XII. Zekk

Zekk dziarskim krokiem przemierzał szare korytarze Finalizera. Przez tych kilka dni, które spędził na pokładzie niszczyciela, zdążył już nauczyć się rozkładu większości pomieszczeń. Wiedział już, jak ma dotrzeć do swej kwatery, gdzie znajduje się mesa, mostek, kwatery oficerskie, a także poziom więzienny, a na nim cela Rey, do której właśnie zdążał. Odpowiadała mu postawa pana i władcy, którą musiał przyjąć, a zrobił to tak dobrze, iż nikt nie zwrócił na niego uwagi – lub raczej, wszyscy schodzili mu z drogi, aby to on nie zwracał na nich zbytniej uwagi. Podobało mu się to. Przynajmniej nie musiał się martwić, że ktoś spróbuje węszyć wokół niego. A co najważniejsze – na pokładzie Finalizera nie było wcale aż tak źle. Jego kwatera nie należała do największych, lecz znajdująca się w niej koja była zdecydowanie najwygodniejsza z tych, na których do tej pory miał okazję sypiać. Jej kształt idealnie dopasowywał się do każdej pozycji, jaką przyjmował. Karmili tam też całkiem nieźle, a najlepsze było to, iż jako Kylo Renowi dostarczano mu posiłki do jego kwatery. Nie musiał więc jadać w mesie wraz z innymi oficerami. Z męską częścią załogi wolał nie mieć zbyt wiele do czynienia, natomiast panie przebywające na pokładzie niszczyciela... Cóż, to była zupełnie inna historia. Kilka z nich już wziął w obroty, a ponieważ nie nosił maski, tego cholerstwa tak charakterystycznego dla Rena, panie dość często oglądały się za nim. A on także nie pozostawał obojętny na ich wdzięki. Lubił kobiety. Podobały mu się zwłaszcza te o brązowych włosach i błękitnych oczach. Choć tutaj właściwie wszystkie otaczała aura władczości oraz pewności siebie, te miały w sobie coś wyjątkowego. Lubił, kiedy zimne, błękitne oczy spoglądały na niego, a on widział w nich budzące się pożądanie. Lubił, kiedy później te same oczy skrywały się pod powiekami, a z pełnych, czerwonych ust wyrywały się westchnienia rozkoszy...

Mężczyzna przerwał swe rozmyślania, zorientowawszy się, iż za chwilę stanie przed drzwiami do celi Rey. Wejścia pilnowało dwóch szturmowców. Gdy dostrzegli swego przełożonego, stanęli na baczność, wyprężając pierś i przepuścili go bez słowa. Właz rozsunął się przed nim bezszelestnie. Zekk wszedł do środka. Rey siedziała na twardej, wąskiej pryczy, lecz wyglądała całkiem nieźle. Nie przypominała innych, znękanych oraz wycieńczonych więźniów Najwyższego Porządku. Spostrzegł, że zmieniła fryzurę. Pewnie z nudów. Zamiast trzech, ciasno upiętych koków z tyłu głowy, teraz zebrała w kucyk spięty na czubku głowy tylko grzywkę. Kiedy wkroczył do pomieszczenia, podniosła na niego wzrok swych płonących, brązowych oczu.

— Cześć — rzucił, uśmiechając się szeroko. — Jak ci się tutaj mieszka? — Rozejrzał się po pustych, szarych ścianach celi. — Całkiem przytulnie, nie?

Zgromiła go wzrokiem.

— Naprawdę dziwię się, że jeszcze żyjesz — burknęła.

Zekk wzruszył ramionami.

— Trochę się mnie tutaj boją — odparł. — Wiesz, niczym nieograniczona władza i te sprawy...

Rey przewróciła oczami.

— Masz to, o co cię prosiłam? — spytała.

Mężczyzna skinął głową. Spod długiej, czarnej szaty wyjął niewielki datapad oraz przenośny nadajnik. Oba narzędzia podał dziewczynie. Przyjęła je bez cienia wdzięczności.

— Nie ma za co — burknął Zekk.

Ale Rey już go nie słuchała. Usiadła na pryczy, uruchamiając datapad. Urządzenie zawierało w sobie wszystkie raporty na temat posunięć oraz planów Najwyższego Porządku, jakie codziennie otrzymywał Ren. Rey odszukała te najnowsze i nawet nie zagłębiając się w nich zbytnio, za pomocą nadajnika oraz starych, rebelianckich kodów, które otrzymała od szyfrantów Leii Organy, zaczęła przesyłać je do nowej bazy Ruchu Oporu. Było to niezwykle ryzykowne przedsięwzięcie, lecz miała nadzieję, iż nikt nie zorientuje się, co robi. Przecież nikt nie podejrzewałby Kylo Rena o współpracę z Ruchem Oporu, prawda?

Podczas gdy ona zajmowała się raportami, Zekk najpierw krążył niespokojnie po celi, złączywszy obie dłonie za plecami, a następnie usiadł na pryczy obok niej. Lekko pochylił się do przodu. Złączył dłonie, a kciukami kręcił szybkie młynki.

— Długo to potrwa? — spytał.

Rey zmarszczyła brwi, wpatrując się w ekran datapadu.

— Nie powinno — odrzekła. — Plików jest kilkanaście, ale mają one niewielki rozmiar...

Mężczyzna skinął głową.

— A co mam powiedzieć Huxowi? — spytał. — To już trzecie przesłuchanie, a on cały czas jest niezadowolony, że wciąż nic z ciebie nie wyciągnąłem. — Westchnął. — Jeśli dziś nie dostanie ode mnie żadnych informacji, wyśle do ciebie swoich ludzi. — Zmarszczył brwi. — A oni nie będą się z tobą bawić, przykro mi...

Twarz Rey pozostała niewzruszona. Cały czas obserwowała postęp przesyłania plików.

— Powiedz mu, że Ruch Oporu nadal przebywa na D'Qar, i powinniście tam wysłać swoje siły.

Zekk zamrugał.

— D'Qar? — powtórzył.

Rey skinęła głową.

— Większość przeniosła się stamtąd do nowej bazy, ale część pozostała, właśnie na potrzeby naszej misji — odparła. Zerknęła na Zekka. Minę miał dość niewyraźną. — Nie martw się — dodała. — Po prostu przekaż Huxowi to, co ci powiedziałam. Ci, którzy pozostali na D'Qar odciągną uwagę Najwyższego Porządku od nowej bazy.

Mężczyzna skrzywił się.

— Ale ci ludzie zginą! — zaprotestował.

Rey westchnęła. Kiedy pliki zostały już przesłane do Ruchu Oporu, oddała Zekkowi datapad oraz nadajnik.

— Wszyscy musimy się poświęcać — rzekła. — Ci ludzie wiedzą, czego się spodziewać. Nie żałuj ich. Tak wygląda wojna.

Zekk bez słowa odebrał urządzenia, chowając je pod połami szaty. W milczeniu opuścił celę Rey. Wiedział, że zrobi to, o co go prosiła, lecz miał co do tego planu mieszane uczucia. Wszyscy musimy się poświęcać... Te słowa nadal krążyły po jego głowie, nie dając mu spokoju. Wszyscy musimy się poświęcać... W jego serce zaczęły wkradać się dziwne wątpliwości. Czy przypadkiem Ruch Oporu nie poświęcił także jego...?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top