XXII. Wiadomość
Pokład promu dowodzenia Kylo Rena, 35 lat po bitwie o Yavin
Madge raz po raz, od samego początku odtwarzała wiadomość, którą otrzymał Ben, doprowadzając tym samym Najwyższego Dowódcę niemal do szału. Nagranie pochodziło od jednego z rycerzy Ren, tak jak podejrzewała. Renowie, jak później poinformował ją Ben, do tej pory rozsiani po całej galaktyce, przeszukiwali ją wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu starożytnych artefaktów oraz miejsc kultu związanych z Sithami. Ben chciał bowiem poznać jak najwięcej tajemnic tych odwiecznych wrogów Jedi. Nie pragnął skupiać się wyłącznie na jednej stronie Mocy. Chciał poznać ją jako całość. Gdy to usłyszała, Madge zmełła w ustach przekleństwo i nie odpowiedziała, choć na końcu języka miała już ciętą ripostę. Ben chciał poznać Moc jako całość, jasne. Każdy niewolnik Ciemnej Strony tak twierdzi... Zajęła się więc wiadomością od rycerza Ren, która nadal nie dawała jej spokoju. Głos istoty przetworzony był przez maskę, podobną do tej, którą nosił Najwyższy Dowódca, ale pozbawioną srebrnych pasów wokół wizjera. Rycerz ubrany był w ciemne szaty, skrywające go od stóp do głów, w tym w długi płaszcz, wyglądający na przeciwdeszczowy, tak, że żaden skrawek jego ciała nie był odsłonięty. W dłoni natomiast trzymał dziwną broń, która wyglądała jak długa dzida z zaostrzoną końcówką. Ren nie mówił wiele. Tylko tyle, że jest na planecie Nirauan, gdzie dokonał niesamowitego odkrycia, które znacząco wpłynie na losy galaktyki i prosi Wielkiego Mistrza Zakonu Ren o niezwłoczne przybycie. Co jednak odkrył, tego nie powiedział. Madge nie miała także pojęcia, gdzie leży Nirauan i co może się tam znajdować – nigdy wcześniej nawet nie słyszała nazwy tej planety. A mimo to... Miała dziwne przeczucia, co do wyprawy tam. Dlatego raz po raz, od nowa odtwarzała wiadomość, starając się znaleźć coś niepokojącego w głosie Rena, jego słowach, albo zachowaniu, czy drobnych gestach. Ale nawet jeśli rycerz nie miał dobrych zamiarów, idealnie się z tym krył. Nie widać było po nim zdenerwowania, czy żadnych innych uczuć. Cały czas pozostawał rzeczowy i spokojny... Coś jej jednak nadal nie pasowało. Jakby Moc ostrzegała ją przed jakimś niebezpieczeństwem, choć nie do końca określonym. Wiadomość dobiegła końca i hologram zgasł. Madge zmarszczyła brwi. Wcisnęła guzik, aby odtworzyć ją ponownie, lecz gdy tylko miniaturowy wizerunek rycerza Ren zawisł w powietrzu, Ben warknął głucho i trzasnął pięścią w holoprojektor, wyłączając go.
— Hej! — zaprotestowała natychmiast dziewczyna. — Ja...
— Na Moc! — przerwał jej Ben. — Ileż można?! Oglądasz tę wiadomość odkąd tylko postawiłaś stopy na pokładzie! Mam już tego dosyć!
Madge tylko prychnęła, opadając na oparcie fotela drugiego pilota. Po otrzymaniu wezwania Najwyższy Dowódca kazał przygotować do startu swój prom typu Upsilon, ale sam postanowił go pilotować. Nie zabrał ze sobą także żadnych szturmowców. Wyłącznie ją, Madge. To też jej się nie spodobało. Nie wiadomo, co rycerze Ren odnaleźli na Nirauan. Akurat w tym przypadku wsparcie szturmowców mogłoby im się całkiem przydać...
Dziewczyna splotła ramiona na piersi.
— Jesteś pewien, że to dobry pomysł, aby tam lecieć? — spytała.
Ben na moment oderwał wzrok od instrumentów pokładowych, aby na nią spojrzeć. Jego oczy pociemniały. Wysłała ku niemu wici Mocy, ale całkowicie zamknął przed nią swój umysł.
— Mamy za sobą już ponad połowę drogi — odparł. — Przecież nie będziemy teraz zawracać...
Madge ściągnęła brwi. To nie była odpowiedź na jej pytanie. Miała dziwne wrażenie, że Benowi także nie podoba się pomysł wyprawy na Nirauan, ale mężczyzna za nic się do tego nie przyzna. Wpakował się po uszy w poodoo, ale będzie w nie brnął dalej, bo tak nakazuje mu jego głupia, męska duma. A mógłby przecież po prostu przyznać się, że pod wpływem impulsu podjął szybką, nieodpowiedzialną decyzję, i po prostu zawrócić, albo wezwać posiłki z pokładu „Finalizera". Kto wie, co może spotkać ich na Nirauan... Ale Solo tego nie zrobi. Bo jest upartym, dumnym i przewrażliwionym na swoim punkcie gundarkiem... Poruszyła się niespokojnie. Skoro znaleźli się już na pokładzie tego promu, mogliby lecieć dokądkolwiek by tylko chcieli. Nie musi to być Nirauan...
Wyciągnęła rękę, delikatnie dotykając dłoni Bena.
— Posłuchaj — powiedziała cicho. — Możemy teraz uciec... Nie musimy lecieć na Nirauan, nie musimy wracać na pokład „Finalizera"... Ben, jeszcze nie jest za późno... — Uścisnęła jego dłoń, ale mężczyzna strząsnął jej rękę.
— Madge, przestań! — warknął ze złością. — Zamilcz, chociaż na chwilę! Niech wreszcie dotrze do ciebie, że nie zamierzam nigdzie uciekać, ani kryć się! Moim przeznaczeniem jest rządzić Najwyższym Porządkiem i galaktyką!
Dziewczyna gwałtownie wciągnęła powietrze, czerwieniejąc na twarzy.
— To ty po mnie wróciłeś! — warknęła, zaciskając dłonie na podłokietnikach fotela. Czy Ben naprawdę właśnie kazała jej się zamknąć?! — Chciałeś podobno, żebym mówiła ci, co myślę, więc właśnie to robię!
Solo odetchnął głęboko, przecierając twarz dłonią ukrytą w czarnej rękawicy.
— Madge, nie teraz — poprosił. — Nie mów nic chociaż przez chwilę. Proszę...
Dziewczyna mocno zacisnęła usta, ale wreszcie skinęła głową. Splotła ramiona na piersi, odwracając głowę. Spoglądała w iluminator, oglądając kolorowe smugi światła, w jakie zmieniały się w nadprzestrzeni mijane przez nich gwiazdy. Ben zerknął na nią, jednak zaraz odwrócił wzrok. Idea, żeby wyjść z nadprzestrzeni, zmienić kurs i porwać Madge w jakieś zaciszne miejsca z dala od walk oraz wojen była ogromnie kusząca... Zbyt kusząca. Dlatego nie mógł sobie pozwolić, aby teraz o tym myśleć. Miał zadanie do wykonania. Musiał przywrócić pokój oraz rządy prawa w galaktyce. Jego osobiste szczęście było w tym wypadku sprawą drugorzędną. Nie chciał krzywdzić Madge, ale na razie potrzebował jej u swego boku, aby była jego oczami i uszami, gdyby on coś przeoczył. A na Nirauan... Cóż, sam nie był pewien, czego może się tam spodziewać. Wiadomość od jego rycerzy przyszła nie w porę. Madge była zdruzgotana, wstrząśnięta tym, co próbował zrobić mu Luke. Mężczyzna rozumiał, że prawda o człowieku, którego przez lata idealizowała, omal nie złamała jej serca, ale Madge po prostu musiała się jakoś pozbierać. Inaczej jej także nie będzie mógł zaufać. A na co mu sprzymierzeniec, na którym nie będzie mógł polegać? Który w każdej chwili będzie mógł go zawieść? Widział siebie jako mądrego oraz sprawiedliwego władcę galaktyki, a Madge rządziłaby u jego boku. Aby jednak jego wizja mogła się spełnić, dziewczyna musiała przestać myśleć o przeszłości. Spotkanie z rycerzami Ren będzie swego rodzaju testem dla niej. Sprawdzianem jej umiejętności oraz... Tego, czy rzeczywiście zdoła w końcu odrzucić przeszłość i śmiało spojrzeć w przyszłość. Interesująco będzie zobaczyć, jak rycerze Ren zareagują na jej obecność, oraz, jak ona sama zachowa się na spotkaniu z nimi. Kylo czuł lekkie wyrzuty sumienia z powodu tego, że musi ją sprawdzać i testować, ale Madge zmieniła się. Kiedyś z łatwością był w stanie przewidzieć jej zachowania i reakcje, ale teraz... Nie mógł być już niczego pewien. Madge stanowiła kolejną zagadkę do rozwikłania...
Przez resztę podróży żadne z nich nie odzywało się. Madge oparła głowę na wyciągnięte dłoni i przymknęła oczy. Wyglądała, jakby spała, ale Ren wyczuwał promieniujący od niej niepokój, więc domyślał się, że po prostu szukała ukojenia w Mocy. Wreszcie prom wyszedł z nadprzestrzeni, zawisając nieruchomo nad brunatną kulą planety Nirauan. Dziewczyna otworzyła oczy, pochylając się do przodu, aby móc jej się lepiej przyjrzeć przez przedni iluminator.
— Nie wygląda zachęcająco... — mruknęła.
Ben tylko wzruszył ramionami. Mocniej zacisnął dłonie na sterach, sprowadzając prom w dół, w kierunku planety. Przebili się przez atmosferę Nirauan, wpadając w gęste, czarne chmury, pokrywające niemal cały glob. W poszycie statku uderzyły ciężkie krople deszczu. Madge wzdrygnęła się. Ciężko było określić, czy na Nirauan panuje dzień, czy noc, ponieważ chmury całkowicie przesłaniały niebo, nie pozwalając, aby do jej powierzchni dotarł choć nikły promień światła z pobliskiej gwiazdy. Jedyne źródło jakiej takiej jasności stanowiły wyłącznie błyskawice, co jakiś czas przecinające niebo oraz reflektory promu dowodzenia, którym lecieli. To dzięki nim mogli dostrzec opustoszałe, skaliste równiny Nirauan. Skoro jednak rycerze Ren coś tam znaleźli, a zostali przecież wysłani na poszukiwania artefaktów związanych z Sithami, mogło się okazać, że pod skalistą, niegościnną powierzchnią tej planety tkwią grobowce starożytnych mistrzów Ciemnej Strony Mocy, lub ukryte świątynie, albo skarbce, w których zgromadzono wiedzę Sithów... Madge co prawda wolałaby się o tym nie przekonywać, ale nie miała wyboru. Podąży za Benem, cokolwiek ten postanowi...
Mężczyzna przez kilka chwil prowadził okręt tuż nad powierzchnią planety. Wreszcie jednak reflektory oświetliły sześć maleńkich figur stojących w półkolu, nieruchomych niczym głazy. Rycerze Ren. Ben delikatnie posadził prom na ziemi. Madge poczuła leciutki wstrząs, gdy z podwozia wysunęły się golenie lądownicze, opadając na powierzchnię gruntu. Ciężar statku oparł się na nich, a gdy Ben zakończył procedurę lądowania, podniósł się powoli. Madge niechętnie poszła w jego ślady, upewniając się wcześniej, czy do pasa na pewno ma przypiętą rękojeść miecza świetlnego. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z rycerzami Ren, nawet Ben rzadko o nich wspominał, więc z pewnością dojdzie do ciekawego spotkania. Mężczyzna nadal milczał, gdy opuścili pokład promu. Wcześniej założył swą maskę. Wszyscy Renowi je nosili. Madge nie rozumiała tego kultu masek. Czy pragnęli wydawać się groźniejsi? Maski sprawiały, że stawali się niemal bezosobowymi maszynkami do zabijania, pozbawionymi duszy i wszelkich ludzkich cech. Pragnęli ukryć za nimi swą tożsamość? A może po prostu starali się naśladować Dartha Vadera dosłownie we wszystkim, włącznie z zakrywaniem swych twarzy? Ona jako jedyna nie posiadała maski. Ubrana była w czarny strój, który kazał uszyć dla niej Ben, ale oprócz tego, zarzuciła na siebie luźny, brązowy płaszcz, taki sam, jaki nosili wszyscy uczniowie Luke'a w Akademii Jedi. Kazała go dla siebie uszyć bez wiedzy i zgody Bena, ale on jak się zdaje, nie zwrócił na niego większej uwagi. Płaszcz przypominał jej o niemal beztroskich latach, które spędziła pod opieką Luke'a, ale posiadał także drugą ogromną zaletę – był ciepły, a obszerny kaptur sprawiał, że mogła osłonić się przed chłodem oraz deszczem. Zarzuciła go na głowę, zanim jeszcze postawiła stopy na powierzchni Nirauan. Posłusznie trzymała się kilka kroków za Benem, gdy ten ruszył w kierunku Renów i przystanął tuż przed nimi. Porywisty wiatr szarpał jej strojem, smagając twarz Madge zimnymi jak lód kroplami deszczu. Pomimo ciepłego płaszcza, trzęsła się z zimna, niemal szczękając zębami. Zastanawiała się, w jaki sposób Ben to robi, że żadne warunki atmosferyczne nie sprawiają na nim wrażenia. W ogóle. Stał przed swymi rycerzami, dumnie wyprostowany, spoglądając na nich z góry. Dziewczyna zerkała od czasu do czasu to na niego, to znów na Renów. Ben nie odzywał się, czekając najwyraźniej na jakiś gest z ich strony. W końcu, to oni go wezwali. Madge niecierpliwym gestem starła z twarzy krople deszczu. Wreszcie jeden z Renów postąpił kilka kroków w przód, zatrzymując się tuż przed Benem. Był to ten sam, który wysłał wiadomość. Madge poznała go po stroju. Nie zauważyła jednak, aby miał przy sobie jakąkolwiek broń.
— Kylo Renie — odezwał się mężczyzna. — Zadecydowaliśmy, że pora na zmianę warty. Nie sprawdzasz się ani jako mistrz Zakonu Ren, ani jako Najwyższy Dowódca. Zdejmij maskę! Nie zasługujesz na nią! Wyzywam cię na pojedynek!
Ściągnął z lewej dłoni czarną rękawicę, a następnie cisnął nią w Bena. Madge poczuła, że serce nagle podeszło jej do gardła. Bunt? Było ich tylko dwoje, a rycerzy naliczyła sześciu. Mieli nad nimi liczebną przewagę! Chwyciła Bena pod ramię, nie zamierzając go puszczać, nie zamierzając pozwolić mu się pojedynkować, ale on był nadal śmiertelnie spokojny, jakby spodziewał się, że prędzej czy później ktoś zechce odebrać mu przywództwo nad Zakonem Ren. W prawej dłoni miął rękawicę swego przeciwnika.
— Dobrze — rzekł. — Przyjmuję twoje wyzwanie, Delianie Ren.
Madge mocniej zacisnęła palce na ramieniu Bena. Nie znała zwyczajów rycerzy Ren. Będą pojedynkować się jeden na jednego, czy Renowie rzucą się na Bena całą chmarą? Co, jeśli w wyniku pojedynku coś mu się stanie? Chciała, aby wiedział, że jest przy nim, że pod żadnym pozorem go nie opuści...
— Wybiła twoja ostatnia godzina, Kylo — warknął Delian.
Dziewczynę przeszył nieprzyjemny dreszcz. Rycerze Ren wezwali Bena, aby samotnie zjawił się na Nirauan, ponieważ od początku była to pułapka... Pragnęli się go pozbyć... A Ben wdepnął w sam jej środek. Gdyby zabrał ze sobą statki oraz wojsko, bez trudu zmiótłby ich z powierzchni ziemi... Ale, do młodej kobiety coś nagle dotarło, gdy wpatrywała się w przeciwnika Bena. Głos rycerza Ren, choć przetworzony przez maskę, wydawał jej się dziwnie znajomy...
— Wnuk Dartha Vadera — zakpił Delian, sięgając po broń. O dziwo nie była to włócznia, którą widziała na wysłanym przez niego nagraniu, a rękojeść miecza świetlnego, którą mężczyzna wysunął spod fałd płaszcza. — Dobre sobie!
Oczy Madge rozszerzyły się. Przypomniała sobie jednego z padawanów Luke'a... Chłopaka o jasnobrązowych włosach i zielonych oczach. Kilka lat temu, gdy w senacie wybuchła afera, której gwiazdą stała się Leia Organa, jak się nagle okazało, córka samego Dartha Vadera, to on przyniósł Benowi tę informację. Madge wcześniej dowiedziała się wszystkiego z HoloNetu. Z płaczem biegła do Luke'a, aby jej to wyjaśnił, aby wszystkiemu zaprzeczył... Przecież jej ukochany, dobry mistrz Jedi nie mógł być synem Vadera! Ale Luke nie zaprzeczył. Zamiast tego, starał się jej wytłumaczyć, że to, kim byli jego rodzice, nie jest ważne. Nie może determinować tego, kim będzie on, czy jego siostra. Madge, nieco uspokojona, natychmiast udała się do Bena, sądząc, że jeśli od niej dowie się prawdy o swojej matce, przyjmie to najłagodniej. Ale spóźniła się. Ktoś ją uprzedził.
— Wnuk Dartha Vadera, dobre sobie! — kpił bezlitośnie nieco starszy od niej padawan.
Madge potrząsnęła głową, w pierwszej chwili sądząc, że to niemożliwe... Przecież Ben zniszczył Akademię Jedi! Mimo to, wystąpiła przed niego, stając twarzą w twarz z rycerzem Ren. Wprawiła tym w zdumienie nie tylko jego, ale także pozostałych rycerzy oraz Bena. Ściągnęła kaptur, pozwalając, aby krople deszczu zmoczyły jej twarz oraz włosy.
— Kell? — zapytała, przełykając gulę, która nagle utkwiła jej w gardle. — Kell Tainer...?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top