XX. Rozmowa
Akademia Jedi, 27 lat po bitwie o Yavin
Madge obserwowała pogodne niebo rozciągające się nad Akademią Jedi przez okrągłe okno w najwyższej świątynnej wieży. W całym budynku pozostała już tylko ona i Luke. Reszta uczniów, w tym także Ben, udała się do domów na krótkie wakacje. Ben co prawda chciał, aby jak co roku poleciała z nim na Chandrilę, ale tym razem odmówiła. Pragnęła, aby chłopak spędził trochę czasu sam na sam z rodzicami, ponieważ zauważyła, że oddalał się od nich coraz bardziej. Luke narzucał mu coraz więcej obowiązków, ale przecież bycie Jedi nie polegało na zapominaniu o swych bliskich. Już nie. Poza tym, Madge nie była zadowolona ze swych umiejętności szermierki mieczem świetlnym. Postanowiła intensywnie ćwiczyć pod nieobecność Bena, aby zaskoczyć go, gdy wróci. Miała na sobie swe jasne szaty Jedi, a w dłoniach trzymała kij treningowy. Właśnie skończyła pierwszy z serii treningów, które sobie narzuciła. Włosy spięła na karku w ciasny węzeł, ale po jej twarzy i szyi i tak spływał gęsty pot. Niemal cały dzień spędziła na walce z wyimaginowanym wrogiem. Mimo to, nie była z siebie zadowolona. Wiedziała, że najpewniej nigdy nie dorówna Benowi. To on był mistrzem szermierki. Ona nie posiadała jego umiejętności, ani talentu do używania Mocy. Chciałaby jednak być choć w niewielkim stopniu tak dobra, jak on. Chciała być jego partnerką, a nie sierotą, której wiecznie musiał pilnować i którą ciągle należało chronić...
Madge uśmiechnęła się lekko, wyczuwszy, że ktoś zmierza w jej kierunku. Nie trudno było odgadnąć, kto taki. Dziewczyna odwróciła się, witając Luke'a uśmiechem. Mężczyzna odwzajemnił jej się tym samym, podchodząc bliżej. Położył dłoń na jej ramieniu. Przez moment oboje wpatrywali się w niebo, które zachodzące słońce malowało w piękne odcienie pomarańczu i czerwieni. Po krótkiej chwili Madge poczuła na ramionach dotyk miękkiego materiału. Mistrz Skywalker otulił ją szalem, aby nie zmarzła. Oczywiście. Choć skończyła już dziewiętnaście lat, dla Luke'a nadal była wyłącznie małą dziewczynką. Uśmiechnęła się. Nie musiała nic mówić. Luke zawsze wiedział, co czuła. Taki był plus posiadania ojca, który był mistrzem Jedi. Przybranego ojca, oczywiście, ale Madge nie mogłaby marzyć o lepszym.
— Ćwiczyłaś cały dzień — mężczyzna bardziej stwierdził, niż zapytał.
Dziewczyna skinęła głową, poprawiając szal, którym otulone były jej ramiona.
— Uparłaś się, żeby pokonać Bena, co? — mruknął Luke.
Madge zaśmiała się.
— Nie — odrzekła. — Nigdy nie dorównam Benowi. Jest najlepszym szermierzem z nas wszystkich. — Popatrzyła na mistrza Jedi, a w jej oczach Luke wyczytał lśniącą dumę. Była dumna z Bena i nie kryła tego. Bo i po co?
— Madge, to nie wyścig — powiedział, karcąc ją łagodnie. — Nie musisz nikomu dorównywać. I tak dajesz z siebie wszystko. Tylko o to chodzi. Ben doskonale radzi sobie z szermierką, ale pamiętaj, że musimy wygrać pokój, a nie kolejną wojnę. To jest najważniejsze.
Dziewczyna zamrugała, rozważając jego słowa. W końcu powoli skinęła głową.
— Rozumiem — rzekła. — Ale krótki trening przecież nie zaszkodzi, prawda?
Uśmiechnęła się szeroko. Wspięła się na palce i cmoknęła Luke'a w policzek. Mistrz Jedi tylko przewrócił oczami. Madge cofnęła się o krok, aby móc mu się lepiej przyjrzeć. Gdy piraci pozostawili ją na Chandrili, był młodym mężczyzną o jasnych włosach i rozmarzonych, błękitnych oczach. Teraz, niemal piętnaście lat później, włosy Luke'a pociemniały, przybierając brązowy kolor. Podobnego koloru, jednak poprzetykana pasemkami siwizny, była także broda, którą zapuścił. Jego oczy nadal pozostały jednak żywe i błękitne, choć otoczone siatkami zmarszczek. Mężczyzna zwykle był niezwykle poważny, ubierał się niemal wyłącznie w ciemne szaty Jedi oraz zgrzebny płaszcz, ale czasem Madge udawało się wywołać uśmiech na jego pełnej powagi twarzy. Luke martwił się o nią i o wszystkich wokół, i dziewczyna uważała, że czasem martwił się i dręczył samego siebie aż za bardzo, zupełnie niepotrzebnie. Teraz też coś go gryzło, choć jeszcze nie była pewna, co takiego... Zamiast jednak czekać, aż Luke w mocno zawoalowany sposób zdecyduje się przedstawić, co leży mu na sercu, jak to miał zwykle w zwyczaju, postanowiła wprost zapytać go, co się stało...
— Coś cię dręczy, mistrzu — zaczęła, lekko się z nim drocząc. — Coś się stało? Coś złego?
Luke skrzywił się lekko.
— Nie poleciałaś na Chandrilę — zaczął. — Ben nie wydawał się zadowolony. Czy coś się stało? Czy może... Pokłóciliście się?
Madge uśmiechnęła się szeroko.
— O, nie — odparła. — Nic z tych rzeczy, mistrzu. Nie chciałam przeszkadzać Benowi. Zresztą, Leia i Han pewnie już mają mnie dosyć. — Roześmiała się.
— Ale o Benie nie można chyba powiedzieć tego samego, co? — rzucił Luke.
Madge gwałtownie przestała się śmiać. Zamrugała. Nagle pobladła, całkowicie zawstydzone. Niepewnie spróbowała się uśmiechnąć, starając się ukryć swoje zmieszanie.
— Nie rozumiem... — wymamrotała, nerwowo zaczesując pasma ciemnych włosów za uszy.
Mistrz Skywalker spojrzał na nią z politowaniem. Dziewczyna poczuła, że się rumieni, więc spuściła wzrok.
— Czyżby? — powiedział, unosząc do góry brwi. — Madge, czy nie chciałabyś mi może o czymś powiedzieć?
— My... — wymamrotała Madge, starając się uciec wzrokiem w bok, aby nie musieć spojrzeć Luke'owi w oczy. — Przyjaźnimy się... Tylko...
— Tylko? — powtórzył mężczyzna.
Dziewczyna zawahała się.
— Madge, nie musisz przede mną niczego ukrywać, myślałem, że o tym wiesz... — powiedział cicho Luke, a w jego głosie pobrzmiewał smutek, ponieważ jego wychowanka zamilkła nagle, jakby nie chciała z nim już dłużej rozmawiać. — Wiem, co łączy ciebie i Bena. Wiem o tym od dawna...
Madge mocno zacisnęła usta, niepewna tego, czego może się spodziewać. Do tej pory była przeświadczona, że tylko Leia zna jej prawdziwe uczucia do Bena. Matka chłopaka od początku sprzyjała im i starała się, aby zawsze mieli trochę prywatności, gdy odwiedzali ją i Hana na Chandrili. Czy to Leia wydała ich Luke'owi? W końcu był jej bratem bliźniakiem, a w dodatku mistrzem Jedi. Obiecała jednak, że nigdy tego nie zrobi, a Madge ufała jej bezgranicznie. Luke więc sam musiał domyślić się wszystkiego, choć ona i Ben tak bardzo starali się być dyskretni... Co teraz uczyni mistrz Jedi? Każe jej się wynosić? Wydali ją z Akademii Jedi? Z pewnością myśli teraz, że okazała się niegodna zaufania, które w niej pokładał, ani środków, które wyłożył na jej wychowanie. W jej oczach zakręciły się łzy. Pociągnęła nosem.
— Mistrzu... — zaczęła oficjalnie, starając się dumnie wyprostować. — Nie robimy niczego złego. Kocham Bena i nie będę za to przepraszać. Jeśli teraz każesz mi opuścić Akademię Jedi, uczynię to. Ale nigdy nie zostawię Bena...
Luke zmarszczył brwi, spoglądając na nią w ogromnym zaskoczeniu. Cofnął się, jak gdyby Madge go spoliczkowała, tak mocno zabolały go jej słowa. Ona i Ben kryli się przed nim ze swoim uczuciem, ponieważ najwyraźniej uważali go za srogiego i zimnego mistrza Jedi, rodem ze starożytnych opowieści. Bali się go. Bali się, że wyrzuci ich z Akademii Jedi, a dla Madge był to jedyny dom, jaki kiedykolwiek miała...
— Dziecko, jak możesz tak mówić? — wyrzekł z trudem. — Nigdy nie kazałbym ci odejść z Akademii, chyba, że sama byś tego chciała... — Otoczył ją ramionami i przytulił mocno. — Nie powiedziałem też, że twoja miłość do Bena jest czymś złym... Staracie się przede mną kryć, ale wiem, jak ogromnym uczuciem darzycie siebie nawzajem. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że jeśli Ben cię uszczęśliwia, to... Ja cieszę się twym szczęściem.
Madge zamarła na moment. Jęknęła cicho, ukrywając twarz w połach szaty mistrza Jedi.
— Naprawdę? — wymamrotała.
Skywalker zaśmiał się łagodnie.
— Oczywiście — odrzekł. — Chyba powinienem się obrazić, że kiedykolwiek sądziłaś inaczej...
Dziewczyna zaśmiała się krótko, aby zakryć swe zawstydzenie. Jak mogła kiedykolwiek wątpić w Luke'a? Mężczyzna delikatnie położył dłonie na jej ramionach i odsunął ją od siebie, aby móc spojrzeć jej w oczy.
— Madge — powiedział. — Miłość nie jest nigdy niczym złym. Nie pozwól sobie wmówić, że jest inaczej.
— Nie pozwolę. Nigdy! Obiecuję!
Dziewczyna uśmiechnęła się. Jej uśmiech zawsze roztapiał serce Luke'a. Dawni Jedi zakazywali miłości i przywiązania, ale mistrz Jedi nie wierzył, że jakakolwiek istota byłaby zdolna żyć bez kochania kogokolwiek i bycia kochaną. Kto wie, czy to właśnie nie ich sztywne reguły i zakazy doprowadziły w końcu do ich upadku. Gdyby Anakin Skywalker nie musiał ukrywać swej miłości do matki Luke'a i Leii, być może nigdy nie przeszedłby na Ciemną Stronę Mocy i nie przemienił się w postrach galaktyki – okrutnego Dartha Vadera. Luke starała się nie powielać błędów dawnych mistrzów Jedi. Z tego też względu pozwalał swym uczniom na zdecydowanie więcej niż oni. Także na miłość – to dzikie, nieokiełznane uczucie, którego tak bardzo się bali i wystrzegali. Jeśli jednak miłość zmieniła Bena i Madge to tylko w pozytywny sposób. Luke był dumny z dziewczyny – z Jedi, jaką powoli się stawała i z młodej kobiety, na jaką wyrosła. Wierzył, że ona i Ben będą potrafili dać sobie nawzajem szczęście i dzięki temu żadne z nich nie będzie musiało samotnie iść przez życie. Życzył im tego z całego serca...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top