kylo Rena. Usiłował coś powiedzieć, ale z jego ust dobył się ledwie cichutki jęk. W następnej chwili Armitage uniósł się w powietrze, a następnie z całą siłą grzmotnął o pokład. Potem znów. I jeszcze raz...
Hux czuł, jak po jego twarzy zaczyna spływać ciepła krew. Świat zaczął mu bieleć przed oczami. Już był pewien, że za chwilę umrze, a ostatnim obrazem, jaki zapamięta, będzie widok Kylo Rena z wściekłą miną wyciągającego ramię w jego stronę i powoli zaciskającego dłoń w pięść, powoli wyciskającego z niego resztki życia... Wtedy jednak do jego uszu, jakby z bardzo daleka, dobiegł głos lady Ren.
— Nie! — zawołała dziewczyna, chwytając Bena za ramię. — Już dość! Puść go!
Rozejrzała się dookoła. Wyczuwała strach napływający do niej od członków załogi, ale żaden z nich nie odważył się nawet ruszyć. Wszyscy pozostali na swoich stanowiskach, udając, że nie widzą, co się dzieje, lub, że jest im to całkowicie obojętne. Solo wreszcie puścił Huxa, ulegając prośbą Madge. Generał przez moment leżał na pokładzie zupełnie bez ruchu, jakby był martwy. Może sądził, że udając trupa sprawi, że rozjuszony Najwyższy Dowódca straci nim zainteresowanie?
Ben pochylił się nad Huxem, szarpnął go ku górze i potrząsnął mocno, aby mężczyzna odzyskał przytomność. Gdy generał ponownie otworzył oczy, wciągnął głęboko powietrze do płuc i wierzgnął odruchowo.
— Najwyższy Dowódco... — wykrztusił z trudem. — Ja... Nie rozumiem... Co się stało...?
Usiłował zerknąć w stronę drugiego rycerza Ren, który dotąd przyglądał się beznamiętnie całej scenie, ręce trzymając splecione za plecami. Madge wydało się dziwne, że pomimo tego, że Ben, jako Najwyższy Dowódca, zwołał całą flotę, to Hux w towarzystwie Solleksa nadzorował pojawienie się statków. Jawnie i bezczelnie lekceważył w ten sposób Bena, podważając jego autorytet w oczach całej załogi.
— Skąd ten żuk wziął się w kwaterze Madge?! — wywarczał Ben przez zaciśnięte zęby, nadal trzęsąc Huxem niczym szmacianą lalką.
Młody generał przeraził się nie na żarty. Dziewczyna wyczuwała napływające od niego fale dławiącego strachu. Trudno było jednak stwierdzić, czy jego strach wynikał z tego, że Ben rzeczywiście miał rację i to Hux stał za wszystkim, knując jakiś spisek przeciwko im obojgu, czy może raczej z tego, że generał faktycznie nie miał o niczym pojęcia i przeraził się, że poniesie konsekwencje czynu, którego dopuścił się ktoś zupełnie inny...
— Sir... — wycharczał. — Nie mam pojęcia... O czym pan mówi...
Solo raz jeszcze warknął wściekle i cisnął mężczyzną o pokład. Generał jęknął, ale podniósł się nieco chwiejnie, poprawił mundur i usiłował stanąć w miarę prosto. Ben nadal jednak nie pozbył się swej wściekłości. Aktywował klingę miecza świetlnego, na widok czego Armitage cofnął się o krok. Zanim jednak Najwyższy Dowódca zdołał, niczym rozjuszona bestia, ruszyć na generała, aby zadać mu ostateczny cios, Madge zastąpiła mu drogę. Chwyciła go za prawy nadgarstek.
— Już dość — powiedziała cicho, tak, aby tylko Ben mógł ją usłyszeć. — Wyłącz broń...
— Za to, co zrobił, on musi ponieść karę! — warknął Solo.
Madge pokręciła głową. Perspektywa pozbawienia Huxa głowy była niezwykle kusząca, ale nie mieli żadnych dowodów, tylko swoje przypuszczenia. Nie mogła pozwolić, aby Ben, w przypływie wściekłości, zabił niewinną osobę, nawet, jeśli był to znienawidzony generał, ta ruda szuja, Armitage Hux. Co prawda niedawno sama groziła mu bronią, gdy odkryła, na czym polega jego program szkolenia szturmowców, ale uważała, że były to dwie różne rzeczy, których nie należało porównywać.
— Pozwól, że ja się tym zajmę — poprosiła.
Ben spojrzał na nią uważnie spod zmarszczonych brwi, ale wreszcie tylko skinął głową, choć Madge wiedziała, że wolałby od razu samemu wymierzyć Huxowi karę. Przecież, nawet gdyby okazało się, że generał nie maczał palców w zamachu na jej życie, znalazłoby się parę innych zbrodni, za które każdy sąd wymierzyłby mu z pewnością tylko jedną karę – śmierć. Solo stwierdził jednak, że Madge ma jeszcze większe prawo niż on, aby unicestwić Huxa. Dlatego dezaktywował swój miecz świetlny i na powrót przypiął ciemną rękojeść do pasa. Madge uśmiechnęła się do niego blado. Odwróciła się, wyprostowała dumnie i z dłońmi splecionymi za plecami, zbliżyła się do Huxa. Wspięła się na palce i zbliżyła usta do ucha młodego generała.
— Znam twój sekret, Hux — powiedziała tak cicho, aby tylko on ją słyszał. — Zamordowałeś swego własnego ojca. Jeśli taka informacja wypłynie kiedyś na wierzch, z pewnością mocno zaszkodzi to twojej wojskowej karierze, czyż nie? — Nie miała pojęcia, czy rzeczywiście to, co powiedziała, było prawdą, blefowała, ale generał nie musiał o tym wiedzieć. — Brendola Huxa ukąsił żuk z planety Parnassos. Niezwykle rzadki okaz. Jednak takiego samego znalazłam w swojej kajucie. Może wiesz coś o tym?
Cofnęła się o krok, aby móc spojrzeć mężczyźnie w oczy. Hux odwzajemnił jej się spojrzeniem przepełnionym nienawiścią, ale nic nie powiedział. Madge czekała jeszcze chwilę, ale jego zachowanie, nagle tak pełne dumy i wyniosłe milczenie, sprawiły jedynie, że krew niemal zagotowała się w jej żyłach.
— Spytam więc inaczej — rzuciła, mrużąc oczy. — Czy to ty samodzielnie podrzuciłeś tego owada do mojej kajuty, czy ktoś ci w tym pomógł?
Hux jej nienawidził. A ona nienawidziła jego. Jednak, czy to wystarczyło, aby Armitage naraził się na wściekłość Bena? A co z nią? Nie pomyślał, że ona także może być groźna? Chciała dobrze. Chciała oszczędzić Huxowi wstydu i upokorzenia, nie chciała, żeby Ben go zabił, jeśli to rzeczywiście nie on podrzucił do jej kwatery tego przeklętego żuka, ale milczenie generała ją także doprowadzało do szału. Przecież dała mu szansę. Dlaczego z niej nie skorzystał? Spytała, czy wie coś o tej sprawie. Już raz poprosiła go o wyjaśnienia. Drugi raz tego nie zrobi!
— Nie chcesz mówić?! — warknęła.
Hux nadal nie pisnął nawet słowa, spoglądając teraz to na nią, to znów na Bena, więc Madge, doprowadzona do ostateczności, pragnąca usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź, zwinęła prawą dłoń w pięść i uderzyła rudowłosego generała z taką siłą, że aż zabolały ją kłykcie. Hux jęknął, z jego rozciętej wargi trysnęła krew. Madge złapała go mocno za poły munduru.
— Najwyższy Dowódca ma rację — syknęła. — Zasługujesz jedynie na śmierć! Nieważne, czy to ty chciałeś się mnie pozbyć, to ty stworzyłeś program porywania dzieci i to ty wydałeś rozkaz zniszczenia układu Hosnian! Jesteś zwykłym mordercą!
Za plecami usłyszała, że Ben ponownie uruchomił swój miecz świetlny i posłusznie odsunęła się na bok. Do Huxa najwyraźniej wreszcie dotarło, co go czeka, i strach o własne życie wziął w nim górę nad dumą i honorem. Gdy Solo ruszył na niego, mężczyzna, z niemym błaganiem w oczach, osunął się na kolana.
— Sir — zaczął wyrzucać z siebie słowa niemal z prędkością światła — przysięgam, że nigdy nie byłem na Parnassosie! Nie miałem w dłoniach żadnych stworzeń z tego świata, ani nie podrzuciłem ich do komnaty lady Ren! Najwyższy Dowódco, w ostatnich dniach na krok nie ruszałem się z pokładu „Finalizera"!
— Doprawdy? — odezwał się milczący dotąd Solleks Ren. — Ależ to z łatwością można sprawdzić. Wystarczy, że przejrzymy dziennik pokładowy twojego osobistego promu, generale. — Splótł ramiona na piersi. — Nadal jesteś pewien, że w ostatnim czasie nie odbywałeś żadnych wycieczek?
— Nie! — zawołał szybko Hux, nadal błagalnie spoglądając na Kylo Rena. — Przysięgam, że od ponad dwóch tygodni nie postawiłem stopy na pokładzie swego promu i to nie ja podrzuciłem lady Ren tego owada!
Ben, ku swemu własnemu zdumieniu, nie wyczuł kłamstwa w słowach Huxa. Generał mówił prawdę. Zerknął na Madge i zorientował się po jej zagubionym spojrzeniu, że dziewczyna wyczuła dokładnie to samo, co on.
— Skoro to nie byłeś ty — syknął, cofając krwistoczerwoną klingę miecza świetlnego sprzed szyi Huxa — to w takim razie, kto?
Ren, nagle, kątem oka, zauważył jakiś ruch po swojej lewej stronie. Oderwał wzrok od znienawidzonego generała i wtedy zorientował się, że adiutant Huxa, mężczyzna niepierwszej już młodości, który wcześniej pełnił także funkcję adiutanta jego ojca, generała Brendola Huxa, próbuje wymknąć się z mostka, korzystając z zamieszania, które wybuchło wokół generała. Dlaczego jednak adiutant Huxa miałby uciekać? Czyżby miał coś na sumieniu? Najwyższy Dowódca natychmiast stracił zainteresowanie rudowłosym mężczyzną. Wyciągnął przed siebie dłoń i w tej samej sekundzie adiutant Huxa zatrzymał się gwałtownie. Co więcej, nie był w stanie wykonać żadnego, najmniejszego nawet ruchu. W następnej sekundzie Ben użył Mocy, aby przyciągnąć go do siebie. Gdy twarz przerażonego oficera znalazła się tuż przed twarzą Bena, ten uwolnił go z obezwładniającego uścisku Mocy. Adiutant Huxa poprawił mundur i starał się stanąć na baczność, choć nie do końca mu się to powiodło, ponieważ cały aż trząsł się z przerażenia.
— Dokąd się wybierasz?! — warknął Ben, aż ciarki przeszły po plecach mężczyzny.
— Sir, ja tylko... — wyjąkał niepewnie oficer.
Ben dezaktywował miecz świetlny. Niespiesznie przytroczył go do paska, co tylko spotęgowało przerażenie starszego mężczyzny.
— Wydaje mi się, że wiesz coś w tej sprawie — rzucił Najwyższy Dowódca.
Oficer cofnął się o krok. Jego rozbiegany wzrok błądził od Huxa do Rena po pozostałych członkach załogi, jakby od nich oczekiwał wsparcia lub ratunku. Nikt nie był jednak zainteresowany jego losem. Wszyscy woleli martwić się o siebie.
— Nie! Przysięgam, ja nic nie wiem! — zawołał w panice adiutant generała. Z jego oczu natomiast trysnęły łzy, jakby przeczuwał, jaki za chwilę czeka go los.
Ben bez trudu wyczuł, że mężczyzna kłamie. Wyciągnął prawą dłoń, zbliżając ją do jego twarzy. Oficer wrzasnął z bólu, kiedy macki obecności Kylo Rena wślizgnęły się do jego umysłu. Miał wrażenie, że Najwyższy Dowódca rozwija po kolei wszystkie jego zwoje mózgowe w poszukiwaniu wspomnień, odczuć, obrazów, które mogłyby go zainteresować. I w końcu znalazł. Znalazł kod do kajuty Madge, którego nikt, a już na pewno nie adiutant Huxa, nie powinien znać. Po chwili pojawiły się także obrazy – niewielki żuk w przezroczystym pojemniku, rozsuwający się właz do kwatery dziewczyny, dłoń w czarnej rękawicy wypuszczająca owada, a później prędko zamykająca właz...
Solo warknął wściekle, wycofując się z umysłu mężczyzny.
— To byłeś ty! — wrzasnął.
— Najwyższy Dowódco, błagam! Kazali mi! To nie moja wina!
Ben, w ogóle nie słuchając wyjaśnień oficera, cisnął ciałem mężczyzny o pobliską ścianę. Jego oczy zasnuła mgła wściekłości. Adiutant Huxa nie miał w starciu z nim żadnych szans. Solo dopadł do mężczyzny, wymierzając mu cios za ciosem. Oficer z początku usiłował się bronić, ale Kylo Ren zadawał mu gołymi rękami tak silne uderzenia, że w ciele mężczyzny za każdym razem eksplodował obezwładniający ból, który sprawiał, że oficer przestawał cokolwiek widzieć, czy słyszeć. A rozszalały Ren zadawał mu ciosy gdzie popadnie – w brzuch, w klatkę piersiową, twarz, a także głowę. Gdy mężczyzna wreszcie bez przytomności osunął się na pokład, Ren przycisnął kolano do jego piersi, skupiając się tym razem wyłącznie na twarzy oraz głowie nieszczęśnika. Kylo przez moment sam był głuchy i ślepy na wszystko. Zdawało mu się, że Madge coś do niego wołała, chciała nawet odciągnąć go od mężczyzny, którego katował bezlitośnie, ale nie pozwolił jej na to. Tak długo z zimną krwią tłukł swą nieszczęsną ofiarę, aż w końcu pod jego ciosami czaszka mężczyzny pękła niczym dojrzały owoc. Resztki jego mózgu oraz krew ochlapały twarz oraz ubranie Bena. Adiutant Huxa był martwy, a mimo to Ben nadal zasypywał go ciosami. Przestał dopiero, gdy napłynęły ku niemu fale grozy promieniujące od Madge. Wstał, dysząc ciężko. Jego dłonie nadal zaciskały się i rozkurczały nerwowo. Wściekłość zaczęła jednak powoli mijać. Popatrzył na Madge. Zrobił to dla niej. Dlaczego więc dziewczyna spogląda na niego z tak ogromnym przerażeniem? Jej błękitne oczy były szeroko otwarte, pełne zgrozy, a obie dłonie mocno przyciskała do ust, jakby z całych sił starała się powstrzymać wzbierający w jej piersi krzyk.
— Madge... — powiedział.
Na widok jego dłoni, szaty, a także twarzy splamionej krwią, cofnęła się o krok. W następnej chwili odwróciła się na pięcie, czym prędzej pragnąc opuścić mostek „Finalizera". Po głowie kołatała jej się tylko jedna myśl: Ben zachował się jak zwierzę! Dzika bestia! Luke miał rację! Był nieprzewidywalny! Niebezpieczny! Za to, co zrobił, za to jak gołymi rękami skatował tego oficera, nie miała siły, i nawet nie chciała na niego patrzeć! Nie sądziła nigdy, że Ben jest zdolny do takiego okrucieństwa. Wolałaby nigdy nie być świadkiem tego, co stało się przed chwilą...
Ben patrzył za nią przez długą chwilę. Wreszcie otarł twarz z krwi oraz resztek mózgu swej ofiary i spojrzał na Huxa.
— Sprzątnąć to — warknął, wskazując bezwładne ciało adiutanta generała.
— Tak jest!
Kylo Ren przez moment jeszcze przyglądał się Huxowi, który nie był w stanie wykonać najmniejszego nawet ruchu, gdy spoczywał na nim wzrok Najwyższego Dowódcy. Wreszcie Kylo pochylił się ku niemu.
— Następnym razem to będziesz ty — syknął przez mocno zaciśnięte zęby. — Czy to jasne?!
Armitage nagle pobladł jeszcze bardziej, choć Ren sądził, że to już niemożliwe.
— Oczywiście, sir... — wyjąkał.
Kylo Ren ledwie lekko skinął głową, rzucił w stronę Solleksa ostrzegawcze spojrzenie, a następnie odwrócił się na pięcie, aby także opuścić mostek i doprowadzić się do porządku. Nikt nie śmiał się poruszyć, czy wydać z siebie choćby najcichszego nawet dźwięku. Załoga mostka odetchnęła z ulgą dopiero, gdy jego kroki ucichły, a właz prowadzący na mostek zasunął się za tym przerażającym potworem, za plecami którego powiewała czarna peleryna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top