XIX. Finalizer


Niszczyciel gwiezdny generała Huxa spokojnie przecinał przestrzeń kosmiczną, prowadzony wytyczonym wcześniej kursem na Myrkr. Tam, na tym zapomnianym przez galaktykę oraz Moc świecie zamierzał wypróbować skuteczność najnowszej broni stworzonej przez inżynierów Najwyższego Porządku. Jeśli próba zwieńczona zostanie sukcesem, nic nie stanie na przeszkodzie, aby raz na zawsze zdławić Ruch Oporu oraz wszystkie sprzyjające mu planety. Blade usta młodego generała rozciągnęły się w lekkim uśmiechu. Czuł, że dzień ostatecznego zwycięstwa i wielkiej chwały zbliża się już wielkimi krokami.

Na mostku „Finalizera" panował niczym niezmącony ład i porządek, dzięki czemu mężczyzna mógł oddać się kontemplacji oraz obmyślaniu kolejnych wielkich planów, lecz niestety nic, co dobre i przyjemne nie trwa długo. Dobry nastrój generała zburzyło nagłe pojawienie się Rena. Kylo poruszał się po pokładzie niszczyciela niemal bezszelestnie, ale jego obecność zdradziły chichoty żeńskiej części załogi. Kiedy jednak Hux odwrócił się od ogromnego iluminatora, za którym już można było dostrzec niewielką zieloną kropkę – cel ich podróży, planetę Myrkr – aby przykładnie udzielić nagany niepoważnym członkiniom swej załogi, twarze wszystkich wokół pozbawione były jakichkolwiek uczuć. Malowało się na nich wyłącznie czyste skupienie. Nie licząc oczywiście Rena, który zmierzał w jego stronę, szczerząc wszystkie zęby w durnym uśmiechu. Twarz Huxa wykrzywił gorzki grymas. Miał ochotę jednym strzałem z blastera zetrzeć ten idiotyczny uśmieszek z gęby Rena. Musiał jednak panować nad sobą. Najwyższy Dowódca cenił sobie Kylo (choć generał nadal zastanawiał się z jakiej właściwie przyczyny), więc nie można było pozbyć się go jak innych kosmicznych mętów czy odpadów. Młody generał pobladł nagle, dostrzegając, że Ren postanowił zrobić sobie przystanek w drodze do iluminatora. Przysiadł bowiem na stanowisku ciemnowłosej oficer łączności. Pochylił się ku niej, szepcząc coś, na co młoda kobieta oblała się rumieńcem. Po chwili zachichotała, a Kylo owinął sobie wokół palca kosmyk jej kasztanowych włosów. Armitage wpadł we wściekłość. Tego było już za wiele!

— Kylo Ren — warknął, ze wszystkich sił starając się zachować spokój. Jakim prawem ten nieokrzesany idiota bałamuci członkinie jego załogi?! — Jak miło, iż postanowiłeś uraczyć nas swą obecnością!

Odziany w czarne szaty mężczyzna podniósł się powoli. Napastowana przez niego oficer szybko poprawiła włosy i całkowicie skupiła uwagę na ekranie monitora, który miała przed sobą. Ren wzruszył ramionami, powoli zbliżywszy się do Huxa. Dłonie splótł za plecami. Młody generał zauważył, iż oprócz tego, że Kylo przestał nosić swą ciężką, metalową maskę, na widok której wszyscy drżeli ze strachu, zmienił także swą fryzurę. Czarne włosy zaczął gładko zaczesywać do tyłu. Przypominał teraz raczej typowego lowelasa ze starych, tanich holofilmów klasy B, niż siejącego postrach rycerza, zabójcę Jedi. Uwagi Armitage'a nie uszło jednak, iż jakimś sposobem taki wygląd podobał się żeńskiej części załogi „Finalizera". Panie rumieniły się i chichotały na jego widok, niemal pchając mu się do łóżka, a Ren skwapliwie korzystał z każdej nadarzającej się okazji. Hux stracił już rachubę, ile pań przewinęło się przez kajutę rycerza, a najgorsze było to, iż nie miał możliwości w żaden sposób ukrócić tego haniebnego procederu. Ren nie był wojskowym. Nie podlegał rozkazom generała. Miał jednak prawo wydawać rozkazy jego ludziom. Pozycja Kylo w Najwyższym Porządku była niejasna, a zakres obowiązków nie do końca sprecyzowany. Ren wykonywał głównie rozkazy pochodzące bezpośrednio od samego dowódcy Snoke'a. W czasach Imperium podobne stanowisko zajmował Darth Vader, który stanowił niemal uosobione przedłużenie woli samego Imperatora Palpatine'a. I podobnie jak Vader, mistrz Zakonu Ren także miał po swej stronie tę całą Moc, co sprawiało, że nie tak łatwo było się go pozbyć...

Irytacja Huxa sięgnęła szczytu, kiedy Ren klepnął go poufale po ramieniu.

— Już się za mną stęskniłeś, Hux? — Ciemnowłosy mężczyzna znacząco poruszył brwiami.

Oburzenie generała nie znało granic. Aż odebrało mu mowę. Za takie odzywki ktoś inny już dawno wyleciałby przez śluzę powietrzną, prosto w lodowate objęcia kosmicznej pustki. Kylo od pewnego czasu, właściwie odkąd udało mu się schwytać uczennicę Skywalkera, zachowywał się naprawdę dziwnie. Był jednak jeden plus wynikający z jego nowego zachowania – przestał wreszcie niszczyć sprzęt wart ciężkie kredyty. Hux mocno zacisnął więc usta, które wcześniej aż otworzył ze zdumienia, i odwrócił się ponownie w stronę iluminatora, całkowicie ignorując swego towarzysza oraz jego dziecinne docinki. Czerń kosmosu od zawsze działa na niego kojąco. Wszystko w niej było zgrane i uporządkowane. Planety, gwiazdy, asteroidy, czy najmniejsze nawet drobinki kosmicznego kurzu krążyły po wyznaczonych przed miliardami lat orbitach. To właśnie był wzór porządku, jaki Hux zamierzał wprowadzić w całej galaktyce, na każdej planecie. Tylko bowiem silna ręka mądrego władcy mogła na zawsze zaprowadzić pokój na wszystkich globach, gdzie istniało życie oraz zapobiec kolejnym wojnom. A kiedy Najwyższy Porządek zgniecie tę irytującą, kąsającą pchłę, Ruch Oporu, generał nie miał najmniejszych wątpliwości, iż jego marzenie wreszcie się ziści.

Hux zerknął ukradkiem na Rena, który wciąż stał obok niego, tym razem z ramionami ciasno splecionymi na piersi. Choć twarz mężczyzny pozostawała blada i poważna, generał zauważył, iż z trudem powstrzymuje on uśmiech. Parsknął w duchu. Niech się śmieje, pomyślał. Ale zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni.

— Sir — odezwał się nagle jeden z oficerów. — Nasze czujniki wykryły niewielki obcy statek poruszający się przez nadprzestrzeń w niedalekiej od nas odległości. Z odczytów wynika, że zmierza on do miejsca, gdzie stacjonowaliśmy poprzednim razem.

Generał gwałtownie odwrócił się od iluminatora, marszcząc brwi. Z dłońmi splecionymi za plecami zaczął przechadzać się po pokładzie mostka.

— Wyciągnąć go z nadprzestrzeni — rozkazał.

Po chwili z pokładu ogromnego gwiezdnego niszczyciela wystrzelony został pocisk, który wybuchł w przestrzeni kosmicznej, tworząc niewielką studnię grawitacyjną, zakłócającą tunele nadprzestrzenne. Kilka sekund później na wprost „Finalizera" wynurzył się spomiędzy gwiazd niewielkich rozmiarów koreliański frachtowiec o bardzo charakterystycznym kształcie.

— Czy to nie YT-1300? — spytał Hux.

— Tak, sir — odparł kolejny oficer. — Jego sygnatura to „Sokół Millenium".

— „Sokół Millenium"? — Generał zerknął na Rena, unosząc do góry prawą brew. — Coś takiego... — Z satysfakcją zauważył, iż jego towarzysz nagle pobladł. W końcu, czyż „Sokół Millenium" nie należał niegdyś do jego tragicznie zmarłego ojca? Hux już zamierzał rzucić pod adresem Rena coś uszczypliwego, lecz niespodziewanie do uszu mężczyzny dobiegł głos ciemnowłosej oficer łączności.

— Generale Hux — mówiła — ten statek usiłuje się z nami skontaktować...

— Co? — mruknął Armitage. Podszedł do stanowiska kobiety, przystając po jej lewej stronie. Ren natychmiast uczynił to samo, opierając się biodrem o prawą stronę pulpitu i splatając ramiona na piersi. — Po co próbują nawiązać z nami łączność? Co mogą mieć nam do powiedzenia? — Dziwił się dalej Hux. — Włącz transmisję.

Kobieta skinęła głową. Wcisnęła kilka przełączników i nagle z głośników popłynął nieco zniekształcony głos, należący jednak niewątpliwie do mężczyzny.

— „Finalizer", odbiór! — mówił. — Zgłoście się! Mówi Kylo Ren z pokładu „Sokoła Millenium"! Odbiór!

Na mostku zapadła kompletna cisza. Hux zmarszczył brwi, wpatrując się intensywnie w śmiertelnie bladego Rena.

— To... Jakiś żart? — wykrztusił Kylo. Zaśmiał się nerwowo. — Ktoś tu ma chyba nierówno pod kopułą...

Oficer łączności niepewnie zerknęła na Rena, przenosząc następnie wzrok na napiętego jak struna generała.

— Sir, co odpowiedzieć? — zwróciła się do dowódcy.

Hux wyprostował się dumnie.

— Nic, oczywiście. — Parsknął. — Nie będziemy zawracać sobie głowy rozmawianiem z nimi.

Mężczyzna miał wrażenie, że usłyszał westchnienie ulgi, które niespodziewanie wyrwało się z piersi Kylo, lecz po chwili stwierdził, ze najprawdopodobniej po prostu mu się wydawało. Zastanawiał się, co powinien zrobić z „Sokołem Millenium". Jego nagłe pojawienie się mogło być pułapką przygotowaną przez fanatyków z Ruchu Oporu. Przecież oni nie cofnęliby się przed niczym. Nawet przed misją samobójczą. Pewnie, że Ren miał wiele dziwnych i niespotykanych talentów, lecz na pewno nie potrafił przebywać w dwóch miejscach jednocześnie. Hux mógł więc albo rozkazać schwytanie „Sokoła" promieniem ściągającym i przeszukanie go na pokładzie „Finalizera", lub mógł po prostu rozkazać roznieść go na atomy przy użyciu torped protonowych oraz turbolaserów. Zdecydował się na tę drugą opcję. Po co ryzykować? Może na pokładzie tego starego, koreliańskiego frachtowca znajduje się jakiś samobójca podszywający się pod Rena, który wysadzi się w powietrze, gdy tylko „Sokół" znajdzie się na pokładzie niszczyciela? Lepiej zdusić zagrożenie w zarodku. Wybuch w hangarze, nawet gdyby nie rozerwał „Finalizera" na kawałki, mógłby go poważnie uszkodzić, wykluczając tym sposobem z prowadzenia dalszych działań wojennych. A tego młody dowódca wolał uniknąć.

— Roznieść ten statek na atomy — rozkazał.

— Tak jest!

Ren, blady niczym płótno, z ogromnym napięciem malującym się na jego pociągłej twarzy, obserwował jak torpedy protonowe najpierw niszczą osłony frachtowca i uszkadzają jego silniki nadświetlne, a następnie dezintegrują go całkowicie, zamieniając w chmurę kosmicznego pyłu, mimo wrzasków mężczyzny podającego się za Kylo Rena, który błagał, aby zaprzestali ostrzału. Z nosem niemal przyklejonym do szyby iluminatora, wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze kilka sekund wcześniej znajdował się „Sokół Millenium".

Na ustach generała Huxa wykwitł krzywy uśmiech satysfakcji. Rebelianci musieli być naprawdę głupi, skoro uważali, że powiedzie im się taki numer. Czyżby sądzili, iż mają do czynienia z niedoświadczonymi dziećmi?!

— Sir — odezwał się w pewnej chwili oficer pełniący służbę przy radarze. — Nasze czujniki wykryły trzy kapsuły ratunkowe, które zdążyły opuścić pokład „Sokoła Millenium" przed jego dezintegracją. Wszystkie zmierzają w stronę powierzchni znajdującej się przed nami planety. Czy mam wysłać myśliwce, aby odpowiednio się nimi zajęły?

Generał zerknął na młodego oficera, który wyprostował się służbiście. Zastanowił się chwilę.

— Nie trzeba — odparł w końcu. — Ktokolwiek jest w tych kapsułach, nie opuści Myrkra żywy. Zajmą się nimi nasi szturmowcy obecni na planecie.

Ren nagle gwałtownie uniósł głowę, jakby usłyszał coś, o czym do tej pory nie miał pojęcia. Dziwne... Czyżby zapomniał, że Snoke założył na Myrkrze bazę, a niedawno rozkazał udać się tam pozostałym rycerzom Ren, aby czuwali nad wszystkim? Ta niewielka planeta była wystarczająco odosobniona, aby skupić tam wojska Najwyższego Porządku, lecz znajdowała się na tyle blisko zamieszkanych układów, że Hux mógł bez problemu czynić z niej krótkie wypady, aby testować swą najnowszą broń. A może... Generał poruszył się niespokojnie. Może Ren wyczuł coś przez tę swoją Moc? Na przykład, niezapowiedzianą wizytę Snoke'a...? Cokolwiek by to było, Armitage stwierdził, że to najwyższy czas, aby zaprezentować Kylo swój projekt, o którym nie miał pojęcia nawet sam Najwyższy Dowódca. Generał postanowił, że przedstawi Snoke'owi swój pomysł dopiero wtedy, gdy będzie miał pewność, że wszystko pójdzie zgodnie z jego planem. A został jeszcze jeden ważny punkt. Opinia Rena. Chociaż Hux rzadko, a właściwie prawie nigdy nie zawracał sobie głowy zdaniem rycerza i praktycznie rzecz biorąc nie uwzględniał go w swych planach, teraz potrzebował kogoś, kto wstawiłby się za nim, gdyby Najwyższemu Dowódcy z jakichś powodów nie spodobał się jego projekt. Czasem Snoke brał pod uwagę zdanie Rena, więc lepiej będzie mieć go teraz po swojej stronie.

— Ren, pozwól za mną — rzekł.

Brwi Kylo powędrowały wysoko do góry. Zamrugał gwałtownie i lekko spanikowany rozejrzał się dookoła, jakby pragnął upewnić się, że Hux rzeczywiście mówi do niego. Młody generał z trudem powstrzymał się przed przewróceniem oczami. Skinął na Rena głową, kierując swe kroki w stronę wyjścia z mostka. Kylo pobiegł za nim i zwolnił kroku dopiero, gdy zrównał się z Huxem. Szli teraz ramię w ramię.

— Czy... Coś się stało? — spytał podejrzliwie Ren.

Wąskie usta rudowłosego mężczyzny rozciągnęły się w lekkim uśmiechu, co wywołało w towarzyszącym mu Renie jeszcze większą podejrzliwość. Hux uśmiechał się ostatnio stanowczo zbyt często...

— Chciałbym ci coś pokazać — odparł generał.

Przez twarz Kylo w jednej sekundzie przemknęło tysiące uczuć, a generał zaczął się zastanawiać, od kiedy to ten wiecznie ponury, mroczny rycerz odczuwa przed nim respekt. Zwykle pogardzał nim i nawet się z tym nie krył. Czyżby wreszcie dorósł i do jego małego móżdżku dotarło, iż takie zachowanie ma negatywny wpływ na morale żołnierzy? Co ci ludzie mogli myśleć, widząc, jak ich dowódca jest ciągle poniżany przez mężczyznę w czarnej sukience, biegającego ze świecącym patykiem w dłoni? W każdym razie, z czegokolwiek to wynikało, Hux nie miał nic przeciwko takiej zmianie. Ren całą dalszą drogę przebył w milczeniu obok niego. Zachowywał się niepewnie, jak gdyby obawiał się, co może go za chwilę spotkać. Generał również nie wyrzekł ani jednego słowa. Trzymanie Rena w niepewności sprawiło mu niekłamaną przyjemność. Obaj mężczyźni zatrzymali się dopiero przed włazem prowadzącym do jednego z hangarów, który zawsze pozostawał zamknięty. Kod potrzebny do jego otwarcia znał wyłącznie generał. Hux wstukał na panelu sterowania kombinację odpowiednich klawiszy i właz rozsunął się przed nim oraz Renem, odsłaniając ciemne wnętrze hangaru. Kylo z całych sił wytężał wzrok, zastanawiając się, co może kryć się wewnątrz pomieszczenia. Generał natomiast dał krok naprzód, wchodząc do środka.

— Światło — rzucił.

W jednej sekundzie zapłonęły panele jarzeniowe, oświetlając wnętrze hangaru. Oczom obu mężczyzn ukazał się niewielki, jednoosobowy statek w kształcie grotu strzały. Ren zmarszczył brwi. Zerknął na chromowaną powłokę pojazdu, a następnie na swego towarzysza. Pytająco uniósł brew. Hux uśmiechnął się. Był to uśmiech pełen dumy oraz samozadowolenia.

— To, na co teraz patrzysz, Ren — rzekł — to największe dzieło inżynierii Najwyższego Porządku, choć jego projekt powstał jeszcze za czasów Imperium.

Generał zbliżył się do pojazdu. Kylo natychmiast uczynił to samo. Uważnie przypatrywał się statkowi, a wreszcie wyciągnął dłoń i przesunął palcami po gładkiej powierzchni kadłuba.

— To zwykły jacht — mruknął niepewnie. — W dodatku, nawet mniejszy od myśliwca. Co w nim takiego szczególnego?

Hux roześmiał się.

— Pierwsze wrażenia bywają mylące — odparł. — Lecz w tym przypadku to akurat dobrze. Republika i Ruch Oporu nie będą się spodziewać, że spotka je zagłada ze strony tak niewielkiej maszyny.

Ren splótł dłonie na piersi, zerkając na generała sceptycznie.

— Wystarczy jeden X-wing, żeby spopielić to twoje cacko, Hux — parsknął.

Armitage jednak nie przestawał się uśmiechać i aż pękał z dumy, prezentując uczniowi Najwyższego Dowódcy swe dzieło.

— O, nie. — Zachichotał. — Pieszczotliwie poklepał kadłub statku. — Posiada kwantowy pancerz. Torpedy protonowe X-winga, ani nawet działa turbolaserowe gwiezdnego niszczyciela nie są w stanie wyrządzić mu najmniejszej krzywdy.

Z każdym słowem generała oczy Rena robiły się coraz większe i coraz bardziej okrągłe ze zdumienia.

— Kwantowy pancerz — wykrztusił.

Hux skinął głową.

— To nie wszystko. Spójrz tutaj. — Wskazał na dwa okrągłe otwory widoczne w dole kadłuba. Kylo pochylił się lekko. — To wyrzutnie specjalnych pocisków, w które wyposażony został ten statek.

— Specjalnych? — zainteresował się mistrz Zakonu Ren. — Ulepszonych torped protonowych?

Zwykle bladą i ponurą twarz generała ponownie rozjaśnił szeroki uśmiech. Odziany w czarne szaty mężczyzna pomyślał, że Hux chyba nigdy nie uśmiechał się tak wiele razy, jak w chwili, gdy spoglądał na swe niepowtarzalne dzieło. Kraśniał dumą, niczym ojciec chwalący się swą ukochaną pociechą.

— Można tak powiedzieć — odparł. — To wyrzutnie pocisków z kryształami kyber. Jeden z nich, wystrzelony w jądro gwiazdy, prowadzi do gwałtownej fuzji pierwiastków, a co za tym idzie, wybuchu supernowej. A jak wiadomo, nadal jedynym ratunkiem dla systemów zagrożonych wybuchem macierzystej gwiazdy, jest ich całkowita ewakuacja. Jeśli jednak wybuch zostanie przyspieszony o miliony, lub nawet miliardy lat, władze nie zdążą ewakuować mieszkańców planet. W ten sposób całkowicie zniszczymy systemy należące do Nowej Republiki i sprzyjające Ruchowi Oporu.

— Czyli... — Ren głośno przełknął ślinę. — To miniaturowa wersja bazy Starkiller...

Generał pokręcił głową.

— Ten statek jest lepszy od bazy Starkiller, ze względu na swe niewielkie rozmiary, dzięki którym jest bardziej mobilny, i niczym niewyróżniający się wygląd. Jego pancerz jest niezniszczalny. W dodatku, nie niszczy planet, a jedynie przyspiesza naturalne katastrofy, a my mamy czyste ręce. Nikt nie będzie mógł nas o nic oskarżyć — wyjaśnił. — Co o nim sądzisz? — zapytał.

Kylo wyglądał na zaskoczonego pytaniem Huxa. Nie spodziewał się, że generał będzie zainteresowany jego opinią na jakikolwiek temat.

— Jest... — Przez moment szukał odpowiedniego słowa. — Imponujący — dokończył dość ponurym tonem. Jeśli generałowi przyjdzie kiedykolwiek do głowy, aby rzeczywiście użyć tego cacka, Ruch Oporu i Nowa Republika będą całkowicie bezbronne...

— Został nazwany „Pogromcą Słońc" — kontynuował Hux, niezrażony dziwnym zachowaniem Kylo. — Jego pierwszy projekt oraz prototyp powstał jeszcze za czasów Imperium. Wtedy jednak inżynierowie nie potrafili stworzyć niezniszczalnego pancerza. Ale nam się to udało.

Generał dumnie wypiął pierś, przyglądając się Renowi. Jego ponurą minę oraz milczenie wziął za wyraz czystej zazdrości. W końcu to on, Hux, wpadł na pomysł odtworzenia „Pogromcy Słońc", dzięki któremu Najwyższy Porządek zyska miażdżącą przewagę nad wrogiem.

— Kto stoi za projektem tego statku? — spytał nagle Ren.

Pytanie to nieco zdumiało młodego generała, ale nie dał po sobie niczego poznać. Wzruszył ramionami.

— Kobieta o nazwisku Qwi Xux — odrzekł. — Była najlepszym inżynierem Imperium. Niestety zginęła w trakcie testowania prototypu „Pogromcy". Po jej śmierci Imperium całkowicie zarzuciło pracę nad projektem tej niesamowitej broni.

Mistrz Zakonu Ren skinął głową, przyjmując do wiadomości słowa Huxa. Jedna niespokojna myśl wciąż jednak nie dawała mu spokoju...

— Po co mi go pokazałeś? — zapytał, skinąwszy głową w stronę statku.

Armitage milczał przez chwilę. Kiedy natomiast ponownie się odezwał, jego twarz znów przybrała śmiertelnie poważny wyraz, a wcześniejsza radość oraz duma zniknęły bez śladu.

— Posłuchaj — zaczął. Odchrząknął. — O tym statku nie wie nawet sam Najwyższy Dowódca — wyjaśnił. — Dlatego, gdyby Snoke miał do niego jakiekolwiek zastrzeżenia, potrzebuję twojego wstawiennictwa. Ren, jesteś jego ulubionym uczniem. — Popatrzył ciemnowłosemu mężczyźnie prosto w oczy. — Dowódca poważa cię ze względu na twą siłę. Przy najbliższej nadarzającej się okazji, wstaw się za mną i tym statkiem — poprosił. Zbliżył się do Rena i mocno uścisnął jego ramię. — Zrób to, a będziesz pierwszą osobą, która zasiądzie za jego sterami — obiecał. — Dopilnuję tego.

Hux postanowił odwołać się do lotniczych ambicji Rena, ponieważ doskonale wiedział, że Kylo, podobnie jak jego ojciec, a wcześniej dziadek, kocha latać. Ren zerknął ponad jego ramieniem na „Pogromcę Słońc", obrzucając okręt nieodgadnionym spojrzeniem, a następnie ponownie przeniósł wzrok na twarz generała.

— Dobrze — rzekł, choć Armitage miał wrażenie, iż przyszło mu to z niemałym trudem. — Jeśli chodzi o twój projekt masz moje pełne poparcie. A teraz, wybacz, muszę już iść.

Skinął Huxowi głową, w następnej chwili odwrócił się na pięcie i wybiegł z hangaru niemal z prędkością światła. Po głowie nieustannie kołatała mu się wyłącznie jedna myśl – nie wolno dopuścić, aby Najwyższy Porządek kiedykolwiek zdołał użyć „Pogromcy Słońc". Oznaczałoby to zagładę dla setek gwiezdnych systemów, a kto wie, czy nawet nie dla całej galaktyki...

Ciemnowłosy mężczyzna czym prędzej udał się do swej kwatery. Spod sterty czarnych ubrań, rzuconych byle jak na wąską, niewygodną pryczę, wydobył stary datapad, który ukrył w połach swej szaty, a następnie bezzwłocznie skierował swe kroki ku celi Rey...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top