Zabić Leię Organę


Zabić Leię Organę. Musi zabić Leię Organę – tę podłą, fałszywą sukę, która dała Jacenowi życie, a później bez protestów przyglądała się, jak Jedi planują zamachy, których ofiarą miał stać się jej syn. Choć śmierć księżniczki nie przywróci Jacenowi życia, będzie sprawiedliwą zapłatą za to, co go spotkało. Leia była potworem. Dziewczyna wierzyła, że wyświadczy galaktyce przysługę, pozbywając się jej. Była księżniczka i zadzierająca nosa, pyszna senator wyląduje na śmietniku historii, tam, gdzie powinna była znaleźć się już dawno temu.

Młoda kobieta o brązowych włosach oraz zimnych, błękitnych oczach, spoglądając na blaster oraz miecz świetlny, zastanawiała się, której z tych broni użyć, aby pozbawić Organę życia. Jacen zginął od ciosów zadanych mieczem świetlnym. To była dobra śmierć. Godna rycerza. Jego matka jednak wcale na taką nie zasługiwała. Miecz świetlny zabijał szybko, cicho i bezboleśnie. Podobnie blaster. A Leia powinna godzinami wić się w konwulsjach u jej stóp. Kobieta zadecydowała więc, iż w przypadku alderaańskiej księżniczki najlepsza będzie trucizna. Podstępna, brudna i powolna śmierć – politycy zasługiwali tylko na taką. Kiedyś, jeszcze w czasach wojny z Vongami, jej dobra przyjaciółka, którą zresztą w trakcie tejże wojny zabili Yuuzhanie, opracowywała skład różnych specyfików, które mogłyby być przydatne w walce z najeźdźcami. Ale Jedi postanowili ukrócić jej działalność. Postanowili prowadzić „czystą" i „uczciwą" wojnę, bez podstępnego podtruwania przeciwników. Przecież nie mogli zniżać się do poziomu Yuuzhan. Dziewczyna parsknęła, zaciskając dłoń na niewielkiej fiolce z zielonym płynem, przypominającym jeden z najpopularniejszych galaktycznych drinków – Rdzeń reaktora. Jedi to idioci. Dobrze, że ona w porę zorientowała się, jacy są naprawdę. I całe szczęście, że zachowała tę resztkę trucizny. Już kilka kropel było w stanie zabić dorosłego mężczyznę w pełni sił. Ciekawe, jak na całą fiolkę zareaguje organizm tej wstrętnej staruchy.

Młoda kobieta uśmiechnęła się do swoich myśli. Ciemnymi korytarzami ponurej budowli, która należała niegdyś do Hutta Jabby, zeszła w dół, do podziemi. Tam, tuż pod salą tronową Jabby znajdowało się pomieszczenie, w którym ten przerośnięty ślimak trzymał swojego pupilka, rancora. Teraz, w środku, przykuta do ściany długim łańcuchem, przebywała Leia Organa-Solo. W niczym nie przypominała tej młodej, hardej, alderaańskiej księżniczki, którą każde dziecko znało z holofilmów. Jej włosy posiwiały, twarz pokryła się siecią zmarszczek, a oczy całkiem straciły swój dawny blask. Wyglądała jak zwykła, przeciętna kobieta po sześćdziesiątce. Kiedy dziewczyna wkroczyła do pomieszczenia, na odgłos jej kroków, Leia uniosła głowę. Twarz kobiety pokrywały odcienie fioletów oraz zieleni, a także zaschnięta krew. Prawe oko zapuchło całkowicie, tak, że Organa nic na nie nie widziała. Mimo to, jej usta zacisnęły się mocno. Szybko strzeliła oczami na prawo i lewo, i szarpnęła się w łańcuchach, jakby czegoś szukała. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie. Odpięła od pasa miecz świetlny. Zbliżyła się do Organy i pomachała jej bronią tuż przed twarzą.

— Tego szukasz? — zadrwiła.

Pomimo zaawansowanego już wieku, Leię niełatwo było dopaść. I nie chodziło tylko o jej ochroniarzy z rasy Noghri. W końcu, Organa także pobierała nauki u swego brata bliźniaka, szkoląc się na Jedi. Na szczęście swe nauki rozpoczęła dość późno, będąc już dorosłą kobietą i pomimo ogromnej Mocy, jaką została obdarzona, nie zdołała pokonać kogoś, kto na Jedi uczył się od swych najmłodszych lat.

— Czego ode mnie chcesz, dziewczyno? — wycharczała, wodząc wzrokiem za rękojeścią swego miecza świetlnego, która pozostawała niestety poza jej zasięgiem.

Dziewczyna zmarszczyła brwi. Z powrotem przypięła miecz świetlny do paska, niedbale wsunęła kosmyk brązowych włosów za ucho i splotła ramiona na piersi.

— To bardzo proste — odparła. — Chcę, żebyś oddała mi Jacena.

Leia zamrugała nieprzytomnie. Pewnie zastanawiała się, czy to aby nie sen. Dziewczyna wyczuła jej zdumienie, zmieszane z rosnącą z każdą chwilą paniką. Pragnęła stamtąd uciec. Och, jak bardzo tego pragnęła! Nie miała jednak żadnych szans. Dziewczyna pochyliła się nad nią. Szarpnęła kobietę za włosy i pociągnęła jej twarz ku sobie, zmuszając Leię, aby na nią spojrzała.

— No i? — syknęła. — Nie masz mi nic do powiedzenia? Oddaj Jacena, a puszczę cię wolno!

Organa mocno zacisnęła usta, a po jej policzkach nagle spłynęły łzy.

— Jacen... — wykrztusiła. Głos załamał jej się, ale już po chwili zdołała się opanować. — Jacen nie żyje! Mój syn umarł jeszcze w trakcie wojny z Yuuzhanami!

Dziewczyna uniosła dłoń i na odlew uderzyła księżniczkę w twarz. Głowa Leii odskoczyła do tyłu. Kobieta wydała z siebie zduszony okrzyk.

— Jacen nie żyje, ponieważ go zabiliście! — wrzasnęła dziewczyna. — Ty, twój mąż, Luke Skywalker i ta ruda kurwa z Hapes! A teraz wszyscy mi za to zapłacicie!

Oczy Leii rozszerzyły się. Przez jej głowę przelatywały setki myśli. Głównie skupiały się one na Jainie – córce Organy oraz małej Allanie – jej wnuczce. Dziewczyna parsknęła. Była księżniczka najpierw doprowadziła do śmierci swego syna, a teraz próbowała udawać troskliwą matkę i babcię. Co za żałosna kreatura...

— Proszę... — jęknęła Leia. — Zrobiliśmy dla Jacena wszystko, co tylko mogliśmy... To on nas opuścił.

Nie zamierzała wysłuchiwać tych bzdur, ani tym bardziej dłużej dyskutować z Organą, która nie zrobiła nic, aby ratować Jacena. Nawet nie sprzeciwiła się, kiedy Mara Jade oświadczyła jej, że planuje zabić jej syna. Leia dała jej na to swą milczącą zgodę oraz błogosławieństwo. Jacen nie miał żadnych szans, skoro nawet jego własna rodzina odwróciła się od niego. Wyjęła z kieszeni kombinezonu lotniczego fiolkę z trucizną. Zielony płyn w niemal całkowitych ciemnościach pałacu Jabby wydawał się doskonale czarny. Odkręciła fiolkę. Ponownie chwyciła Leię za włosy i odchyliła głowę kobiety do tyłu. Przytknęła do ust księżniczki krawędź fiolki.

— Pij — nakazała.

Organa usiłowała odwrócić głowę, ale dziewczyna nie pozwoliła jej na to, trzymając kobietę w stalowym uścisku.

— Pij — powtórzyła. — Polepszy ci się. Wszystko zobaczysz w innym świetle.

— Nie — błagała Leia. — Nie, proszę...

Dziewczyna mocno zacisnęła usta, a w następnej chwili siłą wlała do gardła kobiety całą truciznę, jaka pozostała w niewielkiej fiolce. Organa zakrztusiła się, wypluwając niewielką ilość płynu, ale reszta spłynęła w dół jej gardła. Młoda kobieta uśmiechnęła się triumfalnie, odsuwając się nieco w bok. Odpięła łańcuchy, którymi Leia przypięta została do ściany, oswobadzając ją. Organa rozglądała się dookoła, nie będąc pewną, czego właściwie jest świadkiem, ani czego może się jeszcze spodziewać. Podniosła się z trudem, bacznie obserwując młodą kobietę, która stała z boku, z rękami splecionymi na piersi, uśmiechając się półgębkiem.

— Co zrobiłaś? — wykrztusiła. — Jestem wolna? Mogę stąd odejść?

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

— Oczywiście — odparła. — Odejdziesz stąd, i już nigdy nie wrócisz.

Leia zmarszczyła brwi. Co to miało znaczyć? Zresztą, czy to ważne? Mogła stamtąd odejść, uciec, po co więc czekać? Rzuciła się w stronę podniesionej kraty, która do tej pory zagradzała wyjście z pomieszczenia, lecz ze zdumieniem zauważyła, że chodzenie sprawia jej ogromną trudność. Po ledwo dwóch krokach czuła się, jak gdyby właśnie przemierzyła pieszo dystans co najmniej kilkudziesięciu kilometrów. Coś zapiekło ją w gardle. Odchrząknęła. Nie na wiele się to zdało. Gardło zapiekło ją żywym ogniem. Po czole kobiety spłynął obfity pot, kapiąc do jej oczu i utrudniając widzenie. Przetarła oczy dłonią. Gardło paliło ją coraz bardziej, aż wreszcie miała wrażenie, że cała płonie.

— Co... Co mi zrobiłaś? — wychrypiała, choć nie pamiętała do kogo mówi. Nie wiedziała nawet, gdzie się znajduje. — Co mi zrobiłaś? — wycharczała ponownie, kiedy jej oczy zaszły czerwoną mgłą. Na wpół świadomie zdawała sobie sprawę, że tam, gdziekolwiek się znalazła, jest jeszcze jedna kobieta. Pomimo krwi dziko dudniącej w uszach, słyszała jej śmiech. Okrutny, pełen triumfu i pogardy. Osunęła się na kolana, ryjąc paznokciami głębokie bruzdy w swej własnej szyi. Coś ciepłego spłynęło po jej twarzy z nosa, uszu a nawet oczu. Wszystkie wnętrzności paliły ją żywym ogniem, aż nagle, gdy zdała sobie sprawę, że więcej już nie zniesie, przestała czuć cokolwiek.

Ciało Leii osunęło się na piaszczyste, brudne podłoże. Resztkami gasnącej świadomości ciągle słyszała śmiech tej przeklętej kobiety...

Śmiała się ona jeszcze długo po tym, jak ciało Organy, najpierw wstrząsane niekontrolowanymi drgawkami, nagle zastygło z twarzą wykrzywioną potwornym grymasem. Lekko szturchnęła je stopą, pozostawiając w miejscu, w którym runęło na piach. Pragnęła, by następna żywa osoba, która trafi do piwnicy pod salą tronową Jabby znalazła w niej cztery szkielety. Legendy wreszcie będą martwe. Odrzuciła fiolkę po truciźnie w kąt pomieszczenia i wytarła dłonie o kombinezon. Lekko musnęła dłonią rękojeść miecza świetlnego, przypiętą do pasa. Jej usta rozciągnęły się w lekkim uśmiechu.

Luke Skywalker, Tenel Ka i Han Solo.

Na nich także przyjdzie pora. Wkrótce.

Koniec 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top