Jacen
Jak bardzo musiałeś cierpieć, pomyślała podczas kolejnej bezsennej nocy, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w ciemność, oblekającą pokój niczym miękka pierzyna. Bali się ciebie, chociaż powinni byli cię kochać...
Zamknęła oczy, z cichym westchnieniem przekręcając się na drugi bok. Miała nadzieję, że Jacen nareszcie odnalazł spokój, po wszystkich cierpieniach, na jakie skazała go jego własna rodzina. Ludzie, którzy powinni byli być mu bezgranicznie oddani i troszczyć się o niego, jak ona. Dłonie młodej kobiety zacisnęły się w pięści, gdy przypomniała sobie, że jego własny ojciec wyrzekł się go, a jego matka ani siostra nawet nie zareagowały. Dlaczego akurat ta sytuacja musiała przyjść jej na myśl? Nie chciała o tym pamiętać! Nie chciała pamiętać cierpienia Jacena. Pragnęła pamiętać wyłącznie szczęśliwe chwile związane z nim. To, jak był dobry, jego miękkie serce kochające zwierzęta i niepozwalające mu przejść obojętnie obok tego, kto cierpiał, nieważne, czy była to istota ludzka, zwierzę, czy choćby najmniejszy insekt. Pragnęła pamiętać jego ciepłe, orzechowe oczy, które spoglądały na świat z tak ogromnym zachwytem oraz radością. Radością, którą później tak bezlitośnie zabito... Jej oczy zwilgotniały, więc jeszcze silniej zacisnęła powieki, jak co noc starając się przywołać obraz Jacena, jego jasnej twarzy i wesołych, roześmianych oczu. Jesteś w porządku, mówił, przysiadając obok niej, w momentach, które wyobrażała sobie, w scenach, które wydawały jej się tak żywe, tak bardzo prawdziwe. W chwilach, które pomimo wszystko bolały tak mocno. Jakiekolwiek jest twoje przeznaczenie, Jaina i ja będziemy w pobliżu.
Kobieta jęknęła cicho, wtulając twarz w poduszkę. Brak obecności Jacena, tęsknotę za nim, odczuwała jak fizyczny ból, który powoli, dzień po dniu, rozszarpywał ją od środka. Po latach zdołała już nieco przywyknąć do tego tępego bólu w piersi, choć wcale nie było jej łatwiej. Czasem miała wrażenie, że pogodziła się z jego śmiercią, ale później wszystko wracało do niej ze zdwojoną siłą, sprawiając, że niemal wyła jak zranione zwierzę, chowając twarz w poduszkę, aby nikt nie słyszał. Jedyną rzeczą, jakiej pragnęła, było, aby Jacen wrócił do niej, nieważne w jaki sposób; aby stał się cud i mężczyzna zjawił się obok niej...
Niepewnie wysunęła dłoń spod cienkiego pledu, układając ją na poduszce. Ile już razy wyobrażała sobie, że Jacen siada na skraju łóżka, zamyka jej dłoń w swoich palcach i siedzi przy niej przez całą noc, aby bez strachu mogła zasnąć i aby nic nie zakłócało jej snu...? Usiłowała wmówić sobie, że wszystko jest już dobrze, że nie czuje się zagubiona. Już nie. W końcu, coś nadal trzymało ją przy życiu. Coś sprawiało, że nie poddawała się, choć ostatnimi czasy coraz częściej miała wszystkiego serdecznie dosyć. Przecież Jacen zawsze postępował słusznie – tym powinna się pocieszać. Za wszelką cenę walczył, aby stworzyć nowy, bezpieczny świat. Gdyby tylko był przy niej w tych najstraszliwszych chwilach – w środku ciemnej, bezsennej nocy, aby mogła sięgnąć ku niemu, objąć go i wtulić się w jego pierś... Albo chociaż móc chwycić go za rękę. To zawsze myśli o nim pomagały jej dalej trwać, kiedy wydawało jej się, że nie ma już dla niej żadnej nadziei. Gdy upadała, za każdym razem podnosiła się, ponieważ Jacen sprawiał, że była silna. Nigdy nie zastanawiała się nawet, co zrobiłaby bez niego, będąc pewną, że Jacen zawsze będzie obok niej, dopóki nie nastał ten jeden, przeklęty dzień, w którym nagle go zabrakło, w którym jeden cios wyrwał go na zawsze z jej życia. Jednak, nawet pomimo jego śmierci, nie potrafiła przestać o nim myśleć. Jacen na zawsze pozostanie w jej sercu, nic tego nie zmieni. Kochała go, potrzebowała... Stanowił cały jej świat!
Ciałem kobiety wstrząsnął szloch, którego nie potrafiła, ani nawet nie chciała powstrzymać. W jej umyśle pojawił się obraz Jacena – jego kochanej twarzy, pełnych ciepła, orzechowych oczu. Wyobrażała sobie, że Jacen stoi na wprost niej, ubrany jak zwykle w bladozielony kombinezon lotniczy. Jego oczy śmieją się do niej, kiedy układając wargi w krzywym uśmiechu, lekko opiera dłoń na biodrze. Jego usta wymawiają jej imię. Wyciąga ku niej drugą dłoń, a ona biegnie do niego, wpadając prosto w ramiona mężczyzny, które otaczają ją z czułością. Opiera policzek na jego piersi, słyszy bicie jego serca, czuje ciepło jego ciała. Jacen śmieje się i wszystko jest tak, jak powinno. Są razem i nic nie może ich rozdzielić... Ale to była tylko jej wyobraźnia. Sytuacja, która nigdy nie będzie miała miejsca. Dłoń kobiety kurczowo zacisnęła się na poduszce. Gdyby mogła ujrzeć go, jeszcze choć tylko jeden raz... Jej wargi zacisnęły się. Z trudem zdusiła w sobie narastający w piersi krzyk. Czasem zastanawiała się, czy nie lepiej byłoby, gdyby zupełnie go zapomniała... Lub, gdyby mogła wydrzeć sobie serce z piersi i żyć bez niego. Nie pamiętać o Jacenie, nie pamiętać o bólu... Jednak, ból był jedynym, co jej po nim pozostało. Nie chciała zapomnieć o Jacenie! Nigdy!
Całym ciałem kobiety wstrząsnął szloch. Miała wrażenie, że to się już nigdy nie skończy, nie minie. W pewnej chwili poczuła jednak coś dziwnego... Ciepła dłoń zacisnęła się na jej palcach. Zamarła. Bała się uchylić powieki. Bała się, kogo mogłaby zobaczyć, lub... Kogo nie zobaczy. Cichy głos wymówił jej imię. Z drżeniem wciągnęła powietrze i otworzyła oczy, spoglądając prosto w orzechowe oczy Jacena. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. Wyciągnął dłoń, z czułością gładząc ją po włosach.
— Jacen... — wykrztusiła.
Jego ciemne oczy zabłysły ciepło. Chwyciła go obiema dłońmi za rękę.
— Jacen... — powtórzyła ciszej. Jej głos załamał się, jakby była niebezpiecznie blisko płaczu. — Tak bardzo się boję...
Jacen nakrył ich splecione dłonie swą drugą ręką. Był dokładnie taki, jakim go zapamiętała. Ciemne włosy mężczyzny były rozwichrzone, jak zwykle w całkowitym nieładzie. Była pewna, że w jego oczach dostrzega swe własne odbicie, pełne rozpaczy oraz desperacji... Blada, zapadnięta twarz, usta zaciśnięte w wąską linię... W ogóle nie przypomniała kobiety, którą kiedyś była.
— Już dobrze — szepnął Jacen. — Nie bój się. Będę przy tobie. Zawsze.
Choć ból nie minął i była pewna, że nie minie już nigdy, świadomość, że Jacen będzie jej towarzyszył, dokądkolwiek się uda, choć może nie będzie mogła go widzieć, sprawiła, że ból nieco zelżał. Jacen na zawsze pozostanie bowiem w jej sercu.
— Dziękuję... — wyszeptała w ciemność. — Dziękuję, Jacen...
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top