IX. Ładownia
Gdy „Sokół Millenium" wylądował, Megan drgnęła. Całą podróż powrotną z Yavina IV spędziła zamknięta w ładowni frachtowca razem z Kylo Renem. Mężczyzna siedział na wprost niej, ciężko oparty plecami o ścianę. Dłonie cały czas skrępowane miał kajdankami ogłuszającymi. Od czasu do czasu zerkali na siebie nawzajem, lecz żadne z nich nic nie mówiło. Ładownia nie została niestety wyposażona w chronometr, więc dziewczyna nie była w stanie potwierdzić swoich przypuszczeń, miała jednak wrażenie, że podróż powrotna trwała dłużej, niż lot z D'Qar na Yavin IV. A może tak jej się po prostu zdawało, ponieważ Leia zamknęła ją w tej kriffing ładowni razem z Renem?! Przeklęta podstarzała księżniczka! Przeklęty Luke Skywalker! Przeklęty cały ten Ruch Oporu! Miała wrażenie, że jeśli będzie zmuszona przebywać z nimi dłużej, szczerze zacznie kibicować Najwyższemu Porządkowi. Oni przynajmniej nie polowali na nią i Zekka...
Ledwo o tym pomyślała, Ren podniósł głowę i spojrzał na nią, zupełnie jakby odgadł jej myśli, choć wiedziała, że to niemożliwe. Isalamiry nadal skutecznie uniemożliwiały mu kontakt z jego mistyczną Mocą. Gdyby było inaczej, już dawno przejąłby statek i zamiast na D'Qar kierowaliby się w kierunku bazy Najwyższego Porządku, gdziekolwiek by ona nie była. Mężczyzna uśmiechnął się do niej złośliwie. Już otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz w tym samym momencie „Sokołem" nagle szarpnęło, jakby zderzył się z innym obiektem, lub... Wyskoczył z nadprzestrzeni. Po kilku kolejnych chwilach silniki statku zamilkły całkowicie. Wylądowali.
Megan podskoczyła na równe nogi, słysząc odgłos kroków na korytarzu, tuż przed włazem do ładowni. Było ich zbyt wiele jak na samego Skywalkera i jego siostrę. Musieli mieć towarzystwo. Kobieta odruchowo sięgnęła do kabury na biodrze, gdzie trzymała jeden ze swych blasterów, lecz jej dłoń tym razem ścisnęła wyłącznie powietrze. Fierfek! Przecież skonfiskowali jej broń! Ren, zauważywszy jej gest, poruszył się nieznacznie.
— Rozkuj mnie! — syknął władczo, ale w jego głosie pobrzmiewała także nutka prośby. — Rozkuj mnie, to pomogę ci stąd uciec!
— Zamknij się! — warknęła.
Ren uśmiechnął się do niej, tym razem bez śladu złośliwości czy pogardy.
— Pomyśl tylko — rzekł, niespokojnie zerkając w kierunku wejścia do ładowni. — Oboje jesteśmy teraz więźniami, czy tego chcesz, czy nie! Ruch Oporu wykorzystał ciebie i twojego przyjaciela! Moja matka — gorzko wypluł z siebie to słowo — każe zlikwidować cię przy pierwszej nadarzającej się okazji! A twojego przyjaciela wcale nie spotka nic lepszego! Najwyższy Dowódca zorientuje się, że to nie ja! — Przerwał na moment, aby dać dziewczynie czas, by do końca dotarły do niej jego słowa. — Ale jeszcze mamy szansę! Rozkuj mnie! Rozprawimy się z Ruchem Oporu, a potem zabiorę cię ze sobą! Wyjaśnimy Najwyższemu Dowódcy, że zaszła pomyłka, a ty i twój przyjaciel odejdziecie wolno! Masz na to moje słowo!
Megan mocno zacisnęła usta. Już dawno nauczyła się, że nikomu nie można ufać, ale wiedziała także, iż Ren ma rację, a Zekka spotka zagłada, gdy tylko postawi stopy na jakimkolwiek okręcie Najwyższego Porządku. Dlatego wahała się tylko chwilę. Podeszła do Kylo i przykucnęła przy nim.
— Odwróć się — poprosiła.
Spełnił jej polecenie i niemal w tym samym momencie z jego gardła wyrwało się wściekłe warknięcie. Właz prowadzący do ładowni rozsunął się z cichym sykiem. Megan uniosła głowę. Do środka wkroczył Poe Dameron w towarzystwie drugiego żołnierza Ruchu Oporu oraz Luke'a Skywalkera i Leii Organy. Wszyscy mieli zawieszone na plecach stelaże z isalamirami. Mistrz Jedi wydawał się zdumiony widokiem swego siostrzeńca oraz dziewczyny. Dameron natychmiast skierował lufę swego blastera w stronę Megan.
— Odsuń się od niego — warknął.
Dziewczyna podniosła się, klnąc siarczyście. Leia skinęła głową na drugiego z żołnierzy.
— Skuj ją — rozkazała.
— Co? — Luke zerknął na siostrę. — Leio, tego nie było w planie...
Generał wzruszyła ramionami.
— Cóż, nieco go zmodyfikowałam — odparła lekko. Ponownie skinęła na żołnierza. — No już...
Żylasty mężczyzna z haczykowatym nosem obrzucił Megan chciwym spojrzeniem i uśmiechnął się obrzydliwie.
— Się robi, ma'am!
Ruszył w stronę Megan, ale ta cofnęła się o kilka kroków.
— Nie stawiaj oporu, to lepiej na tym wyjdziesz. — Organa rzuciła w stronę dziewczyny przesłodzony uśmiech.
Ren także spojrzał w jej stronę, wpatrując się w jej twarz, jak gdyby pragnął jej coś przekazać. Megan przystanęła pod wpływem spojrzenia rycerza Najwyższego Porządku. Ramiona opuściła luźno wzdłuż boków. Pozwoliła, by żołnierz Ruchu Oporu, ubrany w niechlujny kombinezon lotniczy i cuchnący tanim lumem, zacisnął kajdanki ogłuszające na jej nadgarstkach. Dameron natomiast zbliżył się do Rena, podciągnął go do góry i wbił lufę blastera pomiędzy jego łopatki. Ren szarpnął się, lecz ponieważ nadal znajdował się w polu działania isalamirów, nie mógł użyć Mocy, aby się uwolnić. Leia raz jeszcze skinęła na swych podwładnych, a ci wypchnęli Megan oraz Kylo z ładowni. Generał prowadziła, a Luke zamykał ich nietypowy pochód. Więźniów wyprowadzono z pokładu „Sokoła Millenium". Na zewnątrz czekał już na nich kolejny oddział żołnierzy Ruchu Oporu. Każdy z jego członków uzbrojony był po zęby.
Megan szybko rozejrzała się dookoła. Na płycie niewielkiego lądowiska, z każdej strony otoczonego przez gęstą dżunglę, oprócz „Sokoła Millenium" stało także kilkanaście X-wingów, jeden transportowiec a także mocno podniszczony, zmodyfikowany B-wing, który lata swej świetności miał już dawno za sobą. W odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów od lądowiska znajdował się niewielki budynek, do którego prowadziła wydeptana, błotnista ścieżka. Niebo zasnuwały ciężkie, ołowiane chmury. Wiał zimny wiatr. Zbierało się na burzę. Megan przystanęła na moment. Nie miała pojęcia, co to za planeta, ale jednego była pewna – „Sokół" nie wrócił na D'Qar. Zaraz jednak została brutalnie popchnięta, a jej plecy dźgnęła lufa karabinu blasterowego. Warknęła głucho i ruszyła przed siebie. Ona i Ren zostali poprowadzeni w kierunku budynku. Kylo szarpnął się kilkakrotnie w swych więzach, lecz widząc, że nie przynosi to żadnego pożytku, a po jego ciele rozchodzą się piekące błyskawice wyładowań elektrycznych, uspokoił się. Szedł powoli, uważnie rozglądając się dookoła. W pewnej chwili właz prowadzący do budynku, ku któremu zmierzali, rozsunął się powoli i na zewnątrz wytoczył się droid protokolarny o złotym kolorze. Ren wyraźnie skrzywił się na jego widok. Nie przestał jednak być czujny, jak gdyby obawiał się, iż w każdej chwili rebelianci mogą otworzyć do niego ogień. W gruncie rzeczy było to prawdą, lecz Megan pomyślała, że gdyby chcieli go zabić, zrobiliby to już wcześniej, na Yavinie IV. Ren był im jednak do czegoś potrzebny. Zapewne chcieli go przesłuchać, aby wydrzeć mu jak najwięcej tajemnic Najwyższego Porządku...
— Księżniczko Leio! Panie Luke'u! — zawołał nagle złoty droid, telepiąc się w ich kierunku. — Jak to dobrze nareszcie was widzieć!
Robot gadał jak najęty, o okropnych warunkach panujących w budynku, w którym kazano mu przebywać, o braku ogłady u opiekuna isalamirów, o okropnej pogodzie i wszędobylskiej wilgoci, od której zapewne zaczynają mu już rdzewieć serwomotory, o okropnych niebezpieczeństwach czyhających na niego w dżungli, i tak dalej...
Luke Skywalker z trudem powstrzymywał się od śmiechu, natomiast Leia spiorunowała droida o wdzięcznej nazwie C-3PO wzrokiem i zagroziła, że jeśli nie zamknie się natychmiast, to rozkaże go dezaktywować. Poskutkowało. C-3PO zamilkł. Gdy jednak ujrzał, kogo eskortują członkowie Ruchu Oporu, jego fotoreceptory pojaśniały na moment. Wyrzucił metalowe ramiona wysoko w górę.
— Dzięki niech będą Mocy! — wykrzyknął. — Przecież to panicz...
W następnej sekundzie jego fotoreceptory pociemniały całkowicie. Metalowa głowa oraz ramiona opadły. Generał Organa powoli zdjęła dłoń z wyłącznika, który znajdował się z tyłu, na szyi C-3PO.
— Nienawidzę tego droida — rzuciła w stronę brata bliźniaka. — Powinnam była już dawno rozkazać go zezłomować...
Czasem Złota Sztaba, jak niegdyś nazywał droida Han Solo, był nawet całkiem przydatny, zwłaszcza, kiedy chodziło o królewskie protokoły, czy zwyczaje panujące na najróżniejszych planetach, ale przeważnie był tylko irytującą kupą żelastwa, która nie potrafiła siedzieć cicho wtedy, kiedy trzeba.
Luke uśmiechnął się lekko, spoglądając na siostrę.
— Gdybyś to zrobiła, zaraz zaczęłabyś tego żałować. Brakowałoby ci paplaniny C-3PO. Nie zaprzeczaj. Znam cię.
Leia tylko wzruszyła ramionami. Rozkazała dwóm żołnierzom zająć się droidem, podczas gdy reszta wprowadziła Megan oraz Rena do budynku. W środku czekał na nich niewysoki, starszy mężczyzna, także ze stelażem z isalamirem na ramionach. Megan pomyślała, że musieli naprawdę obawiać się Kylo, skoro postanowili zgromadzić wokół siebie aż tak wiele tych cudacznych zwierząt.
— Księżniczko Leio! — zawołał mężczyzna. Obrzucił ciekawskim spojrzeniem Rena oraz zakutą w kajdany dziewczynę. — To on? — spytał.
Kobieta skinęła głową.
— A kim jest ta obok? To jakaś jego... Wspólniczka?
— Wygląda na to, że tak, Magus — odrzekła generał Organa. — Ale na szczęście ona nie jest wrażliwa na Moc. Zabierz oboje do celi.
— Ale... — Mężczyzna zmarszczył siwe brwi. — Miał być tylko Ren... Mamy tylko jedną celę...
— A więc będzie im trochę ciasno, trudno — rzuciła Organa. — Na razie zabierzcie oboje z moich oczu. Później będę chciała przesłuchać Rena.
Magus skinął głową. Ruszył przodem, a kilku żołnierzy Ruchu Oporu skierowało swe kroki za nim. Megan oraz Kylo, znów brutalnie popychani i szturchani, zostali zmuszeni do przejścia wąskiego, ciemnego korytarza, na końcu którego znajdowały się pojedyncze drzwi. Ren nadal rozpaczliwie usiłował dosięgnąć Mocy, ale wciąż czuł wokół siebie wyłącznie czarną, bezlitosną pustkę. Był zupełnie bezsilny...
Ich przewodnik nagle zaśmiał się, jakby w lot odczytał wszystkie myśli Kylo.
— Brakuje ci tej twojej Mocy, prawda, chłopcze? — zadrwił. — Nie jest łatwo być zwykłym człowiekiem, co?
Młody mężczyzna nie odpowiedział. Zresztą, co mógłby powiedzieć? Starzec miał rację, a on właśnie boleśnie się o tym przekonywał. W myślach przeklinał samego siebie. Wiedział, że Luke'owi Skywalkerowi nie można ufać. Po co więc tak ochoczo udał się na Yavin IV?! Pchnęła go do tego jego niezaspokojona żądza zemsty, lecz w przyszłości będzie ostrożniejszy. Nie miał wątpliwości, że zbiegnie z niewoli Ruchu Oporu, choć jeszcze nie wiedział, jak to zrobi. Sądził jednak, że będzie miał wystarczająco dużo czasu, aby obmyślić jakiś plan. Być może wykorzysta do ucieczki tę dziewczynę, którą schwytano wraz z nim. Raczej nie pałała sympatią do Ruchu Oporu. Wydawała się gotowa mu pomóc. Oczywiście, później się jej pozbędzie, ale o tym przecież nie musiała wiedzieć. Zerknął na nią z ukosa. Szła u jego boku z ponuro opuszczoną głową. Lekko marszczyła brwi. Nie wyglądała na przygnębioną, złamaną czy zrozpaczoną. Wydawała się raczej pogodzona ze swym losem. Jak gdyby zdążyła już przywyknąć do takiego traktowania...
Kylo szybko odwrócił głowę. Cóż, jej postawa, ani ona sama w ogóle nie była ważna. Mogła być przydatna, owszem. Mogła przydać mu się do ucieczki. I dopóki to się nie zmieni, będzie trzymał ją blisko siebie. Choć bowiem na to nie wyglądała, miała w sobie ogromne pokłady siły. Założyłby się, że byłaby w stanie w pojedynkę dać sobie radę z co najmniej kilkoma rebeliantami. Lecz, podobnie jak wszyscy inni – była jedynie narzędziem.
Ren gwałtownie przerwał swe rozmyślania, gdy nagle do jego uszu dobiegł przejmujący ryk. Zatrzymał się, co spowodowało, iż ktoś idący za nim wymierzył mu silny cios w plecy, popychając go do przodu. Wokół rozległ się śmiech rebeliantów.
— No proszę! — rzucił ktoś. — Wielki Kylo Ren boi się jednego Wookieego!
Kylo syknął wściekle. Przy drzwiach do celi rzeczywiście pełnił wartę ogromny przedstawiciel rasy Wookiee. Nie był to jednak pierwszy lepszy mieszkaniec Kashyyyka. Tym Wookieem był Chewbacca. Wieloletni towarzysz Hana Solo. Chewbacca, którego strzał z kuszy omal nie zabił go w bazie Starkiller. Ren wiedział, że stworzenia te były niezwykle honorowe. Chewbacca najprawdopodobniej przysiągł sobie, że zabije mordercę swego najlepszego przyjaciela – i oto miał go tuż przed sobą. Młody mężczyzna poczuł nagle ogarniający go strach. Bez Mocy, bez miecza świetlnego, jak mógł przeciwstawić się tej potężnej istocie? Jeden celnie wymierzony strzał z kuszy Chewbaccy rozerwałby jego czaszkę na atomy. Byłby martwy, zanim jeszcze w pełni by to do niego dotarło. A ten przeklęty Wookiee nigdy nie chybiał...
Magus zbliżył się do Wookieego, który zaryczał ponownie, podczas gdy starzec wpisał na panelu kod, który aktywował właz prowadzący do celi. Oczom Rena oraz Megan ukazało się niewielkie, kwadratowe pomieszczenie o szarych ścianach z jedną pryczą oraz jednym małym modułem sanitarnym, wysuwanym ze ściany. Magus ukłonił się przed Megan, zamaszystym gestem wskazując wejście do celi.
— Panie przodem — rzucił.
Dziewczyna skrzywiła się paskudnie.
— Niech was wszystkich szlag! — syknęła.
Magus roześmiał się, kiedy ogromna łapa Wookieego wylądowała na ramieniu dziewczyny.
— I po co te nerwy, panienko? Pamiętaj, że złość piękności szkodzi!
Megan z całych sił zacisnęła zęby, kiedy Chewbacca szarpnął ją do siebie. Zdjął z nadgarstków dziewczyny kajdanki ogłuszające, po czym bezceremonialnie wepchnął ją do celi. Po krótkiej chwili to samo spotkało Rena. Megan rozmasowała obolałe nadgarstki, podczas gdy durastalowy właz zasunął się za nimi z cichym sykiem.
— Spędzicie tutaj jeszcze trochę czasu — do ich uszu dobiegł wesoły głos Magusa. — A więc rozgośćcie się i postarajcie jakoś nie pozabijać!
Megan obrzuciła Rena niewesołym spojrzeniem.
— Biorę pryczę — oznajmiła bez cienia strachu, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top