Rozdział XXIII

Shinta z rosnącym przerażeniem obserwował jak Aya puszcza ramię Dewlanny, a rozjuszona Wookiee z wściekłym rykiem rzuca się w stronę mistrzyni Rwoh. Krew w jego żyłach zamieniła się w lód. Czy to jakiś podstęp? Nie, dobrze wiedział, że intencje Ayi były czyste, mężczyzna pragnął jedynie odnaleźć swą przyjaciółkę. Z jakiego więc powodu Dewlanna mogła chcieć zaatakować mistrzynię Rwoh?! Chociaż... Nie, nie ją, dotarło do niego po chwili. Na pierwszy rzut oka tak to wyglądało, ale w rzeczywistości Wookiee nie spuszczała wzroku z Jedi, który przystanął obok siedziska mistrzyni. Shinta zmarszczył brwi. Nic już z tego nie rozumiał! Aya i Dew znali tego mężczyznę? On widział go po raz pierwszy w życiu... Nim jednak Dewlanna zdążyła go dopaść i wyrwać mu ręce, nogi, albo zrobić jeszcze inną okropną rzecz, jaką Wookiee mieli w zwyczaju robić innym istotom, mistrzyni Rwoh wyciągnęła przed siebie dłoń i Dewlanna nagle zastygła w pół kroku. Mirialanka groźnym spojrzeniem smagnęła Ayę.

— Co to ma znaczyć? — spytała cicho, ale z każdego jej słowa biły siła oraz władczość.

Shinta z trudem przełknął ślinę, choć mistrzyni przecież nawet nie zwracała się do niego.

— Co to ma znaczyć?! — wybuchł Aya. Jego dłonie zacisnęły się w pięści z taką siłą, że aż pobielały mu kłykcie. — To wy mi to powiedzcie! To jakiś żart?! Co tu robi ten banthci wypierdek?!

Jasnowłosy Jedi stojący po prawicy mistrzyni Rwoh, odchrząknął.

— Może trochę grzeczniej? — syknął. — Zdajesz sobie sprawę w czyjej obecności się znajdujesz?!

Aya cały aż poczerwieniał na twarzy.

— Ty masz czelność mnie pouczać?! Ty sukinsynu! — wrzasnął, rzucając się do przodu, ale Shinta zdążył w porę zareagować i chwycić go za ramię, żeby powstrzymać mężczyznę przed zrobieniem czegoś, czego ten mógłby potem żałować.

Vernestra zmarszczyła brwi i odwróciła się w stronę swego towarzysza.

— Znasz tych ludzi? — spytała z niejakim zdumieniem.

— Nie — odrzekł natychmiast Jedi.

— Łżesz jak brudny akk! — wrzasnął Aya. — Doskonale nas znasz! Nas i Malden! Jesteś tu, a ona zniknęła! Może to twoja sprawka, co, Miki?!

— Miki? — powtórzyła Vernestra z jeszcze większym zdumieniem. — Czy ktoś raczy wyjaśnić mi o co tutaj chodzi?!

— Mistrzyni Rwoh... — zaczął niepewnie Shinta. — Chodzi o to, że... Że... Zaginęła pewna kobieta i mamy podstawy sądzić, że stoi za tym Jedi... Albo były Jedi... — powiedział szybko.

Vernestra nie uraczyła go nawet jednym spojrzeniem. Shinta spuścił wzrok, jak skarcony uczeń i puścił ramię Ayi, który nieco się już uspokoił.

— Hakan, o czym mówi ten człowiek i dlaczego nazwał cię Mikim? — spytała zimno mistrzyni Jedi, przy okazji uwalniając z uścisku Mocy wielką Wookiee, która zaryczała w bezsilnej wściekłości i cofnęła się o kilka kroków.

— Jaki znów Hakan?! — syknął Aya, zanim jasnowłosy mężczyzna zdążył choćby otworzyć usta. — To Miki, były facet Malden!

— To Hakan Lon, rycerz Jedi — odparła na to mistrzyni Rwoh.

Dewlanna zaryczała żałośnie. Aya spojrzał na nią spode łba i chwycił ją za kudły na ramionach.

— Mówiłaś, że nie pamiętasz Malden, więc jak, do cholery, możesz pamiętać tego kretyna?!

Dew spuściła wzrok i zaskomlała cicho. W jej wspomnieniach Miki związany był z Ayą... Gdy mężczyzna to usłyszał, cały aż poczerwieniał na twarzy.

— Trafiła mi się Wookiee z najniższym ilorazem inteligencji w całej galaktyce! — burknął.

Shinta przystanął obok niego.

— Naprawdę znasz tego Jedi? — spytał z niedowierzaniem.

— Znam tego drania, a jak! — zawołał Aya. — Ale aż do dziś nie wiedziałem, że jest Jedi! Malden spotykała się z nim przez jakiś czas, ale kiedy na moich oczach usiłował ją uderzyć, wykopałem go z pokładu swojego statku! Założę się jednak, że on bił ją już wcześniej, chociaż nigdy się do tego nie przyznała!

Na moment w gabinecie mistrzyni Rwoh zapadła całkowita cisza. Oczy Shinty rozszerzyły się. Z pogłębiającym się zdumieniem spoglądał to na Ayę, to na Hakana Lona. Jak ktokolwiek, kto mienił się rycerzem Jedi mógł skrzywdzić jakąkolwiek żywą istotę?

— Naprawdę... Bił ją? — wykrztusił.

— Pewnie z miłości! — rzucił Aya z goryczą. — Musiała zasłużyć na jego szacunek! — Rzucił wyzywające spojrzenie Mikiemu, czy raczej Hakanowi, który uśmiechał się bezczelnie, niewzruszenie, doskonale wiedząc, że jako Jedi jest nietykalny i mając świadomość, że Aya także zdaje sobie z tego sprawę.

— Jak mogłeś krzywdzić bezbronną kobietę?! — zawołał nagle Shinta. — Życie jest już wystarczająco wypełnione cierpieniem! Zadaniem rycerzy Jedi jest je łagodzić!

Hakan spojrzał na niego jak na wyjątkowo irytującego owada latającego mu nad głową.

— Nie przypominam sobie, żeby ktoś pytał cię o zdanie, padawanie — rzucił.

Shinta, młodzieniec zwykle tak pogodny, o łagodnym usposobieniu, wyglądał, jakby za chwilę miał zmienić się we wcielenie furii. Jego oczy pałały dzikim blaskiem. Jeszcze nikt nigdy go tak nie upokorzył. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie Jedi z najświetniejszej świątyni w całej galaktyce...

— Nie jestem już padawanem — warknął. — Otrzymałem tytuł rycerza...

— Obojętne — przerwał mu Lon, z lekceważeniem machnąwszy dłonią. — Mistrzyni Rwoh, szkoda twojego czasu na tych ludzi. Rzeczywiście, znałem ich. Jeśli ta zaginiona kobieta to ich przyjaciółka o imieniu Malden, nie ma sensu się nią przejmować. Cokolwiek ją spotkało, z pewnością dostała wyłącznie to, na co sobie zasłużyła.

— Z całym szacunkiem, mistrzyni Rwoh. — Shinta dumnie wypiął pierś, zbliżając się o kilka kroków do pięknie zdobionego biurka Mirialanki. Przemknęło mu przez myśl, że za kwotę wydaną na jego wykonanie można by przez miesiąc albo i dłużej wykarmić populację biedniejszej planety, takiej jak Imbram. — Aya oraz Dewlanna przybyli do nas po pomoc, ponieważ ich przyjaciółka zaginęła, a im ktoś usiłował usunąć wspomnienia. Nie możemy tego zlekceważyć!

Vernestra uniosła do góry prawą brew, spoglądając na niego z namiastką zainteresowania.

— Masz jakiegoś podejrzanego? — spytała.

Shinta zawahał się. Poczuł, że na jego policzki wypłynął głęboki rumieniec. Wziął głęboki oddech, starając się uspokoić bijące szaleńczym rytmem serce. Nie sądził, że mistrzyni Rwoh zwróci się bezpośrednio do niego.

— Ja... — wykrztusił. Odchrząknął, ponieważ jego głos drżał niebezpiecznie. — Tak. Sądzę, że tak. Myślę, że za zniknięciem tej kobiety może stać Jedi, który oszalał. Mistrz Sol.

— Bzdura — parsknął Lon. — Sol zginął na Brendok. Ta informacja nie dotarła do dziury, z której wypełzłeś?

Dłonie Shinty zacisnęły się w pięści. Aya położył rękę na jego ramieniu i uścisnął je pokrzepiająco. Młody Jedi starał się zignorować słowa Lona. To były przecież tylko słowa. Nie miały mocy go skrzywdzić.

— Mistrzyni Rwoh — podjął ponownie. — Nawet jeśli nie był to mistrz Sol, to ktoś inny, kto potrafił posługiwać się Mocą. Dewlanna wciąż nie odzyskała swych wspomnień. Ayi po części się to udało, pamięta swoją przyjaciółkę, ale nie mężczyznę, który kręcił się wokół niej. Ja jednak przez przypadek, lub może zrządzenie Mocy, spotkałem na Imbram ich oboje. Zapamiętałem ich, ponieważ od mężczyzny, który towarzyszył Malden wyczułem jakąś... Nieokreśloną ciemność. Zaniepokoiło mnie to, ale nie podjąłem żadnych kroków. Wtedy wydawało mi się, że ten mężczyzna nie zamierza jej skrzywdzić...

Vernestra zerknęła na niego z nieco większym zainteresowaniem, podszytym jednak warstewką niepokoju. Ona także znała kiedyś pewnego mężczyznę, w którym wyczuwała nieokreśloną ciemność. Mężczyznę, który powinien być martwy od lat, a jednak żył. Na Brendok, przez ułamek sekundy, wyraźnie wyczuwała jego obecność.

— Ten mężczyzna... — powiedziała powoli, nie zwracając się jednak do nikogo konkretnego. — Jak on wyglądał?

Aya wzruszył ramionami.

— Pamiętam tylko, że był jakiś taki blady, nędzny, w jakieś siermiędze...

Hakan lekko uniósł brwi. Ayi zawsze daleko było do obycia mieszkańców planet Jądra Galaktyki, ale czasem wyrażał się zupełnie jak wieśniak z najnędzniejszej dziury na Tatooine.

— Miał ciemne włosy i ciemne oczy — dodał Shinta. — Wyglądał na trzydzieści kilka lat.

Vernestra Rwoh wstała, na moment opierając obie dłonie na eleganckim, bogato zdobionym blacie biurka. Pogładziła je czubkami palców. Zaczynała się irytować i tracić cierpliwość. Rozmowy z tymi istotami do niczego nie prowadziły. Musiała mieć pewność, musiała zobaczyć, czy mówią o tym, o kim sama myślała. O jej byłym uczniu. Tym samym, którego zbrukaną ciemnością obecność wyczuła na Brendok.

— Shinta — zwróciła się do rudowłosego młodzieńca, który w pierwszej chwili wyglądał na zdumionego, że znała jego imię. — Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym zobaczyć twoje wspomnienia.

Jedi bez zastanowienia skinął głową. Mistrzyni Rwoh wyszła zza biurka, okrążając je i zbliżyła się do Shinty. Wyciągnęła przed siebie dłoń, choć wcale nie musiała. Moc nie ujawniała się w gestach, ale używanie ich pozwalało się bardziej skupić. Zanurzyła się w umysł Shinty, a młodzieniec postanowił ułatwić jej zadanie, wydobywszy na wierzch wspomnienie, o którym mówił. Mirialanka ujrzała młodego mężczyznę o ciemnych oczach w kształcie migdałów i opadających na twarz, czarnych jak noc włosach, obejmującego kobietę o błękitnych oczach i jasnych włosach. Te płonące oczy, ten bezczelny uśmiech... Vernestra od razu go rozpoznała. On i jego towarzyszka wyglądali na beztroskich i całkiem zadowolonych z życia. Po co miałby porywać tę kobietę, skoro sprawiała wrażenie, że dobrowolnie poszłaby za nim, gdziekolwiek by sobie zażyczył? Może miał to być jakiś znak dla Jedi? Może pragnął, żeby wreszcie go znaleźli i osądzili za wszystkie zbrodnie, jakich się dopuścił? To byłoby tak bardzo w jego stylu! Prowadzić z nią grę, której zasady tylko on znał!

— Qimir — wymsknęło jej się.

Aya drgnął. Najwyraźniej rozpoznał to imię.

— Qimir... — powtórzył. — Tak! On chyba tak miał na imię... Spotkaliśmy go na Imbram. Malden przyprowadziła go na nasz statek... Mówił, że nie ma się gdzie podziać, więc został z nami. Nie odstępował Malden nawet na krok...

Vernestra zmarszczyła czoło. W co on sobie tym razem pogrywał?

— Ta kobieta, o której mówicie... — zaczęła powoli. — Czy ona jest wrażliwa na Moc?

Aya z zakłopotaniem przeczesał włosy palcami. Dziwne pytanie... Jakie to miało teraz znaczenie? Malden zniknęła i to było w tym momencie najbardziej istotne.

— Nic mi o tym nie wiadomo — odparł. — Poza tym, gdyby była wrażliwa na Moc, nie trafiłaby do was jako dziecko?

— Nie każde wrażliwe na Moc dziecko trafia do Zakonu Jedi — wyjaśniła mistrzyni Rwoh. — Nawet, gdybyśmy chcieli, po prostu nie jesteśmy w stanie wyczuć i odnaleźć wszystkich.

— Malden na pewno nie jest wrażliwa na Moc — odezwał się milczący dotychczas Hakan Lon. — Gdyby było inaczej, wyczułbym to.

Oczy Shinty rozszerzyły się.

— Więc ty naprawdę miałeś z nią romans... — wykrztusił, jakby wciąż nie do końca w to wierzył. — Ale... Jak... Przecież jesteś rycerzem Jedi!

Hakan parsknął z oburzeniem.

— Nie wyobrażaj sobie za wiele — syknął. — Właściwie to wcale nie miałem ochoty na żaden romans z nią! To ona nalegała...

Shinta niepewnie zerknął na Ayę, który znów cały aż poczerwieniał na twarzy. Nie rozumiał, o co chodziło Lonowi, ale odnosił nieprzyjemne wrażenie, że każde słowo, które wypowiadał, było tak dobrane, aby jak najbardziej zdenerwować Ayę. Jakby Lon celowo go prowokował i usiłował wyprowadzić z równowagi.

— Cóż — odezwała się Vernestra, starając się chyba zapobiec konfrontacji, która wisiała w powietrzu, ale niezbyt jej się to udało — zwyczajne kobiety potrafią być bardzo... Nieustępliwe.

— Co?! — wykrzyknął Aya. — Jak możesz tak mówić?! Przecież sama jesteś kobietą!

— Przede wszystkim jestem Jedi — odparła zimno mistrzyni Rwoh. — I to Jedi pomogą wam odnaleźć waszą przyjaciółkę. Wasza trójka — gestem wskazała Ayę, Dew oraz Shintę — zostanie tutaj, w świątyni na Coruscant, dopóki nie postanowię, co dalej. Postarajcie się nie sprawiać mi kłopotów — ostrzegła.

Dewlanna spojrzała na Ayę i zaryczała pytająco.

— To znaczy, że co? — rzucił zaczepnie mężczyzna. — Jesteśmy waszymi więźniami?

— Nie — odrzekła Vernestra z iście stoickim spokojem. — Póki co jesteście naszymi gośćmi. Mog odprowadzi was do waszych kwater. Dla własnego dobra, postarajcie się od nich za bardzo nie oddalać. Dodatkowo, pomogę wam odzyskać wspomnienia. Ale najpierw muszę się z kimś skontaktować.

— Z kim? — Nie ustępował Aya.

— Z przyjacielem — syknęła mistrzyni Jedi. Przyjacielem, który także powinien być już martwy. A jednak nadal żył. Cóż. Niezbadane są wyroki Mocy. Ponieważ jednak obarczyła go winą za śmierć innych Jedi, nie mógł już powrócić na łono Zakonu. Dla innych Jedi był martwy. Zresztą, tak się umówili. Upozorowała jego pogrzeb, aby mógł na nowo rozpocząć poszukiwania swojej byłej padawanki i jej nowego mistrza. Na samo wspomnienie wydarzeń, które miały miejsce na Brendok skrzywiła się, jakby właśnie przełknęła coś kwaśnego. Gdyby tylko Jedi udało się dotrzeć tam wcześniej, być może udałoby jej się raz na zawsze rozprawić ze swym byłym uczniem, aby już nigdy więcej nie sprawiał kłopotów jej, ani Zakonowi...

Kapitan „Ekscentrycznego Danse'u" zbliżył się do jej biurka, na co Shinta spoglądał z rosnącym przerażeniem, a potem oparł dłonie na blacie i pochylił się ku Vernestrze, jakby ta była pierwszą lepszą urzędniczką w porcie. Hakan dał krok do przodu, ale mistrzyni Rwoh powstrzymała go wyciągnięciem dłoni. Mężczyzna natychmiast zatrzymał się.

— Jeśli wiesz, gdzie może być Malden, powiedz mi — poprosił Aya. — Nie mam pojęcia, w co ona się znów wpakowała, ale chciała dobrze... Zrobiło jej się żal tego faceta, chciała mu tylko pomóc... Ale jeśli on zrobił coś złego, Malden na pewno nie była jego wspólniczką!

Vernestra skinęła głową.

— Mój przyjaciel ją odnajdzie — obiecała. — Ale nie wchodź nam w drogę. Od tej chwili to sprawa Jedi.

— Skoro to sprawa Jedi, może mógłbym... — zaczął nieśmiało Shinta, ale Vernestra smagnęła go spojrzeniem i zamilkł natychmiast.

— Nie — rzuciła krótko. — Udajcie się do swoich kwater i odpocznijcie. Teraz chcę zostać sama.

Mistrzyni Jedi poczekała aż goście, oczywiście ociągając się niemiłosiernie, opuszczą jej biuro, a następnie sięgnęła do ukrytej szuflady biurka, wyciągając z niej komunikator. Uruchomiła urządzenie, czekając chwilę na nawiązanie połączenia.

— Sol — odezwała się, usłyszawszy głos swego długoletniego przyjaciela. — Mój były padawan ostatnio był widziany na Imbram... Udaj się na tę planetę. Wkrótce do ciebie dołączę. Jeśli natrafisz na jakikolwiek ślad, który mógłby nas do niego doprowadzić, uważaj. Może mieć zakładniczkę. Albo wspólniczkę — dodała ponuro, po czym przerwała połączenie i wyłączyła komunikator.

Znajdę cię, Qimir, pomyślała. Tym razem mi nie umkniesz. Zajdę cię i zakończę tę sprawę. Raz na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top