XLVI. Generał Organa
Ajan Kloss, 35 lat po bitwie o Yavin
Gdy „Sokół Millenium" osiadł łagodnie na goleniach lądowniczych, na prowizorycznym lądowisku zgromadził się spory tłumek rebeliantów. Po bazie Ruchu Oporu rozeszła się bowiem plotka, że Poe, Rey oraz Finn wyruszyli na specjalną misję sprowadzenia na Ajan Kloss szpiega Ruchu Oporu, który uciekł z Najwyższego Porządku. Wszyscy ciekawi byli, czy misja zakończyła się powodzeniem...
Rampa opadła i z wnętrza statku wyłoniło się troje rebeliantów oraz troje nieznajomych – kobieta o krótko przystrzyżonych, czarnych włosach, ubrana w coś, co przypominało resztki munduru pilota myśliwca Najwyższego Porządku, a towarzyszył jej młody mężczyzna o długich, jasnych włosach oraz kobieta o bladej, ziemistej cerze, zapadniętych oczach oraz brązowych włosach, spiętych niedbale w kucyk z tyłu głowy. Dłonie obojga zakuto w kajdanki ogłuszające. Do przybyłych zbliżyła się młoda dziewczyna o jasnych włosach, spiętych w koronę dookoła głowy.
— Dobrze, że już jesteście — powiedziała. — Generał Organa czeka na was.
— Jest w swojej kwaterze? — spytał Dameron.
Blondynka skinęła głową.
— Dobrze — rzucił mężczyzna. — Dzięki, Connix.
Młoda rebeliantka skinęła głową, odsuwając się na bok. Obrzuciła więźniów zaciekawionym spojrzeniem. Poe ruszył przodem, prowadząc schwytanych członków Najwyższego Porządku. Rey ciągle starała się trzymać blisko Madge i posyłała jej uśmiechy, które w jej mniemaniu miały dodawać dziewczynie otuchy. Piri natomiast rozglądała się dookoła, rejestrując każdy szczegół, jaki tylko udało jej się rozróżnić. Oczywiście, nikt nie powiedział jej, dokąd zostanie zabrana z Renforry, ale zauważyła, że baza Ruchu Oporu została założona w dżungli. Lot przez nadprzestrzeń trwał dość długo, więc podejrzewała, że planeta, na której właśnie się znalazła, położna była gdzieś na Odległych Rubieżach. Może nawet na samym krańcu znanej galaktyki. Próbowała przypomnieć sobie nazwę jakiejkolwiek planety z tamtych okolic i dopasować ją do tego, co widzi wokół siebie, ale czuła jedynie ogromną pustkę w głowie. Wszystkie budynki znajdujące się w dżungli zostały idealnie zamaskowane. Z góry z pewnością wyglądały jedynie jak poszycie dolnych partii dżungli. Kwatera generał Organy znajdowała się natomiast w... Płytkiej jaskini. Ziemia była nieco rozmoknięta, jakby niedawno spadł deszcz. Pewnie dlatego przed wejściem do pieczary rozciągnięto kawał materiału, niczym olbrzymi baldachim, pod którym ustawiono stoły zastawione sprzętem. Zresztą, części zamienne do statków oraz mnóstwo starej, wojskowej elektroniki, poniewierały się wszędzie, jak okiem sięgnąć. W powietrzu unosił się zapach dżungli zmieszany z wonią wielu istot różnorakich ras, stłoczonych na niewielkiej przestrzeni. Smród był niemal nie do wytrzymania. Nic w tym dziwnego – trudno utrzymać odpowiednią higienę ciała, gdy w pobliżu brak łaźni, czy choćby modułu odświeżającego...
Gdy powracający z misji rebelianci dotarli do miejsca, które stanowiło sypialnię oraz gabinet pani generał, Leia właśnie pochylała się nad wyświetlaczem taktycznym.
— Pani generał — odezwał się Poe, aby zwrócić na siebie uwagę kobiety.
Leia drgnęła, unosząc głowę. Madge na widok księżniczki łzy napłynęły do oczu. W jej pamięć na zawsze wrył się obraz Leii jako pięknej, młodej i cudownej kobiety w żółtej sukni, w której ujrzała ją po raz pierwszy. Po młodości i świeżości księżniczki znikł już wszelki ślad, choć nadal pozostała silną i energiczną kobietą. Zniknęły także elegancie i zwiewne szaty – Leia, podobnie jak jej podwładni, nosiła prosty mundur, na który zarzuciła bordową kamizelkę. Jej ciemne włosy posiwiały, lecz nadal pozostały długie i gęste. Organa splotła je w warkocz, który następnie owinęła wokół głowy na kształt korony.
— Pani generał — powiedział znów Poe. — Mamy naszego szpiega z Najwyższego Porządku oraz kogoś jeszcze...
W oczach Leii na moment zalśniła nadzieja, jakby przemknęło jej przez myśl, że może wrócił do niej jej syn, ale gdy spojrzała na Ferna oraz Madge, ogniki w jej oczach przygasły nieco. Na chwilę. Później zapaliły się ze zdwojoną siłą, gdy jej oczy ponownie powędrowały ku Madge. Wcześniej księżniczka obrzuciła ją jedynie przelotnym spojrzeniem. Teraz natomiast przyjrzała jej się bliżej i nagle jej twarz straciła cały kolor, zupełnie jakby Leia zobaczyła ducha. Kobieta cofnęła się o krok, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Do tej pory była pewna, że przybrana córka jej brata także padła ofiarą Bena. Jej oczy rozszerzyły się lekko, a usta rozciągnęły w niepewnym uśmiechu.
— Madge...? — wyszeptała.
Dziewczyna szybko skinęła głową. W jej sercu radość z powodu ponownego spotkania z Leią mieszała się z gorzkim uczuciem żalu. Od momentu, gdy widziały się po raz ostatni, wydarzyło się tak wiele rzeczy... Tak wiele złych rzeczy! I nic już nie będzie takie samo, jak wcześniej...
— Zdejmijcie jej kajdanki! — rozkazała Organa. — I temu chłopakowi również! — dodała, wskazując Ferna.
— To byli Renowie... — ostrzegł Finn.
Leia zmarszczyła brwi.
— Renowie? — powtórzyła ze zdumieniem. W następnej sekundzie niedbale machnęła dłonią. — A ty jesteś byłym szturmowcem! — przypomniała. — Rozkuć ich! Natychmiast!
Poe dość niechętnie wykonał rozkaz swej dowódczyni. Fern delikatnie rozmasował obolałe nadgarstki. Madge przez moment stała zupełnie bez ruchu, nie wiedząc, co zrobić, ani powiedzieć. W oczach Leii zabłysły łzy. Zbliżyła się do Madge, wyciągając dłoń, aby dotknąć jej policzka. Dziewczyna zatrzęsła się jak w febrze. Leia objęła ją i przytuliła mocno.
— Madge... — wyszeptała. — Ty żyjesz...
— Przepraszam... — wykrztusiła dziewczyna.
Organa odsunęła się od niej na odległość wyciągniętych ramion i obrzuciła ją spojrzeniem od stóp do głów, a następnie przyjrzała się uważnie jej twarzy.
— Madge... Dziecko... Za co ty mnie przepraszasz? — spytała.
— Ponieważ nie zdołałam ocalić Bena...
Oczy Leii zasnuła mgła smutku. Madge rozumiała, że poruszyła ogromnie bolesny temat, a generał nie chciała go teraz roztrząsać.
— Tylko Ben może ocalić samego siebie — odrzekła. Raz jeszcze przyłożyła dłoń do policzka dziewczyny, po czym zwróciła swój wzrok ku Poe. — Co z Renforrą?
Pilot wykrzywił twarz w gniewnym grymasie.
— Stracona — odrzekł. — Wpadliśmy na Najwyższy Porządek. Ledwo zdołaliśmy stamtąd uciec...
Madge już miała zapytać, dlaczego w takim razie nie pomogli mieszkańcom Renforry, ale w porę ugryzła się w język. Nie chciała przysparzać Leii dodatkowego bólu, a poza tym jeden statek, nawet „Sokół Millenium", nie dałby rady przeważającym siłom wroga. Załoga zginęłaby bezsensownie, nic nie wskórawszy. Lepiej było zatem przeżyć, aby móc stanąć do walki kolejnego dnia. Leia na moment zacisnęła usta. Przygarbiła się. Kolejna planeta, kolejne stracone istnienia, zdeptane przez Najwyższy Porządek...
— Wy dwoje — zwróciła się do Piri oraz Ferna. — Jak się nazywacie? Czego od nas oczekujecie?
Była kapitan eskadry Bliźniaczych Słońc śmiało wystąpiła do przodu.
— Mam na imię Piri. Mogę przekazać wam wszystko, co wiem na temat Najwyższego Porządku, a czego Ton Lokk nie zdołał, lub nie zdążył ująć w swoich raportach — oznajmiła. — W zamian jednak chciałbym, żebyście pozwolili mi z nimi walczyć. Jestem pilotką, świetnie radzę sobie za sterami każdego statku! Dajcie mi szansę, a sami się o tym przekonacie!
Organa uśmiechnęła się ciepło, ściskając dłonie młodej, walecznej kobiety.
— Oczywiście — odparła. — Dziękuję ci. Pilotów zawsze nam brakuje. A ty, młodzieńcze? — Zwróciła swe pytające spojrzenie na Ferna.
Młody mężczyzna zawahał się, jak gdyby onieśmielała go obecność sławetnej generał Organy. Po raz pierwszy w życiu widział ją na żywo, nie na hologramach, i w niczym nie przypominała ona potwora, jakim miała być wedle jego ojca oraz innych uchodźców z Alderaanu, wśród których się wychował.
— Ja... — wykrztusił. — Jestem Fern. Fern Thul — przedstawił się. — Byłem rycerzem Ren, ale... Czułem, że nie do końca pasuję do Najwyższego Porządku. Podobała mi się idea zaprowadzenia trwałego pokoju w galaktyce, ale nie metodami, którymi posługiwali się Snoke oraz Hux — wyznał. — Jeśli pozwolicie mi zostać, zrobię wszystko, co każecie. Z pewnością w bazie znajdzie się coś, do czego mógłbym się przydać...
Leia leciutko skinęła głową.
— Byłeś rycerzem Ren... — powtórzyła. — Potrafisz władać mieczem świetlnym? — spytała.
Fern przytaknął.
— Dobrze. — Generał Organa obdarzyła młodzieńca szerokim uśmiechem. — Możesz więc trenować z Rey. Twoja pomoc na pewno nam się przyda.
— Będę zaszczycony. — Thul ukłonił się nisko, wyrażając szacunek zarówno do Leii, jak i do Rey. Dziewczyna posłała mu ciepły uśmiech.
— Finn, Poe — rzuciła Leia. — Oddajcie broń całej trójce, jeśli mieli jakąś przy sobie, i zabierzcie Ferna i Piri. Dajcie im coś do jedzenia.
Finn bez słowa oddał miecze świetlne oraz niewielki blaster ich prawowitym właścicielom. Leciutko uścisnął ramię Piri.
— Witaj w rodzinie — rzekł.
Piri uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
— Pani generał, jedną chwilę — odezwał się nagle Poe.
Oczy wszystkich zwróciły się na pilota.
— Tak? — spytała Leia.
— Chodzi o nią. — Dameron wskazał na Madge. — Z naszych informacji wynika, że to kochanka Rena. Tego głównego. — Dziewczyna z całych sił zacisnęła pięści, gdy usłyszała słowa pilota. Zagryzła zęby, aż zazgrzytały, aby tylko nic nie powiedzieć. Ten pilot wyraźnie za nią nie przepadał. Kochanka Rena! Dobre sobie! — A Renowi podobno bardzo zależy na jej odzyskaniu. Skoro oboje są wrażliwi na Moc, proponuję wystawić ją w charakterze przynęty na Rena. Przykro mi, ale uważam, że wygramy tę wojnę tylko jeśli ukręcimy bestii łeb. Trzeba zabić Rena.
Madge poczuła, że cała krew nagle odpłynęła z jej twarzy. Starając się uspokoić rozszalałe serce, w panice spojrzała na Leię. Generał chyba nie zgodzi się na plan tego pilota, prawda? Organa natomiast zmrużyła oczy, niepewnie spoglądając na Poe.
— Co masz na myśli? — zapytała.
Usta Poe rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
— Proponuję ją zranić — oświadczył. — Tak, aby poczuła jak największy ból. Ren to wyczuje i przyjdzie po nią, i wtedy go dopadniemy! A jej przecież i tak nic się nie stanie, bo skoro ma Moc, to może się nią wyleczyć.
Błyskotliwa logika Damerona wprawiła Madge w tak głębokie osłupienie, że dziewczyna przez moment nie była nawet w stanie wykrztusić żadnego słowa. Zamrugała, zwracając swój wzrok na pilota. Jednocześnie poczuła, że Fern dyskretnie przysunął się bliżej niej, jak gdyby pragnął ją ochronić, gdyby temu szalonemu rebeliantowi nagle przyszło do głowy wcielić swój idiotyczny plan w życie, nawet bez zgody generał Organy.
— Poe! — oburzyła się Rey. Gniewnie zmarszczyła brwi. — Zgłupiałeś już doszczętnie?!
— No co? — Mężczyzna przybrał minę niewiniątka. — Wystarczyłby jeden precyzyjny strzał i Ren...
— Moc tak nie działa! — oświadczył stanowczo Fern, przerywając mu w pół słowa. — Madge nie posiada zdolności, które pozwoliłyby jej się uzdrowić, gdy ktoś ją zrani! To ogromnie rzadki talent! Nie każdy ma szansę zostać uzdrowicielem Jedi!
— Moc tak nie działa? — wymamrotał Dameron. — Naprawdę?
— Wyobraź sobie, że jakoś nie — parsknęła Madge.
— Pani generał — odezwała się Rey. — Z wielu głupich pomysłów, które miał do tej pory Poe, ten jest zdecydowanie najgłupszy! Jak mamy zdobywać nowych sojuszników, skoro będziemy do nich strzelać?
Leia skinęła głową.
— Zgadzam się z Rey. Nikt nie będzie do nikogo strzelał! — oświadczyła.
— Ale... Pani generał, to może być nasza jedyna szansa! Najwyższy Porządek zamienia planety w pustynie, twierdząc, że przynosi pokój!
— Dlatego musimy ich pokonać — odparła cierpliwie Leia. — Ale nie w sposób, który sugerujesz. Koniec dyskusji. Zabierzcie naszych gości, oprowadźcie ich po bazie i dajcie im coś do jedzenia! To wszystko!
Poe nie wydawał się zadowolony, jednak bez dalszych protestów i wdawania się w zbędne spory, wykonał polecenie generał Organy. On i Finn zabrali ze sobą Ferna i Piri. Rey skinęła głową na Madge, aby dziewczyna poszła razem z nią. Przybrana córka Luke'a już zaczęła się odwracać, ale wtedy Leia położyła dłoń na jej ramieniu.
— Ty zostań, Madge — powiedziała. — Proszę... — dodała nieco ciszej.
Młoda kobieta cofnęła się. Generał Organa niemal natychmiast podprowadziła ją do kilku odwróconych skrzynek z duraplastu, które pełniły funkcję krzeseł. Dziewczyna usiadła, a Leia zajęła miejsce naprzeciwko niej.
— Okropnie wyglądasz — powiedziała z rzewnym uśmiechem. — Na Moc, musisz być straszliwie głodna! Kiedy po raz ostatni miałaś cokolwiek w ustach?! — Nie czekając na odpowiedź dziewczyny, generał zwróciła swój wzrok na Rey. — Czy mogłabyś... — zaczęła.
Rey uśmiechnęła się szeroko. W lot zrozumiała, o co chciała prosić Leia. Odwróciła się i zniknęła na ścieżce prowadzącej w głąb obozu. Wróciła kilka chwil później, przynosząc Madge pakiet racji żywnościowych. Podała je dziewczynie, chcąc od razu odejść, ale wtedy Leia poklepała lekko miejsce obok siebie.
— Zostań z nami — poprosiła.
Madge nic nie mówiła, cały czas unikając wzroku sieroty z Jakku. Nie za bardzo wiedziała, w jaki sposób powinna się zachowywać przy Rey, na ile może sobie pozwolić w jej obecności. Na Tatooine nauczyła się, by nie ufać nikomu. Czy zatem w obecności tej dziewczyny mogła całkowicie szczerze rozmawiać z matką Bena?
Rey posłusznie usiadła obok pani generał. Obie przez moment bez słowa wpatrywały się w Madge, która niepewnie przewracała w dłoniach podany jej pakiet. Zastanawiała się, czy w ogóle jest głodna, a jeśli nawet, to czy zdoła cokolwiek przełknąć. Jej żołądek zaczął jednak głośno domagać się czegokolwiek, czym można by go zapełnić, więc to przesądziło sprawę. Czym prędzej rozerwała opakowanie i wepchnęła do ust baton energetyczny niemal w całości. Przełknęła, od razu przechodząc do także znajdującej się w pakiecie porcji pożywnej białkowej papki. Pochłonęła już niemal połowę bezbarwnej brei, gdy nagle odezwała się Leia:
— Madge, dziecko, co działo się z tobą przez te wszystkie lata? — spytała.
Dziewczyna zamarła. Otarła usta grzbietem dłoni i odstawiła na bok pojemnik z racją żywnościową.
— Byłam na Tatooine — odrzekła z cichym westchnieniem. — Ben... Zabrał mnie tam na krótko przed... Zniszczeniem Akademii Jedi.
Specjalnie pominęła fakt, kto był odpowiedzialny za masakrę tamtej straszliwej nocy, ale po twarzy Leii i tak przemknął cień smutku. Widać było jak na dłoni, iż kobieta nadal nie może pogodzić się z utratą jedynego syna, a każda wzmianka o nim sprawia jej ogromny ból.
— Jak więc trafiłaś do Najwyższego Porządku? — zdumiała się Rey.
— Ben nakazał mi zostać na Tatooine. Obiecał, że po mnie wróci. Czekałam na niego siedem lat, ale zrobił to, co obiecał. Wrócił. Po siedmiu latach. Już jako Kylo Ren...
Madge stwierdziła, że właściwie nie ma już nic do stracenia. Opowiedziała im o wszystkim, co ją spotkało. Nie omieszkała nawet wspomnieć, że na początku sama nie poznała Bena i była pewna, że Kylo Ren go zabił, dlatego syn Leii nie dotrzymał swej obietnicy i nie wrócił po nią. Później długo nie mogła pogodzić się z prawdą, z ogromem krzywd, jakie Ben wyrządził innym, ale nie przestała wierzyć, że nadal pozostało w nim światło, że nadal można sprowadzić go do domu. Dlatego pozostała w Najwyższym Porządku. Pragnęła na powrót rozbudzić w nim iskrę Jasnej Strony, ale knowania Huxa oraz Renów sprawiły, że Ben zwrócił się przeciwko niej...
— Chciałam tylko jednego, uratować go... — zakończyła swą opowieść.
— A i tak go straciłaś... — odezwała się Rey. Zostało to powiedziane bez złośliwości, przez co bolało jeszcze bardziej.
— Nie! — zaprotestowała natychmiast Madge, gwałtownie kręcąc głową. — Ben nadal może wrócić!
— Dziecko — rzekła cicho Leia, z czułością ujmując jej dłonie. — Czasem nawet największa miłość nie wystarczy...
Dziewczyna zawahała się. Sama nie wiedziała już, w co wierzyć. Nie przestała kochać Bena, ale on odepchnął ją. Mało tego – usiłował ją zabić (o czym oczywiście nie wspomniała Leii, a jeśli Fern lub Piri się wygadają, to już ona da im wtedy popalić). Z drugiej strony, czy Ben naprawdę pragnął jej śmierci? Przecież gdyby tak było, mógłby wbić sztylet prosto w jej serce, a nie zrobił tego. Zranił ją w bok. Jak miała to sobie tłumaczyć? Ben chciał ją ukarać za domniemaną zdradę, czy był tak wściekły, że nie zwracał uwagi na to, gdzie zada cios, ważne było tylko, aby sprawić jej jak największe cierpienie? Dlaczego, na Moc, nie chciał wysłuchać, co miała mu do powiedzenia? Dlaczego na Renforrze wciągnięto ją na pokład „Sokoła", zamiast pozwolić jej zostać i chociaż spróbować porozmawiać z Benem? Był na powierzchni tej planety! Widziała go! I nie zrezygnuje z niego! Nigdy!
— Lepiej wędrować w mroku z kimś, kogo się kocha, niż w świetle samotną... — wymamrotała.
— Nie jesteś samotna — oświadczyła Rey. — Masz nas!
— I już nigdy nie będziesz sama — dodała Leia. — Wróciłaś do domu!
Kobieta pochyliła się ku Madge. Na jej twarzy wyraz troski walczył o lepsze z wyrazem ogromnej czułości. Madge od samego początku traktowano jak część rodziny. Leia kochała ją niemal równie mocno, jak własnego syna. Jej pojawienie się w Ruchu Oporu było niczym promień słońca, który rozświetlił panujący wokół mrok. Może Madge sama nie zdawała sobie z tego sprawy, ale ona i Rey stanowiły ostatnią nadzieję galaktyki. Dwie ostatnie Jedi, które w ostatecznej bitwie stawią czoła wszechogarniającej ciemności. Leia czuła, że dzień ten zbliża się już wielkimi krokami. Objęła dziewczynę, tuląc ją mocno do swej piersi. Miała jedynie nadzieję, że cokolwiek przyniesie im przyszłość, ani Madge, ani Rey nie zostaną zmuszone do tak trudnych poświęceń, do jakich los zmusił ją samą...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top