#1 Poe Dameron
Jeden z 3 planowanych shotów (chyba, że coś wymyślę do innych) miłego czytania.
-Powodzenia. I niech moc będzie z wami.- powiedziałaś poważnym tonem, który rozległ się w hangarze
Pierwszy raz stałaś na mostku oficerskim i przyglądałaś się akcji, a nie właśnie wylatywałaś swoim X-Wing'iem wraz z innymi. Leia chciała, żebyś bardziej skupiła się na zadaniach przyszłej generał, niż na byciu pilotem. W ciągu ostatnich tygodni stałaś się dużo poważniejsza. Nie byłaś już nieco niezdecydowaną dziewczyną w skafandrze pilota, z rozwianymi włosami i ciężkim charakterem. Robiłaś się coraz doroślejsza i coraz bardziej świadoma swojej przyszłości. Starałaś się panować nad wybuchami, zaczynałaś się ubierać w stonowane barwy, które wskazywały na twoje korzenie, upinałaś włosy, żeby wreszcie było widać całą twoją twarz i coraz rzadziej siadałaś za sterami statku. Twoje podejście również się zmieniło. Przestałaś być beztroskim dzieckiem, nie zastanawiającym się nad życiem. W tym momencie, gdy statki leciały w stronę nadlatujących TIE, byłaś przerażona. Nie bałaś się o siebie. Bałaś się o niego. Długo zajęło ci zrozumienie, że to prawdziwe uczucie, że Dameron nie zawrócił ci w głowie tylko chwilowo. Naprawdę, był dla Ciebie wszystkim. Starałaś się stać przy szybie z podniesioną głową, wydawać się, jak na swój wiek, dojrzała. Jak na swój wiek? W twoim wieku Leia była kimś wielkim, osiągnęła tyle rzeczy...A ty co osiągnęłaś? Praktycznie nic. Stałaś w jej cieniu od zawsze.
-Straciliśmy czerwonego 2.
Usłyszałaś głos Poe z komunikatora. W ciągu zaledwie kilkunastu minut straciliście sześciu pilotów i dwa bombowce. Za każdym razem oblewał cię zimny pot, w obawie, że tym razem straciliście Damerona. Że ty go straciłaś. Gdy statki wleciały do hangaru czułaś ulgę. Czułaś zaciśniętą dłoń Leii na twoim ramieniu. Wiedziała, że zrobiłabyś coś chaotycznego, a miałaś przecież zachowywać się jak przystało na osobę z twoim pochodzeniem. Całą drżałaś z emocji, nie mogłaś tak poprostu stać. Wyrwałaś się i pobiegłaś do hangaru tak szybko jak mogłaś. Przebijałaś się przez pilotów i ich rodziny. Wstałaś się z nimi, gratulowałaś albo współczułaś straty. Rozglądałaś się dokoła, próbując zlokalizować swoją zgubę, aż poczułaś, że unosisz się nad ziemię, a chwilę później poczułaś ciepło rozchodzące się po twoim ciele, gdy wasze usta połączyły się w pocałunku. Gdy postawił cię wreszcie na ziemi, wplotłaś dłonie w jego ciemne włosy, a on położył dłonie na twoich biodrach przyciągając cię tak blisko jak to tylko możliwe.
*****************************************
-Martwiłam się.- powiedziałaś
Leżeliście razem na łóżku. Głowę opierałaś o jego umięśniony tors. Odkąd nie latałaś z nim na misje, nie rozmawialiście zbyt wiele. Wolny czas spędzaliście w sypialni, na wiadomych czynnościach. Po tak stresującej rozłące, chcieliście czuć swoją bliskość tak bardzo, jak to było możliwe. Oboje źle to znosiliście. Ty przestałaś być tą zwariowaną, beztroską dziewczyną, a on z każdym dniem się od Ciebie oddalał. Żadne z was nie chciało się do tego przyznać, ale oboje czuliście, że tak się dzieje.
-Niepotrzebnie.- odpowiedział Poe po dłuższej przerwie - Zawsze wychodzę z tego cało.
Mężczyzna pogłaskał cię po włosach i pocałował w policzek. On też dostrzegał, że wiele się zmienia. Ty zaczynałaś być odpowiedzialna, myślałaś o przyszłości i o konsekwencjach. On nadal był...sobą. Był pewny siebie, odważny, waleczny...Ale czy ty byłaś mu pisana? Na początku, jak w każdym związku, liczył się dla was seks, potem zaczynaliście się głębiej poznawać, pojawiła się miłość, a potem coś nagle się zmieniło. Staraliście się to ukryć przed samymi sobą, retuszowaliście to łóżkiem, ale i to nie wystarczyło.
-Obyś się nie mylił.
*****************************************
Od rana nie czułaś się najlepiej. Może to przez za dużą ilość kafu? Może dlatego, że ostatnio praktycznie nic nie jadłaś ze stresu. Nie chciałaś iść na spotkanie z tymi nudnym oficerami, by posłuchać ich ,,genialnych" pomysłów. Niechętnie zwlekłaś się z łóżka, chętnie byś jeszcze pospała. 2 godziny snu to jednak dużo mniej niż sądziłaś. Szybko się ubrałaś i spiełaś włosy. Spojrzałaś w lustro z nadzieją, że wyglądasz dobrze. Podkrążone oczy, przekrwione oczy, blada cera i ciągłe nudności, które masz już od kilku dni. Przez chwilę zastanawiałaś się, czy nie wrócić do łóżka, przytulić się do Twojego pilocika i iść spać, ale wiedziałaś, że masz obowiązki. Spojrzałaś ostatni raz na Poe, który zaczynał się budzić. Pocałowałaś go na pożegnanie i wyszłaś. Szłaś korytarzem chwiejnym krokiem. Było ci gorąco, szumiało ci w uszach, a w głowie się kręciło. Z każdą sekundą było ci coraz ciężej złapać oddech, a w oczach ci ciemniało. Nogi się pod Tobą uginały. Oparłaś się o ścianę, żeby nie upaść. Poczułaś jak ktoś obejmuje cię w pasie. Najwyraźniej Poe postanowił iść razem z Tobą i znowu był twoim wybawcą. Jego przerażony wzrok był ostatnią rzeczą, którą pamiętałaś.
*****************************************
Obudziłaś się w skrzydle szpitalnym. Zatroskany Dameron trzymał cię za rękę, a gdy tylko chciałaś automatycznie wstać, powstrzymał cię. Mimo, że miał ciężki charakter, bywał naprawdę uroczy, romantyczny i troskliwy. Chwilę potem pojawiła się jedna z pielęgniarek nie-droidów. Uśmiechnęła się ciepło, zapewne, żeby dodać wam otuchy.
-Wszystko w porządku. Straciłaś sporo energii przez zły tryb życia, a w ciąży bliźniaczej powinnaś bardziej o siebie dbać.- powiedziała
Przez chwilę zastanawiałaś się co ona takiego powiedziała. Poe był tak samo zszokowany jak ty. Patrzyliscie się w milczeniu na dziewczynę stojącą obok.
-Powtórzył co mówiłaś.
- Że w ciąży bliźniaczej powinnaś bardziej o siebie dbać.
-W czym?- Dameron powiedział to bardziej do siebie
-W ciąży. Bliźniaczej ciąży. Nie wiedzieliście?
Blondwłosa dziewczyna wyszła, zostawiając was samych. W głowie kłębiło ci się tyle myśli. Pozytywnych i negatywnych. Z jednej strony to było cudowne uczucie, świadomość, że rozwijają się w tobie małe istotki, może właśnie one by z powrotem was do siebie zbliżyły. Z drugiej strony, nie byłaś gotowa, Poe też nie. Mieliście przed sobą tyle czasu, nie chcieliście tak szybko się decydować na dzieci. Kiedyś napewno, ale nie teraz. Nie wiedziałaś jak powinnaś zareagować. Nie wiedziałaś czemu, zbierała w tobie złość. Zmachnęłaś się, żeby spoliczkować pilota, ale on w porę złapał twoją rękę.
-Powinieneś zakładać kondomy! Nie. Powinieneś zakładać dwa kondomy. Nie. Powinieneś zakładać dwa kondomy i oklejać je taśmą izolacyjną. Patrz co zrobiłeś!
Nie wiedziałaś czemu na niego krzyczysz. Ta informacja bardzo Cię zszokowała, ale nie negatywnie. Te tygodnie niepewności, stresu, maskowaniu emocji, to wszystko się w tobie kumulowało, a teraz odbijało się że zdwojoną siłą. Dameron patrzył się na Ciebie. W tym wzroku nie było wściekłości, bardziej zawód i ból. Nic nie mówiąc wstał i wyszedł. Teraz już nie wiedziałaś co powinnaś robić. Poprostu zaczęłaś płakać.
*****************************************
Czy to dobra decyzja? Czy to odpowiedzialne? Czy powinien? Na wszystkie z tych pytań odpowiedź brzmiała przecząco, ale Dameron nie wiedział już co powinien robić. Chciał pomyśleć i odpocząć. A może chciał poprostu uciec od obowiązków? Może bał się przyszłości? Zawsze żył chwilą, a teraz cały jego świat zrobił obrót o 180°. Najpierw poznał Ciebie, a teraz dowiedział się, że będzie mieć potomka. Na początku było to jak kubeł zimnej wody, ale czym dłużej o tym myślał, tym bardziej się cieszył. Chciał wrócić, przeprosić i cię przytulić, ale już nie było odwrotu. Nie było odwrotu, gdy kroczył z torbą z ubraniami w stronę statku. Bał się przyszłości, bał się o Ciebie i o dziecko.
-Dameron...- usłyszał głos za swoimi plecami
Dobrze wiedział kto to. Przełknął ślinę i powoli się obrócił. Generał Organa patrzyła na niego surowym wzrokiem.
-Robisz mi wnuki i teraz chcesz uciekać?
- Ja...Nie wiem co powinienem zrobić.
Nawet ktoś taki jak on ma chwile słabości. Każdy myśli, że to co nie dotyczy, a to nie prawda. Prędzej czy później, ten strach nadejdzie. Często pojawia się razem z miłością i troską, gdy czyjeś życie stawiasz wyżej niż swoje. Utrata to największy koszmar, który spędza sen z powiek nawet najlepszym pilotom Ruchu Oporu. Strach, że kiedyś się obudzi, a Ciebie zabraknie. Że już nikt nie nazwie go,,Pilocikiem". Że już nikt nie będzie to całował w ten sam sposób. Że nikt nie będzie jeszcze bardziej sarkastyczny. Bał się. Cholernie się bał.
-Idź do niej.
Poe przez chwile się zastanawiał, czy to nie okazja by uciec, ale ostatecznie rzucił swoje rzeczy i pobiegł prosto do Ciebie. Twoje oczy były opuchnięte od płaczu, to bolało jak nic innego. Dameron poprostu wbiegł do Twojego pokoju i cię przytulił. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Pocałował cię delikatnie. Trzymał cię w objęciach tak, jakby cię nie widział przez lata. Nie chciał się oddalić nawet o centymetr. Jak mógł być taki głupi. Podobno z miłości robi się różne głupie rzeczy. W takim razie on jest zakochany do szaleństwa...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top