Honor generała
W celi, a właściwie w ciasnym, wąskim pomieszczeniu, które nosiło jej miano, panował straszliwy upał. Młody mężczyzna o jasnych włosach, siedzący na ustawionej do góry dnem skrzynce na narzędzia (dokładnie opróżnionej), z ponurą miną wpatrywał się w pustą, szarą ścianę. Przetarł dłonią zmęczoną twarz, po czym skrzywił się paskudnie. Jego policzki pokrywał szorstki i kłujący, kilkudniowy zarost. Odkąd zamknięto go w tej klitce, nie miał okazji się ogolić. Czuł się przez to niekomfortowo. Taki zarost był... nieprofesjonalny. Wbrew regulaminowi.
A generał Armitage Hux zawsze przestrzegał regulaminu i działał według z góry ustanowionych zasad. Dlatego też pogardzał wszystkim, co wprowadzało w galaktyce chaos oraz nieporządek. Jak Nowa Republika, to siedlisko bezprawia. Jak Ruch Oporu. Jak wszyscy ci „bojownicy o wolność", którzy potrafili jedynie burzyć ład, w pocie czoła wprowadzany przez innych. Taką ostoją sprawiedliwości oraz prawa był Najwyższy Porządek. Służyli mu ludzie honorowi oraz szlachetni, którzy, jak generał Hux, uważali, iż jedynie dokładne przepisy, reguły oraz zasady mogły zagwarantować trwały pokój w galaktyce. Żadne prośby, czy błagania. Żadne polityczne umowy. Tylko i wyłącznie twarda ręka, która czuwałaby nad wszystkim, a za nieposłuszeństwo wymierzała najsurowszą karę. Nawet taką, która spotkała system Hosnian, unicestwiając wszystkich marnych, politycznych błaznów, którzy zamiast działać, niczym w bagnie grzęźli w niekończących się dyskusjach. Huxa wprost rozpierała duma, iż to właśnie on, nikt inny, wydał rozkaz zniszczenia tego siedliska słabeuszy oraz nadzorował jego wykonanie z powierzchni bazy Starkiller. Będąc zamkniętym w ciasnym pomieszczeniu, do którego osobiście wtrąciła go „generał" Organa, na planecie, którą przejął Ruch Oporu, a której nazwy mężczyzna nie znał, często wracał myślami do tamtego dnia. Dnia, w którym Najwyższy Porządek objawił wszystkim swą potęgę. Wszystko szło po myśli Dowódcy Snoke'a. Stworzona przez niego organizacja zdawała się być potęgą nie do pokonania. Co więc poszło nie tak? Dlaczego jego misternie ułożony plan runął, dosłownie z dnia na dzień?
Hux podniósł się, aby nieco rozprostować kości. Podszedł do niewielkiego okienka, jedynego, które znajdowało się w celi. Powstańcom nie wystarczyło to, że szyba była nie do zadraśnięcia. Gnani strachem, z zewnętrznej strony założyli dodatkowo metalową kratę, aby ich cenny więzień w żadnym razie nie mógł wydostać się z pomieszczenia. Mimo durastalowych prętów, przyspawanych gęsto jeden obok drugiego, bladą twarz rudowłosego mężczyzny oświetlił jaskrawy blask słońca, od którego generał musiał zmrużyć oczy. W placówce Ruchu Oporu panowała nieustanna bieganina. Osobnicy różnych ras bez ustanku przemieszczali się w różne strony, pewnie dostarczając wiadomości oraz cenne informacje do rąk swych dowódców, lub tych, którzy wylatywali na kolejne misje. Tego dnia było podobnie, jednak... Coś się zmieniło. Zmiana była subtelna, ledwo wyczuwalna... Członkowie Ruchu Oporu nadal chaotycznie biegali w tę i we wtę, lecz...
Generał przyjrzał się dokładnie pewnej jasnowłosej kobiecie, która przebiegła niemal przed samym oknem jego celi. Na okrągłej twarzy tej młodej osóbki nie malował się wyraz ponurej determinacji, jaki dotychczas widywał na twarzach tych awanturników. Wręcz przeciwnie! Usta dziewczyny rozciągały się w wesołym uśmiechu. Aż tryskała radością! Hux zmarszczył brwi, ponownie siadając na skrzynce. Rebelianci najwyraźniej mieli dziś swój szczęśliwy dzień, pomyślał gorzko. Poluzował kołnierzyk swego czarnego munduru. Zawsze pilnował, aby jego ubiór znajdował się w nienagannym stanie. Nie to, co teraz – przepocony, cuchnący i aż lepiący się od brudu. Komu mógł podziękować za ten żałosny stan, w jakim się znalazł? Jednej, jedynej osobie – Kylo Renowi. Temu zdrajcy, którego Najwyższy Dowódca trzymał blisko siebie, z sobie tylko znanych powodów. Ren miał stanowić wyspecjalizowaną broń przeciwko Jedi, a prawda była taka, że ten, pożal się Mocy, Wielki Mistrz Zakonu uosabiał wszystko, co Najwyższy Porządek pragnął zdławić – chaos oraz nieposłuszeństwo. Zdaniem młodego generała, osobnicy tacy jak Kylo nie mieli racji bytu w organizacji, którą Snoke powołał do życia. Jednak Hux nigdy nie śmiał dzielić się z Dowódcą swymi wątpliwościami, co do osoby Rena, i najprawdopodobniej tym właśnie sposobem popełnił swój największy błąd. Snoke widocznie nie doceniał siostrzeńca samego Skywalkera, lub zupełnie go zlekceważył, co przypłacił własnym życiem, a generał utratą pozycji oraz... wolności.
Kylo Ren.
Oczywiście.
To on był wszystkiemu winien! To on odpowiadał za zniszczenie Najwyższego Porządku! To on sprawił, że plany Huxa legły w gruzach!
Kylo Ren.
Ten niezrównoważony, zachowujący się jak rozkapryszone dziecko, Kylo Ren! Od samego początku były z nim wyłącznie problemy. Uważał, że wszystko mu wolno, ponieważ miał tę swoją Moc. Nie przestrzegał zasad. Za nic miał wszelkie procedury oraz regulaminy. Jak można było z nim współpracować?! Młody generał westchnął ciężko. Odpowiedź była bardzo prosta: nie można było. Rena wiecznie należało niańczyć. I naprawiać to, co popsuł przez swą zbytnią pewność siebie. Hux starał się nigdy nie okazywać swych emocji, przez co uważany był za zimnego oraz bezwzględnego, lecz w tamtym momencie musiał w jakiś sposób dać upust całej wściekłości oraz rozgoryczeniu, które gromadziły się w nim od dłuższego już czasu. Zerwał się na równe nogi. Kopnął skrzynkę, która przewróciła się, a następnie z całych sił uderzył pięścią w ścianę. Raz. A potem drugi. Miał ochotę wrzeszczeć. Płakać! Ale zamiast tego, bezsilnie osunął się na brudną podłogę. Wszystko stracone. Co powiedziałby jego ojciec, gdyby zobaczył go w tym pożałowania godnym stanie? Hux czuł, że zawiódł ojca. W końcu, Brendol Hux był dowódcą Akademii Imperialnej. Syn podziwiał go i od początku pragnął pójść w jego ślady. Był tak dumny z samego siebie, gdy otrzymał stopień generała w Najwyższym Porządku. A jak skończył? W ciasnej, obskurnej klitce gdzieś w bazie Ruchu Oporu.
Kiedy te łachudry zaatakowały jego gwiezdny niszczyciel, wiedział już, że to koniec. Pragnął wyjść z całej sytuacji z honorem, jak przystało na starszego oficera, jednak powstańcy nie pozwolili mu na to. Odebrali mężczyźnie blaster, obezwładnili go i zwlekli z pokładu niszczyciela, zabierając go ze sobą. Oznajmili Huxowi, że czeka go proces. Ich sprawiedliwości musiało stać się zadość! Proces..., myślał z pogardą. Proces w skorumpowanych sądach Nowej Republiki! Generał nie miał wątpliwości co do tego, jaki wyrok zostanie na niego wydany. Rebelianci na pewno postarają się, aby publicznie transmitować jego egzekucję. Specjalnie po to, aby każda istota mogła zobaczyć śmierć potwora, który wydał rozkaz zniszczenia układu Hosnian. Nie wystarczy im, że go zabiją. Całym pokazowym procesem będą chcieli jeszcze bardziej go upokorzyć. Upodlić. Będą przedłużać jego oczekiwanie na śmierć, które było zdecydowanie gorsze niż sam fakt odejścia w niebyt. Zdany był na łaskę bądź niełaskę Ruchu Oporu. Każdego ranka budził się ze świadomością, iż ten właśnie dzień może być jego ostatnim. I nic nie mógł na to poradzić. Nie miał żadnej możliwości ucieczki. Zresztą, nawet gdyby udało mu się wydostać z placówki Ruchu Oporu, dokąd miał się udać? Najwyższy Porządek przestał istnieć. Nie miał dokąd wracać. Był skończony. Ciężko oparł głowę o chłodną ścianę. Niech Nowa Republika wytoczy mu już ten proces... Wszystko będzie lepsze, niż tkwienie w tej dziurze...
Niespodziewanie, niczym na życzenie Huxa, drzwi do pomieszczenia rozsunęły się. Generał zerknął w ich stronę, pragnąc zobaczyć, komu zawdzięcza tę niezapowiedzianą wizytę... Gdy ujrzał swego gościa, zesztywniał. W jego celi znalazł się bowiem Kylo Ren we własnej osobie. Czego mógł od niego chcieć? Huxa mniej zdziwiłby widok zmartwychwstałego Snoke'a, niż jego dawnego ucznia.
– Ren – wychrypiał. Nie zadał sobie nawet trudu, aby wstać. – Czego chcesz? Przyszedłeś ponapawać się moim upokorzeniem?
Ciemnowłosy mężczyzna zmarszczył brwi. Stanął tuż przy drzwiach, na wprost generała. Hux spostrzegł, iż Kylo nie miał już na sobie tradycyjnego stroju rycerza Ren. Czarny kaftan oraz opończa znikły, zastąpione, o dziwo, nie ubiorem wymaganym w Zakonie Jedi, a najzwyklejszą, białą koszulą, na którą Ren zarzucił kamizelkę w ciemnobrązowym kolorze.
– Hux – rzekł w odpowiedzi syn Leii Organy. – Żałuję, że wszystko tak się skończyło...
– Tak – prychnął rudowłosy mężczyzna. – Ja również! Powinienem był jeden jedyny raz sprzeciwić się Snoke'owi, i zostawić cię na rozpadającej się bazie Starkiller! Wtedy wszystko skończyłoby się zupełnie inaczej!
Ren splótł ramiona na piersi. Widać było, że nie czuje się pewnie, prowadząc tę rozmowę. Tym bardziej Hux dziwił się, że w ogóle postanowił do niego przyjść.
– Generale – podjął Kylo po chwili milczenia. Uśmiechnął się z bólem na samo wspomnienie wydarzeń, które miały miejsce na terenie bazy Starkiller, nim ta została doszczętnie zniszczona przez żołnierzy Ruchu Oporu. Walczył wtedy z Rey, młodziutką zbieraczką złomu z Jakku, która w ostateczności zdołała go pokonać. Był ranny. Niezdolny nawet do tego, aby podnieść się na nogi. To Hux przybył wtedy po niego, wraz z kilkoma szturmowcami. Przetransportowali go na statek, a następnie zabrali do siedziby Najwyższego Dowódcy. Gdyby nie generał i jego ludzie, Ren byłby martwy. – Uratowałeś mi wtedy życie. Nigdy o tym nie zapomnę...
Hux zaśmiał się gorzko, na co jego gość skrzywił się i odwrócił wzrok.
– Uratowałem cię, bo taki otrzymałem rozkaz! – syknął. – Nic więcej!
Kylo skinął głową.
– Rozumiem. Ale to i tak nie zmienia faktu, że mam u ciebie dług... I chciałbym go teraz spłacić... – odrzekł cicho.
Rudowłosy mężczyzna podniósł się ciężko, patrząc na niego z pogardą.
– Pieprz się, Ren! – warknął. – Nie mam ochoty oglądać twojej gęby, zdrajco!
Siostrzeniec Skywalkera zbliżył się do niego. Hux zauważył, że w oczach byłego Rena zabłysła wściekłość, jednak po chwili ciemnowłosy mężczyzna odetchnął głęboko i... Opanował się natychmiast. Generał wprost nie mógł w to uwierzyć. Ren się opanował!
– No... – Uśmiechnął się kwaśno. – Widzę, że pranie mózgu w wykonaniu Jedi robi swoje!
– Hux, przestań! – syknął Kylo. – Przyszedłem tutaj w dobrej wierze! Chciałem z tobą porozmawiać! Wiesz przecież, że czeka cię proces!
– W waszych skorumpowanych sądach! Też mi proces!
Ren pokręcił głową, mocno zacisnąwszy szczęki.
– Od razu przyznaj się do wszystkiego i okaż skruchę! – poradził. – Wtedy na pewno otrzymasz nieco łagodniejszy wymiar kary...
Generał wyprostował się dumnie.
– Łagodniejszy wymiar kary? – powtórzył. – To znaczy ścięcie głowy mieczem świetlnym, zamiast powieszenia?! I za to mam się przyznać do wszystkich, idiotycznych zarzutów, jakie zechcecie mi postawić?! – warknął. – Mam błagać was o litość?! Niedoczekanie twoje, Ren! Mam swój honor!
Kylo nie wyglądał na zdziwionego. Wręcz przeciwnie...
– Tak myślałem... – rzekł ze smutkiem, sięgnąwszy za kamizelkę. – Dlatego przyniosłem ci to...
Wyciągnął dłoń w stronę swego dawnego towarzysza broni. Hux spostrzegł, że mężczyzna zaciskał palce na... niewielkim blasterze. Zerknął podejrzliwie na jego twarz. Czyżby to była jakaś prowokacja?
– Co to jest?! – zawołał.
– Blaster, Hux – odparł spokojnie Kylo, wciskając mu broń do ręki. – Pomyślałem, że będziesz wolał to, niż proces...
Generał osunął się na drewnianą skrzynkę, wciąż nie mogąc uwierzyć, że Ren zebrał się na odwagę, aby przynieść mu blaster. Co prawda, ta konkretna sztuka broni nie należała do niego, ale w tym momencie było to najmniej ważne.
– Jest naładowany? – spytał.
– Tak.
Hux zamrugał, na moment przenosząc wzrok na Kylo.
– Wiesz, że mógłbym cię teraz zastrzelić?
Ren zaśmiał się krótko, bez radości. Pokręcił głową.
– Nie zdołałbyś – odrzekł. – I doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
– Racja – mruknął niechętnie młody generał. – Ale mógłbym zaczekać, aż wyjdziesz, a potem zastrzelić strażników i uciec!
Syn Leii Organy przestał się uśmiechać. Westchnął ciężko, patrząc na Huxa ze... smutkiem?
– Tego również nie zrobisz – powiedział.
Generał parsknął.
– Skąd ta pewność?
– Ponieważ masz swój honor, Hux...
– Tak... – szepnął jasnowłosy mężczyzna, ważąc blaster w dłoni. – Mam swój honor...
Kylo, a właściwie na powrót Ben Solo, patrzył na niego przez chwilę. Generał wyglądał żałośnie – wychudzony, nieogolony, w brudnym, podartym mundurze... Nie przypominał już człowieka, z którym przez tyle lat rywalizował o uznanie Snoke'a... Ale, Najwyższy Porządek, i wszystko, co z nim związane, to już przeszłość. Bolesna, nie do naprawienia, jednak tylko przeszłość. Najlepiej zapomnieć o niej, i żyć dalej. Najlepiej, jak się da... Szkoda tylko, że nie wszyscy dostaną drugą szansę... Ben czuł, że nie powinien przebywać dłużej w celi generała. Hux nie potrzebował jego towarzystwa...
– Masz czas do jutra... – powiedział cicho. – Przyjdą po ciebie rankiem...
Generał skinął mu głową. Solo mocno zacisnął usta. Nie wiedział, co więcej mógłby powiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że jest to ostatni raz, gdy widzi swego byłego rywala żywego, lecz wszelkie słowa wydały mu się w tej chwili nieodpowiednie... Hux nawet na niego nie spojrzał. Ben odwrócił się więc i ruszył w stronę drzwi. Gdy wychodził, zdało mu się, iż za plecami usłyszał ciche „dziękuję". Zmarszczył brwi. Nie. To niemożliwe. Pewnie jego wyobraźnia spłatała mu figla...
Hux poczekał, aż ciężkie drzwi zasuną się za Renem z cichym sykiem. Z całych sił zacisnął palce na uchwycie broni. Nie pozwoli splamić swego honoru niedorzecznym procesem w noworepublikańskich sądach! Tej satysfakcji im nie da! Jego serce przyspieszyło swój rytm, gdy przyłożył zimną lufę blastera do swej skroni. Zacisnął powieki. To będzie jego ostatnie zwycięstwo nad wrogami. Pociągnął za spust...
***
Generał Leia Organa w milczeniu obserwowała dwóch członków Ruchu Oporu, wynoszących z celi ciało generała Huxa. Jej serce ścisnęło się boleśnie, gdy zerknęła na jego młodą, bladą twarz. I pomyśleć, że jej własny syn był niewiele młodszy od tego mężczyzny... Na szczęcie, Ben przejrzał na oczy i w porę porzucił Najwyższy Porządek. Żałowała, że Hux nie uczynił tego samego, a uparcie trwał przy kłamstwach wpajanych mu przez krwawy reżim Snoke'a. Był katem, ale też ofiarą. W końcu, nie znał innego życia, oprócz tego, które wiódł w Najwyższym Porządku. Mimo to, żałowała, że nie udało jej się doprowadzić go przed oblicze sprawiedliwości, aby odpowiedział za wszystkie swe czyny. Można powiedzieć, że Huxowi udało się uciec. Zastrzelił się. Chociaż jego osobisty blaster został mu odebrany, gdy jednemu z oddziałów udało się pojmać generała, znaleziono przy nim inną broń, której zniknięcie z magazynu zgłoszono kilka dni wcześniej. Kobieta nie sądziła wtedy, że blaster trafi w ręce Huxa. Przecież generał nie mógł wymknąć się z celi, ukraść broni, a następnie wrócić, i strzelić sobie w głowę. Ktoś mu w tym pomógł. Ktoś dostarczył mu blaster. Leia podejrzewała, że wie, kto za tym stał. Jej syn, oczywiście. Któż by inny? Westchnęła cicho. Ze swych podejrzeń nie zwierzyła się nikomu. Zrobiła natomiast, co mogła, aby zatuszować całą sprawę. Zarządziła szybki pogrzeb generała, aby nikt nie upominał się o jego ciało, w celu przeprowadzenia sekcji. Wtedy na pewno wyszłoby na jaw, iż Hux popełnił samobójstwo i przeprowadzono by śledztwo w celu ustalenia, kto dostarczył mu broń. A to naprawdę nie było nikomu potrzebne. W oficjalnej wersji postanowiła podać, że Hux stawiał opór podczas próby wyprowadzenia go z celi, a następnie zaatakował jednego ze strażników. Wybuchła strzelanina, w wyniku której więzień poniósł śmierć. Tyle. Nikt nie powinien podejrzewać Bena o to, że miał cokolwiek wspólnego z tą sprawą. Generał odzyskała syna, i nie zamierzała stracić go po raz drugi. Ta wojna zabrała już ze sobą wystarczającą ilość ofiar. Czas wreszcie powiedzieć: dość!
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top