Rozdział VI

Maleen stała przy oknie w sypialni, ubrana jedynie w koszulę Jacena. W dłoni trzymała kubek gorącej, pachnącej pariszy. Oglądała zachód słońca na Coruscant, który za każdym razem zapierał jej dech w piersiach i wprawiał ją w niewypowiedziany zachwyt. Krajobraz planety malował się w złoto-pomarańczowe kolory, którymi ostatnie promienie słońca zalewały wszystkie budynki. Za chwilę zapadnie zmrok i rozbłysną kolorowe neony. Rozpocznie się życie nocne Coruscant – hałaśliwe i kolorowe. To były ostatnie chwile leniwego spokoju...

Dziewczyna czuła na sobie wzrok Jacena, który obserwował ją, rozciągnięty na łóżku. Z cichym westchnieniem odstawiła kubek na parapet i odwróciła się ku niemu. Solo spoglądał na nią z rozmarzonym uśmiechem, więc i ona uśmiechnęła się lekko. Przysiadła na skraju łóżka, delikatnie przeczesawszy dłonią włosy mężczyzny. Gdy tak spoglądała na niego, nagle w jej umyśle pojawił się obraz z koszmaru – Jacen martwy, z sercem przebitym fioletową klingą miecza świetlnego jego siostry. Cała krew odpłynęła jej z twarzy. Jednocześnie wyczuła lekką zmianę w emocjach Jacena. Jego serce wypełniła troska – troska o nią, ale też coś jeszcze... Coś, czego nie znała, nie rozumiała i nie potrafiła rozszyfrować...

Solo ujął dłoń dziewczyny w obie dłonie i ucałował jej wnętrze. Po chwili chwycił Maleen w pasie i przyciągnął do siebie. Pisnęła, kiedy całym swym ciałem przyszpilił ją do materaca.

— Jacen... — wykrztusiła.

Jego orzechowe oczy zabłysły.

— Jestem Jedi, Maleen — oświadczył. — Wiem, o czym myślisz i nie podoba mi się to. Ale... — Na moment zawiesił głos, obrzucając jej ciało głodnym spojrzeniem. Maleen zmarszczyła brwi, czując, że tym razem, dla odmiany na jej policzki wypływa głęboki rumieniec.

— Ale...? — powtórzyła nieco ochrypłym głosem.

— Ale myślę, że wiem, co mógłbym zrobić, abyś zapomniała o swoich koszmarach... — Delikatnie rozpiął pierwszy guzik przy jej koszuli.

— Doprawdy? — wymruczała.

Jacen był jej jedyną, prawdziwą miłością. Jego obecność oraz bliskość sprawiały, że przestawała myśleć o czymkolwiek. Dokładnie tak, jak w tamtej chwili. Jacen odpiął kilka kolejnych guzików koszuli, którą miała na sobie i rozchylił biały materiał, odsłaniając piersi dziewczyny. Maleen poczuła, jak wszystkie jej troski oraz obawy ulatują, a jej serce wypełnia bezgraniczna miłość do tego niezwykłego mężczyzny. Wyciągnęła dłoń, z czułością gładząc jego policzek czubkami palców.

— Jacen... — wyszeptała.

Solo uśmiechnął się. Jego oczy lśniły, gdy pochylił się ku niej, aby złożyć na jej ustach czuły pocałunek. Po chwili pociągnął ją ku górze i gdy usiadła naprzeciwko niego, zsunął z niej koszulę, zrzucając ją na podłogę. Dłonie Jacena błądziły po całym ciele Maleen, w ślad za jego ustami. Dziewczyna westchnęła głębiej, a wtedy Solo przyciągnął ją do siebie, aby mogła poczuć, jak bardzo jej pragnie. Ich wargi ponownie spotkały się w namiętnym pocałunku i Jacen znów ułożył ją na materacu, przyciskając do niego całym swym ciałem. Byli spleceni w tak ciasnym uścisku, że Maleen czuła przyspieszone bicie serca Jacena. Przytulił usta do jej ust, a ona objęła go ciasno ramionami, wplatając palce w jego włosy. Usta Jacena powoli przesunęły się na szyję dziewczyny. Kiedy wszedł w nią powoli, z jej ust wyrwał się głośniejszy jęk. Jacen kochał ją, jak gdyby nigdy nie miał przestać, a Maleen na każdy jego ruch odpowiadała z równą namiętnością. Dłonie mężczyzny muskały jej piersi, a każdy jego dotyk był pełen czułości i delikatny niczym pajęcza sieć. Maleen przymykała oczy, szepcząc jego imię, podczas gdy Jacen poruszał się w niej, z początku wolno (niemal jakby ją drażnił, wiedząc, że z każdym ruchem ona pragnęła coraz więcej), a później z każdą chwilą coraz bardziej przyspieszając rytm. Rozciągał ją cudownie, wypełniał sobą, doprowadzając niemalże na skraj szaleństwa. Wbiła palce w jego ramiona, gdy doprowadził ją na szczyt, sprawiając, że zacisnęła się na nim mocno, na moment całkowicie tracąc oddech. Jej oczy rozszerzyły się, a po chwili odrzuciła głowę do tyłu z głośnym jękiem. Jacen nie przestawał poruszać się w niej, więc rozkosz trwała bez końca, a Maleen mocno zaciskała powieki, dostrzegając pod nimi gwiazdy. W pewnym momencie Jacen objął ją jeszcze mocniej, przyciskając do siebie całe jej ciało. Na moment całkowicie zesztywniał w jej ramionach. Z jego ust wyrwało się głębokie westchnienie i wtedy Maleen poczuła w sobie jego spełnienie. Oboje jeszcze przez moment trwali w całkowitym bezruchu, aż wreszcie Maleen, ciężko dysząc, odważyła się otworzyć oczy. Jacen rozciągnął usta w uśmiechu, pochylając się ku niej. Na moment oparł czoło o czoło dziewczyny, spoglądając głęboko w jej oczy.

— Maleen — wyszeptał.

— Jacen — odpowiedziała równie cicho.

— Kocham cię... — wymruczał prosto do jej ucha, całując jego płatek.

Maleen przesunęła dłońmi po jego ramionach.

— Ja też cię kocham... — powiedziała.

Jacen wysunął się z niej i położył obok. Maleen uśmiechnęła się. Przylgnęła do mężczyzny, tuląc się do niego mocno. Oparła głowę na jego ramieniu, z czułością wodząc palcem po jego piersi. Solo westchnął cicho. Otoczył dziewczynę ramieniem, bawiąc się kosmykiem jej ciemnych włosów. Maleen czuła się cudownie w jego czułym uścisku. Odprężona i kochana, myślała wyłącznie o tym, co tu i teraz, delektując się obecnością Jacena. Przymknęła oczy. Jacen sięgnął po pled, okrywając nim ich oboje. Maleen zamruczała z zadowoleniem, kiedy otuliło ją przyjemne ciepło. Pomyślała, że mogłaby zostać tak już na zawsze... Ciepło sprawiło, że zaczęła stawać się senna. Już niemal zapadała w sen, kiedy Jacen ponownie wymówił jej imię. W pierwszej chwili pomyślała, że tylko jej się wydawało, ale po kilku sekundach Solo ponownie wymówił jej imię i połaskotał ją w ucho. Skrzywiła się i lekko uchyliła powieki, odpychając jego rękę.

— Solo... — zamruczała. — Jeszcze ci mało?

Podciągnęła się lekko, aby móc go pocałować. Jacen zachichotał. Po chwili jednak spoważniał i dziewczyna znów wyczuła nagłą zmianę w jego emocjach. Powoli wspięła się na mężczyznę, muskając ustami jego szyję.

— Maleen, chciałem z tobą porozmawiać — rzekł Jacen, uśmiechając się lekko. Ujął twarz dziewczyny w obie dłonie, odgarniając na bok jej włosy.

— O czym? — spytała, a na jej wargi wypłynął lekki uśmiech.

— O nas — odrzekł mężczyzna.

Uśmiechnął się tajemniczo, natomiast Maleen poczuła się całkowicie zbita z tropu. Zamrugała.

— To znaczy? — spytała niepewnie.

Jacen nie przestawał się uśmiechać.

— Jest nam razem tak dobrze — powiedział, gładząc kciukami jej policzki. — Ale myślę, że mogłoby być jeszcze lepiej...

Maleen gwałtownie wciągnęła powietrze. Nie miała pojęcia, o czym mówił Jacen. O co mogło mu chodzić? Ogarnął ją niepokój, który gwałtownie wzmógł się, gdy usłyszała kolejne słowa Jacena.

— Chciałbym mieć z tobą dziecko — wyznał, spoglądając z miłością prosto w jej oczy.

Kobieta przestała się uśmiechać. Jej serce waliło jak młotem, obijając się dziko o jej żebra, jak gdyby pragnęło wyrwać się z jej piersi. Kochała Jacena. Do tej pory sądziła, że byłaby zdolna zrobić dla niego wszystko, ale... Nie to. Nie dziecko. Nie rozmawiali o tym zbyt często, ale gdy na początku ich znajomości wypłynął ten temat, powiedziała Jacenowi, że nie chce mieć dzieci, ponieważ po prostu ich nie lubi. Nie przypominała sobie, aby w ostatnim czasie zrobiła lub powiedziała coś, co mogłoby dać mu podstawę do myślenia, że zmieniła zdanie. Poza tym, po wizji, której doznała w Akademii Jedi, nabrała przekonania, że dziecko byłoby jednym (jeśli nie jedynym) z powodów, dla których Jacen przeszedłby na Ciemną Stronę Mocy... Obiecała sobie, że do tego nie dopuści. Przygryzła wargę, niepewna, jak Jacen przyjmie odmowę. Praktycznie nigdy nie widziała, żeby był zły, ale nie mogła znieść smutku w jego oczach. Rozumiała jednak, że tym razem musi być silna. Musi postawić na swoim, bo inaczej oboje gorzko pożałują decyzji o posiadaniu dziecka...

— Jacen... — zaczęła. Odchrząknęła, gdyż nagle poczuła, że zaschło jej w gardle. — Jesteś pewien? — spytała.

Oczy mężczyzny zabłysły.

— Tak, Maleen — odparł. Pocałował ją, ale chwilę później cofnął się, gdyż dziewczyna nie odwzajemniła jego pocałunku. — Co się stało? — spytał. — Maleen, jesteś cudowna. Kocham cię i wiem, że stworzylibyśmy wspaniałą rodzinę...

Odsunęła się od niego, siadając na łóżku. Podciągnęła kolana pod brodę, mocno obejmując je ramionami.

— Myślałam, że już jesteśmy rodziną — odparła. W jej głosie pobrzmiewały nutki złości. — Ja już ci nie wystarczam?!

Solo zmarszczył brwi, siadając obok niej.

— Nie, to nie tak — powiedział, obejmując ją. — Kocham cię, i myślałem, że ty też się ucieszysz...

— Ucieszę?! — krzyknęła, aż Jacen cofnął się. — Z czego?! — Do oczu dziewczyny napłynęły łzy, które po chwili spłynęły po jej bladych policzkach. Starła je ze złością. — Wiedziałeś, że ja nie chcę mieć dzieci! Nie zmieniłam zdania — powiedziała twardo, odwracając wzrok.

— Maleen... — Jacen delikatnie, z czułością pogładził jej włosy. — Byłabyś wspaniałą matką. Widziałem to.

Zesztywniała, spoglądając na niego z bezgranicznym zdumieniem.

— Widziałeś...? — powtórzyła.

Solo skinął głową. Na jego usta ponownie wypłynął lekki uśmiech.

— Wtedy, w parku — rzekł, ujmując jej prawą dłoń, na której cały czas zawiązaną miała plecioną bransoletkę z kolorowymi koralikami. Odkąd jej ją kupił, nie widział, aby Maleen zdjęła ją choć na chwilę. — Miałem wizję... — Pocałował każdy jej palec po kolei. — Mieliśmy córkę. Śliczną dziewczynkę, tak bardzo podobną do ciebie... Byliśmy tak ogromnie szczęśliwi... — Przycisnął Maleen do swej piersi, choć z początku wyrywała się i usiłowała go odepchnąć. Szczęście nie trwałoby wiecznie, jeśli w ogóle by się pojawiło. Wiedziała o tym, ale nie chciała mówić Jacenowi co spotkało go w jej wizji. Jeszcze nie teraz. Za bardzo się bała. — Moglibyśmy dać jej na imię Allana, jeśli byś się zgodziła...

Głos Jacena nabrał cieplejszych tonów i dziewczyna domyśliła się, że wspominał wizję, której sam doznał. Nie miała pojęcia, co ujrzał, ale musiało być to coś o wiele lepszego od tego, o czym śniła ona. Nie rozumiała jednak, dlaczego w takim razie ich wizje aż tak drastycznie różniły się od siebie. On widział ich z dzieckiem jako szczęśliwą rodzinę, a ona widziała dziecko jako przyczynę ich nieszczęścia. Oczywiście, prawda mogła leżeć gdzieś pośrodku, ale Maleen nie chciała się o tym przekonywać. Po chwili dotarło do jej umysłu także imię, które wymówił Jacena. Allana. Poczuła się, jak gdyby ktoś uderzył ją obuchem w głowę. Allana... Tak miało na imię dziecko, które ujrzała w wizji w Akademii. Dziecko, które nazwało ją swoją matką... Wtedy odtrąciła je, i tym razem uczyniłaby dokładnie to samo.

— Nie! — odparła stanowczo. — Nie chcę mieć dzieci i nie rozmawiajmy o tym więcej!

Jacen ujął twarz dziewczyny w obie dłonie. Pocałował ją w czoło i przytulił ponownie. Wyczuła promieniujący od niego smutek. Tego obawiała się najbardziej, ale Solo nie próbował jej dłużej przekonywać.

— Przemyśl to jeszcze — poprosił jedynie.

W następnej chwili wypuścił ją z ramion, położył się i okrył pledem. Maleen omal nie pękło serce. Jacen odwrócił się do niej tyłem, czego nigdy wcześniej nie robił. Sprawiła mu ból i zawiodła go. Pociągnęła nosem, także kładąc się na łóżku. Wtuliła twarz w poduszkę, okrywając się skrawkiem pledu. Musnęła stopą nogę Jacena, ale nie zareagował. Nie chciała zasypiać, gdy byli niepogodzeni, więc po krótkiej chwili odwróciła się, tuląc do jego pleców. Z czułością gładziła dłonią nagie ramię mężczyzny.

— Jacen, kocham cię — powiedziała cicho. — Poświęciłabym dla ciebie nawet własne życie... Ale dziecko... — Pokręciła głową, choć i tak nie mógł tego zobaczyć, nadal odwrócony do niej tyłem. — Tego nigdy ode mnie nie wymagaj, błagam cię...

Nie odpowiedział, więc pocałowała go w kark i oparła głowę na poduszce. Nie zabrała jednak dłoni z jego ramienia. Po chwili Jacen westchnął i oparł rękę na jej dłoni. Ich palce splotły się. Jedynym pragnieniem Maleen było uczynić go szczęśliwym. Jednocześnie, egoistycznie pragnęła zatrzymać go przy sobie, tylko dla siebie. Choć, gdyby kiedykolwiek miała wybierać, wolałaby, aby kazał jej się wynosić, niż oglądać go martwego...

— Kocham cię... — powtórzyła.

Jacen wreszcie odwrócił się twarzą do niej, nadal trzymając jej dłoń w mocnym uścisku.

— Wiem — odparł.

Wyswobodziładłoń spomiędzy jego palców i na moment przytuliła ją do policzka mężczyzny.Solo objął ją i przycisnął do swej piersi. Maleen ukryła na niej twarz. Łzyznów napłynęły do jej oczu, ale zamrugała szybko, aby się ich pozbyć. Objęłaszyję Jacena ramionami i wtedy jej wzrok padł na bransoletkę, którą od niegodostała. Serce dziewczyny przeszył nagły chłód. Przypomniała sobie dziwnezachowanie Jacena wobec starej handlarki, która sprzedała im tę plecionkę.Mówił, że coś nie spodobało mu się w tej kobiecie. Czyżby miał rację? W końcu...Maleen uświadomiła sobie, że pierwszy raz koszmar przyśnił jej się właśniewtedy, gdy Jacen kupił jej tę bransoletkę. Pod wpływem nagłego impulsu zsunęłaz dłoni ozdobę. Przez chwilę przewracała ją pomiędzy palcami. Muskała opuszkaminiewielkie koraliki, jeden za drugim i w pewnym momencie w jej umyśle pojawiłysię słowa: Unieśmiertelni swą miłość.Nie była to jej myśl. Miała wrażenie, jakby ktoś z zewnątrz umieścił to zdaniew jej głowie. Czym prędzej odłożyła bransoletkę na nocny stolik. Jacen jużzasnął. Przez chwilę spoglądała jeszcze na jego spokojną twarz. Pogładziłapoliczek mężczyzny grzbietem dłoni. Czego... Kogo dotyczyły słowa, które takniespodziewanie znalazły się w jej umyśle? Co to znaczy „unieśmiertelni swąmiłość"? Nie, nie chciała się nad tym teraz zastanawiać. Miała co do tego złeprzeczucia... Odsunęła więc złe myśli na bok. Przylgnęła do Jacena, pragnąc czućciepło jego ciała i słyszeć bicie jego serca. Zamknęła oczy. Nim minęło kilka chwil,zapadła w spokojny sen bez snów...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top