XVII. Wookiee
Przed oczami Megan raz po raz stawał obraz Rena spychającego ją w dół, wprost w objęcia śmierci, która czekała na nią pod postacią rwącej rzeki. Widziała zacięty wyraz jego twarzy, ciemne oczy patrzące na nią spod zmarszczonych brwi, dłonie mężczyzny zaciśnięte na jej nadgarstkach...
Z piersi młodej kobiety wyrwał się ostatni przeraźliwy krzyk. Jej ręce oraz nogi młóciły powietrze w desperackiej próbie chwycenia się czegoś, czegokolwiek. Jednak nic nie było już w stanie jej pomóc. Kiedy uderzyła w twardą jak skała powierzchnię spienionej rzeki, jej ostatnią myślą było, że nigdy już nie ujrzy Zekka... Przed jej oczami zawirowały kolorowe plamy, które po chwili zostały całkowicie pochłonięte przez ciemność. Płuca Megan wypełniła woda. W ostatnim przebłysku świadomości zdawało jej się, że ktoś woła ją po imieniu, lecz było to przecież niemożliwe...
Prąd rzeki porwał jej ciało, unosząc je ze sobą niczym lekki liść. Nie słyszała już krzyków nawołującego jej mężczyzny, któremu udało się wydostać na brzeg, podobnie jak nie poczuła ogromnych, włochatych łap, które zanurzyły się w wodzie, ostrożnie sięgając po nią. Wielki Wookiee o sierści barwy miodu przebił łapami gwałtowny prąd rzeki, chwytając ciało dziewczyny za ramiona. Po krótkiej walce z siłami natury, wyciągnął ją na porośnięty trawą brzeg. W tej samej chwili z naprzeciwka nadbiegł młody Solo. Z jego ubrania ściekała woda. Mokre włosy oblepiały pobladłą twarz. Zatrzymał się gwałtownie, spostrzegłszy Wookieego oraz pozostawionego nieopodal „Sokoła Millenium", a jego dłoń niemal automatycznie powędrowała do lewego boku, na którym pozostała poszarpana blizna – pamiątka po ostatnim, niefortunnym spotkaniu z Chewbaccą. Wookiee spojrzał na niego i zaryczał cicho, delikatnie układając ciało Megan na trawie. Wtedy też Kylo zorientował się, że niegdyś nieodłączny towarzysz jego ojca nie ma przy sobie żadnej broni. Swą ukochaną kuszę pozostawił zapewne na pokładzie „Sokoła". Ren postanowił więc zaryzykować i zbliżył się do dziewczyny. Przyklęknął przy niej, a Chewbacca odsunął się odrobinę, jakby pragnął zapewnić im nieco prywatności. Kylo wyciągnął dłoń, niepewnie dotykając ramienia dziewczyny. Jej pierś nie unosiła się, ani nie opadała rytmicznie, co mogło znaczyć tylko jedno – Megan nie oddychała. To zaś oznaczało, że...
Kylo przełknął ślinę, czując, że cała krew odpłynęła mu z twarzy. Odgarnął z twarzy dziewczyny mokre włosy, czując nagle przenikające go aż do szpiku kości zimno. Przywykł już do jej obecności... Nie chciał jej skrzywdzić... Nie mogła być martwa...
— Megan! — Szarpnął ją za ramiona i potrząsnął mocno. — Megan, otwórz oczy, słyszysz?!
Ona jednak milczała uparcie. Choć bowiem użył Mocy, aby spowolnić ich upadek z wysokości, nie przewidział tego, że rwący nurt rzeki okaże się zbyt silny, aby drobne ciało Megan dało sobie z nim radę. Cichy głos w jego zmrożonym ze strachu sercu wypomniał mu, że to on sam ją zabił. On był winny jej śmierci. On zepchnął ją w przepaść...
Kylo warknął dziko. Nie był uzdrowicielem Jedi. Nie potrafił używać Mocy, aby ratować gasnące w kimś życie... Z wściekłości, czystej bezsilności, ale także pragnienia uczynienia czegokolwiek, aby Megan wróciła, uderzył pięścią w jej pierś, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu. Oczy mężczyzny zaszły mgłą w kolorze jaskrawej czerwieni. Przestał widzieć cokolwiek. Wściekłość na siebie oraz na dziewczynę, która miała czelność umrzeć podczas gdy on nie wyraził na to zgody, aż buchała od niego gorącymi falami. Uderzał pięścią w jej pierś raz za razem, nie bacząc przy tym na nic. Skoro była martwa, nie mógł już przecież wyrządzić jej jeszcze większej krzywdy...
W końcu Chewbacca, nie mogąc już dłużej patrzeć jak syn jego najlepszego przyjaciela znęca się nad ciałem dziewczyny, próbując na powrót wbić w nie życie, odciągnął Rena od Megan, warcząc cicho, że jego wysiłki i tak niestety nie zdadzą się na nic. Dziewczyna odeszła. Nie zdoła jej już pomóc... Jednak, niemal w tej samej chwili Megan otworzyła oczy. Gwałtownie wciągnęła powietrze i w następnej sekundzie przekręciła się na bok, kaszląc i plując wodą. Oczy Kylo zabłysły. Zepchnął z siebie łapy Wookieego i rzucił się w jej stronę. Pomógł Megan usiąść i podtrzymał ją, dopóki całkowicie nie pozbyła się z płuc resztek wody. Kiedy to wreszcie nastąpiło, oddychając ciężko, oparła się na ramieniu Kylo.
— Ren, mam już dość wrażeń — jęknęła. — Chcę się ponudzić...
Wookiee zachichotał po swojemu. Oboje spojrzeli na niego, jak gdyby dopiero teraz w pełni uświadomili sobie jego obecność. Kylo delikatnie odsunął od siebie dziewczynę. Wstał. Jego dłonie zacisnęły się w pięści.
— Czego od nas chcesz? — syknął, nie okazując ani odrobiny wdzięczności, że Chewbacca wyciągnął Megan z rzeki.
Wookiee wywarczał w odpowiedzi coś, czego dziewczyna nie zrozumiała. Popatrzyła na Rena, który cały aż poczerwieniał na twarzy.
— Co on powiedział? — spytała.
Kylo zerknął na nią przez ramię.
— Że chociaż jestem bancim gównem bez ani krztyny honoru, w przeciwieństwie do mnie on nadal pamięta, czym jest honor — wyjaśnił. — Miał wobec mojego ojca dług życia. Teraz ma go wobec mnie.
W skomplikowanym pojmowaniu honoru przez Wookieech łatwo było się pogubić, lecz teraz Kylo rozumiał już, dlaczego Chewbacca nie zabił go, gdy był świadkiem śmierci Hana Solo. Zawiódł. Nie udało mu się ochronić najlepszego przyjaciela, któremu zawdzięczał życie, odkąd Solo wyratował go z niewoli w kopalni przyprawy na Kessel, a kodeks honorowy jednocześnie nie pozwalał mu odebrać życia jedynemu synowi Hana. Pomścił jego śmierć raniąc Kylo (może miał nadzieję, że Rey pozbędzie się go raz na zawsze?), lecz honor kazał mu teraz powrócić i spłacić dług, jaki zaciągnął wobec jego ojca.
Megan podniosła się ciężko.
— Pomożesz nam się stąd wydostać? — spytała, spoglądając na Wookieego z nadzieją.
Chewbacca skinął głową. Twarz dziewczyny rozjaśnił szeroki uśmiech.
— To najlepsza wiadomość, jaką było mi dane usłyszeć, odkąd tutaj jestem!
Miała ochotę uścisnąć ich ponad dwumetrowego, futrzastego wybawcę, lecz nagle na jej ramię spadła dłoń Kylo, ściskając je mocno.
— Nigdzie z nim nie lecimy! — oświadczył. — Sami damy sobie radę!
Megan przez chwilę sądziła, iż się przesłyszała. Czy Ren doprawdy był aż tak głupi? Nie mieli statku, nie mieli przy sobie żadnej broni, nie licząc oczywiście jednego miecza świetlnego, którym tylko on potrafił się posługiwać, a na planecie roiło się od żołnierzy Ruchu Oporu! Wierzyła, że Kylo byłby w stanie poradzić sobie z całym oddziałem, właściwie widziała jak robi dokładnie to, ale cała armia, włącznie z flotą kosmiczną, to zdecydowanie co innego.
— Nie mówisz poważnie! — parsknęła.
— Jak najbardziej! — warknął Ren. — Nie potrzebujemy niczyjej pomocy!
Dziewczyna zbliżyła się do niego. Jej oczy ciskały błyskawice. Dłonie zacisnęła w pięści.
—Więc jak planujesz się stąd wydostać?! On ma statek, my nie! A ja nie zamierzamzginąć tutaj przez twoją głupią dumę i upór, rozumiesz?! — W jej oczachzabłysły łzy. Uderzyła pięściami w ramiona Rena. — Ty głupi, uparty durniu!
Kylo schwycił jej nadgarstki i mocno ścisnął. Spojrzał na Wookieego spod zmarszczonych brwi.
— Proszę — jęknęła dziewczyna głosem zupełnie pozbawionym jakiejkolwiek nadziei. — On chce nam tylko pomóc...
Mężczyzna na moment spuścił wzrok. Wyglądało na to, że rozmyśla nad czymś intensywnie.
— Dobrze — warknął w końcu.
Wookiee skinął na nich swą wielką łapą. Megan uśmiechnęła się do Rena. Bez dalszych dyskusji wszyscy troje czym prędzej wdrapali się po rampie na pokład „Sokoła Millenium". Kylo natychmiast pobiegł do sterowni, czego Chewbacca nawet nie próbował mu zabraniać. Zawsze był drugim pilotem i choć nie podobała mu się zmiana kapitana „Sokoła", honor nie pozwolił mu się sprzeciwić. Będzie wykonywał polecenia Bena, tak jak wcześniej jego ojca. Długo bił się z własnymi myślami, czy powinien ratować młodego Solo, czy może raczej pozbyć się go raz na zawsze, lecz wreszcie nie tylko dług życia wobec Hana nie pozwolił mu zabić Bena. Zdecydował, że Han w gruncie rzeczy nie chciałby śmierci swego jedynego dziecka. Poza tym, jak Chewbacca mógłby zabić tego młodego mężczyznę, gdy nadal pamiętał go jako ledwo odrośniętego od ziemi, roześmianego brzdąca, który tyle razy wspinał się na jego kolana? Zamierzał więc okazać Benowi litość, wyrozumiałość i posłuszeństwo, których ten poskąpił własnemu ojcu. Zanim jednak udał się za chłopakiem w stronę kokpitu, zerknął na młodą kobietę, stojącą niepewnie tuż obok niego. Wyraz jej twarzy zdradzał niepewność oraz zmartwienie. Ciasno objęła się ramionami. Cała aż drżała. Musiało być jej zimno w całkowicie przemoczonym ubraniu. Zwrócił się do niej w swoim języku, usiłując wyjaśnić dziewczynie, że w kwaterach pasażerskich znajdzie nieco rzeczy, pozostawionych tam jeszcze przez Hana i Leię, i, o dziwo, nadal nie rozkradzionych, a niektóre z nich z pewnością mogłyby na nią pasować. Po zdumionym spojrzeniu Megan zorientował się jednak, że nie ma ona pojęcia, co pragnie jej powiedzieć. Delikatnie położył więc dłoń na jej ramieniu, tak, aby nie zrozumiała opacznie jego gestu, i lekko pociągnął ją za sobą w stronę przeciwną do tej, w którą skierował swe kroki Kylo. Zaprowadził ją do przestronnego, lecz przytulnie umeblowanego pomieszczenia mieszkalnego. Wcześniej znajdowała się tam jeszcze jedna ładownia, ale Han przebudował ją w prezencie ślubnym dla Leii, pragnąc, aby „Sokół" nabrał odrobinę bardziej rodzinnego charakteru. Ogromny Wookiee otworzył jeden z umieszczonych tam schowków i oczom dziewczyny ukazały się złożone elegancko ubrania. W jej twarzy błysnęło zrozumienie. Wyciągniętym palcem wskazała na schowek.
— Chciałeś mi powiedzieć, że mogę tutaj przebrać się w coś, co sobie wybiorę, tak? — zapytała, pragnąc upewnić się, że nie popełni żadnego nietaktu, grzebiąc w schowku.
Chewbacca szczeknął krótko, a następnie skinął głową, dając znać, że dokładnie o to mu chodziło. Megan uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
— Dziękuję — rzekła.
Wookiee rozwichrzył jej mokre włosy swą wielką dłonią i opuścił pomieszczenie, aby swobodnie mogła się przebrać. Megan zrzuciła buty oraz swój przemoczony kombinezon lotniczy i zaczęła przymierzać ubrania, które wyciągnęła z szafki. Wreszcie zdecydowała się na czarne, ciasno przylegające spodnie oraz tunikę w bladożółtym kolorze. Na szczęście w schowku udało jej się znaleźć także parę butów w ekstrawaganckim, bordowym kolorze. Sięgały za kostkę i były przyjemnie miękkie, a jednocześnie mocne, wykonane najprawdopodobniej z delikatnej, nerfiej skóry. Wyglądały, jakby nigdy wcześniej nikt ich nie nosił. Megan przez chwilę zastanawiała się, do kogo mogły należeć te wszystkie rzeczy i doszła w końcu do wniosku, że skoro „Sokół" należał do Hana Solo, to ubrania, które miała na sobie, kiedyś stanowiły zapewne własność jego żony, generał Leii Organy. Kiedyś, pomyślała złośliwie dziewczyna, bo teraz Leia z pewnością nie byłaby już w stanie się w nie zmieścić. W trakcie przeszukiwania schowka Megan natrafiła również na dość nietypowy stanik wykonany z metalu oraz cienkiego niczym pajęcza sieć materiału, a także zdobioną klejnotami złotą obrożę z łańcuchem. Nie chcąc jednak nawet wyobrażać sobie zabaw łóżkowych państwa Solo, czym prędzej upchnęła obie rzeczy z powrotem do schowka, a swego stroju dopełniła szarą kurtką wyposażoną w ogromną ilość kieszeni. Była ona na nią stanowczo za szeroka w ramionach i miała zbyt długie rękawy, ale Megan wcale to nie przeszkadzało. Podwinęła rękawy i opuściła kwaterę z zamiarem dostania się do sterowni. Pokład zadrżał pod jej stopami, co znaczyło, że statek wszedł w nadprzestrzeń. Tylko dzięki utrzymywanej sztucznie grawitacji nie lewitowała jeszcze pod sufitem. Nie bardzo wiedziała, w którą stronę powinna iść, więc przez krótką chwilę błądziła korytarzami starego frachtowca, mijając mnóstwo zamkniętych włazów. W pewnej chwili zawędrowała do świetlicy, największego pomieszczenia na statku. Kącik jej ust uniósł się w uśmiechu. Stamtąd potrafiła trafić do kokpitu. W końcu, jej poprzednia wizyta na tym statku ograniczała się wyłącznie do wizyty w sterowni, świetlicy oraz ładowni, w której Leia zamknęła ją wraz ze swoim synem...
Kiedy Megan wkroczyła do kokpitu, zauważyła, że Kylo oraz Chewbacca sprawdzają odczyty instrumentów pokładowych oraz wszelkich czujników, upewniając się, że zaprogramowany skok w nadprzestrzeń przebiega prawidłowo, bez żadnych nieprzewidzianych problemów. Wyczuwszy obecność dziewczyny, Kylo odwrócił się, aby na nią spojrzeć.
— W porządku? — spytał.
Nie potrafiła ukryć zaskoczenia, które wywołało w niej jego pytanie. Czuła, jak na jej policzki wypływa gorący rumieniec. Dlaczego było jej tak... Miło, gdy o to zapytał? Od tak dawna nikt nie przejmował się jej losem, że zapomniała już, jakie to uczucie...
Splotła ramiona na piersi.
— Tak — odparła. — W porządku. Jasne. A u ciebie?
— Też — rzucił krótko. Po chwili wstał z fotela pilota. Położył dłoń na oparciu, lekko podpierając się na nim. Spojrzał prosto w oczy Megan. — Wpisałem współrzędne ostatniej lokalizacji Finalizera, niszczyciela Huxa — wyjaśnił. — Kiedy tam dotrzemy, dopilnuję, aby twój... Przyjaciel — wyraźnie skrzywił się, wymawiając to słowo — został puszczony wolno. A ty... — Na moment spuścił wzrok, skubiąc nerwowo rąbek swej koszuli. — Będziesz mogła odejść razem z nim. Żadnemu z was nie stanie się krzywda. Masz na to moje słowo.
Ren ponownie popatrzył prosto w jasne oczy Megan, a jej przebiegło przez myśl, że tak ciężkim wzrokiem jeszcze nigdy nikt na nią nie patrzył. Kylo wcale nie wyglądał na zadowolonego, iż wróci do Najwyższego Porządku. Obawiał się gniewu Snoke'a, kiedy ten dowie się, jak łatwo Ruchowi Oporu udało się wyprowadzić w pole Wielkiego Mistrza Zakonu Ren? A może po prostu nie chciał się jeszcze z nią rozstawać? Po tej ostatniej myśli omal nie wyśmiała samej siebie. Nie, zdecydowała. Zbyt wiele sobie wyobraża. Do czego niby miałaby być potrzebna Kylo Renowi? Owszem, przywykł do niej, podobnie jak ona zdążyła już przyzwyczaić się do jego obecności oraz składania go w jeden kawałek po przesłuchaniach Ruchu Oporu, i tyle. Nic więcej. Mimo to, była wdzięczna, że przejął się losem Zekka. Zbliżyła się do Kylo i objęła go delikatnie, dochodząc do wnioski, że na tak prosty, zwyczajny, ludzki odruch może sobie pozwolić. Oparła policzek na piersi mężczyzny.
— Dziękuję, Kylo — wyszeptała. — Nigdy nie zapomnę, co dla nas zrobiłeś...
Ren prychnął. Odepchnął ją od siebie.
— Dla was?! — powtórzył wściekle. Odwrócił wzrok. — Nie robię tego dla was — warknął. — Ten kretyn na ciebie nie zasługuje! Robię to tylko i wyłącznie dla ciebie! Byłaś przy mnie tam, w celi. Więc ja uwolnię twojego przyjaciela i będziemy kwita. Wbrew temu, co sądzą niektórzy — posłał Wookieemu znaczące spojrzenie — mam swój honor i spłacam swoje długi!
Chewbacca szczeknął cicho i wzruszył ramionami. Megan zgromiła Rena spojrzeniem. Jej wdzięczność w jednej chwili zamieniła się w gulę, która nagle, nie wiedzieć czemu, zaczęła dusić ją w gardle.
— No tak — parsknęła. — Wielki Kylo Ren już zaczyna być w swoim żywiole!
Mężczyzna gwałtownie odwrócił się w jej stronę. Jego ciemne, niemal czarne oczy płonęły.
— O co ci chodzi?! — warknął.
Roześmiała się z bólem.
— Właśnie o to! — odparła. — Odzyskałeś tę swoją Moc, masz miecz świetlny i znów próbujesz być taki „straszny"! — Przy ostatnim słowie ułożyła obie dłonie w znak cudzysłowu. — Ale wiesz, co ci powiem?! — syknęła po chwili, dźgając palcem wskazującym w sam środek piersi Rena. — Ja się ciebie nie boję! I to jest właśnie sposób na takich jak ty! Pokazać wam, że właściwie nie ma żadnego powodu, żeby się was bać! — Mężczyzna już otworzył usta, aby coś powiedzieć, może zaprotestować, ale pogroziła mu palcem i zamknął je natychmiast. Ona tymczasem kontynuowała: — Zachowujesz się jak lothalski kociak! Jeżysz się, chcąc pokazać, jaki to jesteś groźny, ale to tylko pozory! — Pokręciła głową i poczuła, jak do jej oczu napływają łzy, choć nie miała pojęcia, dlaczego tak się dzieje. Otarła twarz dłonią, zła i zawstydzona, a następnie odwróciła się i bez słowa opuściła sterownię.
Kylo przez chwilę gapił się za nią w osłupieniu. Nie pozwoliła mu dojść do słowa i zupełnie zbiła go z tropu. W dodatku, wcale nie pomagał fakt, iż do tej pory oglądał ją wyłącznie w luźnym kombinezonie lotniczym, a teraz ujrzał ją w stroju ciasno opinającym jej smukłe ciało, co zaczęło wywoływać stanowczo niestosowną reakcję jego ciała...
Zmieszany, zerknął na Wookieego, który śmiejąc się z niego po swojemu, wyrzucił łapę w kierunku włazu, sugerując, że Kylo powinien raczej udać się za dziewczyną, niż sterczeć tam jak słup soli. Ren zerknął raz jeszcze w kierunku włazu, a kiedy ponownie przeniósł wzrok na Chewbaccę, na jego twarzy malowało się zdecydowanie, ale i lekka obawa.
— Wołaj mnie natychmiast, gdyby działo się coś niepokojącego! — zawołał, po czym ruszył za Megan.
Wookiee zachichotał pod nosem. W tamtej chwili podobieństwo Bena do ojca było wręcz uderzające.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top