Rozdział I
Kim ty jesteś...?
W umyśle Malden rozbrzmiał nagle cichy, męski głos. Poderwała się gwałtownie, odnosząc mało przyjemne wrażenie, że ktoś jej się przygląda. Serce dziko dudniło jej w piersi, czuła przemożny strach, oddychała szybko i gwałtownie, zupełnie jakby... Uciekała. Przed kimś? Do kogoś? Ktoś... Ktoś chciał ją skrzywdzić. Pamiętała mężczyznę w masce, którego spowijał całun mroku. Czy on był tutaj?! To on jej się przyglądał?! Choć nigdy go nie spotkała, wiedziała, że on istnieje. Czuła jego obecność pośród gwiazd. Był gdzieś tam i czekał cierpliwie... Czekał, aby ją dopaść, ale dlaczego? Łzy wezbrały pod jej powiekami. A może już to zrobił? Rozejrzała się dookoła, ale miejsce, w którym się znajdowała, wydawało się jej znajome. Kojarzyło się jej z czymś przyjemnym. Z domem... A więc ten mężczyzna... To... Odetchnęła z ulgą. To był sen. Tylko sen. Po chwili zamrugała gwałtownie, gdy silny ból w lewym kolanie przywrócił ją do rzeczywistości. Zaklęła pod nosem. Niechcący walnęła nogą w konsolę sterującą i... Cóż. Wygląda na to, że wcześniej niechcący na niej przysnęła. Aya raczej nie będzie zadowolony. Znów będzie jęczał, że „obśliniła mu kontrolki". Aż przewróciła oczami. „Ekscentryczny Danse" był ukochanym dzieckiem Ayi, jego oczkiem w głowie, najdroższym stateczkiem, ale jemu samemu brakowało talentu do pilotażu. Dlatego zatrudnił kogoś takiego jak ona – pilotkę. Świetną pilotkę. Najlepszą w galaktyce. I, oczywiście, niezwykle skromną.
Malden opadła na oparcie fotela pilota, rozmasowując obolałe kolano. Ciekawe, kiedy wróci Aya. Sam siebie nazywał szumnie łowcą nagród, ale głównie zajmował się chlaniem w najróżniejszych galaktycznych melinach. To znaczy, zbieraniem informacji, rzecz jasna. Kazał jej pilnować statku i wyszedł przed paroma godzinami, zabierając ze sobą swoją partnerkę w interesach, Wookiee o imieniu Dewlanna. W końcu udało im się namierzyć Rodianina, którego ścigali od kilku tygodni. Ten drań, który szmuglował broń dla Huttów, był widziany na Imbram, więc udali się właśnie na tę planetę. Aya uiścił opłaty portowe na miesiąc z góry, ponieważ nie był do końca pewien, ile czasu zajmą mu poszukiwania celu, więc jeśli dziś uda im się dorwać Rodianina, będą przez miesiąc mieszkać na statku w porcie na Imbram, bo opłaty były bezzwrotne, a Ayi żal było każdego kredyta. Sknera jedna. Zresztą, jej przecież też nie płacił. A przynajmniej nie tyle, na ile miała na początku nadzieję. Ale chociaż nie przymierała głodem i miała gdzie mieszkać. Aya oddał jej do dyspozycji jedną z kwater na statku. Należała ona do niej i tylko do niej. Taka mała namiastka luksusu. Ech, cóż z tego jednak, skoro i tak nie mogła spać po całych nocach, bo wciąż śniły jej się te cholerne koszmary? Czasem te sny zdawały jej się nawet bardziej rzeczywiste niż to, co zastawała po przebudzeniu... Odetchnęła głęboko, przeczesując włosy palcami. W następnej chwili skrzywiła się, ponieważ kilka jasnych kosmyków opadło jej na twarz. Jej włosy naturalnie miały brązowy kolor, ale ostatnio postanowiła coś w sobie zmienić i przefarbowała je. Gdy Aya zobaczył ją po raz pierwszy po przemianie, zaczął jej wyrzucać, że wydaje kredyty na głupoty, a potem powiedział jej, że wolał ją w jej naturalnych włosach, bo teraz wygląda, jakby ktoś rozbił jej na głowie meiloorun. Cóż, wielkie dzięki, Aya. Nie ma to jak wsparcie przyjaciół. Aż zazgrzytała zębami ze złości, gdy sobie o tym przypomniała. Dewlanna usiłowała ją później pocieszyć, mówiąc, żeby się nie przejmowała, bo Aya po prostu taki jest. Wiecznie zrzędzi, ale tak naprawdę traktuje Malden bardziej jak swoją młodszą siostrę niż pracownicę. Zależy mu na niej, dlatego bywa w stosunku do niej bardziej szorstki i wymagający niż w stosunku do innych. Przez to denerwuje się, gdy kobieta robi coś, co on sam uważa za... Powiedzmy, że nie do końca przemyślane. Ech, pewnie miała rację. W końcu, chociaż Aya wiecznie miał mynocki w nosie, i tak go lubiła. Zarówno jego jak i Dewlannę traktowała bardziej jak swoją rodzinę niż zwykłych pracodawców. Dobrze jej się z nimi żyło. A z gulaszem, który gotowała Dewlanna nic nie mogło się równać! Dlatego nigdy nie myślała o tym, aby szukać innej roboty i opuścić „Ekscentryczny Danse". Przeciągnęła się lekko, zerkając na chronometr. O Mocy, był środek dnia, a ona wciąż była senna... Może zdążyłaby jeszcze złapać drzemkę z prawdziwego zdarzenia, zanim Aya i Dewlanna wrócą? Osunęła się na oparcie fotela i okręciła z nim kilkakrotnie. Właśnie! Miała przecież zaktualizować dane szlaków nadprzestrzennych i wgrać je do nawikomputera, to dlatego znalazła się w kokpicie! Wyprostowała się, jej dłonie sprawnie zatańczyły nad konsolą sterującą. Po chwili zmarszczyła brwi. Komputer pokładowy wypluł informację, że ostatnia aktualizacja miała miejsce godzinę wcześniej. Wzruszyła ramionami i wyłączyła urządzenie. Musiała w takim razie przysnąć w trakcie wprowadzania danych. Nieważne, grunt, że zrobiła, co miała zrobić. Wstała, lekko poklepała oparcie fotela pilota i wyszła na wąski korytarz. Po obu jego stronach znajdowały się wejścia do kwater załogi, odświeżacza oraz kambuza. Na samym końcu znajdowała się śluza i wysuwana na zewnątrz rampa. Gdy Malden postawiła stopy na korytarzu, właz prowadzący na zewnątrz rozsunął się, trap opadł i po chwili na pokład statku wkroczył mężczyzna o ściętych krótko, czerwonych włosach i zielonych oczach. Na jego czoło opadała gęsta grzywka, z dwoma dłuższymi pasemkami, okalającymi jego owalną twarz, a w jego lewym uchu dyndał długi, złoty kolczyk. Towarzyszyła mu ogromna Wookiee o szarej sierści.
— Orientuj się! — zawołał Aya, uśmiechając się szeroko i rzucając czymś w stronę Malden.
Kobieta odruchowo uniosła dłonie, ale przedmiot, który rzucił jej Aya, uderzył ją w ramię i upadł na pokład. Mężczyzna zachichotał. Malden pochyliła się, podnosząc leżący u jej stóp, dość spory woreczek. Otworzyła go, wysypując jego zawartość na wnętrze dłoni. Gdy ujrzała kilkanaście sztabek kredytowych, jej oczy rozszerzyły się. Prędko przeliczyła pieniądze i aż oniemiała. Tak ogromnej kwoty nigdy wcześniej nie widziała na oczy!
— Aya... — wykrztusiła, spoglądając na mężczyznę, który wyjątkowo zdawał się być w wyśmienitym humorze. — Co to jest?
Aya wzruszył ramionami.
— Twoja działka — odparł. — Plus mały bonus. Dewlanna nalegała.
Wookiee wyszczerzyła się do niej w szerokim uśmiechu. Malden aż pisnęła z radości.
— Dorwaliście tego Rodianina? — spytała.
Dewlanna zaryczała potwierdzająco.
— Koleś jest w rękach służb bezpieczeństwa, a nagroda w naszych — dodał Aya. Podszedł do Malden i otoczył jej szyję ramieniem, uwieszając się na niej. — Planowałem dziś małe świętowanie, ale widzę, że jesteś jakaś... Strasznie blada. Wszystko gra?
Kobieta zmarszczyła nos. Wrzuciła kredyty z powrotem do woreczka, a następnie ukryła go bezpiecznie w jednej z kieszeni swoich spodni. Poklepała ją lekko.
— Wszystko w porządku — odparła. — Po prostu znów się nie wyspałam przez te dziwne sny... A poza tym... Sama nie wiem... Mam wrażenie, że ktoś cały czas mnie obserwuje...
Aya rozwichrzył jej włosy dłonią.
— Czytasz za dużo tych holoromansów o Jedi — stwierdził, nawiązując do jej ostatniej obsesji – w wolonych chwilach namiętnie zaczytywała się we wszelkich historiach, opowiadających o bohaterach galaktyki, rycerzach Jedi. Szczególnie upodobała sobie zwłaszcza te, które opisywały zakazane związki między rycerzami, a zwykłymi obywatelami lub obywatelkami galaktyki. Zebrała ich już całe setki, a wciąż powstawały kolejne. — Myślisz, że może obserwować cię jakiś seksowny Jedi, któremu wpadłaś w oko? Zupełnie jak w tych twoich historiach?
Malden pacnęła go otwartą dłonią w czoło.
— No bardzo śmieszne, wiesz — burknęła.
Dewlanna zaryczała ostrzegawczo, biorąc stronę Malden.
— Dzięki, Dew — rzuciła kobieta. — Przynajmniej na ciebie można liczyć...
Aya przewrócił oczami.
— Dobra, dobra! — zawołał, unosząc obie dłonie w obronnym geście. — Już nic nie mówię! Malden, pomożesz Dewlannie z obiadem?
Kobieta uśmiechnęła się do niego słodko.
— Dziś Aya, to ty gotujesz! — oświadczyła. — Ja wybiorę się trochę pozwiedzać! — Puściła oko do Dewlanny, a później, zanim Aya miał szansę zaprotestować, prędko zbiegła po rampie „Ekscentrycznego Danse'u". Mężczyzna zaklął pod nosem.
— Wrócisz chociaż na obiad?! — zawołał za nią.
— Postaram się! — odkrzyknęła Malden. Uniosła dłoń i pomachała do niego, nawet nie odwracając się za siebie.
Cały dzień spędziła na pokładzie statku. Chciała na własne oczy przekonać się, jaką planetą jest Imbram. Po raz pierwszy usłyszała o niej dopiero, gdy Aya powiedział jej, że to tam ukrywa się jego cel. Podczas lądowania przez przedni iluminator statku widziała jedynie okolicę portu kosmicznego, która wydawała jej się na pierwszy rzut oka mało zachęcająca, ale nie zaszkodzi przecież osobiście przekonać się, jak tam jest. Może Imbram mile ją zaskoczy? Kredyty, które dostała od Ayi zdecydowanie poprawiły jej humor. Może wyda je na coś ładnego? Uśmiechnęła się do samej siebie, wciskając dłonie głęboko do kieszeni kurtki. Przez jakiś czas błądziła po przyportowych ulicach, z których niemal każda przypominała ogromne targowisko. Uliczni sprzedawcy przekrzykiwali się nawzajem, oferując ubrania, ręcznie robioną biżuterię, naczynia oraz tysiące innych przedmiotów, których przeznaczenia Malden nie próbowała nawet odgadnąć. Nie zabrakło także straganów z jedzeniem, z których unosiły się przepyszne zapachy. Kobieta zatrzymała się przy jednym z nich, kupując porcję słodkich baha. Deser przed obiadem? Czemu nie. Raz na jakiś czas nie powinno jej zaszkodzić. Wsuwając słodkie aż do bólu zębów baha, ruszyła przed siebie, ale zamiast patrzeć dokąd idzie, zagapiła się w niebo. Zdumiał ją jego kolor. Było jasnoniebieskie i przejrzyste, niezwykle wręcz czyste. Już dawno takiego nie widziała. Nieba nad większością planet pokrywały chmury pyłu oraz zanieczyszczeń, lub mieniące się różnymi kolorami kopuły ochronne. Wciąż wpatrując się w ten niezwykły fenomen, dała kolejny krok do przodu i nagle wpadła na idącego z naprzeciwka mężczyznę. Zerknęła na niego przelotnie, gdy zderzyli się ramionami. Miał ciemne włosy, ciemne oczy i ubrany był w gruby, brązowy sweter.
— Przepraszam — rzuciła, ruszając w dalszą drogę. Odetchnęła z ulgą, bo na szczęście baha ocalały. Nie zdążyła jednak ujść zbyt daleko, nagle usłyszała, że ktoś ją woła. Odwróciła się odruchowo.
— Hej! Hej, hej! Poczekaj! — Mężczyzna, z którym niechcący się zderzyła, machał do niej gorączkowo, jakby chciał zwrócić na siebie jej uwagę.
Malden zmarszczyła brwi. Prędko pomacała kieszeń, w której schowała kredyty. Z ulgą stwierdziła, że nadal tam były. Nie zgubiła ich. Czego więc mógł od niej chcieć ten mężczyzna? Przecież niczego mu nie ukradła! Nie da się w nic wrobić!
— Możesz chwilkę zaczekać?! — zawołał znów nieznajomy, uśmiechając się nerwowo.
Przez sekundę kobieta stała niczym skamieniała. Ale potem facet ruszył w jej kierunku, a ponieważ Malden prędzej zaufałaby wampie niż obcemu mężczyźnie, rzuciła resztki baha na ziemię, odwróciła się na pięcie i, z racji tego, że nie miała przy sobie żadnej broni, zrobiła to, co wydawało jej się w tamtej chwili najbardziej logicznym rozwiązaniem – wzięła nogi za pas.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top