XLII. Zdrada
Pokład gwiezdnego niszczyciela, Finalizera, 35 lat po bitwie o Yavin
Kylo Ren denerwował się. Po raz pierwszy od wielu długich lat strach oblepiał go niczym czarna, gęsta maź, utrudniająca każdy ruch, nawet oddychanie. Nic nie było w stanie tego załagodzić. Nawet obecność Madge. Przystał na plan dziewczyny odnośnie pozbycia się Renów, ponieważ w głębi duszy sam doskonale zdawał sobie sprawę, że rycerze go nienawidzą i przy pierwszej nadarzającej się okazji wbiją mu wibroostrze w plecy, ale przecież o to właśnie chodziło! Ciemna Strona karmiła się nienawiścią! Renami, jako użytkownikami Ciemnej Strony musiały więc kierować gniew oraz agresja. Tylko dzięki tym uczuciom byli w stanie rozwinąć swój pełen potencjał, pełnię swych umiejętności. To on nie mógł nigdy stracić czujności, ponieważ okazałby się zbyt słaby, aby piastować stanowisko Mistrza Zakonu Ren oraz Najwyższego Dowódcy. Mimo to, mężczyzna miał bardzo złe przeczucia co do tego, co się wydarzy. Wraz z Madge czekał już w sali konferencyjnej na pojawienie się rycerzy. Twarz dziewczyny przypominała starannie wystudiowaną maskę obojętności, ale Kylo wyczuwał poprzez Moc burzę uczuć, które nią targały. Zabawne. Przecież zadanie, które przed sobą postawili miało być tak łatwe – Renowie wejdą prosto w pułapkę, niczego się nie spodziewając. Skąd więc ten niepokój? Co Moc stara się mu przekazać? I dlaczego on nie potrafi rozszyfrować jej ostrzeżeń? Zwykle nie miewał z tym najmniejszych problemów...
Madge ujęła dłoń Bena, ściskając ją mocno. Pragnęła dodać mu otuchy i zapewnić, że cokolwiek się stanie, będzie trwała u jego boku i nie opuści go. Jej usta poruszyły się, jak gdyby pragnęła coś powiedzieć, ale wtedy właz prowadzący do pomieszczenia rozsunął się i do środka wkroczyło czterech rycerzy Ren w pełnym rynsztunku. Zupełnie, jakby spodziewali się, że idą prosto w pułapkę.
— Mistrzu — odezwał się Solleks Ren tonem, w którym wyraźnie brzmiało wyzwanie. — Wzywałeś nas.
Najwyższy Dowódca skinął głową. W przeciwieństwie do rycerzy, on jako jedyny nie ukrywał swej twarzy pod maską.
— Siadajcie — rzekł, wskazując dłonią wolne krzesła ustawione wokół stołu.
Jeden z rycerzy wykonał ruch, jakby zamierzał posłuchać rozkazu, ale pozostali zwrócili swój wzrok ku Solleksowi, który pozostał nieruchomy niczym głaz. Napięcie wisiało w powietrzu. Atmosfer zrobiła się tak ciężka, iż bez trudu można by ją szatkować wibroostrzem.
— Nie, dziękujemy — warknął Solleks.
Ben wiedział już, że dojdzie do tego, czego najbardziej się obawiał – pojedynku z Renami. Mężczyzna zerknął na Madge. Obawa o jej życie sprawiła, że poczuł, jakby wokół jego serca zacisnęła się lodowata pięść. Gdyby chodziło tylko o niego, nie przejąłby się. Ale Madge... Nie mógł na to nic poradzić – nie potrafił przestać bać się o jej życie. Jeszcze gdy byli dziećmi, oboje połączyła więź, której żadne z nich nie umiało do końca zgłębić. Więź, której nie zerwały nawet długie lata rozłąki. Dziewczyna pochwyciła jego spojrzenie. Renowie mieli na głowach swe dziwaczne hełmy, ale Ben wyjaśnił jej, że nie mają one wbudowanych filtrów toksyn. Dyskretnie wsunęła dłoń pod stół, aby wdusić przycisk, który miał rozpylić w powietrzu zabójczą truciznę. Drugą dłonią wymacała w kieszeni swego płaszcza filtr oddechowy. Niestety, Solleks Ren zorientował się, że coś jest nie tak.
— To zdrada! — wrzasnął.
Wyciągnął przed siebie dłoń i pchnął Madge Mocą. Uderzenie wybiło jej całe powietrze z płuc i pchnęło ją na przeciwległą ścianę. Dziewczyna grzmotnęła w nią plecami i osunęła się na pokład.
— Madge! — zawołał Ben, aktywując swój miecz świetlny.
Dziewczyna podniosła się szybko, potrząsając głową. Gdy spostrzegła, że każdy z rycerzy Ren uzbrojony był w płonącą klingę, w jej dłoni także rozbłysło fioletowe ostrze. Przeniosła wzrok na Bena. W jej jasnych oczach na moment błysnął strach. Na Moc, co ona najlepszego zrobiła? Teraz jednak nie było już odwrotu. Przezwyciężyła więc strach, stając u boku Bena i gotując się do walki. Naraziła Bena i teraz musi to naprawić. Jak w ogóle mogła uwierzyć, że rycerze Ren dadzą się podejść w tak głupi sposób, jaki zasugerował jej Hux?! Nienawidzili swego dowódcy, już raz zastawili na niego pułapkę. Mogła zatem przewidzieć, że kiedy Kylo Ren wezwie ich wszystkich razem w jedno miejsce, domyślą się, że coś jest nie tak i nie będą bezczynnie stać i czekać, aż ktoś zada im ostateczny cios prosto w serce.
Solo z całych sił zacisnął szczęki. Miał obok siebie Madge, więc z pewnością wszystko pójdzie po ich myśli, choć muszą nieco zmodyfikować swe plany.
— Renowie! — zagrzmiał. — Za zdradę oraz usiłowanie zabicia mnie oraz lady Ren, skazuję was na śmierć!
Solleks zaśmiał się pod swą maską.
— Najpierw musisz nas pokonać, mistrzu!
Rzucił się do przodu, wprost na Bena, ale jego cios został nagle odbity przez bladoczerwoną klingę innego rycerza, który zasłonił Bena własnym ciałem. Clei odrzucił Solleksa w tył i prędko ściągnął maskę. Pasma złotych włosów posypały się na jego ramiona.
— Nigdy nie zdradziłem mistrza, ani lady Ren! — oświadczył, zajmując miejsce obok Madge. — Nie zrobię tego także teraz!
— Więc zdechniesz razem z nimi! — wrzasnął Solleks.
Z dziką furią rzucił się do ataku. Pozostali rycerze poszli w jego ślady i wkrótce w pomieszczeniu rozpętało się prawdziwe piekło. Madge musiała przyznać, że przejście Clei'a na ich stronę znacząco wyrównało szanse. Dzięki niemu walczyli w trójkę przeciwko trzem Renom. Co prawda nie spodziewała się, że młodego mężczyznę stać będzie na tak szlachetny gest, ale w duchu dziękowała jemu i Mocy, że jedna się na to poważył.
Solleks zajął walką Bena, a pozostali dwaj rycerze rzucili się na Madge oraz na Clei'a. Dziewczyna, choć starała się skupiać na swym przeciwniku, nie mogła przestać wodzić wzrokiem za Solo, aby ciągle upewniać się, że nic mu nie jest. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że martwa w niczym mu już nie pomoże, lecz mimo to, nie potrafiła się powstrzymać. Pragnienie, aby mieć Bena ciągle na oku, było silniejsze od niej. I przez to pozwoliła, aby w pewnej chwili miecz świetlny rycerza Ren, z którym walczyła, ześlizgnął się po fioletowej klindze jej broni. W następnej chwili poczuła palący ból w prawym ramieniu i omal nie wypuściła z dłoni rękojeści swego miecza. Mocno zacisnęła zęby, wzywając Moc, aby zagłuszyć ból. W następnej chwili zorientowała się, że jej przeciwnik stoi na wprost niej z szeroko rozstawionymi ramionami, a ze środka jego piersi wystaje bladoczerwone, świetliste ostrze, na które ten spogląda w zdumieniu. Po chwili Ren opadł na kolana, a gdy Clei wyszarpnął z jego piersi klingę swej broni, jego ciało jak kłoda runęło na pokład.
— Lady Ren! — zawołał Clei. — Czy wszystko w porządku?!
Madge szybko skinęła głową, obrzucając go spojrzeniem. Strój jasnowłosego mężczyzny był miejscami poprzepalany, a przez jego prawy policzek biegło podłużne rozcięcie, ale wyglądało na to, że poza tym nic mu nie jest, a co najważniejsze, jego przeciwnik, Nadir Ren, także był już martwy. Pozostał więc już tylko najsilniejszy z Renów, kolejny pretendent do tytułu mistrza zakonu – Solleks...
Dziewczyna odszukała Bena wzrokiem. Zauważyła, że on i Solleks ciasno zwarli miecze świetlne, ich szanse były więc wyrównane, a żaden z nich nie zamierzał po prostu cofnąć ostrza, wiedząc, że to oznaczałoby wyłącznie jedno – śmierć. Gorące iskry z płonących kling sypały na wszystkie strony, parząc ich dłonie oraz twarze, ale żaden z mężczyzn nie zwracał na to uwagi. Po utracie sprzymierzeńców Solleks wydawał się nieco mniej pewny siebie, ale nadal stanowił śmiertelnie niebezpiecznego przeciwnika.
— Przegrałeś! — warknął Ben. — Poddaj się, albo ty także stracisz życie!
Solleks zaśmiał się pogardliwie.
— Uważaj, mistrzu, żebyś ty go nie stracił, raczej wcześniej, niż później! — sarknął. — Czy twoja kochanica opowiedziała ci już o układzie, jaki zawarła z Huxem?!
Najwyższy Dowódca z całą siłą odepchnął swego przeciwnika na pobliską ścianę.
— Co to ma znaczyć?! — ryknął.
Madge z trudem przełknęła ślinę.
— Ben, nie wierz w ani jedno słowo, które od niego usłyszysz! — poprosiła gorączkowo, zastanawiając się przy tym, skąd Ren mógł się dowiedzieć o jej rozmowie z Huxem.
Solleks spojrzał prosto na dziewczynę. Jednocześnie poczuła na sobie zdumione spojrzenie drugiego rycerza Ren. Ogarnęła ją fala ogromnego, palącego wstydu, którą w tej samej chwili wyczuł Ben.
— Mów! — warknął, wytrącając broń z dłoni Solleksa.
Mężczyzna uniósł w górę obie ręce, jakby na znak, że się poddaje. Madge wiedziała jednak, że nie można mu wierzyć, ani ufać. Nie porzuci swego planu pozbycia się Bena. Jeśli dziś mu się nie powiedzie, za jakiś czas zaatakuje ponownie.
— Twoja droga lady Ren — rzucił przymilnie odziany na czarno rycerz — ułożyła się z Huxem, aby cię zdetronizować, pozbawić tytułu Najwyższego Dowódcy! Dlatego podsunęła ci pomysł zabicia nas! Pozbawiony wsparcia swych rycerzy, miałeś stać się słaby, bardziej podatny na ciosy! Hux przejąłby tytuł Najwyższego Dowódcy, a ona — skinął głową w kierunku Madge — stałaby się bohaterką, której tak bardzo potrzebuje galaktyka! Dzięki temu, że pozbyłaby się potwora, który terroryzuje jej mieszkańców!
Madge miała wrażenie, jakby jej krew nagle zastygła w biegu, zamieniając się w lód.
— Ben, nie słuchaj go! — zawołała. — To nie tak!
Ruszyła w stronę mężczyzny, ale Solo nagle odwrócił się ku niej. Jego ciemne oczy płonęły. Wyciągnął przed siebie dłoń, przywołując Moc, a wtedy Madge zastygła w bezruchu niczym posąg. Choć pragnęła wyjaśnić mu, o czym tak naprawdę rozmawiała z generałem, z jej ust nie dobył się żaden dźwięk. Krzyczała więc do Bena w myślach, ale on pozostał głuchy na jej nawoływania i błagania.
— Skąd o tym wiesz? — ponownie zwrócił się do Solleksa.
Rycerz Ren tylko parsknął i wzruszył ramionami, jakby to, skąd dowiedział się o całej sprawie, było najmniej ważne.
— Zapytaj Huxa, jeśli mi nie wierzysz — odparł.
Ben niedbałym gestem uwolnił Madge z uścisku Mocy, ale mimo to, dziewczyna nie ruszyła się z miejsca. Wyciągnął prawą dłoń, przyciągając ku sobie rękojeść miecza świetlnego Solleksa. W następnej chwili cisnął ją ku drugiemu pozostałemu przy życiu rycerzowi Ren.
— Pilnuj go! — rozkazał.
Clei w locie chwycił srebrny cylinder i zbliżył się do Solleksa, aktywując swą broń oraz ostrze należące do drugiego Rena. Skrzyżował obie świetliste klingi tuż przy szyi Solleksa, odcinając mu drogę ucieczki. Był gotów pozbawić swego przeciwnika głowy, jeśli ten spróbuje choćby drgnąć. Ben natomiast dezaktywował swój miecz świetlny, podszedł do stołu konferencyjnego, powoli odsunął jedno z krzeseł i opadł na nie ciężko.
— Ben... — zaczęła znów Madge, dając krok do przodu.
— Zamilcz! — warknął mężczyzna.
Rękojeść swego miecza świetlnego położył obok siebie, na krawędzi stołu. Jego zimny spokój przerażał dziewczynę bardziej niż atak dzikiej furii, którego kilka razy była już świadkiem. Solo sięgnął po komunikator, do tej pory bezpiecznie tkwiący u jego pasa. Madge zmartwiała, usłyszawszy, jak wzywa generała Huxa do stawienia się w sali konferencyjnej. Serce dudniło mocno o jej żebra. Zdała sobie sprawę, że nie zdoła już w żaden sposób przemówić do Bena, przekonać go, że nigdy nie próbowałaby działać na jego szkodę. Wolała więc milczeć, aby jeszcze bardziej nie pogarszać swej sytuacji.
Po kilku chwilach do pomieszczenia niemal bezszelestnie wsunął się Armitage Hux. Ujrzawszy ciała Renów, Solleksa pod strażą Clei'a oraz Najwyższego Dowódcę z ponurą miną siedzącego przy stole, cofnął się o krok, a jego twarz przybrała wyraz paniki. Pobladł i zerknął w stronę drzwi, jakby zamierzał jak najszybciej stamtąd uciec.
— Generale Hux — odezwał się Ben, pocierając dłonią podbródek. — Zapragnąłeś bawić się w bohatera, co? Wybawiciela galaktyki?
Kącik ust generała drgnął nerwowo.
— Sir, ja... Nie rozumiem, o czym mowa... — wyjąkał.
Ben parsknął z cicha.
— Oczywiście, że nie rozumiesz! — warknął. — Jak zwykle! — Solo gwałtownie poderwał się na równe nogi. — Spiskowałeś z nią, żeby pozbawić mnie tytułu, władzy nad Najwyższym Porządkiem oraz życia! — wrzasnął.
Hux dopiero teraz zorientował się, że w pomieszczeniu obecna jest także Madge. Z trudem przełknął ślinę, spoglądając na dziewczynę szeroko otwartymi oczami. Czy to ona go wydała? Jak jednak domyśliła się jego prawdziwych planów? I dlaczego oczerniła również siebie? O co w tym wszystkim chodziło? Cała galaktyka nagle jakby sprzymierzyła się, aby zrobić z młodego generała nerfa ofiarnego...
— Ja? — wykrztusił. — To jakaś pomyłka! Najwyższy Dowódco, ja nigdy...
— Kłamiesz, Hux! — warknął Ben. — Śmierdzisz kłamstwem! Chyba nigdy nie zdarzyło ci się powiedzieć słowa prawdy! I teraz mi za to zapłacisz!
Kylo Ren ruszył na niego, a Hux w panice zaczął się cofać, wyciągając przed siebie obie dłonie w błagalnym geście.
— Najwyższy Dowódco! Pozwól, że wyjaśnię...
Niestety, mężczyźnie nigdy nie było dane dokończyć i wyjawić, co zamierzał wyjaśnić swemu przywódcy. Ben zacisnął na szyi generała stalowe obręcze Mocy. Twarz Huxa poczerwieniała. Z trudem zwrócił swój wzrok w kierunku Madge, jakby u niej pragnął szukać ratunku, choć odrobiny litości. W błękitnych oczach dziewczyny zabłysły łzy. Nie tego chciała...
— Ben, puść go! — błagała. — Wszystko ci wytłumaczę, ale puść go! — Rzuciła szybkie spojrzenie w stronę Solleksa, który, o dziwo, zdawał się triumfować.
— Dość! — wrzasnął Solo.
Nie wypuszczając generała, niby od niechcenia machnął dłonią w stronę dziewczyny. Silnym pchnięciem Mocy posłał ją na stojące w pobliżu krzesła. Krzyknęła, zderzywszy się z ciężkimi meblami. Głową uderzyła w kant długiego stołu. Pociemniało jej przed oczami i bez przytomności osunęła się na połamane meble. Kylo Ren ponownie zwrócił swój wzrok na Huxa, który opadł na kolana, krztusząc się i walcząc o choćby najmniejszy łyk powietrza. Powinien był już dawno pozbyć się tej nędznej kreatury, wiedząc, że generał prędzej czy później zdradzi go. Czego innego można było spodziewać się po tym człowieku?
— Ostrzegałem cię — warknął — że następnym razem to będziesz ty!
Oczy jasnowłosego mężczyzny rozszerzyły się z przerażenia, gdy uświadomił sobie, że nie ma już dla niego ratunku. Udało mu się omamić głupią dziewczynę, ale Najwyższy Dowódca był przeciwnikiem groźniejszym, niż się tego spodziewał. Hux pamiętał, jak skończył jego adiutant, który przecież jedynie wykonywał rozkazy. Pragnął coś powiedzieć, ostatkiem sił błagać o litość, ale Ren nie dał mu tej możliwości. A miało być tak pięknie..., pomyślał Armitage. W następnej chwili jego kark pękł z nieprzyjemnym trzaśnięciem, a ciało mężczyzny osunęło się na pokład z głową wykręconą pod dziwacznym kątem. Kylo podszedł do trupa generała i z rękawa jego munduru wyszarpnął niewielki sztylet, z którym Hux nigdy się nie rozstawał. Armitage Hux miał się za niezwykle przebiegłego, genialnego wręcz intryganta, ale w rzeczywistości był jedynie słabym głupcem. Każdy, pierwszy lepszy oficer na pokładzie „Finalizera" znał jego mały sekret – w zamyśle Huxa sztylet z monomolekularnym ostrzem miał mu służyć do eliminowania wrogów, ale generał był zbyt wielkim tchórzem, aby choć raz go użyć. Poza tym, wolał nie brudzić sobie rąk. Najwyższy Dowódca przez moment obracał sztylet w obu dłoniach, przyglądając mu się z uwagą spod zmarszczonych brwi. Odwrócił się ku Madge, która właśnie gramoliła się na nogi.
Clei Ren starał się nie spuszczać Solleksa z oczu, ale co pewien czas zerkał niespokojnie w kierunku Najwyższego Dowódcy oraz dziewczyny. Na jego twarzy malował się ogromy niepokój. Nie do końca rozumiał całą tę sytuację, ale nie sądził, by lady Ren planowała pozbawić Kylo życia, aby w glorii i chwale objawić się galaktyce jako nowa bohaterka. Chyba tylko ona była tak naprawdę po jego stronie. Czy Kylo Ren rzeczywiście tego nie dostrzegał?
Madge ledwo mogła oddychać, czując na sobie palące spojrzenie Bena. Mężczyzna był pogrążony w bezdennej rozpaczy, choć ze wszystkich sił starał się tego nie okazywać. Madge była jednak pewna, że Solleks wiedział. Widziała to w jego oczach, widziała w pełnym triumfu uśmiechu, który gościł na jego paskudnej gębie. To on był prawdziwym wrogiem Bena! Nie ona!
Solo z całych sił zacisnął wargi. Madge mogła dostrzec, jak nerwowo drgały mięśnie jego szczęki. Mężczyzna poczuł się zdradzony. Ponownie. I tym razem cios nadszedł ze strony, z której najmniej się go spodziewał. Zdradziła go ta, z ust której wielokrotnie słyszał wyznania szczerej podobno, oddanej miłości. Czuł się tak, jakby Madge wraziła mu sztylet prosto w serce. Zdradziła go, podobnie jak Luke. Dobrze, że tym razem zorientował się przynajmniej zanim ujrzał klingę miecza świetlnego dziewczyny, która zawisła nad jego głową. Zdrada była jedyną rzeczą, której nie potrafił wybaczyć. Nawet kobiecie, którą kochał ponad własne życie!
Ben mocno zacisnął dłoń na rękojeści sztyletu. Madge ruszyła ku niemu. Uspokoił się nieco, więc może istniała choć niewielka szansa, że uda jej się w jakiś sposób przekonać Bena, że zaszła jakaś pomyłka... Przecież on musi jej uwierzyć! Musi! I razem muszą uciec z tego przeklętego miejsca!
— Nigdy nie knułam z Huxem, żeby cię zabić! Proszę, wysłuchaj mnie chociaż! — błagała.
— Dość już mam waszych kłamstw! — warknął Ben. — Twoich i wszystkich, którzy mnie otaczają! Pamiętasz, co mówiłem ci o przeszłości?
Madge powoli skinęła głową.
— Że... — zająknęła się. — Że powinno się pozwolić jej umrzeć...
Widząc Bena, kierującego się na nią ze sztyletem w dłoni, miała przeczucie, że mężczyzna postanowi potraktować swe słowa dosłownie, ale nawet jeśli tak było, nie zamierzała się bronić...
Solo skinął głową.
— W jednym Snoke miał rację — rzekł zimno. — Przeszłość powinna być martwa! Już dawno powinienem był ją zabić...!
W następnej chwili chwycił Madge za lewe ramię i przyciągnął ją mocno do siebie, jakby pragnął zamknąć ją w uścisku swych ramion. Oczy dziewczyny rozszerzyły się, a z jej ust wydobył się jedynie cichutki jęk, gdy poczuła zimne ostrze sztyletu, milimetr po milimetrze wnikające w jej ciało.
— Ben... — wyszeptała, przezwyciężając ból. Wyciągnęła dłoń, delikatnie muskając jego policzek czubkami palców.
— Nie! — wrzasnął w tej samej chwili Clei Ren.
Śmignęły klingi dwóch mieczy świetlnych, niczym nożyce ścinając głowę Solleksa z jego ramion. Na twarzy rycerza Ren zastygł wyraz wiecznego zaskoczenia. Najwyższy Dowódca, nie zwracając uwagi na Clei'a, obejmował Madge jednym ramieniem, nie pozwalając jej ciału osunąć się na pokład. Drugą dłoń nadal zaciskał mocno na rękojeści sztyletu.
— Zdradziłaś mnie! — zawołał z rozpaczą. Dziewczyna, przez mgłę powoli zasnuwającą jej wzrok, miała wrażenie, że w ciemnych oczach Bena dostrzegła łzy. — Tego ci nigdy nie wybaczę!
Solo wyszarpnął sztylet z ciała Madge i uniósł dłoń, aby zadać jej kolejny cios, ale Clei chwycił go za rękę. Ścisnął nadgarstek Bena z taką siłą, że mężczyzna rozluźnił uścisk dłoni. Rękojeść sztyletu Huxa wysunęła się spomiędzy jego palców. Clei kopnął broń na bok i odepchnął Najwyższego Dowódcę. Solo zatoczył się w tył, a Madge bezwładnie osunęła się na pokład. Oczy miała otwarte, ale wokół jej ciała szybko rosła kałuża krwi. W kąciku jej ust pojawiła się krwawa piana.
— Mistrzu! — wrzasnął młody rycerz Ren, zdjęty grozą. — Coś ty zrobił?! Trzeba natychmiast zabrać ją do centrum medycznego!
— Nie! — warknął Kylo Ren. — Zostaw ją!
— Wykrwawi się!
— Nie obchodzi mnie to!
Clei zmarszczył brwi.
— Wiesz, że to nie jest prawda! — syknął.
Przyklęknął przy Madge, starając się w jakiś sposób zatamować krwotok, gdy nagle usłyszał za plecami odgłos aktywowanego miecza świetlnego. Zdumiony, odwrócił głowę. Za sobą ujrzał Kylo Rena z płonącym krwistą czerwienią ostrzem w dłoni. Mężczyzna przyjął bojową postawę, a jego twarz zastygła w maskę wściekłości.
— Powiedziałem, że masz ją zostawić! — wrzasnął. — Wszyscy zdrajcy skończą jak Hux i ona!
Clei nie był pewien, co stało się z jego mistrzem. Dołączył do Zakonu Ren i zawsze szanował Najwyższego Dowódcę, ponieważ nie był on nigdy bezrozumnym mordercą, jak pozostali Renowie. Kylo Ren sprawiał wrażenie, że naprawdę zależy mu na losie galaktyki. Aż do tej pory. Teraz chłopak miał wrażenie, że jego mistrz wkroczył o jeden krok za daleko na ścieżkę, z której nie ma już powrotu...
Jasnowłosy Ren podniósł się powoli, przywołując ku sobie rękojeść własnej broni, która sekundę później rozbłysła bladą czerwienią. On i Najwyższy Dowódca stali naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem.
— Wobec kogo ty jesteś tak naprawdę lojalny? — syknął Kylo.
— Wygląda na to, że wyłącznie wobec siebie! — odparł zimno Clei.
Solo z rykiem rzucił się naprzód, jakby pragnął stratować młodszego mężczyznę. Clei prędko zastanowił się co robić. Nie miał czasu na walkę z Najwyższym Dowódcą, jeśli pragnął uratować Madge, w której powoli gasła już iskra życia. Dziewczyna potrzebowała natychmiastowej pomocy. Jak najszybciej powinna trafić do jakiegoś centrum medycznego. Młody mężczyzna rozejrzał się dookoła. Ciężki, syntdrewniany stół oraz krzesła, mogły stać się lepszą bronią, niż miecz świetlny. A Kylo Ren potrzebował czegoś, na co mógłby po prostu przelać swą wściekłość. Może gdyby się na czymś wyżył, spojrzałby jaśniej na całą sytuację? Clei w jednej chwili dezaktywował swój miecz świetlny i chwycił w uścisku Mocy kilka krzeseł. Zaczął ciskać nimi w Rena. Najwyższy Dowódca, niezrażony nową przeszkodą, która stanęła nagle na jego drodze, płonącą klingą swej broni ciął meble na mniejsza kawałki. Młody mężczyzna zauważył jednak, że na czole jego przeciwnika zaczynają pojawiać się perliste krople potu. Kylo Ren powoli zaczynał tracić siły, męczyć się, ale nadal starał się nie okazywać żadnej słabości. Clei pomyślał, że teraz właśnie będzie miał szansę, aby pokonać Najwyższego Dowódcę, jednocześnie pozostawiając go przy życiu, a później zabrać stamtąd Madge. Nie widział, gdzie mógłby ukryć dziewczynę, ale nad tym postanowił zastanowić się później. Na razie skupił wokół siebie Moc, aby odgiąć ze ściany za plecami Kylo kawał durastali, a jednocześnie uniósł leciutko, ledwo kilka milimetrów ponad podłogę, ogromny stół konferencyjny. Najwyższy Dowódca odwrócił się, gdy durastal z przeraźliwym zgrzytem zaczęła odchodzić od ściany i w tej samej chwili Clei cisnął w niego stołem. Kylo nie zdążył się odwrócić, ani użyć Mocy, by się obronić. Przygnieciony ogromnym kawałem syntdrewna, bez przytomności runął na pokład. Klinga jego miecza świetlnego zgasła, a rękojeść wysunęła się spomiędzy palców ukrytych w czarnej rękawicy, potoczyła kawałek po podłodze i znieruchomiała. Clei osunął się na kolana, dysząc ciężko. Używanie Mocy wyczerpywało równie potężnie, co długotrwały wysiłek fizyczny. Nie mógł jednak poddać się zmęczeniu. Najwyższy Dowódca wkrótce odzyska przytomność, a do tego czasu, on musi zabrać Madge z pokładu „Finalizera". Zyskał kilka chwil, ale musiał się spieszyć. Co więcej, musiał także zrobić coś, aby dziewczyna przestała krwawić. Niewiele myśląc, mężczyzna aktywował swój miecz świetlny i odciął nim kawał peleryny Najwyższego Dowódcy. Po chwili był już przy lady Ren, przyciskając do jej lewego boku pas grubego, czarnego materiału.
— Lady Ren... — powiedział, lekko potrząsając młodą kobietą. — Madge!
Dziewczyna powoli zapadała w coraz gęstszą, duszącą ciemność, gdy nagle poczuła uścisk męskiej dłoni na swym ramieniu. Jej wzrok na moment stał się nieco bardziej przytomny.
— Madge, wstawaj! — syknął Clei. — Musimy uciekać!
Usta dziewczyny poruszyły się niepewnie.
— Ben... — wymamrotała.
Rycerz Ren bezradnie pokręcił głową. Wstał i podniósł Madge, zmuszając ją, aby także wstała, choć dziewczyna słaniała się na nogach. Objął ją wpół i podtrzymał, aby nie przewróciła się. Wlał w nią część swej energii Mocy, aby choć na chwilę napełnić jej ciało siłą. Zerknął na Najwyższego Dowódcę. Miał wrażenie, że Kylo poruszył się lekko, więc czym prędzej wyprowadził dziewczynę z pomieszczenia, zabierając przy okazji dwa miecze świetlne – swój oraz należący do Madge. Ranna kobieta w towarzystwie Rena z pewnością wzbudzi zainteresowanie na pokładzie gwiezdnego niszczyciela, Clei musiał się więc spieszyć. Ledwo jednak udało mu się opuścić salę konferencyjną, usłyszał za plecami czyjeś kroki. Na dźwięk odbezpieczanego blastera gwałtownie przystanął w pół kroku.
— Dokąd się wybierasz? — do jego uszu dobiegł szorstki głos kapitan eskadry Bliźniaczych Słońc. Przypomniał sobie, że Madge zwykle nazywała ją Piri. Odwrócił się powoli, cały czas podtrzymując na wpół przytomną lady Ren.
— Nie masz ze mną szans — syknął. — Więc lepiej odłóż ten blaster!
Piri obrzuciła Madge spojrzeniem i pobladła mocno.
— Dokąd ją zabierasz?! — warknęła. — Co się stało?!
— Posłuchaj — rzucił Clei. — Nie mam teraz czasu z tobą dyskutować! Muszą ją stąd zabrać, inaczej zginiemy oboje! Rozumiesz?!
Zaczął się odwracać, nie zważając na to, że kapitan nadal ściska w dłoni odbezpieczony blaster, gdy nagle przypomniał sobie, co podsłuchał kiedyś w mesie. Piri usiłowała przecież przeciągnąć Madge na stronę Ruchu Oporu! Miała tam kontakty! Oboje mogliby przecież ukryć się wśród rebeliantów! Rycerz Ren znieruchomiał. Rebelianci podobno nikomu nie odmawiali swej pomocy. Z pewnością przygarnęliby również parę dezerterów, która w zamian za schronienie i dach nad głową, mogłaby odwdzięczyć się im pakietem przydatnych informacji na temat Najwyższego Porządku. Clei wiedział, że równa się to zdradzie, że już nigdy więcej nie będzie mógł powrócić do Najwyższego Porządku, a jeśli Kylo Renowi uda się zdławić Ruch Oporu, jego i Madge w najlepszym wypadku czeka śmierć, ale musiał zaryzykować.
— A co ty tutaj robisz? — zwrócił się do Piri. — Akurat teraz?
Kapitan z trudem przełknęła ślinę. Powoli wsunęła blaster z powrotem do kabury przy biodrze.
— Madge mnie wezwała — wyjaśniła. — Miała plan. Ona i Najwyższy Dowódca mieli pozbyć się Renów... Was... — wykrztusiła. — Miałam czekać na nią i Kylo Rena. Powiedziała, że któreś z nich może zostać ranne... Właśnie... — Kobieta otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. — Gdzie jest Najwyższy Dowódca? Czy on...
— Żyje — przerwał jej Clei, zanim Piri zdążyła dokończyć swe pytanie. — Jest nieprzytomny, ale już niedługo. Musimy się stąd zbierać.
— Chwileczkę, bez niego? Madge mówiła, że mamy zabrać go ze sobą...
— Najwyższy Dowódca raczej nie byłby z tego zadowolony — odparł szybko rycerz Ren. — To on ranił Madge. Uważa, że go zdradziła, knując z Huxem i zastawiła na niego pułapkę.
Pilotka nie pytała o więcej. Nie trudno było dostrzec, że dziewczyna jest ranna i ledwo trzyma się na nogach. Załoga „Finalizera" widywała ją już jednak w gorszym stanie, a fakt, że Madge wyrobiła sobie opinię alkoholiczki, w tym momencie mógł im jedynie pomóc – nikogo bowiem nie zdziwi widok lady Ren, słaniającej się na nogach i prowadzonej przez Clei'a. Należało jedynie jakoś ukryć jej ranę. Piri zastanowiła się chwilę, a następnie zdjęła swą kurtkę od munduru. Powinna pasować na Madge. A nawet jeśli będzie nieco za duża – nie szkodzi. Z pomocą Rena założyła dziewczynie kurtkę, jedną dłonią przyciskając do rany na jej boku kawał czarnego materiału (nawet nie chciała wiedzieć, z czego pochodził). Następnie wepchnęła lewą dłoń dziewczyny do kieszeni kurtki, mając nadzieję, że Madge sama zdoła przytrzymać materiał tak, aby nie wypadł. Mieli mało czasu. Dziewczyna dosłownie leciała im przez ręce, a Piri odnosiła wrażenie, że życie powoli wycieka z niej z każdą kroplą krwi.
— Idziemy — rzuciła. — Weźmiemy wahadłowiec Najwyższego Dowódcy. Na nim powinny być jakieś zapasy medyczne.
Ruszyła przodem, a Clei, nadal podtrzymując Madge, skierował swe kroki za nią.
— Ben... — w pewnej chwili niewyraźnie wymamrotała dziewczyna, ledwo będąc w stanie uchylić powieki. — Co z... Benem...
— Nic mu nie jest — odparł Clei. — Ale nie może lecieć z nami...
— Zamknąć się! — uciszyła ich Piri.
Tylko tego im brakowało, żeby jakiś nadgorliwy szturmowiec usłyszał ich paplaninę i postanowił dociec, o jakim Benie mowa i dokąd to wybiera się ta wesoła trójca.
Clei spuścił wzrok. Nadal czerpał z Mocy, aby nieco własnej siły przelać w ciało Madge. Na szczęście w drodze do hangaru głównego, gdzie zawsze stał wahadłowiec Najwyższego Porządku, nikt ich nie zatrzymywał. Piri, dumnie wyprostowana, szła przed siebie krokiem szybkim, pełnym pewności siebie, roztaczając wokół siebie aurę władczości, jak przystało na kapitan eskadry myśliwców TIE. W pewnej chwili Ren zauważył, że jego strój został w paru miejscach osmalony, a na nogawce spodni Madge widnieją ślady krwi, ale miał nadzieję, że nikt inny tego nie zauważył. Z drugiej strony, gdyby przyczepił się do nich jakiś oddział szturmowców, Clei, dzięki Mocy, mógłby przecież sprawić, że żołnierze zaraz zapomnieliby, że w ogóle ich widzieli...
Dotarłszy do hangaru, zorientowali się, że wahadłowca Kylo Rena pilnuje jeden, samotny szturmowiec. Sprawa powinna być więc nader prosta, nawet bez uciekania się do sztuczek związanych z użyciem Mocy. Piri śmiało podeszła do żołnierza, choć Clei wyczuwał, że kobieta wcale nie jest tak pewna siebie, za jaką pragnie uchodzić, chociaż świetnie to maskuje, nie dając po sobie nic poznać.
— Żołnierzu — odezwała się. — Z rozkazu Najwyższego Dowódcy mamy udać się z misją na planetę Ilum. Będę pilotować ten wahadłowiec.
Szturmowiec skinął głową.
— Chwileczkę — odrzekł. — Muszę potwierdzić wasz wylot.
Piri ukryła swój niepokój za nieco pogardliwym, znudzonym wyrazem twarzy, który miał świadczyć o tym, że podobne kontrole nie były dla niej żadną nowością. Żołnierz przez moment mówił coś do komunikatora wbudowanego w hełm, od czasu do czasu zerkając na panią kapitan, a w końcu wyprostował się, ledwo zauważalnie unosząc lufę swego karabinu blasterowego.
— Przykro mi — oznajmił. — Nie ma was w wykazie odlotów.
Piri prychnęła.
— Oczywiście, że nie ma! — żachnęła się. — To tajna misja! Słyszeliście, żołnierzu, żeby tajne misje figurowały w rozpiskach kontroli lotów?!
Na moment zapadła cisza. Szturmowiec popatrzył na Piri, a następnie przeniósł spojrzenie na Rena oraz towarzyszącą mu kobietę. Kapitan poczuła, że jej serce niebezpiecznie przyspieszyło swój rytm. Żołnierz wyraźnie nie wiedział, co powinien zrobić. Puścić ich? Zameldować komuś o tej niecodziennej sytuacji? Zapewne po raz pierwszy spotkał się z tym, że ktoś mówi mu, iż wyrusza na tajną misję z polecenia samego Najwyższego Dowódcy. Kapitan dyskretnie zerknęła na Clei'a. Mógłby użyć swoich sztuczek z Mocą, zanim Kylo Ren wyśle za nimi pościg. Zresztą, kto wie, czy już tego nie zrobił? Czas był towarem deficytowym, a oni marnowali go, kwitnąc na płycie lądowiska, zaledwie parę metrów od wahadłowca, który stanowił ich szansę na ocalenie! Żołnierz w końcu skupił swój wzrok na Madge, która, chociaż podtrzymywana przez Clei'a, ledwo dawała radę ustać na nogach. Drgnął, jakby ją rozpoznał i lufa jego karabinu blasterowego znów powędrowała w dół.
— Lady Ren leci z wami! — bardziej stwierdził, niż zapytał.
Piri wzruszyła ramionami.
— Najwyższy Dowódca wyznaczył ją na dowódczynię misji — wyjaśniła. Posłała dziewczynie spojrzenie, które można by uznać za pełne dezaprobaty. — Jest nieco... Niedysponowana, ale cóż... Misja to misja.
— I to nie pierwszy raz — dorzucił Clei.
Kapitan spiorunowała go wzrokiem, ale po chwili ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że spod hełmu szturmowca dobywa się coś, co mogłoby uchodzić za śmiech. Kobieta z przerażeniem spoglądała, jak zakuty w biały pancerz mężczyzna zbliża się do Madge i poufale trąca ją w ramię. Jeśli zorientuje się, że coś jest nie tak, już po nich...
— Jak to było, pani Ren? — rzucił wesołym tonem. — Aż drzazgi poszły z rej?
Madge jakimś sposobem zdołała znaleźć w sobie na tyle sił, aby unieść głowę, popatrzeć prosto w wizjer szturmowca i wyszczerzyć zęby w szerokim uśmiechu. Piri podejrzewała, że niemała była w tym zasługa Clei'a, który sam pobladł nagle, jakby cała krew odpłynęła mu z twarzy.
— Jak cholera, żołnierzu — wybełkotała. — Jak cholera...
Piri nie wiedziała, skąd szturmowiec mógł znać Madge, ale biorąc pod uwagę fakt, że cytował fragment jej ulubionej pijackiej przyśpiewki, najprawdopodobniej był świadkiem jednego z jej popisów w mesie. Żołnierz ponownie zachichotał. Odsunął się na bok i machnął ręką, jakby pospieszając ich do przejścia.
— Idźcie — powiedział. — Misja to misja. Powodzenia!
Kapitan skinęła głową. Pospieszyła ku rampie wahadłowca i dopiero, gdy właz zasunął się za nią, rycerzem Ren oraz Madge, pozwoliła sobie na westchnienie ulgi. Serce waliło jej jak młotem. A przecież znaleźli się dopiero w połowie drogi. Musieli jeszcze wydostać się z pokładu „Finalizera"...
— Madge jest coraz słabsza... — z niepokojem zauważył jasnowłosy Ren. — Nie zdołam samą Mocą utrzymać jej przy życiu...
Piri drgnęła.
— Zabierz ją do przedziału pasażerskiego. Tam powinieneś znaleźć zapas medpakietów. To musi nam na razie wystarczyć. Nie wiem, czy damy radę skołować skądś pojemnik z bactą...
Clei szybko skinął głową.
— Zrobię, co w mojej mocy — obiecał.
Chwycił Madge w ramiona i pobiegł na tyły statku, podczas gdy Piri udała się prosto do kokpitu. Opadła na fotel pilota i uruchomiła procedury przedstartowe. Pstryknęła przełącznikiem komunikatora, aby połączyć się z kontrolą lotów. Nie mogli wystartować i opuścić pokładu niszczyciela, dopóki wrota hangaru nie zostaną otworzone.
— Kontrola — powiedziała, nadając swemu głosowi władczy ton, pełen pewności siebie, której wcale jednak nie czuła. — Tu prom dowodzenia. Proszę o pozwolenie na start.
Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
— Prom, tu kontrola — z głośnika popłynęła odpowiedź, wygłoszona ostrym, męskim głosem. — Odmawiam. Nie figurujecie w wykazie lotów!
Piri zaklęła pod nosem.
— Lecimy z misją z autoryzacji samego Najwyższego Dowódcy! — warknęła. — Radzę ci nie robić nam problemów!
Na moment zapadła cisza.
— Prom, poczekajcie — odezwał się znów kontroler. — Muszę to skonsultować z Najwyższym Dowódcą...
— Słuchaj no! — niemal wrzasnęła kobieta. — Najwyższy Dowódca jest zajęty i nie życzy sobie, by mu przeszkadzano! A my nie mamy czasu na bzdury! Na pokładzie jest z nami lady Ren, jeśli chcesz, potwierdź to sobie ze szturmowcem, który pełnił straż przy wahadłowcu! Lecimy z misją, która może mieć kluczowe znaczenie dla pokonania naszego największego wroga! Więc jeśli nie chcesz, żeby lady Ren pofatygowała się do ciebie i wepchnęła w twoje tłuste dupsko swój miecz świetlny, to lepiej pospiesz się i otwórz te cholerne wrota!
Piri wyłączyła komunikator, opadając na oparcie fotela pilota. Albo ich wypuszczą, albo to już naprawdę koniec... Po nieznośnie długich sekundach, które dla pilotki zdawały się całymi godzinami, nareszcie nadeszła odpowiedź kontroli.
— Prom dowodzenia, macie zgodę na odlot. Przesyłam współrzędne wyjścia.
— Dziękuję! — warknęła kobieta, odbierając transmisję i po raz ostatni wyłączając komunikator.
Wrota hangaru rozsunęły się. Kapitan, nie czekając długo, przesłała pełną moc do silników statku i czym prędzej wyleciała z hangaru. Nie zdążyła zbyt oddalić się od „Finalizera", gdy za promem wystrzeliła cała eskadra myśliwców TIE. Kilka strzałów z działek laserowych odbiło się od osłon statku. Piri nabrała pewności, że Kylo Ren już wie, iż udało im się wydostać z pokładu niszczyciela. Szybko wpisała współrzędne planety, na której powinna znajdować się jedyna baza Ruchu Oporu, o jakiej wiedziała, a następnie pociągnęła dźwignię napędu nadprzestrzennego. W ciągu kilku sekund gwiazdy zmieniły się w białe, rozciągnięte smugi. Kobieta przez chwilę tkwiła nieruchomo w fotelu pilota. Miała nadzieję, że Moc i tym razem ich nie opuści...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top