Gdy jest chory...

Anakin
-Plan jest taki.-Zaczęłaś, wskazując na dużą tablicę z wypisanymi zadaniami.- Ja zajmuje się kuchnią i salonem, a ty łazienką i sypialnią.
Skywalker niechętnie udał się do wyznaczonego przez Ciebie pomieszczenia. Nie zdążyłaś dobrze zabrać się do pracy, gdy usłyszałaś huk. Z uśmiechem poszłaś w stronę łazienki, spodziewając się, że Anakin coś popsuł. Prawda wydała się bardziej bolesna, przynajmniej dla niego. Szafka spadła prosto na jego staw skokowy, więc trochę zajęło zanim pomogłaś mu się wydostać. Kostka była wyraźnie spuchnięta, więc znalazłaś trochę lodu, który miał służyć jako okład. Skywalker położył się na kanapie i czekał na twój ruch.
***
-O Tak, tak...No postaraj się...mocniej...włóż w to uczucie...Nie wiem, naśliń trochę, to będzie łatwiej...mocniej ruszaj  ręką, góra, dół, góra i mocno...włóż palce zanim wystrzeli...Jesteś genialna.
-Wystarczy.- powiedziałaś, rzucając w niego wypolerowanym mieczem świetlnym.
-Dobrze sprzątasz.

Han
Zerwałaś się z fotela pilota tak szybko, jak  umiałaś. Ryk, którego nie powstydziłby się dorodny Wookie, w jednej chwili wyrwał cię z zamyślenia. Przerażona pobiegłaś w stronę sypialni, będąc gotowa zobaczyć tam coś bardzo drastycznego. Pewnie Chewie sobie cis zrobił, ale chodziły ci po głowie różne scenariusze. Gdy już wpadłaś do pokoju, wszystko zaczęło mieszać ci się jeszcze bardziej. Chewbacca, ubrany w kitel lekarski, trzymał herbatę, a Han zwijał się na łóżku.
-Co tu się stało?- zapytałaś zdezorientowana
-Och, [T/I]. Dobrze, że przyszłaś.- szepnął Solo zachrypnietym głosem
-Co się stało Chewie'emu?
-Jemu? Nic.
-A ten dźwięk?
-Przyniósł za gorącą herbatę. Dlatego się przydasz.  Zrób mi lepszą i pobądź tu trochę.

•Luke
Luke leżał przykuty do łóżka kolejny dzień. Coraz bardziej się martwiłaś. Jak zwykle popołudniu, przyszłaś sprawdzić jak się czuje.
-Cześć, Lukey.- przywitałaś się- Jak się dziś czujesz?
- Tak Jak ostatnio.
- Masz gorączkę cały czas. Długo będziesz jeszcze do siebie dochodził.
Luke pokiwał głową na znak zrozumienia, chociaż nie zbyt się tym przejmował.
- Masz na coś ochotę?- spytał, zanim ty zdążyłaś to zrobić
-Napiłabym się naparu z..To chyba ja powinnam zadać to pytanie?
Blondyn jak gdyby nic wstał i zaczął przygotować napój. Patrzyłaś na niego w zdziwieniu, zanim zrozumiałaś co się stało.
-Miałeś leżeć w łóżku. Nie powinieneś...
-Moim zadaniem jest spełnianie każdej twojej prośby, nie ważne jak się czuję.
- To takie słodkie. Ale wracaj już do łóżka.

•Poe
Kolejny raz przedzierałaś się przez tłumy, żeby uściskać go po kolejnej udanej akcji. Przez cały czas obserwowałaś wszystko co się działo z mostka oficerskiego. Co jakiś czas rzucałaś do mikrofonu hasła w stylu ,,Dobra robota", chociaż byłaś dużo bardziej zainteresowana tylko jednym pilotem. Gdy w końcu wylądowali, odetchnęłaś z wyraźną ulgą. Gdy zauważyłaś statek z małym BB-8 u góry, ruszyłaś pędem w jego stronę. Niespodziewanie rzuciłaś się na bruneta, który tylko odwzajemnił twój uścisk. Coś było wyraźnie nie tak. Zazwyczaj unosił cię do góry i całował, tym razem nie wysilił się na nic. Gdy spojrzałaś na twarz Damerona, bardzo się zaniepokoiłaś. Był blady, jego oczy były przekrwione, zdecydowanie nie wyglądał najlepiej.
-Co się dzieje?- zapytałaś zaniepokojona
-Komu? Mi? Nic takiego,  świetnie się czuję.
Mówiąc to, ledwo trzymał się na nogach. Musiał oprzeć się o statek, żeby nie upaść.
-Jesteś chory. Chodź, zaprowadzi Cię do pokoju.
-[T/I] naprawdę nie trzeba.
I w ten sposób spędziłaś dzień- biegając koło jego łóżka.
-Powinieneś odpocząć.
- Nie mogę zasnąć.
-Zachowujesz się jak dziecko.
Z lekkim uśmiechem odłożyłaś pudełko z lekami i położyłaś się obok niego.
-Możesz już iść spać?
- Teraz już tak.

•Obi wan
-Wróciłam!- krzyknęłaś wchodząc do domu
-[T/I]...- usłyszałaś cichy głos
Zaciekawiona i zdziwiona weszłaś do salonu, gdzie zostałaś Obi wana leżącego na kanapie. Jego ręką i noga opadała bezwładnie.
-Podejdź moja droga.
-Co ty odwalasz?
-Poczułem niesamowity ból.- zaczął swoją historię, teatralnie przykładając dłoń do czoła.- I poczułem, że to mój koniec. Napisałem testament.
-Jestem w nim?
-Nie.
- To narazie.- rzuciłaś  i wyszłaś z domu
Przez chwilę miałaś obawy, czy powinnaś go zostawiać, ale gdy wróciłaś robił karaoke. Cudowne uzdrowienie.

•Finn
On nie choruje, czy jakoś tak.

•Kylo
Spacerowałaś po bazie z coraz większym zdziwieniem. Nigdzie nie było rozrzuconych ciał szturmowców, albo elementów ich garderoby. Wszystko było na swoim miejscu, nigdzie nie było nawet pozostałości ścian po irytacji Kylo. To było dla Ciebie...dziwne i przytłaczające.  Prawie, jakby go nie było. Udałaś się w stronę pokoju, w którym zwykł przesiadywać Ben. Na czarnych drzwiach widniał wyryty napis ,,Wypierdalać".
-Ben, jesteś tu?
Gdy nie dostałaś żadnej odpowiedzi, pchnęłaś drzwi i weszłaś do środka. W rogu pokoju siedział skulony Kylo, szepczący coś pod nosem w stronę maski Vader'a.
-Pomóż mi dziadku, pomóż mi...
-Ben?
-Cicho bądź. Rozmawiam z dziadkiem.
- Masz gorączkę. Dzieciaku, mam kogoś wezwać?- zapytałaś
-Jeszcze raz mnie tak nazwij to przeszyje cię mieczem świetnym. Nie masz prawa nikogo wzywać.
Przez cały tydzień musiałaś wypełniać zachcianki Kylo i maski dziadka. To była świetna zabawa...

•Hux
-I wtedy, od zachodu...-mówił zafascynowany Hux
-Armi...-przerwałaś mu z drugiego końca sali
-Zamilknij.
- Ale Ja tylko...
- Nie.
Takie zachowanie nie było dla Ciebie niczym nowym, zawsze to robił. Zastanawiała cię tylko jedna sprawa, dlaczego odpowiadał ci nad wyraz spokojnie. Zawsze wybuchał gniewem i kazał ci wyjść. Teraz tak nie było. Napewno się nie przyzwyczaił. Coś było na rzeczy...
Przez głowę przemknęła ci myśl, że może kogoś ma. Z drugiej strony, przecież by ci powiedział od razu.
-Przepraszam.- przerwałaś kolejny raz.
-Co znowu?
-Martwię się o Ciebie. Jesteś chory, powinieneś odpoczywać.
Hux klasnął w dłonie i jak na zawołanie, pojawiło się pięciu szturmowców, którzy wzięli go na ręce i podali drinka z palemką.
-Co ty...
-Odpoczywam. Ale nie dotykaj mnie bezbożnico! Jeszcze mnie czymś zarazisz.

Być może kiedyś wydam preferencje w wersji drukowanej, me to jak będą że dwie części napewno.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top