Rozdział III
Wybierze los słabych.
Zwycięży i zerwie swoje kajdany.
Wybierze sposób w jaki będzie kochany.
Wzmocni się poprzez poświęcenie.
Uczyni sobie ulubieńca.
Wzmocni się poprzez ból.
Będzie balansował między pokojem, a konfliktem.
Pozna braterstwo.
Przekształci się.
Unieśmiertelni swoją miłość...
Maleen szła powoli korytarzami wydrążonymi w szarej skale. Były one zapełnione różnego rodzaju starożytnymi artefaktami. Widziała niewielkie sześciany holokronów, mnóstwo posążków, dziwacznych masek, a także... Plecionek, podobnych do tej, którą Jacen kupił jej od wędrownej handlarki. Nie wiedziała, gdzie się znajduje, ale miejsce to cuchnęło Ciemną Stroną Mocy. Czuła, że zgromadzone tam, niesamowite przedmioty musiały stanowić własność starożytnych lordów Sithów. Nim jednak Maleen zdążyła dokładniej przyjrzeć się któremuś z nich, coś zmusiło ją do biegu. Sięgnęła do pasa, przelotnie sprawdzając, czy ma przy sobie rękojeść swojego miecza świetlnego, czego zawsze wymagał od niej Jacen. Na szczęście tym razem o niej nie zapomniała. Broń tkwiła bezpiecznie przypięta do jej paska, a dziewczyna biegła przed siebie, czując, jak jej serce w dzikim tempie wali o żebra, jak gdyby pragnęło wyrwać się z jej piersi. Wokół nie było nikogo. Jedynymi dźwiękami, jakie słyszała Maleen, był odgłos jej przyspieszonego oddechu oraz krwi dudniącej jej w uszach. Wciąż biegła, spiesząc sama właściwie nie wiedziała dokąd, gdy nagle tunel zaczął się zmieniać. Jego ściany pozostały szare, lecz tym razem wykonane były z durastali. Podobnie jak podłoga. Do uszu dziewczyny dobiegł też nowy dźwięk – odgłos jej butów stukających o durastal. W pewnej chwili w jej twarz buchnęła fala gorąca i Maleen miała wrażenie, jakby znalazła się blisko spalarni odpadów w jakimś budynku, lub... Na gwiezdnym okręcie. Wkrótce też na końcu korytarza ujrzała jakieś pomieszczenie. Prowadzący do niego właz był rozsunięty. Dostrzegła pomarańczowy poblask płomieni i zdała sobie sprawę, że rzeczywiście musi to być spalarnia. Po chwili do blasku płomieni dołączyło coś jeszcze... Usłyszała dźwięk zderzających się ostrzy mieczy świetlnych i zobaczyła fioletowo-czerwone rozbłyski światła. Serce podeszło jej do gardła. Fioletowy miecz świetlny, oprócz niej, miała także Jaina, bliźniacza siostra Jacena. Ale, jeśli w tym pomieszczeniu była Jaina, z kim miałaby walczyć? Kto mógł dzierżyć miecz o czerwonej klindze? Przecież były one atrybutem Sithów. Ci, którzy ich używali, poddali się Ciemnej Stronie Mocy...
Maleen wytężała wszystkie siły, zmuszając się do jeszcze szybszego biegu. Komukolwiek Jaina stawiała czoła, musi jej pomóc! Dźwięk zderzających się kling mieczy świetlnych był teraz coraz częstszy. Dziewczyna wreszcie stanęła w wejściu do pomieszczenia, i... Zamarła. To, co ujrzała, do reszty wytrąciło ją z równowagi. W spalarni rzeczywiście była Jaina. Ale ona... Walczyła z Jacenem. Z Jacenem, który miał na sobie czarny strój, przypominający ten, który nosił Darth Vader, a w dłoni dzierżył miecz świetlny z krwistoczerwonym ostrzem. Z jego ramion zwisały smętne resztki czarnej peleryny. Mokre od potu włosy lepiły się do jego bladej, wynędzniałej twarzy. Ale oczy Jacena... One nadal miały kolor orzecha... Maleen przez chwilę nie była zdolna się poruszyć. Głos uwiązł jej w gardle, nie mogła nawet krzyczeć. Z dziko bijącym sercem przyglądała się więc walce rodzeństwa. Co skłoniło ich do pojedynku? Co się tam wydarzyło...? W pewnym momencie Jacen spojrzał prosto na nią, ale czuła, że i tak jej nie widział, choć w jego oczach pojawił się dziwny błysk.
— Jaino, nie mam na to czasu! — zawołał z rozpaczą. — Muszę ostrzec Maleen! Jej i Allanie grozi niebezpieczeństwo!
Jaina tylko pokręciła głową. Maleen natomiast poczuła, że cała krew nagle odpłynęła z jej twarzy. Kim, na Moc, była Allana?
— Mam już dość twoich kłamstw! — zawołała siostra Jacena, po raz kolejny rzucając się do ataku.
— Jaino, naprawdę nie mam czasu... — zaczął znów Solo.
Twarz jego siostry wykrzywił gniewny grymas.
— Więc giń! — zawołała.
Jacen opuścił ostrze swego miecza świetlnego. Maleen nie rozumiała, dlaczego to zrobił. Nie zasłonił się, a w następnej chwili Jaina wbiła swą fioletową klingę w sam środek jego piersi. Prosto w serce. Kiedy Maleen, zdjęta szokiem na widok walki rodzeństwa, wreszcie odzyskała zdolność poruszania się, było już za późno. Jaina wyszarpała klingę miecza świetlnego z piersi brata i ciało Jacena osunęło się na pokład. Maleen miała wrażenie, że w jednej chwili runął cały jej wszechświat. Wrzasnęła, ale Jaina nie zwróciła na nią uwagi. Rzuciła się w stronę Jacena, a w jej oczach zalśniły łzy. Powtarzała sobie, że przecież to niemożliwe! Przecież zasypiała w jego ramionach! Jacen nie mógł być martwy! Nie mógł! Wyciągnęła ręce, pragnąc choć utulić w ramionach jego ciepłe jeszcze ciało, ale wtedy obraz rozpłynął się przed jej oczami...
Maleen zbudził ze snu jej własny krzyk. W pierwszej chwili, całkowicie zdezorientowana, nie rozumiała, co się dzieje. Gwałtownie usiadła na łóżku, czując, że całe jej ciało lepi się od potu. Mimo to, przenikało ją lodowate zimno. Zatrzęsła się jak w febrze, przypomniawszy sobie najdrobniejsze szczegóły swego snu. Choć, czy to na pewno był tylko sen? Czy może koszmar, przeżywany na jawie? Wokół niej panowały ciemności nocy. Zarys różnych przedmiotów wydawał jej się znajomy, ale i tak nie była pewna, gdzie się znajduje. Dopiero gdy jej serce uspokoiło nieco swój szaleńczy bieg, odważyła się sięgnąć dłonią ku sąsiedniej połowie łóżka. Jej palce delikatnie zacisnęły się na męskim ramieniu. Gdy spojrzała w tamtą stronę, dostrzegła zarys sylwetki Jacena. Leżał odwrócony plecami do niej, ale jego pierś unosiła się i opadała w spokojnym, miarowym oddechu. Ogarnęła ją niewypowiedziana ulga, od której łzy napłynęły jej do oczu. Jacen jest przy niej. Żyje. Nic mu nie jest. Pragnęła przytulić się do niego, ale była pewna, że tej nocy nie zdoła już zasnąć. Jej spojrzenie przesunęło się po jego przystojnej twarzy i wtedy przed oczami dziewczyny po raz kolejny pojawił się obraz z koszmaru – Jacen padający martwy od ciosu zadanego klingą miecza świetlnego jego własnej siostry. Maleen jęknęła, zakrywając usta obiema dłońmi. Ogarnęły ją mdłości, jej ciało zatrzęsło się. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić... Cicho zsunęła się z łóżka. Nie będzie budzić Jacena. Nie będzie zachowywać się jak dziecko. To był tylko koszmar, a ona jest już dużą dziewczynką. Sama sobie z tym poradzi. W momencie, gdy postawiła stopy na podłodze, ponownie ogarnęły ją mdłości. Zarzuciła na siebie to, co znalazła najbliżej, czyli koszulę Jacena, i pobiegła do łazienki. Koszula pachniała Jacenem, a w jej duszy kotłowały się wszystkie możliwe uczucia – od ulgi, że mężczyzna żyje i jest obok niej, po rozpacz, że jej wizja kiedykolwiek mogłaby się spełnić. Co w tym koszmarze mówił Jacen? Że chce ją ostrzec. Ją, i... Allanę. Kim mogła być ta Allana? Co musiałoby się stać, co pchnęłoby Jacena na Ciemną Stronę Mocy? Nie, nie chciała o tym myśleć! Gwałtownie pokręciła głową, co jeszcze wzmogło jej wrażenie, że wnętrzności palą ją żywym ogniem. Nie będzie już myśleć o tym koszmarze. To był tylko i wyłącznie sen. Jacen nigdy nie zdradziłby samego siebie, ani Zakonu Jedi! Nigdy nie przeszedłby na Ciemną Stronę Mocy! To było do niego zupełnie niepodobne!
Maleen poczuła nagle w ustach smak żółci i natychmiast wszystko zwróciła. Pomogło, lecz wyłącznie na chwilę. Za każdym razem, gdy przypominała sobie twarz Jacena, wynędzniałą, bladą i martwą, natychmiast ogarniała ją kolejna fala mdłości. Naprawdę nie chciała już myśleć o tym koszmarze, lecz coś sprawiało, że nie mogła się powstrzymać i wciąż od początku analizowała jego każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Kiedy już zabrakło jej sił, a żołądek miała całkowicie pusty, opłukała twarz nad niewielkim modułem sanitarnym. Nogi jednak wciąż miała jak z waty, więc osunęła się na podłogę i oparła plecami o wannę. Z jej oczu spłynęły łzy. Całym ciałem Maleen wstrząsnął szloch. Skąd miała wiedzieć, kiedy przemawia do niej Moc, a kiedy sen jest po prostu zwyczajnym snem? Wepchnęła pięść w usta, aby nie zacząć wrzeszczeć. Przecież wszystko jest w porządku! Jacen żyje! Nic mu nie grozi!
Wciąż zalewała się kolejnymi łzami, gdy nagle usłyszała czyjeś ciche kroki. Po chwili do łazienki wszedł Jacen. Ciemne włosy mężczyzny były w nieładzie. Z niepokojem marszczył brwi.
— Maleen? — powiedział, ujrzawszy ją skuloną przy wannie. — Co się stało?
Dziewczyna tylko pokręciła głową. Pragnęła mu odpowiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle.
— Maleen... — powtórzył Jacen.
Rozszlochała się jeszcze bardziej, ale wyciągnęła ku niemu ramiona, aby ją przytulił. Chciała poczuć, jak zamyka ją w czułym uścisku. Ale Jacen przez moment wydawał jej się zupełnie zagubiony, jakby nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Wreszcie jednak podszedł do Maleen i przyklęknął przy niej. Otoczył ją ramionami i przycisnął do swej piersi.
— Co się stało? — spytał czule, muskając ustami jej włosy.
Jednocześnie poczuła, jak przysunął dłoń do jej twarzy, usiłując wniknąć do jej umysłu, aby wybadać jej myśli. Po chwili ku dziewczynie napłynęła fala ukojenia oraz miłości. Zwykle pozwalała, aby Jacen czytał jej myśli, nigdy nie miała przed nim niczego do ukrycia, co więcej, zwykle czuła z nim wtedy specjalną, niepowtarzalną nić porozumienia, jak z nikim innym, lecz nie tym razem. Nie chciała, aby zobaczył, o czym śniła. Wyczuła jego zdumienie, ale Jacen nie naciskał. Zamiast tego natychmiast wycofał się z jej umysłu.
— Źle się czujesz? — spytał delikatnie.
Powoli skinęła głową, chowając twarz na jego piersi.
— Więc wracajmy do łóżka — wyszeptał Solo, całując czubek jej głowy. — Położysz się... Potem na pewno poczujesz się lepiej...
— Nie — jęknęła Maleen. — Nie chcę się kłaść... Chcę być z tobą... — Wtuliła się w niego całym ciałem, zwijając się w kłębek.
Jacen uśmiechnął się łagodnie.
— Maleen, przecież jesteś ze mną — odrzekł. — Nigdzie się nie wybieram...
Ku jego zdumieniu, z oczu dziewczyny ponownie spłynęły łzy, a jej ciałem wstrząsnęły spazmy szlochu. Jacen przez chwilę kołysał ją delikatnie w ramionach, choć nadal nie rozumiał, co mogło się wydarzyć. Maleen wyglądała i zachowywała się, jakby coś nią mocno wstrząsnęło, chociaż nie miał pojęcia, co mogłoby to być. Nigdy wcześniej nie zachowywała się w podobny sposób. Nie pozwoliła mu jednak wniknąć do swych myśli i wyglądało na to, że nie chciała mu także niczego powiedzieć. W takim wypadku on sam nie miał pojęcia, jak mógłby jej pomóc...
— Już dobrze... — mówił. — Jestem tu. Jestem przy tobie...
Maleen drżała, a on nie wiedział, ze strachu czy z zimna. Wypuścił ją więc z ramion, ale tylko na chwilę, aby napuścić do wanny gorącej wody. Dziewczyna niepewnie uniosła głowę, usłyszawszy szum płynącej wody. Jacen uśmiechnął się lekko.
— Gorąca kąpiel sprawi, że się odprężysz — powiedział. — Chodź.
Solo zakręcił kurek i pomógł jej wstać. Maleen wreszcie przestała płakać. Nadal jednak pociągała nosem i wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, jak gdyby pragnęła zapamiętać każdy, nawet najdrobniejszy szczegół jego twarzy. Jacen poczuł się nieswojo. Nagle ogarnęło go dziwne, nieprzyjemne przeczucie. Maleen naprawdę zachowywała się, jak gdyby obawiała się, że on za chwilę zniknie, pozostawiając ją samą sobie. Co ją dręczyło? Czy Moc podsunęła jej jakąś wizję, z którą nie potrafiła sobie poradzić? Czy miała jakiś koszmar, który tak gwałtownie wybudził ją ze snu? Jeśli tak, dlaczego nie chciała mu o niczym powiedzieć? Czego się bała? To nie było do niej podobne. Nigdy wcześniej nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Zabolało go, że dziewczyna stara się przed nim coś zataić, lecz nie mówił już o tym. Zamiast tego, rozpiął powoli każdy guzik koszuli, którą miała na sobie Maleen, delikatnie muskając przy tym czubkami palców jej gładką skórę. Dziewczyna wciąż wpatrywała się w niego, nic nie mówiąc. Jacen zauważył jednak, że jej oddech przyspieszył nieco i stał się nierówny, gdy poczuła dotyk jego palców na swej skórze. Solo pomógł jej wejść do wanny. Maleen ułożyła się w niej wygodnie i westchnęła, gdy gorąca woda otoczyła jej ciało, sprawiając, że wszystkie mięśnie zaczęły się rozluźniać. Na moment przymknęła oczy. Zaraz jednak otworzyła je gwałtownie, gdyż poczuła nagły ruch wody. Jacen także zrzucił ubranie i postanowił dołączyć do niej. Ułożył się obok Maleen. Ciasno otoczył ją ramionami i przycisnął do siebie. Oparła głowę na jego piersi, a dłoń Jacena czule gładziła jej policzek i włosy. Zupełnie, jakby Solo nie mógł utrzymać rąk przy sobie – musiał jej dotykać. Maleen przymykała oczy, pragnąc, aby pieścił ją tak bez końca.
— Cokolwiek się wydarzyło, nie myśl już o tym... — wyszeptał. — Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie...
Dziewczyna z całych sił zacisnęła powieki. Z trudem przełknęła ogromną gulę, która nagle utkwiła jej w gardle. Mogła nic nie mówić Jacenowi, starać się udawać silną, albo mogła też zdradzić mu choć część tego, co się stało, aby nie musieć dręczyć się tym w samotności. Jednak, czy był sens wciągać w to Jacena? Co, jeśli odsunie się od niej, gdy usłyszy, co widziała we śnie? Bała się jego reakcji. Lecz, mimo to, postanowiła wyznać Jacenowi, co ją dręczy. Choć, nie wszystko...
— Jacen... — wykrztusiła. — Ja... Miałam sen. Okropny... I nie chcę, żeby się spełnił...
Wtuliła się w niego mocniej, ale nagle poczuła się tak, jakby ktoś zdjął z jej barków ciężar całej galaktyki.
— Co widziałaś w tym śnie? — spytał delikatnie Solo.
Tego Maleen jednak nie chciała mu mówić. To byłoby zbyt wiele. Słowa same nie chciały przejść jej przez gardło.
— Nieważne... — odrzekła drżącym głosem. — Nie pozwolę, żeby to się spełniło! Obiecuję ci!
Mężczyzna zmarszczył brwi. Domyślił się, że sen, o którym mówiła Maleen, musiał dotyczyć jego, lub ich obojga. Inaczej, po co dziewczyna miałaby mu obiecywać, że nie pozwoli, aby kiedykolwiek spełniło się to, co ujrzała? Z pewnością było to coś strasznego, co napawało ją ogromnym strachem i bólem.
— Cokolwiek to było — podjął ponownie po chwili. — To ja obiecuję ci, że nigdy się nie spełni. Rozumiesz?
Maleen przytuliła się do niego mocniej.
— Rozumiem — powiedziała cicho, starając się jednak bardziej przekonać samą siebie niż jego. Na szczęście już po chwili przestała myśleć o czymkolwiek – dłoń Jacena przesunęła się powoli po ciele dziewczyny, zacisnąwszy się na jej piersi. Mężczyzna przytulił usta do jej ust i Maleen zamknęła oczy, całkowicie zatracając się w jego pieszczotach...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top