XXXIII. Baza


W przeciągu zaledwie kilku godzin baza, która do tej pory należała do Najwyższego Porządku, zmieniła się nie do poznania. Po zajęciu jej przez siły Ruchu Oporu, najważniejszym zadaniem stało się zajęcie się rannymi. Bez względu na to, jaki aktualnie nosili na sobie mundur. Część personelu bazy zamknięto w znajdujących się na jej terenie celach, natomiast tych, którzy zostali ranni podczas walk, dzielono na grupy, transportując tych, którzy zostali ciężko ranni, ale mieli szansę przeżyć, do znajdującego się tam, dobrze zaopatrzonego ambulatorium. Lżej rannych opatrywano na szybko, oczekując przybycia transportowców medycznych, które zabiorą ludzi do przygotowywanych na ich przyjęcie szpitali na Coruscant, Chandrilii, Korelii oraz innych planetach, które zadeklarowały chęć współpracy z Leią Organą, która po pokonaniu dużo liczniejszych wojsk Najwyższego Porządku, ponownie odzyskała zaufanie Nowej Republiki. Odbudowany po zniszczeniu Hosnian Prime senat zgodził się rozesłać swe wojska na planety do tej pory zajęte przez siły Snoke'a, aby wyzwolić spod ich jarzma niewinnych mieszkańców. Ponieważ zdecydowana większość wojsk Najwyższego Dowódcy została zdziesiątkowana nad Myrkrem, a wieść o śmierci samego Dowódcy oraz generała Huxa rozeszła się z prędkością światła, nie spodziewano się wielkiego oporu ze strony niedobitków.

Kiedy natomiast Ben zdołał wreszcie dotrzeć do bazy, poczuł mdłości na widok tego, co rozciągało się przed jego oczami. Martwych oraz konających układano pod budynkami bazy, nie zawracając sobie nimi póki co głowy. Ważniejsza była pomoc tym, których można było jeszcze uratować. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, poniewierały się wraki statków, części zbroi oraz porzucona broń, zapewne już niesprawna. Na widok dyrygujących wszystkim żołnierzy Ruchu Oporu, Ben poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Jego już nic nie uratuje, ale... Megan. Ktoś musi zająć się Megan... Chewbacca zaryczał głośno, zwracając na nich uwagę młodej kobiety, której rude włosy ciasno związane były w długi warkocz. W dłoniach dzierżyła ciężki karabin blasterowy, który wyglądał, jakby pamiętał jeszcze czasy Wojen Klonów. Uniosła jego lufę, marszcząc brwi, lecz po chwili opuściła ją, szybkim krokiem zbliżając się do Wookieego.

— Chewie! — zawołała. — Gdzieś ty był?! Myśleliśmy, że zginąłeś!

Chewbacca wydał z siebie kilka cichszych odgłosów, wyjaśniając, że to nie jest zbyt dobra pora na rozmowy. Kobieta zmarszczyła brwi, zwracając wzrok zielonych oczu na Bena. Mężczyzna miał wrażenie, że już wcześniej ją widział i zastanowił się przelotnie, czy nie była członkinią oddziału, który miał schwytać jego i Megan podczas ich ucieczki z więzienia Ruchu Oporu...

— Ty jesteś... — zaczęła, a jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.

— Ben Solo — odparł ze ściśniętym gardłem.

Jej usta rozciągnęły się w lekkim uśmiechu.

— Wiem. Ja jestem Anja — odrzekła. — Mistrz Skywalker zagrał nam wszystkim na nosie, ale mieliście niezły plan.

Solo nie odpowiedział. Nie miał pojęcia, o czym mówiła ta kobieta. W tamtej chwili mógł myśleć wyłącznie o jednym. Megan. Należało jak najszybciej pomóc Megan...

— Pomóżcie jej — poprosił. — Jest ranna...

Anja zerknęła na pobladłą twarz dziewczyny, którą syn generał Organy przyciskał do swej piersi.

— Proszę... — wykrztusił Ben. — Tylko dzięki Mocy utrzymuję ją jeszcze przy życiu, ale zdołam zrobić nic więcej... Jej potrzebna jest pomoc...

— Tobie też, kolego — odrzekła kobieta. — Sam nie wyglądasz najlepiej. Co wam się stało?

— Zaatakowali nas rycerze Ren — wyjaśnił Ben.

— Jasne — mruknęła Anja. Wątpiła, aby ranną dziewczynę dało się jeszcze uratować, ale Solo patrzył na nią z taką żałością oraz rozpaczą w ciemnych oczach, że zrobiło jej się go żal. — Hej! — zawołała w stronę dwójki innych żołnierzy. — Dawać mi tu nosze repulsorowe! Migiem!

Sanitariusze podbiegli do nich, pchając przed sobą żądane nosze.

— Weźcie dziewczynę i powiedzcie doktor Kalonii, że trzeba się nią jak najszybciej zająć — rozkazała. Mężczyźni zerknęli na siebie powątpiewająco. — Tylko bez żadnych dyskusji! — syknęła Anja.

Bez słowa skinęli głowami, a jeden z żołnierzy odebrał Megan z ramion Bena, układając ją na noszach. Ben zdążył jeszcze raz uścisnąć jej dłoń, nim sanitariusze zabrali ją do środka bazy. Patrzył za nimi do samego końca, czując, że łzy napływają mu do oczu. Prawdopodobnie widział Megan po raz ostatni. Jeśli Ruch Oporu zdoła jej jeszcze pomóc, dziewczyna wróci do zdrowia długo po jego egzekucji. Nie będzie miał nawet okazji, aby się z nią pożegnać... Wściekle otarł twarz dłonią, ponownie zwracając wzrok na stojącą obok, rudowłosą kobietę.

— Zabierz mnie do mojej matki — powiedział. Wyczuwał, że Leia Organa przeżyła upadek Najwyższego Porządku. Miała się dobrze i rozpierała ją duma z odniesionego triumfu. — Poddaję się...

Anja zerknęła na niego, jakby lekko rozbawiona.

— Później, kolego — odparła, otoczywszy go opiekuńczo ramieniem. — Najpierw trzeba się tobą zająć. Ta rana na czole wygląda dość paskudnie...

Ben, nie rozumiejąc kompletnie niczego z sytuacji, w której właśnie się znalazł, szeroko otwartymi oczami popatrzył na Chewbaccę, ale Wookiee, wiedząc tyle samo, co on, jedynie wzruszył ramionami. Solo ruszył więc za kobietą, pozwalając, aby poprowadziła go w kierunku grupy sanitariuszy, opatrujących czekających w długiej kolejce rannych.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top