L. Starcie
Pokład gwiezdnego niszczyciela, Finalizera, 35 lat po bitwie o Yavin
Najwyższy Dowódca Kylo Ren stał na mostku swego okrętu flagowego, „Finalizera", spoglądając na aksamitną czerń kosmosu, usianą miliardami gwiazd, lśniącymi niczym rozsypane garście diamentów. Z jego ramion, niemal do samej podłogi, spływała atramentowo czarna peleryna. Wiedział, że bierze udział w ogromnie ważnym wydarzeniu. Na jego oczach działa się historia. Kiedyś czyny Kylo Rena, dowódcy Najwyższego Porządku, będą opiewane w podręcznikach, z których uczyć będą się kolejne pokolenia mieszkańców galaktyki. Niemal słyszał już hymny pisane na jego cześć. Widział się w nich jako ten, który przyniósł pokój całej galaktyce, wypleniając z niej wszelkie zło. Usta mężczyzny rozciągnęły się w lekkim uśmiechu. O tak. Przeczuwał, że czeka go świetlana przyszłość...
Pokład niszczyciela zawibrował nagle pod stopami Rena, co oznaczało, że ogromny okręt wyszedł z nadprzestrzeni. Wojska Najwyższego Porządku znalazły się w układzie Föld, gdzie znajdowała się planeta o tej samej nazwie – ich nowy cel. Sam układ był niewielki. Liczył zaledwie osiem planet – w tym dwa gazowe giganty, których trująca atmosfera zabijała wszelkie życie, jakie miało odwagę tam zawitać, oraz pięć skalnych brył, na których było zbyt zimno, lub zbyt gorąco, aby mogło rozwinąć się tam inteligentne życie. Jedynie Föld leżała w odpowiedniej odległości od tamtejszej gwiazdy, by stać się kolebką dość prymitywnej cywilizacji. Na planecie panowały cztery pory roku, a jej mieszkańcy, niezdolni nawet do lotów międzyplanetarnych, żyli w rytmie, który był przez nie wyznaczany. Choć mieszkańcy Föld nie potrafili stworzyć bardziej rozwiniętej technologii, bardzo szybko adaptowali wszelkie nowinki, przywiezione do nich spoza planety. Potrafili używać komunikatorów. Może nawet sami skontaktowali się z Madge, proponując jej udzielenie schronienia? W końcu, była jedną z nich. Im bardziej niszczyciel zbliżał się do Föld, tym mocniej Ren wyczuwał obecność dziewczyny. Była gdzieś tam, kryjąc się na powierzchni planety. Zajmie się nią osobiście, ale tym razem już się nie spieszył. Wiedział, że upływ czasu działa wyłącznie na jego korzyść. Jak dotąd czujniki nie wykryły żadnego statku startującego z powierzchni Föld, więc wyglądało na to, że Madge wreszcie postanowiła przestać uciekać. Zresztą, i tak nie miałaby już dokąd pójść. Gdy potężny niszczyciel zawisł tuż przed zielono-błękitną tarczą planety, Kylo odwrócił się, zamiatając pokład swą długą peleryną.
— Przygotować mój myśliwiec do startu! — rozkazał. — I nie podejmować żadnej akcji bez wyraźnego rozkazu ode mnie!
Głos mężczyzny, przetworzony przez czarną maskę, z którą ostatnimi dniami nie rozstawał się ani na chwilę, głęboki, brzmiący straszliwie, napawał wyłącznie strachem. Ren czuł, że podwładni wykonują jego rozkazy tylko dlatego, że boją się kary, która mogłaby spaść na nich za najlżejsze uchybienia, a nie z szacunku do niego. Nieważne, dlaczego go słuchają, starał się samemu sobie wmówić Kylo. Najważniejsze, że to robią. W głębi duszy czuł jednak, że nie tego tak naprawdę pragnął. Czy już do końca swych dni miał być postrzegany jako szaleniec z płonącym mieczem w dłoni, opętany obsesją odnalezienia i zniszczenia Ruchu Oporu? Czy historia go zrehabilituje? Nikt tak naprawdę nie rozumiał motywów jego postępowania. Tylko Madge...
Ren warknął głucho, czym ściągnął na siebie pełne przestrachu spojrzenie jednego z techników łączności. Nie! O niej nie będzie już myślał w ten sposób! Kiedyś Madge rzeczywiście go rozumiała, ale te czasy już dawno minęły! Ona także zdradziła go i opuściła, jak inni, którzy powinni byli go kochać! To oni wszyscy, jego wuj, Madge, a także ojciec i matka, doprowadzili do upadku Bena Solo! A skoro tylko Ciemna Strona miała być od teraz jego słodką, najdroższą kochanką, odda się jej w pełni! Całkowicie! Zresztą, już niemal wszystko, co miał, oddał Ciemnej Stronie. Zawierzył jej nawet swe życie. Czy zatem kolejna śmierć będzie stanowiła dla niego jakąkolwiek różnicę? Absolutnie nie. Złoży ofiarę Ciemnej Stronie, jednocześnie pozbywając się przeszkody w postaci Madge, która stanęła mu na drodze. I dlatego sprawę z dziewczyną musiał załatwić własnoręcznie. Teraz już nic go nie powstrzyma! Żadne jej błagania, groźby, ani straszliwe wizje, które wróciły, aby go dręczyć! Po swej ostatniej wizji kilka razy dziennie, niemal automatycznie dotykał dłońmi swej twarzy, aby upewnić się, że nadal wygląda jak wcześniej, a holokron wybuchający mu w twarz był jedynie przerażającym widzeniem...
— Najwyższy Dowódco — odezwał się nagle jeden z techników, pełniących służbę na mostku. — Z naszych odczytów wynika, że z powierzchni planety wystartowały dwa niewielkie myśliwce. Oba kierują się w naszą stronę.
Kylo drgnął. Mając w pamięci zagładę drednota „Fulminatrix", rozniesionego w pył przez jeden, samotny rebeliancki myśliwiec, stanął za plecami technika, wpatrując się w ekran wyświetlacza taktycznego. Dwa maleńkie, czerwone punkciki z coraz większą prędkością zbliżały się do „Finalizera". Mężczyzna otworzył się na Moc. Wyczuł, że jednym ze statków porusza się Madge. Drugi myśliwiec pilotowany był przez kogoś, kto także była dla niego znajomy – przez Poe Damerona, „najlepszego pilota Ruchu Oporu", jak zwykł tytułować samego siebie ten nędzny pyszałek. A więc Ruch Oporu także ukrywał się na Föld. Bardzo dobrze. Po Madge przyjdzie pora na nich.
— Sir, czy mamy otworzyć do nich ogień? — spytał jeden z towarzyszących dowódcy admirałów.
Ren zastanowił się chwilę. Co mogła kombinować Madge? Chciała odwrócić jego uwagę, aby Dameron mógł powtórzyć swój manewr z potyczki z „Fulminatrix"? Chyba nie sądziła, że są aż tak głupi, aby raz jeszcze się na niego nabrać! Pokręcił głową.
— Nie — odrzekł. — Sam się nimi zajmę! — oznajmił. — Wszystkie jednostki mają pozostać w gotowości, ale nie robić nic bez mojego wyraźnego rozkazu! Czy wyrażam się jasno?!
— Tak jest, sir!
Najwyższy Dowódca odwrócił się na pięcie, po czym pognał do hangaru głównego, gdzie jego myśliwiec, w pełnej gotowości do startu, oczekiwał już jedynie jego przybycia. Mężczyzna wspiął się do kokpitu maszyny. Opadł na fotel pilota, przez moment siedząc w nim zupełnie nieruchomo. Jego dłonie kurczowo zaciskały się na drążkach sterowniczych. Od tygodni czekał na tę właśnie chwilę. Był gotów. Dlaczego więc wahał się...? Nie!, zdecydował. Tym razem to już naprawdę koniec! Eskadry myśliwców TIE, w tym także najlepsza z nich, eskadra Bliźniaczych Słońc wraz z jej nowym kapitanem – człowiekiem całkowicie oddanym Najwyższemu Porządkowi, również były już gotowe do startu. Czekały wyłącznie na rozkaz Najwyższego Dowódcy, aby wylecieć z hangaru i ostrzelać siedzibę wroga. Im także Ren nakazał na razie czekać. Wyleciał z hangaru niszczyciela, zabierając ze sobą jedynie kapitana Bliźniaczych Słońc jako skrzydłowego. Na wypadek, gdyby Madge znów coś knuła. Biały X-wing pomalowany w czerwone pasy oraz najnowszej generacji TIE-Whisper kierowały się ku sobie z oszałamiającą prędkością, jak gdyby miały zamiar staranować jeden drugiego. Oba zatrzymały się dosłownie w ostatniej chwili, zawisnąwszy nieruchomo w zimnej przestrzeni kosmicznej. Dzieliło je od siebie zaledwie kilka milimetrów. Kylo Ren, zerknąwszy na wyświetlacz taktyczny, wiedział, że bez trudu mógłby teraz zestrzelić X-winga, którego pilotowała Madge, a dziewczyna nie zdążyłaby nawet zareagować. Nie mógł jednak tego uczynić. W ten sposób pozbyłby się dziewczyny, ale ofiara dla Ciemnej Strony nie zostałaby spełniona. Musiał własnoręcznie wbić ostrze miecza świetlnego prosto w jej serce i patrzeć, jak powoli gasną jej oczy. Przeniósł wzrok z wyświetlacza na przedni iluminator swego myśliwca. Statki jego i Madge dzieliła tak niewielka odległość, że bez trudu mógł dojrzeć dziewczynę, siedzącą w fotelu pilota i z całych sił ściskającą obiema dłońmi drążek sterowniczy X-winga. Zbyt duży hełm pilota bezustannie przesuwał się do przodu, opadając jej na oczy. Kilka pasemek jak zwykle krzywo przyciętej grzywki, przyciśniętych przez hełm, wpadało jej do oczu, i zapewne dlatego Madge mrugała gwałtownie. Ren otworzył się na Moc, pozwalając, by napłynęły ku niemu uczucia dziewczyny. Gdy to się stało, gwałtownie wciągnął powietrze. Madge była niczym tykająca bomba. Kłębiło się w niej tak wiele uczuć, że nie sposób było wszystkie rozróżnić, czy nazwać. Przede wszystkim czuł jednak, że była na niego wściekła, a jednocześnie ogromnie szczęśliwa, że mogła go znów zobaczyć. Nawet w takich okolicznościach, w jakich właśnie się znaleźli. Od Damerona natomiast napłynęła ku niemu wyłącznie paląca nienawiść. Pilot, gdyby tylko był w stanie, zamordowałby go gołymi rękami.
Kylo i Madge przez moment spoglądali na siebie w całkowitym milczeniu. Mężczyzna nie był pewien, ale miał wrażenie, że w oczach Madge dostrzegł błyszczące łzy, które po chwili spłynęły po jej policzkach. A może jedynie mu się wydawało... Nie zauważył, aby dziewczyna coś mówiła, a mimo to po chwili zaświeciła się jedna z kontrolek na pulpicie sterowniczym, oznaczająca przychodzące połączenie. Ktoś usiłował się z nim skontaktować... Ren zmarszczył ciemne brwi. W następnej chwili pstryknął przełącznikiem komunikatora, uruchamiając go.
— To koniec, potworze! — usłyszał płynący z urządzenia głos Damerona. — Przegrałeś! Im mocniej zaciśniesz szpony, tym więcej układów przecieknie ci pomiędzy palcami!
Kylo zaśmiał się z cicha. Czy ten pilot świadomie starał się naśladować jego matkę? Doprawdy, powinien oglądać zdecydowanie mniej tych propagandowych holofilmów. Pilot nadawał na ogólnej częstotliwości. Znaczyło to, że wiadomość mógł usłyszeć nie tylko on, ale również Madge, żołnierze Najwyższego Porządku oraz rebelianci, którzy pozostali na powierzchni Föld. A także wszyscy inni mieszkańcy galaktyki, którzy tylko pragnęli słuchać. Ren czuł, że słuchają. Cała galaktyka wstrzymywała oddech, zastanawiając się, co się wydarzy. Wszyscy najwyraźniej uważali Kylo Rena za głupca, mężczyznę, który nie ma pojęcia, jaki następny krok powinien wykonać, jaką ścieżką podążać. Wysłali do niego Madge, sądząc, że uczucia wezmą w nim górę nad rozsądkiem, co spowoduje upadek jego wielkiego planu. Jego marzeń o porządku i pokoju w galaktyce. Niektórymi powodowała zawiść, niektórzy byli zwykłymi głupcami, nie dostrzegającymi, że on nie był ulepiony z tej samej gliny, co oni. Był jedyny w swoim rodzaju. Mężem, czy kochankiem mógł bowiem zostać każdy, ale prędzej czy później wszyscy odkrywali, że ich tak zwane „domowe szczęście" było jedynie przykrywką dla wszystkich ich porażek. A nic nie mogło być gorsze niż ciągłe życie w kłamstwie, w wypieraniu się własnej natury, w przeczeniu samemu sobie...
— Ileż w tobie nienawiści, pilocie! — odezwał się. — Byłbyś idealnym kandydatem na jednego z rycerzy Ren, gdyby tylko Moc nie poskąpiła ci swego daru!
Z komunikatora dobiegł tym razem dźwięk przypominający głuche warknięcie i Ren zorientował się, że uderzył w czułą strunę.
— Nigdy! — zawołał gwałtownie Dameron, pełen oburzenia. — Nie jestem taki jak ty! Nie zadaję innym cierpienia dla zabawy!
Najwyższy Dowódca zaśmiał się ponownie. Niemal łagodnie, z pobłażliwością.
— Chcesz tego, czy nie, pilocie, Ciemna Strona, to nasza druga natura — powiedział. — Wszyscy cierpimy. Na tym polega życie.
— Wszyscy? — powtórzył Poe. — Ty nie wiesz, co to znaczy! Nie wiesz, co to znaczy stracić wszystko, czy poświęcić się dla innych! Nie wiesz, co to ból! Potrafisz tylko niszczyć, bo nie masz żadnych uczuć!
O nie, to Dameron nie miał o niczym najmniejszego pojęcia, i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy! Był jedynie błaznem, dobrym, gdy trzeba coś wysadzić, ale nie nadawał się do myślenia. Kciuki Najwyższego Dowódcy delikatnie musnęły dwa przyciski aktywujące wyrzutnie torped protonowych. Nie zamierzał kontynuować tej dyskusji. Przestała go bawić. Z łatwością mógłby zamienić i Damerona, i dziewczynę w chmurę szczątków, ale wtedy do jego uszu dobiegł głos Madge.
— Dość! — powiedziała twardo. Musiało to być skierowane do Poe, ponieważ kiedy po chwili zwróciła się bezpośrednio do Kylo, jej głos stał się miękki, pełen czułości. — Ben... — rzekła. Jak ją znał, pewnie nawet nie wiedziała, że przemawia do niego na kanale ogólnym. A jeśli wiedziała, to pewnie nie potrafiła go przełączyć. Nigdy nie zawracała sobie głowy tym, w jaki sposób funkcjonują poszczególne rzeczy. Po prostu miały działać i koniec. Nagle przypomniał sobie, jak, mając kilkanaście lat, wpadła do jego kwatery w Akademii Jedi, w za dużym płaszczu, którego kieszenie zapełniła szmelcem zebranym na terenie całej Akademii, ponieważ Luke wreszcie pozwolił jej zbudować własny miecz świetlny. A ona, jak zwykle, nie miała pojęcia, jak się do tego zabrać, więc przyszła po pomoc do swego najlepszego przyjaciela, Bena Solo... — Ben... — powtórzyła. — Jeszcze możesz przerwać to szaleństwo! Proszę, nie brnij w to dalej! Torturowałeś i mordowałeś niewinnych! Skrzywdziłeś Rey! Skrzywdziłeś nawet mnie! — Głos lekko jej się załamał, lecz mimo to kontynuowała: — Dokonywałeś wyborów, i były to wyłącznie twoje wybory! Jesteś potworem! — Dłonie Rena mocniej zacisnęły się na drążkach sterowniczych. — A mimo to... — mówiła dalej dziewczyna. — Światło nadal czeka na ciebie. Wystarczy, abyś otworzył serce i wpuścił je do siebie. Pozwól sobie pomóc, Ben... Błagam...
Kylo parsknął. Madge zachowywała się jak dziecko. Na co właściwie liczyła? Nic z tego, co powiedziała, nie było dla niego żadną rewelacją. Usiłowała go zmiękczyć? Zmanipulować? Naprawdę sądziła, że da się nabrać na jej fałszywą dobroć i czułość? Przecież wiedziała, że na zawsze już zamknął sobie drogę powrotu na Jasną Stronę Mocy.
— Za późno, Madge — warknął. — Dobrze wiesz o tym, że nigdy już nie wrócę do matki! I ty także nie!
Dziewczyna przyłożyła dłoń do twarzy, jak gdyby pragnęła zetrzeć łzy, które spłynęły jej po policzkach. Rena ogarnęło dziwne uczucie, a jego pewność siebie i zdecydowanie, co do tego, co powinien uczynić, nagle bezpowrotnie wyparowały. Kiedy po raz ostatni widział Madge? Kiedy po raz ostatni trzymał ją w ramionach? Kilka miesięcy temu, które zdawały mu się całą wiecznością. Usiłował ją zabić, a mimo to, ona wróciła do niego, znów ryzykując własnym życiem. Dlaczego? Nie wierzył w niczyją bezinteresowność, a postępowanie Madge wydawało mu się dziwne i niezrozumiałe, choć budziło w nim uczucia, o których już dawno powinien był zapomnieć. Uczucia, które, jak do tej pory sądził, niczym chwasty, zdołał całkowicie wyplenić ze swej duszy.
— Proszę, Ben, wróć! — chlipnęła Madge. — Kocham cię! Dlaczego to nie wystarczy?! Dlaczego to dla ciebie ciągle zbyt mało?!
— To koniec — odrzekł Ben zduszonym głosem. — Ty też o tym wiesz!
Madge gwałtownie pokręciła głową. Hełm pilota ponownie opadł do przodu, na moment przysłaniając jej oczy. Poprawiła go lewą ręką. Ten gest wydał mu się tak niewinny... Przypomniał mu dawną Madge, tę, którą była, gdy oboje uczęszczali jeszcze do Akademii Jedi. Nagle znów zapragnął ją chronić. Nawet przed samym sobą... Nie!, pomyślał, gwałtownie odpychając od siebie tę myśl. Madge musiała zginąć. Takie było jej przeznaczenie! A on miał być tym, który odbierze jej życie! Wtedy ofiara się dopełni!
— Ben — podjęła ponownie dziewczyna, nadal nie dając za wygraną. — Jeśli nie ze względu na nas, zakończ ten konflikt ze względu na swoich ludzi! Ofiaruj pokój mieszkańcom galaktyki!
Kylo Ren z całych sił zacisnął szczęki. W co grała Madge? Czy Organa czekała na przybycie wsparcia i wysłała dziewczynę, aby grała na czas? Zerknął na wyświetlacz taktyczny. Od powierzchni Föld wciąż nie oderwały się inne statki. Żadna flota nie wyszła też w pobliżu z nadprzestrzeni.
— Czy twoi ludzie podzielają wydumane marzenia o wielkości, które nawet nie są twoje, a które przejąłeś od Snoke'a? — Do uszu Rena ponownie dobiegł głos Madge. — Czy życie, które wiodą, daje im szczęście? Myślisz, że jeśli zniszczysz wszystko, będziesz miał czym władać? Myślisz, że ktokolwiek zapamięta zwykłego, bezimiennego szeregowca w białej zbroi? Oddaj swoim ludziom tożsamość! Oddaj rodzicom dzieci, które kazał porywać Hux, aby wcielać je do armii! Pozwól im być po prostu dziećmi! Nigdy nie jest za późno, aby wszystko naprawić! Twoim ludziom, ani tobie nic się nie stanie! — Dziewczyna przerwała na moment. Nie wiedziała, czy ma prawo cokolwiek obiecać Benowi, zwłaszcza, że Najwyższy Porządek był jedyną siłą, która naprawdę liczyła się w tamtym momencie w galaktyce. Czy to, co mówiła, miało więc jakikolwiek sens czy znaczenie? Nie wiedziała. Ale mówiła prosto z serca. Ben musiał to przynajmniej zrozumieć. — Wiem, jak cierpiałeś, pozbawiony domu i ludzi, którzy cię kochają. Wyobraź więc sobie, jak bardzo cierpią dzieci, które nie pamiętają nawet twarzy swych rodziców, ani nie widzą, kim są! A ty masz w swoich rękach władzę, aby to zmienić! Masz moc, aby raz na zawsze zakończyć tę wojnę i przywrócić pokój w tej skrwawionej galaktyce! Powoływałeś się na dziedzictwo swojego dziadka, a co z dziedzictwem twej babki? Znasz jej imię! Padmé Amidala! Przez całe życie walczyła o pokój między planetami, a ty chcesz to zaprzepaścić? Nawet twój dziadek, nawet Darth Vader w swoich ostatnich chwilach nawrócił się, ratując życie twojemu wujowi! On poświęcił samego siebie, ale ty nie musisz tego robić! Wystarczy, że wrócisz do mnie! Do domu! Normalne życie, dom i miłość czekają na ciebie! I na wszystkich, którzy należą do Najwyższego Porządku! Każdy może się nawrócić! Wystarczy, że zwróci się ku Jasnej Stronie!
Madge mówiła długo, nieprzerwanie. Momentami miała nawet wrażenie, jakby przemawiał przez nią ktoś inny. Ben nie przerwał jej ani razu, ale wiedziała, że słuchał. Nie miała jednak pojęcia, że to, co mówiła, słyszeli także żołnierze Najwyższego Porządku. Nie tylko ci, którzy przebywali na niszczycielach, które Kylo Ren zabrał ze sobą do ataku na Föld, ale także ci, którzy porozsiewani byli po bazach na różnych planetach. Transmisja różnymi kanałami przekazywana była dalej i dalej. Niektórzy pod jej wpływem odmówili dalszej walki. Jeden z pierwszych buntów wywołał podobno szturmowiec, który rzekomo był świadkiem jak lady Ren, pijąc i bawiąc się z żołnierzami w mesie na pokładzie „Finalizera", opowiadała im o innym, lepszym życiu – życiu bez ciągłego strachu...
Ruch Oporu także słuchał. Poe Dameron, którego statek wciąż nieruchomo wisiał tuż obok X-winga Madge, przekazywał na Föld każe słowo dziewczyny. Chociaż wiadomość, którą Leia wysłała z Crait nie trafiła do serc mieszkańców galaktyki, może poruszy ich ta wygłoszona przez młodą wojowniczkę, jedną z ostatnich Jedi?
— Ben... — odezwała się jeszcze raz Madge, nim wreszcie zabrakło jej słów. — Nie odtrącaj mnie... Proszę...
Kylo ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że pod powiekami czuje dziwną wilgoć. Madge nie kłamała, ani nie usiłowała go oszukać. Każde jej słowo było szczere. A on... Tak bardzo ją skrzywdził. W jaki sposób zdołała wybaczyć mu całe zło, jakie wyrządził...? Kciuki mężczyzny po raz ostatni musnęły przyciski aktywujące wyrzutnie torped. Był przeklętym egoistą. Nigdy nie myślał o nikim innym, poza samym sobą... Nigdy nawet nie zastanowił się nad tym, jakie katusze musiała przeżywać Madge, widząc go staczającego się w objęcia Ciemnej Strony Mocy, i ciągnącego za sobą całą galaktykę...
Mężczyzna uruchomił komunikator, aby przekazać rozkaz na pokład „Finalizera" i kazać okrętom wycofać się, a później przyjąć delegację z Ruchu Oporu, ale wtedy w Mocy wyczuł, że coś mu grozi. Kątem oka dojrzał rozbłysk światła za bocznym iluminatorem. W następnej chwili X-wing Madge znikł mu z oczu w oślepiającej, potężnej eksplozji. Przez ułamek sekundy przeraził się, że dziewczyna zginęła, że już nigdy więcej jej nie ujrzy, ale wtedy dostrzegł jej statek, opadający ruchem wirowym coraz szybciej w dół, ku powierzchni Föld. Eksplozja oderwała myśliwcowi prawe skrzydło. Kto jednak ośmielił się otworzyć do niej ogień?! Nie był to on, a wybuch był zbyt słaby jak na pojedynczy strzał z któregokolwiek z niszczycieli. Pocisk musiał więc zostać wystrzelony przez jego skrzydłowego. Ren warknął głucho. Sięgnął Mocą ku Madge. Odpowiedziała na próbę jego kontaktu, o dziwo spokojna i szczęśliwa, jak gdyby uważała, że nie musi już dłużej żyć, skoro Ben ponownie otworzył się przed nią. Wierzyła, że od tej pory Solo zawsze będzie wiedział, jakich wyborów dokonywać, i jak kroczyć ścieżką Jasnej Strony Mocy. Ben sam nie był jednak tego taki pewien. Wiedział, że bez Madge nie poradzi sobie. Jej obecność zawsze była dla niego niczym drogowskaz! Nie mógł jej teraz utracić! Przypomniał sobie wizję pustego grobowca, w którym miało kiedyś spocząć jego ciało. Wzdrygnął się na samą myśl o tym, co zamierzał uczynić. Wcale nie chciał skończyć w ten sposób! Na Moc, co on usiłował sobie wmówić?! Skierował dziób swego statku w kierunku, gdzie zniknął X-wing dziewczyny, ale wtedy jego myśliwcem szarpnęło mocno. Wszystkie kontrolki zapłonęły krwistą czerwienią. Solo z przerażeniem spoglądał, jak powoli przestają działać kolejne systemy statku. Mocniej uchwycił ster, ale maszyna nie zamierzała wykonywać jego poleceń. TIE Whisper z zawrotną prędkością zaczął pikować w dół. Coś uderzyło w tył myśliwca. Ben poczuł gwałtowną falę gorąca, przed którą ledwo zdołał osłonić się Mocą, a w następnej chwili cały jego świat zniknął w oślepiającym rozbłysku bieli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top