XLVIII. Największe poświęcenie

Pokład gwiezdnego niszczyciela, Finalizera, 35 lat po bitwie o Yavin

Kylo Ren bez słowa, z ponurą miną, wpatrywał się w pustą, szarą ścianę. Zebranie Rady Najwyższego Porządku dobiegło końca i mężczyzna pozostał sam, rozparty na miejscu przy ogromnym stole konferencyjnym z wbudowanym holowyświetlaczem. Dłonie oparł na podłokietnikach i opadł na oparcie siedziska, sadowiąc się wygodniej. Ruch Oporu nie próbował już nawet stwarzać pozorów walki. Umykali przed nim niczym pustynne szczury, chowając się po największych dziurach w galaktyce. Bawiło go ściganie ich. Dawał im zawsze kilka dni przewagi, aby sądzili, że tym razem nie odkryje ich kryjówki, a potem nasyłał na nich dwa, trzy gwiezdne niszczyciele. Z satysfakcją oglądał, jak w pospiechu usiłowali ratować jak najwięcej zapasów żywności i sprzętu, a później porzucali to, czego nie zdążyli załadować na transportowce i znikali, skacząc w nadprzestrzeń. Tak też stało się na Ajan Kloss. Gdy postawił stopy na tej porośniętej dżunglą planecie, widział jak niedobitki rebeliantów wzbijają się w niebo, aby uciec. Na jednym z ich statków znajdowały się Madge oraz jego matka. Ren nakazał jednak nie otwierać ognia, i pozwolił im uciec. Madge usiłowała sięgnąć ku niemu w Mocy, ale mężczyzna odepchnął ją. Za późno. Kylo Ren nic nie robił sobie z bezsensownych sentymentów. Chociaż, pomyślał gorzko, czyż nie powinien podziękować dziewczynie? Swą zdradą to ona zadała śmiertelny cios Benowi Solo. To dzięki niej ten słaby głupiec był już na zawsze martwy.

Kilku admirałów dziwiło się, dlaczego Najwyższy Dowódca, zamiast w końcu na dobre zmiażdżyć Ruch Oporu, wciąż odwołuje swe siły w ostatniej chwili, gdy już prawie mają ich na celowniku. Nie rozumieli, że Kylo Ren już zwyciężył. Planety, jedna po drugiej, padały do jego stóp, a Ruch Oporu coraz szybciej tracił wszystkich tych, którzy jeszcze niedawno mu sprzyjali. Ren specjalnie odwlekał ostateczną konfrontację, i robił to dla Madge. Pragnął, by cierpiała tak mocno, jak niegdyś on. Pragnął, aby poznała smak odrzucenia, aby wiedziała, co to oznacza być upokorzoną i zdradzoną! Mężczyzna odnalazł swe prawdziwe przeznaczenie i wiedział, że leżało ono po Ciemnej Stronie Mocy. Gdy w pełni zdał sobie z tego sprawę, koszmarne wizje przestały go dręczyć. Zrozumiał, że były one jedynie emanacją lęków Bena Solo. Niepokojów, które nie miały już najmniejszego wpływu na Kylo Rena. Najwyższy Dowódca pokładał całkowite zaufanie w Ciemnej Stronie, choć jeszcze nie oddał się jej w pełni. Aby tego dokonać i przyjąć imię należne mu jako potomkowi i dziedzicowi Sithów, musiał najpierw przejść jeszcze jedną, ostateczną próbę – musiał poświęcić Ciemnej Stronie Mocy coś, co kochał najbardziej. Musiał to zniszczyć, zabić. Dopiero wtedy stanie się pełnoprawnym Sithem, jak jego dziadek, Darth Vader. Zabicie ukochanej osoby było bowiem największym poświęceniem, jakiego można żądać od jakiejkolwiek żywej istoty. Ren nie miał jednak żadnych wątpliwości, że podoła temu wyzwaniu, choć zdawał sobie sprawę, jak ciężko zabijać tych, którzy niegdyś znaczyli dla niego tak wiele. Postanowił, że ofiarą, którą poświęci na ołtarzu Ciemnej Strony, stanie się właśnie Madge. Przez lata to właśnie ona była najbliższą jego sercu osobą, zatem jej śmierć sprawi, że Ren zyska potęgę, o jakiej nie śniło się nikomu, nawet jego dziadkowi, czy Imperatorowi Palpatine'owi! Kiedy wreszcie dopadnie dziewczynę, jej błagania nie wywrą na nim żadnego wrażenia. Zanurzywszy klingę miecz świetlnego w jej sercu, całkowicie odda się Ciemności. Sentymenty, uczucia do kogokolwiek, wyłącznie go osłabiały. Wyzbywszy się ich całkowicie, stanie się niezwyciężony! Żadne uczucia już nigdy nie będą miały nad nim władzy. Przeciwnie, to on posiądzie całkowitą władzę nad wszystkim, nawet nad Mocą. Galaktyka padnie przed nim na kolana, a wtedy, kto wie, może zdobędzie się na akt miłosierdzia i oszczędzi ją, zamiast spopielić? Miał nadzieję, że matka, a także jego ojciec i wuj są teraz dumni z tego, co stworzyli. Wreszcie stał się potworem, za jakiego uważali go od lat. Posiadł niczym nieograniczoną władzę. Czegóż więcej mógł pragnąć?

Mężczyzna rozejrzał się po pustym pomieszczeniu. W pobliżu nie było żywego ducha. I pomyśleć, że na poprzednim zebraniu Rady towarzyszyła mu jeszcze Madge... Teraz miał wrażenie, jakby wydarzyło się to całe wieki temu. W innym życiu. Pamiętał każdy ruch dziewczyny, każde jej spojrzenie, ogniki rozbawienia tańczące w błękitnych oczach, czy usta układające się do delikatnego uśmiechu... Zaakceptował jednak swe przeznaczenie. Gdy następnym razem ujrzy Madge, będzie to ich ostatnie spotkanie. Nie miał jej już nic do powiedzenia, a jej żałosne próby przekonania go, że nadal go kocha, spełzną na niczym. Kiedy już z nią skończy, zajmie się także Rey, całkowicie zduszając iskrę Jedi, która tliła się jeszcze w galaktyce. I już nikt nigdy nie będzie nim manipulował. Kylo Ren stanie się w końcu panem swego losu i już żaden mistrz, czy kobieta, nie będą nim grać, ani mówić mu, co powinien zrobić, a czego nie! Ponad nim nie będzie żadnego pana! Nie będzie niczym sługusem, ani niewolnikiem uczucia! Ci, którzy pomiatali nim przez lata, wreszcie przekonają się, na co go stać! Poznają smak jego gniewu, tak jak wcześniej Snoke!

Kylo poruszył się niespokojnie. Skoro z taką stanowczością i tak uparcie trwał przy swoim postanowieniu, dlaczego wciąż nie dawały mu spokoju słowa, które usłyszał na Ossusie od ducha Luke'a? Czy to, co robi, da mu szczęście? A od kiedy to właściwie ktokolwiek interesował się tym, co go uszczęśliwi? Gdy był dzieckiem, bez pytania go o zdanie, oddano go do Akademii Jedi, postanawiając za niego, że ma zostać Jedi, ponieważ płynie w nim krew rodu potężnych Skywalkerów. Nadano mu imię po innym sławnym mistrzu Jedi, którego nawet nigdy nie poznał. Żył w cieniu Luke'a Skywalkera i duchów innych potężnych Jedi, zmarłych przed wiekami, bezustannie starając się spełnić wygórowane oczekiwania innych oraz role, które mu narzucano. Czy wtedy ktoś zastanowił się nad tym, czy takie życie go uszczęśliwia? Nie. Miał być jedynie kolejną marionetką swej matki, którą Leia mogłaby wykorzystać w swych walkach o władzę. Pokazał jej jednak, że nie zamierza spełniać niczyich rozkazów. Od początku jego życia oszukiwano go. Ukrywano przed nim prawdę o Vaderze. Leia musiała być naprawdę naiwna, skoro sądziła, że nikt nie odkryje, czyją tak naprawdę jest córką. A gdy prawda wreszcie wyszła na jaw, usunięto ją z Galaktycznego Senatu. Nie dość, że jego matka była oszustką, to nawet jego nazwisko nie było prawdziwe. Solo... Kylo Ren parsknął, podparłszy głowę na dłoni. Imperialny urzędnik w ten sposób zapisał jego ojca, gdy Han, pragnąc uciec z Korelii, w desperacji zapisał się do Imperialnej Akademii. Całe życie Bena Solo opierało się na kłamstwach. Ale co miał zrobić według tych, którzy od początku karmili go tymi kłamstwami? Ukorzyć się, grzecznie wrócić do matki i błagać o przebaczenie, porzuciwszy Najwyższy Porządek! Pragnęli oglądać go poniżonego i upokorzonego! Co bowiem przyniosłoby mu porzucenie tytułu Najwyższego Dowódcy oraz miana Kylo Rena? Wybaczenie? Odkupienie grzechów? Nie! Przypisano by mu wszelkie zbrodnie, jakich w mniemaniu Leii dopuścił się kiedykolwiek Najwyższy Porządek i skazano by go na śmierć, lub na dożywotni pobyt w celi pod specjalnym nadzorem. Zwycięzca zawsze bowiem będzie sędzią, a pokonany oskarżonym. Z własnej woli miałby zgodzić się na takie upokorzenie? Nigdy! Zmuszono by go do oglądania kolejnego przeklętego teatrzyku w wykonaniu jego matki, a Leia znów zyskałaby uwagę, której tak bardzo potrzebowała, by istnieć. Wzbudziłaby fale współczucia – jak ogromnie bowiem trzeba się poświęcić, by skazać na śmierć swe jedyne dziecko! Udawałaby rozpacz, a w rzeczywistości z ulgą i radością podpisałaby wyrok śmierci. Ren był przekonany, że gdyby matce naprawdę na nim zależało, na Crait spróbowałaby z nim porozmawiać, zamiast nasyłać na niego Luke'a, aby mistrz Jedi zrobił z niego idiotę, poniżył go, w dodatku na oczach całej armii Najwyższego Porządku. Plotki o przegranej Rena z duchem, lotem błyskawicy rozniosły się po całej galaktyce. Między innymi to sprawiło, że Ruch Oporu zyskał nowych sprzymierzeńców. Których oczywiście później zdążył już stracić, gdy Kylo udowodnił, że z niego się nie żartuje. Gdyby zatem teraz ustąpił, poddał się i wycofał wojska z podbitych planet, w galaktyce znów zwyciężyłby fałsz. On przynajmniej zawsze był szczery w tym, co robił. Jego matka natomiast... W niczym nie różniła się od Snoke'a. Odrzuciła go, gdy był jeszcze dzieckiem, a później pragnęła tresować, by spełniał jej wymagania. Później podobnie postępował Snoke. Ren nadal pamiętał ból oraz strach, które towarzyszyły mu podczas treningów, gdy poprzedni przywódca Najwyższego Porządku strącał go w najgłębsze jądro ciemności, oraz tamten dzień, gdy zabrał go na Dagobah. W początkach swej nauki u Snoke'a musiał przejść próbę podobną tej, jakiej jego wuj został poddany na Dagobah pod okiem starego mistrza Jedi – Yody. Znalazłszy się w jaskini Ciemnej Strony na tej przesyconej Mocą planecie, Ren nie wiedział, czego się spodziewać. Był przygotowany niemal na wszystko, z wyjątkiem widoku Luke'a Skywalkera, który raz jeszcze rzuci się na niego z mieczem świetlnym w dłoni. Wizja była tak rzeczywista, że młodego mężczyznę natychmiast ogarnęła paląca wściekłość. Przekonał się, że jest do szpiku kości przesiąknięty nienawiścią do wuja. Powalił swego byłego mistrza, ale nie był to koniec. W jaskini na Dagobah Kylo Ren ujrzał bowiem również swego ojca oraz matkę. Prosili, aby wrócił do domu, powtarzali, że go kochają i Ren, z przerażeniem zdawszy sobie sprawę, że on również nadal darzy ich głęboką miłością, nie był w stanie zadać ciosu ani Hanowi, ani Leii. Snoke oczekiwał jednak, że jego nowy uczeń udowodni, że jest godzien pójścia w ślady Dartha Vadera. Chłopak wiedział, że jeśli opuści jaskinię nie zrobiwszy niczego, Snoke go zabije. Był to jednak jeden z nielicznych momentów, gdy Kylo Ren ośmielił się nie usłuchać swego nowego mistrza, na moment pozwalając, aby górę wziął nad nim Ben Solo. Zamiast zadać swym rodzicom śmiertelne ciosy, zniszczył całą jaskinię, nie zamierzając nigdy przyznać się do tego, co tam zobaczył. Snoke zresztą i tak na swój sposób zinterpretował wydarzenia, które tam zaszły i ukontentował go widok wypalonej w ziemi dziury, gdzie niegdyś znajdowała się jaskinia – był bowiem pewien, że młodego Rena tak rozsierdził widok wuja oraz rodziców, że zapłaciło za to całe miejsce. W jego mniemaniu Kylo przeszedł zatem swą pierwszą próbę. Najwyższy Dowódca zdał sobie sprawę, że wszystkie zadania, jakie kiedykolwiek wyznaczał mu Snoke, były właściwie kolejnymi próbami, które miały prowadzić go krok po kroku do miejsca, które teraz zajmował. I choć Snoke sam nie należał do grona Sithów, znał Ciemną Stronę Mocy i dworował ich filozofii – zdawał sobie sprawę, że musi nadejść dzień, w którym uczeń przerośnie mistrza. A jeśli nie, jego dotychczasowy wychowanek będzie musiał stracić życie, aby mógł wziąć sobie nowego, godnego ucznia. Kylo Ren okazał się jednak więcej, niż godzien. Gdy nadeszła godzina ostatecznej próby, nie zawahał się, nie pozwolił, aby zwyciężył w nim strach, czy wątpliwości. Podjął wyzwanie. Zdecydował, że Snoke musi umrzeć, zwyciężył, i zmierzył się z wszelkimi tego konsekwencjami. Niektórzy co prawda uważali go za uzurpatora i woleliby nadal widzieć na tronie poprzedniego wodza, lecz era panowania Snoke'a należała już do przeszłości. Aby mogło się to dokonać, Moc splotła losy jego i Rey. To ona poniekąd stała się impulsem, który pchnął Rena do zrobienia tego, co należy. Gdyby jej nie spotkał, kto wie, czy nadal nie byłby jedynie uczniem, marnym popychadłem. Tymczasem, jako nowy przywódca Najwyższego Porządku, powołał do życia Najwyższą Radę, skoordynował ruchy armii, a dzięki temu wzmocnił władzę Porządku w galaktyce.

Mężczyzna niespiesznie wyciągnął dłoń, uruchamiając wbudowany w stół holoprojektor. Światła w pomieszczeniu natychmiast przygasły, a przed jego oczami rozbłysła mapa galaktyki. Miliony jasnych punktów tańczyły przed oczami Rena, ukazując tereny zajęte przez Najwyższy Porządek, te, które otwarcie sprzyjały Ruchowi Oporu oraz pozostałe, które pragnęły pozostać „niezależne", i takie, które dla Najwyższego Porządku nie stanowiły żadnej wartości. Kylo przyjrzał się uważnie nazwom wszystkich planet, które nie uznały jeszcze jego władzy. Gdzieś tam, na jednej z nich, przebywała Madge. Dzięki lokalizatorowi, wbudowanemu w wisiorek dziewczyny, wytropił ją i Ruch Oporu na Ajan Kloss. Choć pozwolił im uciec, postanowił, że pora już raz na zawsze wykończyć i Madge, i pozostałych rebeliantów. Aktywował urządzenie śledzące dziewczynę. Mapa zawirowała. Po chwili jeden z sektorów został powiększony. Mężczyzna wpatrzył się w punkt, który został na nim oznaczony czerwonym, pulsującym światłem. Odczytał nazwę planety. Föld. Zmarszczył brwi, czując, że ogarnia go niepewność oraz zdumienie. Föld? Planeta była tak zacofana, że nie miała żadnej możliwości obrony. Ruch Oporu naprawdę byłby aż tak zdesperowany, aby obrać ją na swą nową bazę? Czy może Madge, stwierdziwszy, że dość ma już walk i wojen, postanowiła osiąść na jakiejś małej, zapomnianej planecie i prowadzić spokojny żywot, tak, aby i o niej w końcu zapomniano? Ale Ren nie zapomni. Ani o niej, ani o wszystkich krzywdach, jakie mu wyrządzono. Dokładnie pamiętał każde słowo, które go niegdyś zraniło. Teraz słowa nie sprawiały mu już aż takiego bólu, jak wcześniej, jednak to także one go ukształtowały, sprawiając, że stał się tym, kim dziś jest. Właściwie było dla niego obojętne, czy Madge jest na Föld sama, czy w towarzystwie Ruchu Oporu. I tak uda się tam na czele floty. Jeśli okaże się, że dziewczyna odseparowała się od jego matki, najpierw dokończy sprawę z nią, a później, od razu z Föld, uda się na poszukiwanie Ruchu Oporu. Chyba, że... Przemknęło mu przez myśl, że Madge mogła sprzedać, lub zgubić wisiorek. Tym sposobem także mógł on trafić na tę planetę, jednak, tak, czy inaczej, należało sprawdzić ten trop. Ostatnim razem go nie zawiódł.

Kylo Ren wyłączył holoprojektor. Zanim wyda rozkaz skierowania wojsk na Föld, pragnął choć przez chwilę oddać się medytacji w swej kwaterze. Opuścił salę konferencyjną i skierował swe kroki ku pomieszczeniom, które zajmował na pokładzie „Finalizera". Gdy wszedł do środka, swym starym zwyczajem zamierzył się, aby ustawić swą maskę w szerokiej urnie, w której przechowywał prochy swych największych wrogów, lecz, ku jego zdumieniu, gdy tylko zbliżył się do urny, prochy nagle wystrzeliły ku górze, układając się w długą, szarą linię, falującą lekko, niczym smuga dymu. Ren cofnął się o krok. Wyglądało to, jak gdyby ktoś użył Mocy, aby je poruszyć. Było to jednak niemożliwe, ponieważ Kylo był jedynym użytkownikiem Mocy na pokładzie gwiezdnego niszczyciela. Nie był pewien, czego się spodziewać, ale nie czuł strachu. Z ciekawością przyglądał się, co się wydarzy. Szara smuga nagle zadrżała i wyprostowała się gwałtownie. Prochy posypały się na pokład, układając się w ścieżkę, która miała go gdzieś doprowadzić. Mężczyzna rzucił swój hełm na ziemię, a następnie ruszył za śladem prochów. Pomieszczenie, w którym znikały, powinno być miejscem, w którym sypiał, jednak, gdy postawił w nim pierwszy krok, okazało się, że znów znalazł się na korytarzu gwiezdnego niszczyciela. Nie był to jednak „Finalizer". Rozejrzawszy się dokładnie po swoim nowym otoczeniu, Ren doszedł do wniosku, że musiał być to nieco starszy model okrętu. Może Moc sprowadziła go na „Executora", okręt flagowy jego dziadka, Dartha Vadera? Młody mężczyzna śmiało ruszył przed siebie pustym korytarzem. Jeśli była to kolejna próba – niczego się nie ulęknie! Im dłużej jednak Kylo szedł przed siebie, tym bardziej rozciągnięty wydawał mu się korytarz – jakby prowadził w nieskończoność, lub, jak gdyby Ren chodził bezustannie w koło. Co to miało znaczyć? Powoli zaczął ogarniać go niepokój. Czuł, jak serce zaczyna dziko obijać się o jego żebra. Nie wiedział, z czym przyjdzie mu się zmierzyć na końcu korytarza, ale nagle zorientował się, że nie ma przy sobie żadnej broni. Dziwne. Nie przypominał sobie, aby odpinał od pasa swój miecz świetlny... Dłonie mężczyzny, ukryte w czarnych rękawicach, zacisnęły się w pięści. Dokąd prowadziła go Moc? Dał jeszcze kilka kroków do przodu, a wtedy tuż przed nim pojawił się zatrzaśnięty właz. Kylo użył Mocy, aby rozsunąć ciężkie, durastalowe płyty. Jego oczom nagle ukazał się niesamowity widok. Ren znalazł się bowiem w grobowcu. Panujący w nim mrok oświetlał jedynie drżący płomień jednej pochodni. W grobowcu znajdował się jedynie ciężki sarkofag z grubo ciosanego kamienia, pokryty starożytnym, runicznym pismem Sithów, a obok niego postument, na którym ustawiono niewielki, trójkątny przedmiot. Oczy Rena rozszerzyły się. Na Moc! Przecież to holokron! Wszedł do środka, z uwagą rozglądając się dookoła. Delikatnie, niemal czule, musnął runy wyryte na płycie sarkofagu. Do kogo należał grobowiec? Kylo nie potrafił odczytać pisma Sithów, ale pragnął wiedzieć, gdzie się znalazł, dokąd przywiodła go Moc. Być może w grobowcu pochowano jednego ze starożytnych mistrzów Sithów? Może znajdowała się tam wskazówka, czego powinien szukać, co powinien uczynić, aby osiągnąć jeszcze większą potęgę, stać się największym z największych? Chwycił zatem ciężką, kamienną płytę obiema dłońmi i pchnął silnie. Wierzch sarkofagu poruszył się z przeraźliwym zgrzytem. Ren pchnął jeszcze raz, i kolejny. Płyta w końcu zsunęła się na ziemię i rozbiła na niemal idealne połowy. Mężczyzna z ciekawością zajrzał do środka. W tej samej chwili poczuł, jak krew zastyga w jego żyłach, zamieniając się w lód. W głębi sarkofagu ujrzał samego siebie... Jego własne ciało, idealnie zachowane, owinięte w czarne szaty, spoczywało na dnie kamiennej trumny. Pomiędzy jego splecione dłonie wsunięto rękojeść miecza świetlnego. A jego twarz... Wyglądała tak samo, jak teraz. Kylo przez moment miał wrażenie, że spogląda w lustro. Co to miało znaczyć? Posiądzie wiedzę oraz potęgę, o jakiej marzył, zapisze się na kartach historii, jako dziedzic Sithów, ale umrze młodo? Zimne uczucie strachu przeniknęło go aż do kości. Nagle Ren, spoczywający w sarkofagu, otworzył oczy. Chwycił Kylo za nadgarstek i ścisnął mocno.

— Tutaj prowadzi Ciemna Strona! — wycharczał. — Do pustego grobowca!

Kylo cofnął się gwałtownie, starając się uwolnić dłoń ze stalowego uścisku swego sobowtóra. Ten zaśmiał się chrapliwie. Kylo poczuł nagle mdlący odór śmierci i rozkładu. Udało mu się wreszcie rozewrzeć palce zjawy, ale wtedy Ren obrócił się w proch. Mężczyzna cofnął się o krok z obrzydzeniem, dusząc krzyk, narastający w jego piersi. Co to wszystko miało znaczyć?! Odwrócił się, aby jak najszybciej opuścić to miejsce, zostawić tę przeklętą wizję za sobą, ale wtedy potknął się i upadł na postument, na którym spoczywał holokron. Kamienna kolumna przewróciła się pod jego ciężarem. Kylo runął na nią, boleśnie obijając sobie żebra. Syknął z bólu. Jego wzrok padł jednak na holokron, który potoczył się kawałek po ziemi, po czym znieruchomiał. Ten niewielki artefakt mógł zawierać niezmiernie ważne informacje! Nie można było tego zlekceważyć! Ren podniósł się i rzucił w stronę holokronu. Chwycił go w obie dłonie i uniósł na wysokość oczu. Przedmiot rozbłysnął krwistoczerwonym światłem, gdy sięgnął ku niemu Mocą.

— Pokaż mi! — rozkazał. — Całą swoją wiedzę! Pokaż!

Trzy trójkątne płatki holokronu zaczęły się powoli rozchylać, rozświetlając grobowiec coraz bardziej intensywnym, czerwonym światłem. Kylo z napięciem wpatrywał się w niego, nie odrywając oczu od pulsującego światła. Holokron otworzył się niemal całkowicie, grobowiec zalało intensywne, czerwone światło, niczym fala świeżej krwi. Lecz wtedy... Artefakt zawibrował, a następnie wybuchł w dłoniach Rena. Mężczyzna czuł, jak ostre odłamki, milimetr po milimetrze, wbijają się w skórę jego twarzy oraz oczy. Wrzasnął z bólu, nagle oślepiony. Przyłożył obie dłonie do twarzy. Zorientował się, że spływa po niej krew. Pomimo tego, odłamki holokronu wżynały się coraz głębiej w jego skórę, jakby specjalnie pragnęły zadać mu coraz większy ból. Nie mógł ich usunąć, nie potrafił! Opadł na kolana, nadal wrzeszcząc dziko z bólu. Miał wrażenie, że cała jego twarz płonie, a ta męka już nigdy się nie skończy! Odłamki, które utkwiły w jego oczach, sprawiły, że znów ujrzał to, czego już nigdy więcej nie chciał oglądać. Ujrzał bowiem twarz Madge. Dziewczyna była śmiertelnie blada. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi, błękitnymi oczami, zupełnie pozbawionymi blasku.

Ren wrzasnął w udręce, przykładając obie dłonie do twarzy. Koszmar powrócił... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top