III. Finalizer
Pokład gwiezdnego niszczyciela, Finalizera, 35 lat po bitwie o Yavin
Po zniszczeniu meganiszczyciela o nazwie „Supremacy", który stanowił siedzibę poprzedniego Najwyższego Dowódcy – Snoke'a – Kylo Ren na swą główną kwaterę oraz okręt flagowy wybrał gwiezdny niszczyciel o nazwie „Finalizer". To na jego pokładzie przechowywał maskę Dartha Vadera. Artefakt, którego poszukiwał przez lata. Po pierwszym spotkaniu z Rey, byłą zbieraczką złomu z Jakku, gdy dziewczyna pozostawiła go rannego w śniegach bazy Starkiller, udał się jednak do swych kwater na pokładzie „Supremacy". Nie był jeszcze gotów, aby spojrzeć na maskę, którą niegdyś nosił jego dziadek. Miał bowiem wrażenie, że go zawiódł. Zawiódł, ponieważ pozwolił, aby pokonała go dziewczyna, która po raz pierwszy dzierżyła w dłoni rękojeść miecza świetlnego. Ta sama dziewczyna stała się później silnym sprzymierzeńcem Ruchu Oporu i odnalazła Luke'a Skywalkera, który ukrywał się na Ahch-To. Ale Luke był martwy i nie uchroni już Ruchu Oporu przed upadkiem. Leia Organa będzie musiała odejść, ustąpić miejsca nowemu porządkowi, rządom sprawiedliwości, które zaprowadzi Najwyższy Porządek. Co gorsza, Rey na pewien czas zaćmiła umysł Kylo. Zapomniał o Madge, zapomniał o wszystkim, liczyła się dla niego tylko ta przeklęta zbieraczka złomu. To dla niej zabił Snoke'a. A później, gdy ramię w ramię stawiali czoła jego pretoriańskiej straży, był pewien, że Rey na zawsze odmieni jego życie. Kto by pamiętał o jakimś młodzieńczym romansie sprzed prawie dziesięciu laty? Był pewien, że Madge już dawno ułożyła sobie życie, bez niego. Nie szukał jej wyłącznie dlatego, że miał do niej sentyment i nie chciał jej zabić. To Rey miała stać się jego drugą połową. Jego nadzieją. Zbawieniem. Ale ona odrzuciła go. Nie chciała przyłączyć się do Kylo Rena. I wtedy mężczyzna przypomniał sobie, że jego prawdziwa nadzieja oraz zbawienie pozostała na Tatooine. Niepotrzebnie usiłował zastąpić Madge inną kobietą. Teraz nie rozumiał nawet, jak w ogóle mogło mu to choćby przyjść do głowy... Dlatego, gdy tylko udało mu się w miarę ustabilizować swą pozycję w szeregach Najwyższego Porządku, udał się na Tatooine. Ben Solo obiecał Madge, że wróci po nią. Zawiódł jej wiarę, ale ona nadal pozostała mu wierna. Nadal czekała na niego, a upływający czas nie miał żadnego wpływu na jej uczucia. Najwyższy Dowódca pragnął, aby dziewczyna swe uczucia przeniosła na Kylo Rena. Miałby w niej zaufaną sojuszniczkę. Chroniliby siebie nawzajem. Jednak, czy kiedykolwiek zdoła przekonać ją do siebie...?
Gdy prom dowodzenia wylądował w głównym hangarze „Finalizera", na przybycie wodza czekał już generał Hux w asyście oddziału szturmowców, odzianych w białe, lśniące i nieskazitelne zbroje. Kylo Ren pierwszy opuścił pokład swego statku. Za nim ruszyli żołnierze. Dwóch z nich prowadziło szarpiącą się i rzucającą bluzgami, młodą kobietę o ciemnych włosach i niebieskich oczach. Armitage przywołał na twarz najbardziej neutralny wyraz, na jaki było go stać. Mimo to, kącik jego ust drgnął nerwowo. Kolejna dziewczyna... Oczywiście.
— Najwyższy Dowódco — odezwał się, lekko skłaniając głowę. Dłonie trzymał splecione za plecami. Palcami lewej ręki lekko musnął prawy rękaw swego munduru. Ukrywał w nim sztylet z monomolekularnym ostrzem. Już nie raz kusiło go, aby użyć tej broni. Żałował, że tak późno sięgnął po blaster, gdy znalazł nieprzytomnego Kylo Rena na pokładzie zniszczonego meganiszczyciela Snoke'a – „Supremacy". Gdyby wtedy zastrzelił swego rywala, sam zostałby Najwyższym Dowódcą. I nie podlegałby rozkazom tego nieudolnego głupca, jakim był Kylo Ren.
— Generale Hux — odpowiedział na jego powitanie odziany w czerń mężczyzna. Jego głos był zimny niczym lód. Odsunął się na bok, aby zrobić miejsce dla dwóch szturmowców, którzy prowadzili więźniarkę.
Armitage niechętnym spojrzeniem obrzucił brudną kobietę w łachmanach.
— Co mamy z nią zrobić? — spytał.
— Zabrać do celi — rozkazał Ren.
Generał skinął głową.
— Czy mamy ją przesłuchać?
— Nie — powiedział Kylo. — Sam się nią zajmę.
— Oczywiście — potwierdził Hux. — Zabierzcie ją — rzucił w kierunku szturmowców. Nie omieszkał jeszcze raz obrzucić dziewczyny pełnym wzgardy spojrzeniem. Oczy więźniarki zapłonęły, choć jej twarz była blada, a policzki znaczyły ślady łez. Odwzajemniła się generałowi podobnym spojrzeniem, a chwilę później... Splunęła mu w twarz. Hux cały aż poczerwieniał. Cofnął się o krok, ścierając z policzka resztki jej śliny. — Zabrać stąd to ścierwo! — wrzasnął. Kątem oka zauważył, że dłonie Rena zacisnęły się w pięści, więc postanowił nieco spuścić z tonu. Wolał nie ryzykować kolejnego wybuchu furii swego wodza. — Zabrać ją — powtórzył spokojniej. — Nikt nie ma prawa się do niej zbliżać bez wyraźnego rozkazu Najwyższego Dowódcy!
— Tak jest, sir! — zawołał natychmiast jeden z żołnierzy.
Kylo Ren bez słowa obserwował, jak szturmowcy wyprowadzają Madge z hangaru. Mimo kajdanek ogłuszających, dziewczyna wciąż wyrywała się im i odmawiała współpracy, jakby dla zasady. Jakie bowiem mogła mieć szanse na statku pełnym żołnierzy Najwyższego Porządku? Ponieważ nie zamierzała być grzeczną dziewczynką, jeden z eskortujących ją szturmowców w końcu stracił cierpliwość. Uderzył Madge kolbą karabinu blasterowego w tył głowy, aż zupełnie pociemniało jej przed oczami. Na moment zamroczona, osunęła się na pokład. Gdy Ren to ujrzał, zawrzał w nim gniew. Madge była już wystarczająco zniszczona przez to, co jej zrobił i przez alkohol, który przez lata wlewała w siebie z rozpaczy, bez opamiętania. Nie zamierzał pozwolić, aby katowali ją ludzie, którzy podlegali jego rozkazom!
— Stać! — wrzasnął, aż stojący obok niego Hux wzdrygnął się. Ren szybkim krokiem ruszył ku szturmowcom, którzy usiłowali podźwignąć na nogi słaniającą się dziewczynę. Odepchnął ich na bok i chwycił Madge w pasie. Głowa dziewczyny opadła na jego pierś, co wywołało u niego szybsze bicie serca. — Nigdy więcej nie waż się jej tknąć! — warknął do żołnierza, który ośmielił się podnieść na nią rękę. — Podaj mi swój numer! Natychmiast!
Przerażony szturmowiec dał kilka kroków w tył, ale chwilę później opanował się i stanął na baczność.
— Tak jest, sir! — zawołał. — Mój numer to FN-2199!
— FN-2199, jeśli jeszcze raz tkniesz tę kobietę choćby palcem, będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobisz! Zrozumiałeś?!
— Tak jest! — zawołał ponownie szturmowiec.
— Sir, czy mam odeskortować więźnia do celi? — spytał drugi z żołnierzy.
— Nie ma takiej potrzeby — syknął Ren. — Sam to zrobię!
Pochylił się, wsunął prawe ramię pod nogi dziewczyny i uniósł ją. Hux gestem przywołał do siebie szturmowców. Zmarszczył brwi, ale w żaden sposób nie skomentował zachowania przywódcy. Członkowie Najwyższego Porządku przywykli już do dziwactw Rena, więc nikogo nie powinien dziwić widok Kylo eskortującego więźnia do celi w swych własnych ramionach. A nawet gdyby, nikt nie śmie zwrócić mu na to uwagi, obawiając się jego gniewu...
W pewnej chwili Madge poruszyła się niespokojnie, co Ren wziął za znak, że dziewczyna wróciła już do siebie. Postawił ją więc na pokładzie i odstawił do celi, trzymając na łokieć. O dziwo, posłusznie szła za nim ze spuszczoną głową. Było to do niej niepodobne, ale Kylo podejrzewał, iż po prostu straciła już resztki nadziei i nie widziała sensu w dalszej walce.
— To tylko tymczasowe rozwiązanie — zapewnił, zdejmując z jej dłoni kajdanki w niewielkiej celi. — Znajdę dla ciebie inną kwaterę, ale na razie musisz zostać tutaj.
Madge rozmasowała obolałe nadgarstki, siadając na wąskiej pryczy.
— Czy ty w ogóle słuchasz, co ja do ciebie mówię? — rzuciła. — Nie kłopocz się ze znajdowaniem dla mnie innej kwatery. Nie dołączę do ciebie. Nie będę ci służyć. Nie będę twoją marionetką!
Ren machinalnie skinął głową, puszczając jej słowa mimo uszu. Nie przyjmował do wiadomości, że dziewczyna może nie przyjąć jego propozycji. Potrzebował jej i albo dobrowolnie zgodzi się zostać z nim, albo zmusi ją do tego siłą.
— Masz do wyboru, pozostać u boku kogoś, kto cię rozumie, albo wrócić na Tatooine i bez opamiętania chlać co popadnie!
Dziewczyna prychnęła.
— Mam wybór? — powtórzyła. — W takim razie odstaw mnie na Tatooine, skąd mnie zabrałeś!
Kylo Ren parsknął ze złością. Złapał ją za ramię i szarpnął mocno, zmuszając, aby spojrzała prosto w wizjer jego maski.
— Twój drogocenny Ben Solo, dla którego pozbawiłaś się własnego imienia, już nie wróci! — warknął. — Nie zabierze cię z Tatooine i nie będziecie żyli długo i szczęśliwie! Dam ci dobrą radę: pozwól przeszłości umrzeć. Inaczej nigdy nie staniesz się tym, kim przeznaczone było ci się stać!
Po tych słowach puścił ramię dziewczyny i opuścił celę. Madge usiadła na pryczy, ciasno obejmując się ramionami i ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w podłogę. Dlaczego Renowi tak bardzo zależało akurat na niej? Czego tak naprawdę od niej chciał? Powiedział jej, że wcale nie jest ostatnią Jedi. Musiał więc myśleć o tej dziewczynie z Ruchu Oporu, o której już krążyło mnóstwo plotek. Podobno była sierotą z Jakku, jakąś zbieraczką złomu, czy kimś podobnym i miała na imię Rey. Z tego, co słyszała Madge, dziewczyna odnalazła mistrza Luke'a, który po utracie swej ukochanej Akademii Jedi udał się na dobrowolne wygnanie, obwiniając o wszystko samego siebie. Rok temu miała miejsce pamiętna bitwa na Crait, mineralnej planecie, w której starły się ze sobą wojska Najwyższego Porządku oraz Ruchu Oporu. Był tak także Luke Skywalker. Dzięki niemu Ruch Oporu zdołał uniknąć całkowitego zniszczenia i powoli odbudowywał swe struktury. Po tym wydarzeniu pojawiły się kolejne plotki. Według jednej z nich, mistrz Jedi nadal przebywał w szeregach Ruchu Oporu, ucząc dziewczynę z Jakku tajników Mocy. W to jednak Madge nie wierzyła, nieważne, jak bardzo pragnęłaby, aby ta informacja okazała się prawdziwa. Luke Skywalker nie żył. Wyczuła w Mocy jego odejście. Odchodził spokojny, pewien, że wypełnił swe przeznaczenie, a mimo to Madge poczuła się, jak gdyby ktoś wbił w jej serce lodowaty sztylet. Nadal pamiętała tamten dzień, tamtą straszliwą chwilę, gdy uświadomiła sobie, że człowiek, który przez lata zastępował jej ojca, odszedł na zawsze. Nie umiała poradzić sobie z kipiącymi w niej uczuciami – zdemolowała zaplecze kantyny Toofo, niszcząc wszystko, co stanęło jej na drodze. Na ścianach pomieszczenia nadal widniały sczerniałe smugi, pozostawione przez ostrze jej miecza świetlnego. Rodianin od początku trochę bał się Madge, więc nie zażądał od niej nawet kredyta za zniszczenia, które spowodowała, a ona kilka kolejnych dni pamiętała jak przez mgłę. Piła na umór, aby tylko nie być trzeźwą – aby tylko nie musieć myśleć. Gdy bywała trzeźwa, wszystko stawało się jeszcze straszniejsze, a świadomość, że Luke umarł i już nigdy więcej go nie ujrzy, uderzała w nią z całą mocą. Najgorsze jednak było to, że podczas ostatniego spotkania z Luke'm, powiedziała mu, że go nienawidzi. Oczywiście, nie było to prawdą, ale już nigdy nie będzie jej dane wyjaśnić mu tego. Mogła mieć jedynie nadzieję, że Luke znał jej prawdziwe uczucia do niego. Ale mimo to, i tak czuła, że go zawiodła. Jego i Bena, który z pewnością cierpiał ogromnie, nim Kylo Ren zdecydował się wreszcie litościwie zakończyć jego życie...
— Luke... Ben... — wyszeptała. — Wybaczcie mi... Proszę...
Ukryła twarz w dłoniach, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Myślała o tym, jak mocno kochała ich obu i jak głupia była, mówiąc im to tak rzadko. Prawie w ogóle. Oddałaby wszystko, aby móc to jakoś naprawić... Lecz nie mogła już nic zrobić. Wszystko przepadło... Jednak, gdy jej myśli powędrowały ku Benowi, dziewczyna zmartwiała na moment. Miała wrażenie, że wyczuwa jego obecność... Jakby... Jakby był gdzieś w pobliżu...
— Madge... — usłyszała w głowie jego głos, jakby usiłował skontaktować się z nią za pośrednictwem Mocy.
Gwałtownie wciągnęła powietrze, rozglądając się dookoła.
— Ben! — zawołała. — Gdzie jesteś?!
Wrażenie jego obecności nagle znikło. Przepadło. Madge pociągnęła nosem, zwijając się w kłębek na wąskiej pryczy. Nikogo tam nie było. Tylko ona. I jej udręczony umysł...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top