XXVII. Odkrycie

Pokład gwiezdnego niszczyciela, Finalizera, 35 lat po bitwie o Yavin

Madge przespała pełne dwanaście godzin, dopóki nie zbudził jej ostry dźwięk alarmu. Poderwała się na równe nogi, przeświadczona, że niszczyciel został przez kogoś zaatakowany, ale głos, który po chwili zaczął wydobywać się z rozmieszczonych w korytarzach głośników, nakazywał wyższym rangą oficerom stawić się w głównym hangarze, podobno na rozkaz samego Najwyższego Dowódcy. Wydało jej się to dziwne, nie rozumiała, dlaczego Ben miałby urządzać jakąś naradę, czy Moc wie co jeszcze, akurat w hangarze, poza tym, został ranny i jedyne, co potrafił na razie robić, to wyłącznie leżeć i powoli wracać do zdrowia, ale ona także posłusznie wciągnęła na siebie strój tak bardzo przypominający szatę Kylo Rena i wyjrzała na korytarz. Widziała kilku oficerów, także zmierzających w stronę hangaru, ale nim zdążyła zawołać do nich i spytać, co się stało, po ich minach oraz przyciszonych głosach, jakimi rozmawiali w napięciu, zorientowała się, że oni także nie mieli najmniejszego pojęcia, co jest powodem alarmu. Wyszła ze swej kwatery i wtedy spostrzegła zmierzającego w jej stronę, jasnowłosego rycerza Ren. Ponownie nie miał przy sobie halabardy, a jego dziwaczny strój zastąpiła czarna tunika i spodnie, podobne do tych, które nosił Ben. Zauważyła także, że przy jego pasie tkwiła rękojeść miecza świetlnego, którego Delian Ren używał w pojedynku z Najwyższym Dowódcą. Mężczyzna przystanął kilka kroków przed nią i skłonił jej się nisko.

— Lady Ren — powiedział.

Madge przygryzła wargę.

— Mówiłam ci już, że nie jestem żadną... — przerwała, najwyraźniej nagle zdając sobie sprawę, że Clei Ren i tak nie przestanie nazywać jej w ten sposób. Niedbale machnęła ręką. — Zresztą, nieważne. Co się stało?

Rycerz powoli wypuścił powietrze z płuc. Minę miał raczej nieciekawą.

— Obawiam się, że nic dobrego — odparł.

Nieprzyjemne uczucie ścisnęło Madge za serce.

— Czy coś stało się Najwyższemu Dowódcy? — spytała szybko, jednak już w momencie, gdy zadawała to pytanie, zdała sobie sprawę, jak głupie ono jest. Gdyby coś przytrafiło się Benowi, wyczułaby to. Sięgnęła ku niemu w Mocy, delikatnie trącając łączącą ich więź. Mężczyzna odpowiedział na jej gest i wyczuła, że ma się on już zdecydowanie lepiej i nie zagraża mu żadne niebezpieczeństwo. Odetchnęła z ulgą. Clei Ren nadal jednak spoglądał na nią z ponurą miną.

— Najwyższemu Dowódcy nic nie grozi. Ma się coraz lepiej — odrzekł. — Ale wygląda na to, że mieliśmy szpiega na pokładzie...

Dziewczyna poczuła, że serce podeszło jej do gardła.

— Szpiega? — powtórzyła. Na pokładzie „Finalizera" cały czas znajdował się ktoś z ludzi Leii Organy, a ona nie miała o tym najmniejszego pojęcia?

Ren skinął głową i ruszył w stronę głównego hangaru. Madge zamrugała niepewnie i po chwili ruszyła za nim. Zrównała się z mężczyzną i w milczeniu pokonali drogę dzielącą ich od hangaru. Na miejscu okazało się, że zgromadził się tam już spory tłum oficerów, a także szturmowców. O ile oficerowie spoglądali po sobie niepewnie, stojąc w porozrzucanych tu i ówdzie grupkach, szturmowcy stali na baczność w swych oddziałach, a na ich czele z dumą prezentował się generał Hux. Usta mężczyzny wykrzywiał pełen pewności siebie, złośliwy uśmiech. Zupełnie, jakby temu człowiekowi sprawiało jakąś perwersyjną przyjemność zadawanie bólu i patrzenie, jak inni cierpią...

Gdy Madge i Clei postawili stopy na pokładzie hangaru, Armitage wygłaszał właśnie ognistą przemowę na temat zdrady oraz tego, że nie ma dla niej miejsca w szeregach Najwyższego Porządku. Przykład pewnego majora pokaże natomiast, jak skończą ci wszyscy, którzy postanowią zdradzić ideały Najwyższego Porządku.

Madge szybko straciła zainteresowanie sycącym się swym własnym okrucieństwem generałem. Jej uwagę przykuł młody mężczyzna w granatowym mundurze majora, który został przez dwóch szturmowców zawleczony przed oblicze zgromadzonego tłumu. Był to wspomniany przez Huxa major. Dziewczyna wyczuła napływające od niego fale dławiącego strachu. Jej dłonie zacisnęły się w pięści. Pragnęła mu jakoś pomóc, ale wiedziała, że to na nic, nie da rady nic zrobić. Sama nie ma mocy, aby przeciwstawić się oddziałom szturmowców, oficerom i w dodatku rycerzowi Ren. Clei mógł zachowywać życzliwie w stosunku do niej, ale z pewnością jego zachowanie uległoby zmianie, gdyby postanowiła urządzić w hangarze masakrę, aby uratować życie majora. Choć mężczyzna czuł przeraźliwy strach, który kogoś o słabszym charakterze sparaliżowałby, lub pchnął do niedorzecznych zachowań, do końca zachował swój honor – nie drżał, ani nie błagał o litość. Szturmowcy pchnęli go do przodu. Mężczyzna osunął się na kolana, lecz zdołał w jakiś sposób utrzymać równowagę, pomimo tego, że dłonie miał skute za plecami kajdanami ogłuszającymi. W pewnej chwili Madge dostrzegła kręcącego się w pobliżu niewielkiego droida nagrywającego. Przedstawienie Huxa z pewnością było transmitowane do wszystkich jednostek Najwyższego Porządku, tak, aby mógł je widzieć każdy żołnierz i oficer, nie tylko ci obecni w hangarze „Finalizera". W końcu przed majorem na rozkaz Huxa przystanął trzeci szturmowiec. Madge jeszcze nigdy wcześniej nie widziała podobnego. Jego hełm różnił się nieco od hełmów pozostałych żołnierzy – przecinał go podłużny, czarny pas. W dodatku, naramienniki jego zbroi także były pomalowane na czarno. Szturmowiec trzymał w dłoni broń wyglądającą jak pałka, ale gdy ją aktywował, pojawiły się promienie błękitnej energii, które upodobniły ją do topora. Madge poczuła, jak Clei nachyla się do niej.

— To szturmowiec-kat — wyjaśnił, szepcząc niemal prosto do jej ucha. — Każdego dnia służbę tę pełni inny żołnierz. Są wybierani losowo spośród szturmowców.

Dziewczyna zamrugała, spoglądając na niego z niedowierzaniem. Jak wiele egzekucji przeprowadzano w Najwyższym Porządku, skoro potrzeba było stworzenia tam funkcji kata? Przecież nawet w czasach Republiki nie stosowano kary śmierci, nie mówiąc już o Nowej Republice, dla której każde życie było świętością, dlatego też dążyła do całkowitej demobilizacji planet oraz stawiała na jak najbardziej pokojowe rozwiązywanie konfliktów oraz resocjalizację więźniów...

Rycerz Ren zmieszał się nieco pod wpływem zimnego spojrzenia jej błękitnych oczu.

— Takie panują tutaj zasady, pani — wymamrotał. — Ale to nie ja je ustalam...

Madge szybko odwróciła wzrok, ponownie spoglądając w kierunku majora. Nie wiedziała, czy rzeczywiście kolaborował z Ruchem Oporu i ciężko było to stwierdzić, ponieważ Hux nie kwapił się, aby przedstawić jakiekolwiek obciążające go dowody. Podejrzewała jednak, że generał byłby zdolny do wysunięcia fałszywych oskarżeń tylko po to, żeby pozbyć się politycznego rywala, który mógłby zaszkodzić mu w karierze. Z każdym dniem coraz bardziej przekonywała się, że należy uważać na tego mężczyznę, ponieważ pewnego dnia mógłby on zagrozić także Benowi...

Wreszcie, na rozkaz Huxa, szturmowiec-kat uniósł swą broń i jednym szybkim ruchem opuścił ją na szyję majora. Głowa mężczyzny spadła z jego ramion, tocząc się kawałek po płytach pokładu, a ciało oficera ciężko runęło na ziemię. Madge mocno zacisnęła powieki, odbierając w Mocy ostatnie uczucia towarzyszące majorowi. Mężczyzna czuł strach, ale zorientowała się, że wcale nie bał się śmierci. Lękał się o życie kogoś, kto był drogi jego sercu. Gdyby chociaż Madge wiedziała o kogo, mogłaby spróbować zatroszczyć się o bezpieczeństwo tej osoby... Tymczasem nie chciała już dłużej pozostać w hangarze. Poczuła na sobie wzrok generała Huxa, zupełnie jakby wyreżyserował całe to przedstawienie dla niej i pragnął wybadać jej reakcję. Nie odwzajemniła spojrzenia mężczyzny. Czuła do niego wyłącznie obrzydzenie i nie chciała mieć z nim nic wspólnego.

Kiedy dwaj szturmowcy zaczęli uprzątać ciało majora, odwróciła się na pięcie, aby czym prędzej opuścić hangar, ale nagle zatrzymała się gwałtownie. Odwróciła się ku rycerzowi Ren, który jej towarzyszył. Pozostałych nie widziała nigdzie w pobliżu, więc domyśliła się, że musieli pozostać w swych kwaterach.

— Jak... — zaczęła niepewnie. — Jak miał na imię Ren, którego zabiłam? — spytała cicho, niemal szeptem.

— Furud — odparł machinalnie Clei. — Furud Ren.

— Nie — odrzekła. — Jak brzmi jego prawdziwe imię?

Jasnowłosy mężczyzna spojrzał na nią. W jego zielonych oczach błysnął smutek.

— Raynar — powiedział równie cicho. — On cię znał, pani. Wymówił twoje imię...

Madge nagle poczuła rosnącą jej w gardle ogromną gulę. Raynar... Obecności rycerzy Ren wydawały jej się znajome, ale zakrywała je Ciemna Strona Mocy, dlatego nie potrafiła stwierdzić, z kim dokładnie ma do czynienia. Podobnie było z Benem, zanim przyzwyczaiła się do nowego śladu, który pozostawia za sobą w nurcie Mocy. Ale... Raynar? Pamiętała go jako pyzowatego chłopaczka, trochę młodszego od niej. Jego twarz pokrywało mnóstwo piegów, a rude włosy Raynara wiecznie starczały w nieładzie na wszystkie strony. Zamiast tradycyjnych szat Jedi zawsze wolał długie tuniki i spodnie, wzorzyste i pełne krzykliwych kolorów. Dziewczynie krew uderzyła do głowy i na moment zrobiło jej się ciemno przed oczami. Na Moc, zabiła tego małego głupola, zabiła Raynara... W czym była w takim razie lepsza od Huxa?! Nagle zabrakło jej powietrza, a nogi ugięły się pod nią. Clei w porę chwycił ją za ramiona, nie pozwalając jej upaść. Bez słowa wyprowadził ją na korytarz. Tam Madge bez sił osunęła się po jednej ze ścian na podłogę. Podciągnęła kolana pod brodę, na moment ukrywając na nich twarz.

— Lady Ren... — zaniepokoił się Clei. — Źle się czujesz? Wezwę droida medycznego... — Sięgnął po komunikator. Zanim go jednak uruchomił, ponownie zwrócił swój wzrok na Madge. — Nie myśl już, pani, o tym, co się wydarzyło. Każdy z nas idzie własną drogą. Sami kreujemy swoje przeznaczenie, wiedząc czym ryzykujemy przy podejmowaniu pewnych decyzji...

Dziewczyna gwałtownie pokręciła głową, czując wzbierające pod jej powiekami łzy. Przez głowę przemknęło jej, że Clei nazywa ją „lady Ren", ponieważ zapewne tak jak wszyscy na pokładzie „Finalizera", uważa ją za kochankę Bena, ale określenie „lady Ren" brzmi zdecydowanie lepiej niż „kochanka", „dziwka", czy cokolwiek innego, czym jeszcze mogliby chcieć ją nazwać.

— Nie! — powiedziała, odpychając rękę rycerza, który najwyraźniej zmienił zdanie i zamiast wezwać droida medycznego, chyba pragnął pomóc jej wstać. — Nie potrzebuję twojej pomocy! — zawołała ostro.

Clei cofnął się o krok, niepewny i zmieszany.

— Lady Ren, ja tylko...

— Wracaj do siebie, czy gdziekolwiek powinieneś się teraz udać — przerwała mu. — Chcę zostać sama...

Po jego minie widziała, że Ren nie był zadowolony, ale na szczęście nie próbował z nią dłużej dyskutować, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że nie ma to żadnego sensu.

— Jak sobie życzysz, pani — rzekł. Zawahał się na moment. — Jeśli jednak mógłbym coś doradzić...

Madge uniosła dłoń, aby go uciszyć.

— Nie — mruknęła, podnosząc się ciężko. — Pozwól, że sama wyznaczę sobie kurs przez to pole asteroidów...

Tym razem, nie czekając na odpowiedź rycerza Ren, ruszyła przed siebie wzdłuż korytarza. Komunikator, który trzymała przy pasku, przypięty tuż obok rękojeści miecza świetlnego, znów zaczął wydawać naglące dźwięki. Madge zerknęła na wyświetlacz. Piri ponownie usiłowała się z nią skontaktować, najprawdopodobniej po to, aby wezwać ją na kolejne lekcje pilotażu i zmyć jej głowę za to, że nie pojawiła się na poprzednich. Dziewczyna teraz także odrzuciła połączenie. Już po fakcie stwierdziła, że może lepiej byłoby, gdyby jednak poszła na lekcje – wtedy przynajmniej mogłaby całą swą wściekłość wyładować w symulatorze lotów. Tymczasem musiała ją dusić i kumulować w sobie. A była naprawdę wściekła. Na siebie, na Moc, a nawet na Luke'a i Bena. Powoli zaczęła nienawidzić się za to, co zrobiła Raynarowi. Ganner miał rację, zasługiwała na karę. Raynar był bezbronny, a ona miała w dłoni płonącą klingę miecza świetlnego. W starciu z nią, chłopak nie miał żadnych szans... I dlaczego Ben w porę nie uskoczył przed strzałem? Był ranny, to fakt. Czy wiec ból przytępił jego zmysły na tyle, że mężczyzna nie zdołał wyczuć zagrożenia? Był zbyt zmęczony i nieuważny po przebytej walce? Gdyby zabrał ze sobą szturmowców, to by się nigdy nie wydarzyło! A ona nie stałaby się morderczynią! Zauważyła, że drżą jej ręce, więc zacisnęła je w pięści. Czego oczekuje od niej Moc? Dlaczego nie mogła przeznaczyć dla niej lepszego losu? Łzy wezbrały w jej błękitnych oczach. Najpierw straciła swój dom na Föld, a tak jej się przynajmniej wydawało, ponieważ nie miała żadnych związanych z nim wspomnień, a kiedy Luke ją przygarnął i traktował jak własne dziecko, straciła także jego... Przez upór mistrza Jedi, jego zamknięcie się na pewne sprawy, a także zbytnią pewność siebie.

Madge miała ochotę wrzeszczeć i niszczyć wszystko wokół siebie. Dlaczego Luke nigdy nie nauczył jej, co powinna robić w podobnej sytuacji, jak się zachowywać? Od samego początku starał się ją przed wszystkim chronić (później nawet przed Benem), co poskutkowało wyłącznie tym, że była zupełnie nieprzygotowana do życia, jakie przyszło jej prowadzić poza murami Akademii Jedi. Jednak pomimo tego i pomimo całego okrucieństwa, jakim Luke wykazał się względem Bena, i tak tęskniła za nim ogromnie. Chciałaby z nim porozmawiać. Poprosić go o radę. Chyba tylko Luke byłby w stanie powiedzieć jej, co powinna zrobić, jak zachowywać się w tym przeklętym miejscu... Pragnęła udać się do swojej kwatery, albo do Bena, sama jeszcze nie była tego pewna, lecz po pewnym czasie zorientowała się, że znalazła się w miejscu, którego nie poznaje. Najwidoczniej musiała źle skręcić. Zaklęła pod nosem, złorzecząc na ten cholerny niszczyciel i cały Najwyższy Porządek, z tymi jego sterylnymi, identycznymi korytarzami. Co jakiś czas mijała patrole szturmowców oraz oficerów spieszących do własnych zajęć, ale nie przyszło jej do głowy spytać, gdzie się znalazła, a oni nie zaczepiali jej, widząc wściekłość malującą się na twarzy młodej kobiety, przypiętą do jej pasa rękojeść miecza świetlnego oraz strój, bliźniaczo podobny do stroju Najwyższego Dowódcy. Po pewnym czasie Madge trafiła na wyjątkowo cichy korytarz, zakończony pojedynczym włazem. Napis na nim głosił, że wstęp do kolejnego pomieszczenia mają wyłącznie osoby upoważniona, a każda próba wtargnięcia zakończy się natychmiastową dezintegracją intruza. Pomimo tego, Madge postanowiła zaryzykować. Zatrzymała się o krok przed włazem, a wtedy ze ściany obok wytrysnął błękitny promień, skanując całą jej sylwetkę. Po chwili z głośnika umieszczonego na ścianie dobył się wygłoszony mechanicznym głosem komunikat, że może wejść do środka. Ben musiał nadać jej dostępy do wszystkich sekcji „Finalizera", choć w tym miejscu jeszcze nigdy wcześniej nie była. Nie przypominała sobie także, aby Ben kiedykolwiek wspominał o tym miejscu. Co znajdzie w kolejnym korytarzu? Co oni tam trzymają? Rancora? A może tajne laboratorium, w którym inżynierowie Najwyższego Porządku opracowują kolejne projekty śmiercionośnych broni?

Gdy właz rozsunął się, dziewczyna weszła do jasno oświetlonego korytarza. Na ścianach po obu stronach znajdowały się ogromne, prostokątne durastalowe włazy. Nie miała pojęcia do czego mogły służyć, ale obok każdego z nich znajdowała się niewielka konsola sterująca. Madge zmarszczyła brwi. Gdzie ona się, na Moc, znalazła? Rozglądając się z ciekawością dała kilka kroków w przód, a wtedy zza załomu korytarza wygramolił się droid przypominający swym wyglądem droidy protokolarne, ale wykonany w ulubionych kolorach Najwyższego Porządku – szarości oraz czerni. Dziewczyna zauważyła także, że jego ramiona zdobi szkarłatny symbol Najwyższego Porządku. Droid zbliżył się do niej i lekko skłonił swą metalową głowę. Jego fotoreceptory zalśniły.

— Pani Madge — odezwał się przyjemnym, łagodnym tonem. — Nazywam się N4-2PO. Witam w centrum szkoleniowym Najwyższego Porządku. Rozumiem, że to Najwyższy Dowódca Kylo Ren przysłał panią na inspekcję?

Oczy Madge rozszerzyły się, ale dziewczyna szybko zmarszczyła brwi, starając się ukryć swe zdumienie. Centrum szkoleniowe? Przecież centrum szkoleniowe znajdowało się w zupełnie innej części okrętu! To właśnie tam pod okiem Piri ćwiczyła na symulatorze lotów! Była jednak ciekawa, do czego dokładnie służy drugie centrum, a droid był tak miły, że sam podpowiedział jej, co mogła tam robić.

— Tak — powiedziała w końcu, przyjmując niedbałą pozę, jakby nie było to nic specjalnego, jak gdyby takie inspekcje przeprowadzała co najmniej raz dziennie. Dłonie oparła na biodrach. — Najwyższy Dowódca pragnie upewnić się, czy wszystko idzie zgodnie z planem i nie ma żadnych niedociągnięć w stosunku do... Eee... Regulaminu.

— Oczywiście, oczywiście — rzekł droid. — Mogę panią zapewnić, że Najwyższy Dowódca będzie zadowolony z wyników inspekcji. Czy możemy? — Wskazał ku prostokątnym włazom.

Madge odetchnęła. Raz nerfie śmierć, pomyślała. Czegokolwiek Najwyższy Porządek by tam nie chował, i tak już nic raczej nie zdoła jej zadziwić.

— Oczywiście — odrzekła. — Prowadź, N4.

Droid raz jeszcze skłonił jej się nisko.

— Zapraszam więc za mną, pani Madge.

Dziewczyna powoli ruszyła za nim ku pierwszemu włazowi. N4 wcisnął kilka guzików na panelu kontrolnym i durastal powoli, aczkolwiek niezwykle płynnie, zaczęła przesuwać się ku górze. Za nią widniał ogromny iluminator, wielkości niemal całego włazu. Oczom Madge ukazało się coś na kształt sali wykładowej, pełnej... Dziewczyna zmarszczyła brwi. Jeszcze niemalże dzieci! W ławkach siedzieli chłopcy, dziewczynki oraz mnóstwo dzieciaków należących do innych ras. Wszyscy ubrani byli w czarne kombinezony, jakie zakłada się pod pancerz szturmowca. Mogli mieć najwyżej po trzynaście, czternaście lat. U dołu auli umieszczono ogromny ekran, na którym wyświetlano im obrazy z jakiejś bitwy pomiędzy Imperium a Sojuszem Rebeliantów. Madge przyglądała im się w oszołomieniu. Dzieci... „Finalizer" pełen był dzieci! Czy Leia wiedziała o tym? Gdyby jej ludzie kiedykolwiek zaatakowali i zniszczyli ten okręt, miałaby na sumieniu setki niewinnych dzieci...

— Jak pani widzi, program generała Huxa działa bez zarzutu — mówił droid, prowadząc swego gościa od jednego iluminatora do drugiego. Madge widziała dzieci uczące się, trenujące, jedzące posiłek na stołówce... N4 pokazał jej także skromne, ciasne koszary, w których udawały się na spoczynek. — Po zniszczeniu bazy Starkiller oraz meganiszczyciela „Supremacy" część naszych centrów szkoleniowych byliśmy zmuszeni przenieść na pokłady gwiezdnych niszczycieli. Ponieważ straciliśmy ogromne ilości szturmowców, generał Hux zażyczył sobie mieć na pokładzie „Finalizera" tych kadetów, których już wkrótce będzie można wcielić do regularnego wojska.

Madge skrzywiła się, jakby właśnie przełknęła coś bardzo kwaśnego. Program Huxa... Hux zażyczył sobie... Czy Ben był w ogóle świadom tego, co wyprawia się na pokładzie jego okrętu flagowego, pod samym jego nosem?

— Niemowlęta oraz mniejsze dzieci zostały przeniesione na pokłady innych okrętów — ciągnął tymczasem droid, zupełnie nieświadomy tego, jak ogromny gniew budziły w dziewczynie jego słowa. — Są to między innymi „Sprawiedliwy", „Cierpliwość", „Niezwyciężony" oraz...

— Chwileczkę — przerwała mu Madge, przystając gwałtownie. — Niemowlęta?

— Tak — przytaknął N4. — Ich najnowszy transport został dostarczony z Menchis II, kilka dni temu.

Dziwne uczucie nagle ścisnęło dziewczynę za żołądek. Miała nieprzyjemne wrażenie, że za chwilę zwymiotuje. Najwyższy Porządek szkolił swych żołnierzy od niemowlęctwa? Ale co robili z tymi, którzy się buntowali, którzy nie chcieli im służyć?

— Czy te dzieci mają zapewnioną należytą opiekę? — spytała.

— Oczywiście, pani Madge — odrzekł natychmiast droid. — Niczego im nie brakuje i od początku przystosowują się do reguł panujących w Najwyższym Porządku.

— A co z tymi, które nie przystosują się do reguł?

N4 spojrzał na nią, lekko przechylając głowę. Jego fotoreceptory zaświeciły się, jakby analizował napływające do niego dane.

— Jak dotąd zarejestrowaliśmy wyłącznie jeden taki przypadek. Był nim FN-2187 — odezwał się po dłuższej chwili. — Niestety szturmowiec zbiegł. Jeśli jednak pragnęłaby pani znać moje zdanie, uważam, że wszelkie wadliwe jednostki powinno się bezzwłocznie utylizować.

Madge nie znalazła na to żadnej odpowiedzi. Najwyższy Porządek wpajał swą propagandę już maleńkim dzieciom. Nic dziwnego, że ich szturmowcy byli tak posłuszni i pozwalali się traktować jak najzwyklejsze mięso armatnie – oni po prostu nie znali innego życia... Dziewczyna uświadomiła sobie, że nie czuje już wściekłości ani gniewu, a jedynym, co ją ogarnia jest ogrom przerażenia. Jeśli dobrze zrozumiała tego droida, twórcą programu wcielającego dzieci w szeregi Najwyższego Porządku, był generał Hux. Jej dłoń automatycznie zacisnęła się na rękojeści miecza świetlnego. Hux, ta wstrętna, podła gnida! Ciekawe, czy zdawał sobie sprawę, jak bardzo w tej kwestii przypominał starożytnych Jedi, do których zionął tak ogromną nienawiścią. W końcu, jak indoktrynować, to najlepiej od małego! Madge z taką siłą zacisnęła szczęki, że aż zazgrzytały jej zęby. Skąd Najwyższy Porządek brał dzieci do tego chorego programu? Rodzice oddawali im je dobrowolnie w nadziei na zapewnienie swym pociechom lepszej przyszłości? Czy były to porzucone sieroty, które nie miały już nikogo na świecie? A może Hux rozkazał najzwyczajniej porywać je z domów? Czy Nowa Republika, czy Leia nie zdawały sobie sprawy, że od lat panuje taki proceder? Zaginięcie jednego, czy dwóch dzieci mogło ujść ich uwadze, ale jak można było przegapić zniknięcie ilości, z której można utworzyć całą armię?! A może rząd doskonale o tym wiedział, ale niczym się nie przejął? W końcu, to tylko zaginione dzieci, nic specjalnego...

— Pani Madge? — zagadnął ją droid, gdy cisza zaczęła się niebezpiecznie przedłużać. — Czy zechciałaby pani może zobaczyć jeszcze...

Dziewczyna uniosła dłoń, aby go uciszyć. Dość się już napatrzyła.

— Nie — odrzekła szybko. — Tyle wystarczy, dziękuję.

Odwróciła się na pięcie i natychmiast ruszyła w drogę powrotną. Musiała czym prędzej rozmówić się z Benem...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top