XIX. Pergamin

Akademia Jedi, 26 lat po bitwie o Yavin

Madge już od dawna nie widziała Bena w aż tak dobrym nastroju. Oczywiście, cieszył się, gdy przebywali razem, ale teraz wyczuwała w nim podniecenie oraz ogromną radość, jak gdyby czekał na coś i wiedział, że będzie to najszczęśliwsza chwila w jego życiu... Zaraz po wykładzie Luke'a na temat Ciemnej Strony Mocy oraz niebezpieczeństw jakie niesie za sobą jej używanie, Ben złapał dziewczynę za rękę i zaczął ją ciągnąć w kierunku swej kwatery. Uśmiechał się i mówił bezustannie. Czasem zadawał jej jakieś pytanie, ale nim miała okazję odpowiedzieć, już zmieniał temat. Żeby tylko nie przestawać mówić... Madge marszczyła brwi, zastanawiając się o co, na Moc, może mu chodzić... Takie zachowanie nie było podobne do Bena, którego znała... Zwykle mówił niewiele, prawie nic i przeważnie tylko odpowiadał na zdawane mu pytania... Taka nagła zmiana w nim była czymś, czego Madge nie potrafiła rozgryźć... Na jej pytania, czy coś się stało, nie odpowiadał, bezczelnie udając, że jej nie słyszy. Wreszcie więc Madge dała sobie spokój, pozwalając zaciągnąć się do jego kwatery. Była przekonana, że Ben za chwilę otoczy ją ramionami, aby zasypać ją gorącymi pocałunkami, ale tym razem, wciąż nie puszczając jej dłoni, zaciągnął ją za sobą do swojego biurka. Przyrządy do kaligrafii należące do chłopaka leżały porozrzucane w cały świat, a po podłodze poniewierało się mnóstwo zmiętych arkuszy flimsiplastu oraz pasów podartego pergaminu. Madge obrzuciła zdumionym spojrzeniem cały ten bałagan.

— Ben, co się stało? — spytała ze śmiechem. — Wybuchł ci tu termiczny detonator, czy co?

— Poczekaj chwilę — wymamrotał Solo z roztargnieniem, zupełnie niezrażony jej słowami. Wygodnie usadowił się przy biurku, sięgając po kolejny kawałek pergaminu oraz swoje przyrządy do pisania.

Madge przyglądała mu się przez moment, ale sądząc, że stracił już zainteresowanie jej osobą (w końcu, skupił się na maczaniu rysiku w atramencie i przesuwaniu nim po pergaminie), wzruszyła ramionami i podeszła do jego łóżka. Ledwo jednak usiadła, krzyk chłopaka na powrót poderwał ją na równe nogi.

— Nie! — zawołał. — Chodź tutaj!

Skinął na nią dłonią, aby podeszła do jego biurka. Madge zmarszczyła brwi. Teraz już kompletnie nie rozumiała, o co mogło chodzić Benowi. Przecież nie cierpiał, gdy ktoś bezczelnie i ciekawsko zaglądał mu przez ramię, kiedy ćwiczył kaligrafię. Mówił jej przecież, że za każdym razem ma wrażenie, że takie osoby w duchu śmieją się z niego i oceniają go jako głupiego i dziecinnego, choć dziewczyna starała się go przekonywać, że to nieprawda. Choć niektórzy padawani uważali kaligrafię za rzecz kompletnie zbędną w świecie, w którym rządzi technologia i zupełnie nie byli zainteresowani tym, co młody Solo robi po zajęciach, inni po prostu zazdrościli mu talentu. Co jednak miała uczynić? Ben spoglądał na nią wyczekująco z jakimś dziwnym wyrazem w oczach. Podeszła więc do chłopaka, stając za jego plecami. Jednocześnie obiecała sobie, że jeśli trzymają się go jakieś głupie żarty i Ben chluśnie jej w twarz atramentem, to oberwie. Ale on tylko uśmiechnął się do niej. Wyciągnął dłoń i jego palce musnęły z czułością jej policzek. Wyglądał, jakby pragnął jej coś powiedzieć, ale słowa nie były w stanie przejść mu przez gardło. Odwrócił się z powrotem w kierunku biurka, sięgnął po niewielki rysik, zanurzył go w atramencie i powoli, z ogromną uwagą oraz starannością zaczął wodzić nim po pergaminie. Madge zaczesała włosy za uszy. Stojąc za nim, przyglądała się pięknym literom, które powoli wychodziły spod jego ręki. Pierwsze pojawiło się staranne „k", następnie „o", później „c" oraz „h" i „a"...

Madge gwałtownie wciągnęła powietrze, czując, jak mocno wali jej serce. Ze wszystkich sił starała się powstrzymać łzy, które nagle zaczęły napływać jej do oczu. Ben musiał wyczuć oszołomienie dziewczyny i targające nią uczucia, bo przy pisaniu ostatniej litery lekko zadrżała mu ręka, przez co tworzące ją kreski były nieco krzywe. Usta chłopaka wykrzywił grymas niezadowolenia, jednak napis był najlepszym, co do tej pory stworzył, choć nie był do końca zadowolony z efektu swojej pracy. Przecież ćwiczył tak długo! Wszystko miało być idealnie! Dla Madge... Tymczasem... W pierwszym odruchu zapragnął rozszarpać na kawałki ten niewielki kawałek pergaminu, ale wtedy przypomniał sobie o obecności dziewczyny. Przesunął go więc w jej kierunku, aby mogła przeczytać cały napis. Były to tylko dwa słowa, ale w stworzenie ich włożył całe swoje serce. Czy Madge to zrozumie? Usłyszał, że dziewczyna głośno wciągnęła powietrze. Drżącą dłonią sięgnęła po pergamin. Nie miał odwagi na nią spojrzeć, a jego dłonie automatycznie zacisnęły się na krawędzi biurka. Z ust Madge wyrwał się zduszony jęk, a w następnej sekundzie Ben usłyszał dziwny dźwięk... Jakby... Jakby Madge zaczęła płakać! Poczuł, że cała krew odpłynęła mu z twarzy. Poderwał się na równe nogi. Dziewczyna stała za nim. Kawałek pergaminu ściskała w obu dłoniach tak mocno, że aż pobielały jej kłykcie. Po jej pobladłych policzkach spływały łzy. Solo cofnął się o krok. Po swym wyznaniu spodziewałby się radości, może zaskoczenia, ale Madge... Ona wyglądała na zdruzgotaną! Był to dla niego cios prosto w serce. Poczuł, jak w jego żyłach wraz z krwią zaczyna krążyć gniew i wstyd... Co zrobi Madge? Odrzuci go? Wyśmieje? Na Moc, co on sobie wyobrażał?! Od dziecka wmawiano mu, że jest potworem! Jak mógł myśleć, że taka dziewczyna jak Madge... Że ona kiedykolwiek będzie darzyć go uczuciami choć zbliżonymi do tych, jakie on żywił względem niej?! Złapał za pergamin, chcąc wyrwać go dziewczynie.

— Zapomnij o tym — warknął.

Madge zacisnęła usta, cofając się o krok. Szarpnęła pergamin w swoją stronę.

— Chciałeś sobie ze mnie zażartować?! — syknęła przez zaciśnięte zęby. — O to ci chodziło?! Zadowolony jesteś?!

Ben zaczerwienił się mocno. Jego oczy zrobiły się nagle idealnie okrągłe. Serce chłopaka biło tak mocno, że miał wrażenie, że za chwilę wyrwie mu się z piersi.

— O czym ty mówisz...? — wykrztusił. Ruszył na nią ze złością. — Za kogo ty mnie masz?! — wrzasnął. Szarpnął dziewczynę za ramię, potrząsając nią mocno. — Myślisz, że żartowałbym sobie z ciebie?! W jakikolwiek sposób?!

Madge z przestrachem podniosła na niego swe jasne, błękitne oczy. Puścił ją natychmiast, opanowując się z trudem.

— Przepraszam... — bąknął. — Ja... Nie chciałem... Ja...

Sam nie wiedział, co więcej mógłby powiedzieć, więc zamilkł, nie chcąc narażać się na gniew dziewczyny czy na śmieszność...

— Ben, jesteś okrutny! — jęknęła Madge, ponownie zalewając się łzami. Jej dłoń coraz ciaśniej zaciskała się na kawałku pergaminu. Obiema pięściami uderzyła w pierś chłopaka. — Nadal sobie ze mnie kpisz!

Była pewna, że za chwilę pęknie jej serce. Od pierwszego dnia, gdy spotkała Bena, kochała go najmocniej na świecie. Zrobiłaby dla niego wszystko. Oddawała mu się z radością, chciała mieć go jak najczęściej przy sobie, ale nigdy nie ośmieliła się sądzić, że czułby do niej coś takiego jak... Miłość. Musiał więc żartować sobie z niej, znając jej prawdziwe uczucia, a to było podłe! Podłe i okrutne! Mogłaby go za to znienawidzić! Gdyby nie fakt, że kochała go tak mocno...

Ben nagle chwycił ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie.

— Nie żartuję! — syknął. Jego głos drżał, nabrzmiały od emocji. — Moje uczucia są szczere! Zawsze były!

Pochylił się ku niej. Madge widziała jego ciemne, pełne wyczekiwania oczy i usta tak blisko swoich.

— Szczere...? — powtórzyła.

Był to pierwszy raz, gdy nie ufała słowom Bena. Pierwszy raz, gdy nie wierzyła w to, co słyszy. Pierwszy raz, gdy wbrew wszystkiemu, nie ufała swym własnym przeczuciom. Przecież Ben powiedział jej, że mu na niej zależy. Nie oszukiwałby jej przez tyle lat. Ale... Miłość? Czy to możliwe, że naprawdę ją kochał? Czym niby miałaby sobie zasłużyć na tak gorące uczucie? Otworzyła się na Moc, kierując swe myśli ku Benowi. Moc nigdy jej nie oszuka. Moc zawsze pokaże jej wyłącznie prawdę. Młodzieńca zabolało, że pragnęła go sprawdzić, ale nie zaprotestował. Dlaczego jednak nie chciała wierzyć jego słowom? Nigdy jej nie oszukał, ani nie zdradził. Otworzył przed nią swe serce... Poczuł dotyk obecności Madge i sam także otworzył się na Moc, aby dziewczyna mogła poczuć to samo, co on... Delikatnie ujął jej dłoń, przytulając ją do swego policzka. Widział, jak wyraz jej twarzy zmienia się powoli, jak jej oczy błyszczą coraz większą radością, gdy dociera do niej powoli, że wszystko, co mówił, każde jego słowo, było prawdą... Drżącymi ramionami objęła jego szyję.

— Ben... — wyszeptała. — Kocham cię!

— Madge... — powiedział tylko Solo.

Na jego usta wypłynął lekki uśmiech. Tylko ona potrafiła odsunąć ciemność, która powoli wsączała się do jego serca wraz ze słowami człowieka z cienia. Jego obecność bowiem nie znikła. Wręcz przeciwnie, z każdym rokiem nasiała się. Na początku mówił mu on o rodzicach, o wuju i Ben widział, że jego słowa były prawdziwe. Ale później Cień zaczął szeptać o Madge... Obrzydliwe rzeczy. Że jest taka jak inni, że nie kocha go... Że tylko go wykorzystuje i nie pozwala mu się rozwijać... Chłopak głęboko wierzył, że jest potworem, który nie zasługuje na miłość rodziców, ani wuja, ale nie mógł uwierzyć, że Madge, jego mała Madge... Nie, ona nie była taka, jak inni. Teraz miał na to dowód. Kochała go. Ona jedna kochała go szczerze i prawdziwie. Ujął jej twarz w obie dłonie. Spojrzał w jej oczy i pocałował ją mocno. Kiedy wreszcie odsunęli się od siebie, żadne z nich nie było w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. W końcu Ben zerknął na pergamin, który Madge nadal trzymała w swej dłoni. Słowa, które tam napisał, „kochał cię", wydały mu się nagle koślawe i brzydkie. Sięgnął ku niewielkiemu świstkowi.

— Daj — rzekł. — Ostatnia litera wyszła krzywa. Poprawię to...

Madge uśmiechnęła się przez zły, chowając dłonie za plecami.

— Nie — powiedziała przekornie. — Teraz jest idealnie. To mój skarb. Już nigdy ci go nie oddam!

— Daj spokój. — Ben uśmiechnął się niepewnie. — Postaram się bardziej...

Dziewczyna cofnęła się o krok, kręcąc głową.

— Nie — powtórzyła. — Teraz jest idealnie, mój perfekcjonisto... — Wspięła się na palce i pocałowała go w czubek nosa.

Ben uśmiechnął się. W następnej chwili objął ją ramionami, uniósł i okręcił się z nią dookoła. Madge pisnęła. Przytuliła się do chłopaka, opierając policzek na jego ramieniu. W tamtej chwili była najszczęśliwszą istotą we wszechświecie. Ben ją kochał i wiedziała, że on i Moc będą z nią już zawsze...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top