Rozdział IX

Po powrocie na Coruscant, Maleen starała się udawać, że nic się nie stało, że nigdy w ogóle nie spotkała Brishy Shio, ani nie widziała holokronu, który przyzywał ją do siebie. Było to jednak ogromnie trudne, i dziewczyna powoli zaczynała mieć wrażenie, że traci zmysły. Wróciły koszmary, choć przestała nosić bransoletkę, a słowa zawartego w niej proroctwa bezustannie pojawiały się w jej umyśle. Zastanawiała się nawet, czy to przypadkiem nie Brisha wpływa w jakiś sposób na jej myśli, aby przyciągnąć ją do siebie, i... Na Ciemną Stronę Mocy. Budziła się w nocy z krzykiem, lub zalana łzami. Często ze snu wyrywał ją Jacen, nie mogąc zrozumieć, co się dzieje. Maleen wołała go po imieniu, jakby był gdzieś daleko, podczas gdy znajdował się przecież tuż obok niej. Uspokajała się dopiero, gdy brał ją w ramiona i otaczał swym ciepłem. Mimo to, w ciągu dnia i tak była niespokojna i rozdrażniona. Potrafiła myśleć tylko o swych snach i znów analizowała ich każdy, najdrobniejszy nawet szczegół. Jedynym plusem całej tej sytuacji było to, że Jacen przestał wreszcie mówić o dziecku, ponieważ zauważył, że każda, nawet najmniejsza wzmianka o nim, doprowadza Maleen do rozpaczy. Dziewczyna przyjęła to z ulgą, ponieważ dodatkowo martwiła się, że Solo spróbuje wykorzystać jej chwilową słabość dla własnej korzyści. Zrozumiała jednak, że była głupia, myśląc w ten sposób. Jacen ją kochał i zależało mu na jej szczęściu. Nie mógłby znieść myśli, że ją unieszczęśliwia, podobnie jak nie mógł patrzeć na jej rozpacz. Maleen nadal nie mówiła mu, co jej się śni, co aż tak bardzo ją przeraża, a on nie naciskał, bezustannie wmawiając sobie to samo – dziewczyna powie mu o wszystkim, gdy sama zdecyduje, że jest na to gotowa. Wymuszanie na niej czegokolwiek nie ma najmniejszego sensu. Solo wyszukiwał więc dla Maleen jak najwięcej zajęć, zabierał ją na spacery, przejażdżki, w odwiedziny do swych rodziców, aby tylko ją czymś zająć, żeby nie myślała o swych koszmarach. Na krótki czas przynosiło jej to ulgę, ale potem sny znów wracały. Co więcej, Maleen nadal nie dawało spokoju to, że pozostawiła na asteroidzie Brishę Shio i nikomu nie powiedziała o swym spotkaniu z nią. Zastanawiała się, kim mogła być ta tajemnicza kobieta. Wreszcie postanowiła poszukać jakichś informacji o niej. Ale Brisha Shio jak gdyby w ogóle nie istniała... Maleen nie znalazła nigdzie żadnej wzmianki o niej. W końcu stwierdziła, że Brisha musiałaby być wyjątkowo głupia, gdyby podała jej swą prawdziwą tożsamość. Jak jednak mogła nazywać się naprawdę? Tego Maleen nigdy by nie zgadła. Jedynym, co mogła zrobić, było wyszukiwanie wszelkich możliwych anagramów nazwiska Brisha Shio i niejako liczenie na łut szczęścia. Najobszerniejsza archiwa znajdowały się w Akademii Jedi, więc to tam dziewczyna prowadziła swe poszukiwania. Komputer w bibliotece Akademii sprawdzał setki możliwości, nie wyszukując jednak niczego ciekawego, czy godnego zainteresowania. Maleen chciała już zrezygnować ze swojego śledztwa i powiedzieć o spotkaniu z Brishą mistrzowi Skywalkerowi, aby kobietą zajął się ktoś mądrzejszy i bardziej doświadczony od niej, lecz wtedy stało się coś niemożliwego...

W archiwach Akademii Jedi na Coruscant, Maleen natrafiła na wzmiankę o kobiecie nazwiskiem... Shira Brie. Oprócz nazwiska znalazła stare holozdjęcie, przedstawiające młodą kobietę o krótkich, rudych włosach. Miała ona na sobie pomarańczowy kombinezon pilota X-winga. Obraz pochodził najprawdopodobniej z okresu walk pomiędzy Imperium a Sojuszem Rebeliantów. Shira była pilotką X-winga, a w dodatku służyła w tej samej eskadrze, co Luke Skywalker. Okazała się jednak imperialnym szpiegiem i jej statek został zestrzelony przez Luke'a, a ona sama uznana została za zmarłą. Maleen dokładnie zapamiętała wszystko, co przeczytała i raz jeszcze przyjrzała się zdjęciu Shiry. Kobieta, którą spotkała na Bimmielu, z pewnością była starsza od dziewczyny z holo. Shira powinna być teraz mniej więcej w wieku Mary. Wszystko więc pasowało. Jej wiek, jej wygląd... Dziewczynie przeszło przez myśl, że być może, chcąc ściągnąć na Ciemną Stronę Mocy ją lub Jacena, Shira pragnęła w ten sposób zemścić się na mistrzu Skywalkerze...

Maleen zastanawiała się tylko chwilę. A później postanowiła, że nie wyda Shiry, czy Brishy Jedi. Po prostu ją zabije. Do domu po raz pierwszy wróciła z lekkim sercem. Wiedziała, że istnieje możliwość, że Shira jest Sithem, i nie miała żadnej gwarancji, że uda jej się ją pokonać, więc postanowiła należycie pożegnać się z Jacenem. Kochali się długo, namiętnie, do utraty tchu, jak nigdy wcześniej. Maleen zasnęła w jego ramionach, otoczona ciepłem mężczyzny i... Uspokojona. Wiedziała, że obrała właściwą drogę i to przyniosło jej ulgę. Gdy zbudziła się rankiem następnego dnia, Jacen jeszcze spał. Przez moment leżała nieruchomo, delektując się ciepłem jego ciała i spoglądając na jego kochaną twarz. Przytuliła dłoń do policzka mężczyzny. Choć ogromnie pragnęłaby już na zawsze pozostać w ramionach Jacena, tak szczęśliwa i bezpieczna jak nigdy, najpierw musiała rozwiązać sprawę z Shirą Brie. Delikatnie wysunęła się z ramion mężczyzny, ale Jacen, czując nagły ruch, zamruczał sennie i z wolna otworzył oczy. Jego twarz rozświetlił uśmiech, gdy na nią spojrzał. Maleen pochyliła się, aby pocałować go z czułością, a następnie odsunęła się, siadając na skraju łóżka. Uśmiech natychmiast znikł z twarzy Jacena. Zmarszczył brwi. Wyciągnął dłoń, delikatnie przesuwając czubkami palców po nagich plecach dziewczyny.

— Dokąd się wybierasz? — zapytał.

Maleen zawała się na moment.

— Ja... — zaczęła. — Muszę coś załatwić... — odrzekła, nie patrząc na niego. — Ale nie martw się. Niedługo wrócę.

Jacen przysunął się do niej. Jego dłonie spoczęły na jej ramionach. Zaczął je delikatnie masować. W następnej chwili pochylił się, całując ją w kark. Dziewczyna zamruczała z zadowoleniem.

— Maleen... — wyszeptał Jacen. — Cokolwiek musisz zrobić, to chyba może zaczekać, prawda?

Uśmiechnęła się lekko.

— Może... — odparła.

Solo natychmiast chwycił ją w ramiona i przycisnął do swej piersi. Był głodny jej ciała, jej dotyku, jej obecności... Maleen westchnęła, ponownie poddając się jego czułym pieszczotom. Kiedy ich usta złączyły się w gorącym pocałunku, wplotła dłonie w jego włosy...

Jakiś czas później Jacen wciąż leżał w łóżku, z łagodnym uśmiechem obserwując jak Maleen wciąga na siebie kolejne sztuki odzieży. Gdy włożyła ciasno przylegający do ciała, czarny kombinezon lotniczy, a do paska przypięła rękojeść miecza świetlnego, ponownie przysiadła na skraju łóżka, pochylając się ku Jacenowi. Popatrzyła mu prosto w oczy.

— Kocham cię — wyszeptała. — Wiesz o tym, prawda?

— Wiem — odparł Jacen, uśmiechając się półgębkiem. — Ja też cię kocham... — Sięgnął ku niej ramionami. — Chodź do mnie...

Tym razem łagodnie wyplątała się z jego uścisku.

— Nie mogę... — powiedziała ze smutkiem. — Nie teraz. Naprawdę muszę już iść...

Jacen nie wyglądał na zadowolonego.

— Nadal nie powiedziałaś mi, dokąd się wybierasz — rzekł z lekkim wyrzutem.

Maleen spuściła wzrok.

— Nie mogę — odrzekła. — Nie teraz...

Mężczyzna westchnął.

— Po co te wszystkie sekrety i tajemnice?

Kąciki ust Maleen drgnęły delikatnie.

— Jacen, każdy ma jakieś tajemnice. Nawet ty...

Solo gwałtownie pokręcił głową.

— Nie przed tobą! — odparł. — Zawsze mówię ci o wszystkim!

Zabrzmiało to nieco defensywnie, jakby Jacen bał się, że Maleen za chwilę go o coś oskarży, ale nie taki był jej cel. Nie chciała się z nim kłócić. Zwłaszcza w tej chwili. Z czułością pogładziła go dłonią po policzku.

— Obiecuję, że gdy wrócę, wszystko ci wyjaśnię — powiedziała.

Uśmiechnęła się, złożyła na jego ustach ostatni pocałunek, po czym poderwała się na równe nogi i, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź Jacena, wyszła z sypialni, ukradkiem ocierając łzy, które nagle napłynęły jej do oczu. Nie wiedziała, czy Solo wybierał się gdzieś, czy nie, ale postanowiła pożyczyć jego myśliwiec. Nie udała się od razu na Bimmiel. Najpierw poleciała do Akademii Jedi. Z tamtejszej zbrojowni wykradła trochę materiałów wybuchowych, postanawiając wysadzić w powietrze asteroidę, na której Shira urządziła swą siedzibę. Dopiero później, w niewygodnym skafandrze próżniowym, narzuconym na kombinezon lotniczy, wskoczyła do stealth-X'a i wpisała współrzędne układu Bimmiel. Jej podróż przebiegła spokojnie, bez żadnych komplikacji, ale gdy postawiła stopy na powierzchni asteroidy, ogarnęły ją dziwne przeczucia. Z trudem przełknęła ślinę. Przywołała jednak w pamięci obraz Jacena i ruszyła przed siebie, w kierunku wejścia do kryjówki Shiry. Myśl o nim zawsze dodawała jej odwagi. Część materiałów wybuchowych pozostawiła przy samym wejściu. Uzbroiła detonatory i ruszyła dalej, ukrywając je w różnych miejscach długich korytarzy. Wreszcie trafiła pod drzwi pomieszczenia, gdzie Shira ukryła swą kolekcję artefaktów. Odpięła od paska rękojeść swego miecza świetlnego. Postąpiła krok naprzód i wtedy właz rozsunął się, wpuszczając ją do środka. Pomieszczenie rozświetlił blask paneli jarzeniowych, podobnie jak wtedy, gdy znalazła się w nim po raz pierwszy. W środku jednak nie było nikogo. Maleen zmarszczyła brwi, mocniej zaciskając dłoń na rękojeści miecza świetlnego. Niepewnie zbliżyła się do jednego z holokronów, po raz pierwszy zastanawiając się, czy aby dobrze robi, czy może nie lepiej zabrać stamtąd te artefakty i zbadać je, sprawdzić, czego można się z nich dowiedzieć... Ale wtedy usłyszała za plecami ciche kroki.

— Maleen — rzekła Shira. Po tonie jej głosu dziewczyna mogła wyczuć, że kobieta uśmiechała się. — Wiedziałam, że do mnie wrócisz. Czekałam na ciebie.

Maleen odwróciła się powoli. Za jej plecami stała kobieta, która po raz pierwszy przedstawiła jej się jako Brisha Shio. Tym razem, zamiast pięknej sukni, miała na sobie przylegający do ciała kombinezon, a na głowie szeroki turban, który łączył się z maską zakrywającą dolną część jej twarzy. Maleen przyszło do głowy, że jeśli ta kobieta rzeczywiście była Shirą Brie i została uznana za zmarłą w wyniku wypadku X-winga mogła, podobnie jak Darth Vader, mieć ciało składające się w większości z mechanicznych części. Stąd ten kombinezon oraz maska na twarzy. W dodatku, tym razem Brisha miała przypięty do paska przedmiot, który wyglądał jak rękojeść miecza świetlnego. Dziewczyna nie miała już żadnych wątpliwości, że ta kobieta była Sithem.

— Jesteś gotowa zostać moją uczennicą? — spytała Shio, opierając dłonie na biodrach.

Maleen nie wiedziała, czy zrobiła to specjalnie, czy nie, ale w ten sposób mocniej wyeksponowała srebrną rękojeść tkwiącą u jej pasa.

— Nie — odrzekła twardo.

Brisha zmarszczyła brwi.

— A więc czego tutaj szukasz? — spytała. — Przyszłaś, aby oddać mnie w ręce Jedi? Poświęcisz swego ukochanego Jacena? — zakpiła.

Maleen pokręciła głową. Zbliżyła się o krok do swej przeciwniczki.

— Wiem, kim jesteś — oświadczyła. — Tak naprawdę nazywasz się Shira Brie. Uznano cię za zmarłą, gdy Luke Skywalker zestrzelił twój myśliwiec, kiedy latałaś jako rebeliancka pilotka, ale tak naprawdę szpiegowałaś dla Imperium! Nie wydam cię Jedi. Przybyłam tutaj w innym celu. Zabiję cię. Tylko wtedy Jacen będzie bezpieczny.

Ku zdumieniu dziewczyny, Shira cofnęła się o krok.

— Shira Brie nie żyje! — warknęła. — Ja jestem uczennicą Dartha Vadera i nazywam się Lady Lumiya! Opamiętaj się, dziewczyno! Weź wiedzę, którą pragnę ci przekazać! Galaktyka cię potrzebuje!

Maleen była jednak uparta i nieustępliwa. Gdy już raz coś sobie postanowiła, robiła wszystko, co konieczne, aby doprowadzić sprawy do końca.

— Dla mnie nie liczy się galaktyka — odrzekła. — Tylko Jacen.

Dziewczyna uruchomiła swój miecz świetlny. Z rękojeści z sykiem wysunęła się fioletowa klinga. Lumiya spojrzała na nią zimno.

— Niech więc tak będzie — odrzekła tonem mrożącym krew w żyłach.

Odpięła od paska własną broń, a gdy ją uruchomiła, z emitera wysunął się laserowy strumień, na końcu rozchodzący się w kilkanaście mniejszych oraz cieńszych. Oczy Maleen rozszerzyły się. Lumiya posługiwała się biczem świetlnym! Była to chyba najrzadziej spotykana broń w całej galaktyce. Lady Sith, dostrzegając wahanie oraz niepewność swej przeciwniczki, zaatakowała. Maleen ledwo zdążyła zasłonić się przed ciosem bicza świetlnego, który świsnął w powietrzu. Na szczęście jego rozwidlone końce odbiły się od fioletowej klingi miecza świetlnego dziewczyny, nie czyniąc jej żadnej krzywdy. Na razie. Maleen pewniej ujęła w dłoń rękojeść swej broni. Cokolwiek miałoby się wydarzyć, będzie walczyć do ostatniej kropli krwi...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top