Rozdział XIV
Aya przestał liczyć, który już raz z kolei opowiadał Dewlannie o Malden. Mimo to, Wookiee wciąż uparcie twierdziła, że nie zna kobiety o tym imieniu. Nie pojmował, jak to się mogło stać. Przecież nie wymyślił sobie Malden. Nie była jego halucynacją. Jak to więc możliwe, że chociaż on i Dewlanna dzielili te same wspomnienia, w jego pojawiała się także Malden, a we wspomnieniach Dew – już nie? Ktoś grzebał w ich umysłach. Żadna inna ewentualność nie wchodziła w grę. A kto dysponował podobnymi mocami? Istoty, których Aya unikał za wszelką cenę. Rycerze Jedi. W innych okolicznościach omijałby ich szerokim łukiem, ale tym razem czuł, że nie ma wyboru. Musi prosić ich o pomoc. Chociaż nie kiwnęli nawet palcem w sprawie jego siostry, liczył na to, że tym razem będzie inaczej. W końcu, w zniknięcie Malden zamieszany był jeden z nich. Nie mógł to być nikt inny. Tylko Jedi jako broni używali mieczy świetlnych. A ten facet właśnie taki posiadał. W dodatku, o krwistoczerwonej klindze. Powinno ich to zainteresować. Jeśli jeden z nich oszalał, czym prędzej powinni go schwytać i zamknąć, żeby już nigdy nie wyrządził nikomu krzywdy...
Na szczęście jakiś czas wcześniej Jedi założyli placówkę na Imbram, więc przynajmniej nie trzeba było zbyt długo ich szukać. Aya, z datapadem w dłoni, ciągnąc za sobą Dewlannę, przemierzał kolejne ulice w poszukiwaniu adresu świątyni Jedi, który znalazł w HoloNecie. Coś chyba jednak było nie tak, ponieważ każda kolejna uliczka wyglądała na bardziej zapuszczoną niż poprzednia. Kramy i przekrzykujących się ulicznych sprzedawców zastąpili podejrzanie wyglądający osobnicy, którzy z pewnością także czymś handlowali, ale Aya nie miał ochoty dowiadywać się, czym konkretnie. A kiedy wreszcie trafili pod wskazany adres, nie był zachwycony. Świątynia Jedi nie była żadną świątynią, a raczej rozpadającą się ruderą. Nie miał pewności, czego właściwie spodziewał się po słynnych „wojownikach Światła", ale na pewno nie tego. Pamiętał okazałe budynki, najdroższe marmury oraz najrzadsze rodzaje drewna, jakie oglądał w ich świątyni na Csilli, gdzie przepych aż bił po oczach, złote szaty, które przywdziewali oraz miecze świetlne, bogato zdobione klejnotami i inkrustowane merenzańskim złotem... Na Imbram zastał natomiast niewielką, piętrową kamienicę z dziedzińcem. Budynek był w tragicznym stanie, z obdrapaną farbą, naprędce, byle jak łatanym dachem oraz oknami zabitymi deskami. Czy to przypadkiem nie jakaś pomyłka? Zmarszczył brwi, raz jeszcze sprawdzając adres na datapadzie. Według HoloNetu wszystko się zgadzało... Spojrzał na Dewlannę, ale Wookiee była tak samo zdumiona jak on. I wciąż trochę zła, ponieważ uważała, że Aya wymyślił sobie Malden i sama nie była pewna, dlaczego pozwoliła mu się ciągać po uliczkach Imbram w poszukiwaniu Jedi...
Wookiee westchnęła ciężko i rozejrzała się dookoła. Nagle klepnęła Ayę w ramię, ponieważ zauważyła, że w głębi dziedzińca ktoś był. Aya nie miał nic do stracenia. Zrezygnowany, przekroczył otwartą na oścież bramę i ruszył w tamtą stronę. Dewlanna miała rację. Rzeczywiście, na dziedzińcu ktoś był. Jakiś młody mężczyzna o jasnorudych włosach związanych w kucyk na czubku głowy ćwiczył cięcia oraz wymachy treningowym mieczem. Ubrany był w nieco wyblakłą, żółtą tunikę, brązowe spodnie oraz tego samego koloru wysokie buty. Wyglądał jak Jedi, ćwiczył obronę oraz atak mieczem, więc prawdopodobnie należał do Zakonu... Dziwne tylko, że Jedi trzymali swoich w tak okropnych warunkach... Chyba, że pobyt na Imbram miał być swego rodzaju karą. Raczej nikt nie zgłosiłby się na ochotnika, żeby tkwić na Pograniczu, podczas gdy wszelkie najciekawsze i najbardziej ekscytujące wydarzenia odbywały się w okolicy Jądra Galaktyki. Kiedy podeszli bliżej, mężczyzna przerwał intensywne machanie kijem, który miał pewnie imitować miecz świetlny. Uśmiechnął się delikatnie. Aya wzdrygnął się. To nie był żaden mężczyzna! To było jeszcze dziecko! Nie miał więcej niż piętnaście, czy szesnaście lat! Kto daje takim dzieciakom broń do ręki?!
— Witajcie. — Młodzieniec odezwał się jako pierwszy, lekko skinąwszy im głową. — Po waszych minach sądząc, potrzebujecie pomocy. Czy coś się stało?
Aya skrzywił się.
— Jesteś jednym z tych... No... Padawanów? — spytał. — Jest tu gdzieś twój mistrz? Albo ktoś dorosły, z kim moglibyśmy porozmawiać?
Chłopak zamrugał. W jego błękitnych oczach błysnęło zdumienie.
— Zapewniam, że jestem pełnoprawnym rycerzem Jedi — odrzekł. — Mam na imię Shinta. Powiedzcie, co was trapi. Być może będę potrafił wam pomóc.
Aya zaklął pod nosem. Zerknął na Dewlannę, ale ta tylko wzruszyła ramionami, mrucząc coś ledwo zrozumiale. W końcu, to on wpadł na pomysł, żeby szukać Jedi, bo mu odbiło. Ona nie znała żadnej Malden.
— Dobra, słuchaj, Shinta — powiedział szybko. — Chodzi o naszą przyjaciółkę...
Dewlanna zaryczała, przerywając mu. Po raz kolejny podkreśliła, że Aya ma na myśli swoją przyjaciółkę, ponieważ ona nie zna tej kobiety i niech w końcu przestanie jej wmawiać rzeczy, które nigdy się nie wydarzyły. Mężczyzna cały aż poczerwieniał na twarzy.
— Przestań wreszcie powtarzać, że jej nie znasz, bo powyrywam ci wszystkie kudły z gęby! — wrzasnęła.
Shinta na wszelki wypadek cofnął się o krok. Pierwszy raz w życiu był świadkiem tego, że ktoś pozwala sobie wrzeszczeć na Wookieego i wolał nie być w zasięgu rąk ogromnej samicy, gdy ta postanowi przywołać swojego towarzysza do porządku. Ku jego zdumieniu jednak mężczyzna prędko stracił zainteresowanie Wookieem i chwycił go za ramiona, ściskając je tak mocno, że aż pobielały mu kłykcie.
— Nasza przyjaciółka zniknęła! — zawołał. — Uważam, że ktoś ją porwał! I to ktoś od was! W dodatku, chociaż podróżowała z nami przez osiem lat, ta głupia Wookiee, Dewlanna, twierdzi, ze jej nie zna! Rozumiesz?! — Shinta niemal odruchowo skinął głową, choć prawdę mówiąc nie do końca rozumiał, co ten dziwny mężczyzna miał na myśli. Jego przyjaciółka została porwana przez kogoś... Od nich? To znaczy, uważał, że za jej porwaniem stoi rycerz Jedi? Przecież to niedorzeczne... — Coś złego wydarzyło się na moim statku. Był tam jakiś mężczyzna, ale nie potrafię sobie przypomnieć jego twarzy...
— Spokojnie — poprosił Shinta, lekko nasycając swe słowa Mocą. Mężczyzna był wyraźnie podenerwowany i wzburzony. Shinta nie zamierzał go obezwładniać, ale chciał, żeby jego niespodziewanego gościa ogarnęło uczucie spokoju oraz pewności, że otrzyma pomoc, o którą prosi, ponieważ od tego właśnie są Jedi. Od pomagania innym. — Jak nazywacie się wy i wasza przyjaciółka?
— Jestem Aya — odparł mężczyzna. — A to, jak już wspominałem, Dewlanna — wskazał na swą towarzyszkę Wookiee. — Nasza zaginiona przyjaciółka ma na imię Malden...
Shinta powoli skinął głową.
— Malden — powtórzył. — Rozumiem. Macie jakieś holo przedstawiające jej wizerunek? — spytał. Choć używał liczby mnogiej, swe pytania kierował głównie do Ayi, ponieważ Dewlanna z każdą mijającą sekundą wydawała się coraz bardziej zirytowana i zła.
— Holo? — powtórzył Aya. Jego oczy rozszerzyły się. — Holo... Jasna cholera! Nie... Nie mamy niczego takiego...
Shinta zmarszczył brwi.
— Może w takim razie postarasz się opisać, jak wygląda twoja przyjaciółka? Każdy szczegół może być ważny...
Aya zastanowił się chwilę. Przeczesał palcami krótkie, niemal czerwone włosy.
— Jak wygląda? No, jak kobieta... — Shinta spoglądał na niego bez słowa, jakby czekał na ciąg dalszy. Dewlanna zachichotała. Pod opis, który podał, można by podciągnąć każdą mieszkankę planety wybranej losowo z mapy galaktyki. Westchnął ciężko. Dlaczego to musiało być tak cholernie trudne?! — To znaczy... — podjął po chwili. — Malden lubi czerwony kolor. Prawie zawsze ubiera się na czerwono. Ma niebieskie oczy. I mnóstwo kolorowych kolczyków w uszach. Jej włosy są brązowe. Przynajmniej kiedyś były. Ostatnio je pofarbowała, czy rozjaśniła, czy jak to się tam mówi... No i jest chuda.
Shinta drgnął. Opis tej kobiety coś mu mówił... Zawsze zwracał uwagę na szczegóły, a kobietę ubraną w czerwoną kurtkę i spodnie, z mnóstwem kolczyków w uszach spotkał ostatnio w jednym z barów na Imbram... Czy to ona mogła być zaginioną przyjaciółką Ayi? Tamtej kobiecie rzeczywiście towarzyszył jakiś podejrzanie wyglądający mężczyzna, który nie był zachwycony, gdy Shinta do nich podszedł. Nie wydawała się jednak wystraszona, ani tym bardziej uprowadzona. Wyglądało na to, że przebywała z tym mężczyzną z własnej woli, choć Shinta nie omieszkał powiedzieć jej, że gdyby potrzebowała pomocy, zawsze może zgłosić się do Jedi...
— Skąd pomysł, że ta kobieta... Malden, została porwana? — zapytał. — Dlaczego uważasz, że stoi za tym ktoś z Zakonu Jedi?
— Przecież już ci powiedziałem! — wrzasnął Aya. — Coś złego wydarzyło się na moim statku! Malden i ten dziwny facet zniknęli...
— Może wcale nie została porwana, a uciekła wraz z nim? — zasugerował nieśmiało Shinta. — Może mieli romans? To się często zdarza...
— Banthcie gówno! — ryknął Aya. — Znam ją! Nie jest aż tak głupia! Poza tym, ten facet miał miecz świetlny!
Shinta poczuł, że po jego plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Miecz świetlny... Cóż, tę broń akurat ciężko pomylić z inną, ale nadal jej posiadanie niekoniecznie wskazuje na przynależność do Zakonu Jedi.
— Jeśli ten człowiek faktycznie miał miecz świetlny, mógł go komuś ukraść... Albo zabić jakiegoś Jedi i zabrać mu broń...
— Zabić Jedi? — wykrztusił Aya. — To w ogóle możliwe?
Shinta z ponurą miną skinął głową.
— Nie jesteśmy nieśmiertelni. Każdego da się zabić...
Aya jęknął.
— Świetnie! Malden wpadła w łapy mordercy!
— Nie, nie! Tego nie powiedziałem! — Młody rycerz powoli wypuścił powietrze z płuc. — Szkoda, że nie macie żadnego holo z jej wizerunkiem, ale... Mógłbym może coś sprawdzić?
Aya posłał mu pełne podejrzliwości spojrzenie. Chyba zaczynał panikować, bo wydawało mu się, że ten rudowłosy Jedi odeśle go z niczym, jak w przypadku jego siostry...
— Co jeszcze chcesz sprawdzić? — burknął.
— Chciałbym zajrzeć do twoich wspomnień, aby wydobyć z nich obraz twojej przyjaciółki. Wydaje mi się, że mogłem ją tutaj przelotnie spotkać i chciałbym się upewnić, czy wasza przyjaciółka to ta sama kobieta, o której myślę...
Oczy Ayi zwęziły się.
— Co to znaczy, że mogłeś ją przelotnie spotkać?! Niby gdzie?!
— Wraz z towarzyszami prowadzimy śledztwo w sprawie pewnego zbiegłego przestępcy — wyjaśnił Shinta. — W pewnym barze spotkałem kobietę, która odpowiadałaby twojemu opisowi. Towarzyszył jej mężczyzna. Zdawali się... Dobrze bawić, jeśli rozumiesz, co mam na myśli...
— Taa — burknął niechętnie Aya. — Domyślam się...
W duchu aż jęknął. Malden, w coś ty się wpakowała?!
— Czy w takim razie pozwolisz, abym zajrzał w twoje wspomnienia?
— Nie ma mowy! — kategorycznie zawołał kapitan „Ekscentrycznego Danse'u". — Tamten już usiłował grzebać mi w głowie! Jaką mam gwarancję, że teraz znów ty nie usuniesz mi wspomnień?! Może jesteś z nim w zmowie?!
Shinta wyciągnął przed siebie obie ręce z wnętrzami dłoni skierowanymi ku górze, jakby w ten sposób starał się okazać, że nie ma złych zamiarów.
— Z nikim nie jestem w zmowie — odrzekł. — Pragnę wam jedynie pomóc. Obiecuję, że nie usunę ci wspomnień, nawet niczego nie poczujesz. Chciałbym tylko zobaczyć obraz twojej przyjaciółki...
Aya zerknął na Dewlannę, ale Wookiee, jakże pomocnie, znów wzruszyła ramionami. Jakby zupełnie nie interesowało jej to, co się dzieje... Jakby kompletnie nie przejmowała się Malden, ani tym, co się z nią stało... A przecież, w przeszłości, nawet tak niedalekiej, gdy między nim a Malden wybuchały jakieś konflikty i nieporozumienia, Dew zawsze brała stronę kobiety! Jak mogła tego nie pamiętać, do cholery?! Aż zazgrzytał zębami ze złości.
— Dobra, rób co musisz — warknął, z całych sił zaciskając powieki. Nie miał pojęcia, czego może się spodziewać, co zrobi mu Shinta i... Szczerze mówić, nie miał ochoty na to patrzeć.
Młody Jedi uśmiechnął się delikatnie. Przysunął dłoń do twarzy mężczyzny, przymykając oczy i biorąc głęboki oddech. Pozwolił, aby Moc przepłynęła przez niego nieprzerwanym strumieniem, wnikając także w ciało oraz umysł Ayi. Mężczyzna odruchowo usiłował wznieść barierę wokół swych myśli oraz wspomnień, ale Shinta posłał mu za pośrednictwem Mocy falę ukojenia i spokoju. Wszystkie bariery opadły. Ponieważ Aya bezustannie myślał o swej zaginionej przyjaciółce, jakby w obawie, że jeśli przestanie choć na chwilę, to ponownie o niej zapomni, Shinta bez trudu zdołał odnaleźć w jego umyśle jej obraz. Rzeczywiście, to tę kobietę spotkał w barze o jakże wdzięcznej nazwie „Źródełko". Ona i Dewlanna najczęściej pojawiały się we wspomnieniach Ayi, ale w umyśle mężczyzny tkwiły także inne wspomnienia, które rzeczywiście wyglądały, jakby ktoś usilnie starał się je wymazać. Dotyczyły jakiegoś mężczyzny... Jego sylwetka majaczyła niewyraźnie w umyśle Ayi. Choć Shinta nie dostrzegał jego twarzy, rozpoznał go po ubiorze. To ten człowiek towarzyszył Malden. A skoro posiadał miecz świetlny i usiłował pozbawić Ayę wspomnień, bez wątpienia był wrażliwy na Moc. Należało jak najszybciej odnaleźć jego oraz Malden. Oczywiście, mógł ją porwać z jakichś sobie tylko znanych powodów, ale równie dobrze ona mogła być jego wspólniczką... Może razem planowali zrobić coś złego? Delikatnie wycofał się z umysłu Ayi.
— Możesz już otworzyć oczy — powiedział, widząc, że mężczyzna nadal mocno zaciska powieki.
— To już...?
Shinta uśmiechnął się.
— Już — odparł. — Tak, jak myślałem, to waszą przyjaciółkę spotkałem. Wejdźmy do środka. — Ruszył w stronę budynku kamienicy i skinął na Ayę oraz Dewlannę, aby poszli za nim. Aya niemal natychmiast zrównał z nim krok. — Ostatnio... — Jedi skrzywił się boleśnie. — To znaczy, kilka miesięcy temu miała miejsce dość... Nieprzyjemna sytuacja. Jeden z Jedi, o imieniu Sol, zdradził nas. W przeszłości popełnił przestępstwo, które ukrywał przez lata, ale gdy okazało się, że prawda może wyjść na jaw, zabił troje innych Jedi... A potem podobno siebie...
Aya zmarszczył brwi.
— A ty w to nie wierzysz? — spytał. — Myślisz, że ten Jedi żyje? Że to on mógł porwać Malden?
Shinta z powagą skinął głową.
— Nie mam stuprocentowej pewności, że ten mężczyzna to Sol, ponieważ nigdy go nie spotkałem, ale Jedi ze świątyni na Coruscant na pewno będą wiedzieć więcej na ten temat. Skontaktujemy się z nimi. Mają największe archiwa w całej galaktyce.
Aya przyjrzał mu się podejrzliwie. Chyba nie do końca wierzył, że poszło tak łatwo. Gdzieś z pewnością tkwił haczyk...
— A co potem? — mruknął.
— Potem zajmiemy się odnalezieniem twojej przyjaciółki — obiecał Shinta. — I spróbujemy popracować nad przywróceniem wspomnień Dewlannie. I tobie. Tej części, której sam nie zdołałeś odzyskać. Mam nadzieję, że się uda.
Jedi wyciągnął dłoń i lekko poklepał go po plecach. Aya aż się wzdrygnął i w pierwszej chwili chciał odsunąć, ale zaraz zreflektował się. Ten chłopak... Wyglądało na to, że naprawdę pragnął im pomóc. Być może nie wszyscy Jedi byli tak źli, jak na początku sądził... Postanowił dać mu szansę. Jeśli Malden wpakowała się w jakieś niebezpieczne gierki między użytkownikami Mocy, kto inny, jeśli nie Jedi, będzie w stanie pomóc mu ją odnaleźć? Chociaż przyznawał się do tego z ogromną niechęcią, to jednak... Jedi byli jego jedyną nadzieją.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top