Kantyna gwiezdnych motocyklistów
Południowa część Coruscant skąpana była w blasku słońca. Budynek Senatu i dzielnicę Senacką zalewały jasne promienie światła. Tajron siedział z głową ukrytą w dłoniach. Zaszyty w kącie swojej ulubionej kantyny. Znajdował się kilkadziesiąt poziomów pod powierzchnią planety. Do niższych pięter nie docierało ciepłe światło słońca, ginęło w otchłani mroku... Tak jak zginęła nadzieja Tajrona na to że jeszcze kiedykolwiek zobaczy Dakrest. Czuł ziejącą pustkę w duszy. Poczucie winy zalewało go ze wszystkich stron. Obwiniał się o to że zostawił ją na statku piratów. Samą. Zaufała mu, a on zawiódł. Podniósł ciężką głowę znad stołu i rozejrzał się dookoła. W lokalu prawie nikogo nie było, samotność jeszcze bardziej go dobijała. Nie, zaraz! Czym on się martwi. Przetransportował Jedi do świątyni na Coruscant. Sam Yoda podziękował mu za to. Na dodatek dotrzymali obietnicy i zapłacili. Swoją drogą dostał całkiem niezłą sumkę. Tak. Przyczynił się do szybszego zakończenia tej wojny. Dostarczył Shaak Ti całą i zdrową... ale życie stracił ktoś inny. Cholerne poczucie winy! Tajron walnął pięścią w stół. Mocne uderzenie przewróciło stojącą przed nim szklankę z napojem.
Zakapturzona postać szła ulicami Couruscant. Wyglądałaby zwyczajnie gdyby nie kolce ułożone w pionową linię i wystające z płaszcza. Kierowała się na niższe poziomy planety. Wsiadła do pojazdu kursującego w głąb kraterów, który powoli sunął ku ciemności. W końcu światło dzienne zniknęło z pola jej widzenia, a gęsty mrok rozświetlały tylko slogany kantyn, uliczne pręty jarzeniowe i pasy na platformach ladowniczych. Pojazd zatrzymał się, wysiadła na niewielkiej płycie i ruszyła przed siebie.
Po zaułkach szwendało się dużo podejrzanych typów. Życie pod powierzchnią ogromnie różniło się tego, które toczyło się na górze.
- Ta... niby Jądro Galaktyki, a taki syf - mruknęła z pogardą. - Gorzej niż na Zewnętrznych Rubieżach - dodała już w myślach. - O wiele gorzej. A wystarczy zejść na dół. Republika wcale nie jest taka wspaniała, jak się wydaje.
Weszła do baru z jasno świecącym napisem "Galaxy". Przyglądała się różnym istotom, w końcu znalazła swój cel. Twi'lek o niebieskiej skórze siedział w najbardziej oddalonym kącie. Czołem opierał się o stół, a jego głowoogony bezwładnie zwisały oplatając umięśnione barki mężczyzny. Przed nim leżała szklanka z której wylał się napój. Rozlany po stole swobodnie skapywał na podłogę. Całość wyglądała żałośnie. Darkest powoli podeszła do niego, ściągnęła kaptur i posunęła się jeszcze kilka kroków do przodu. Twi'lek głośno westchnął słysząc, że ktoś się zbliża, nie ruszając się z miejsca rzucił opryskliwie:
- Odejdź.
- A ja myślałam, że mnie lubisz Tajron - odparła z lekkim uśmiechem.
Po tych słowach gwałtownie podniósł głowę, oczy o mało nie wyszły mu z orbit. Przez jego twarz przebiegł wyraz zaskoczenia ale zaraz zmienił się w wielki uśmiech. Oczy zaświeciły się żywym blaskiem. Zerwał się z miejsca i ze szczęściem mocno objął Darkest, podnosząc ją przy tym lekko do góry. Ciągle powtarzał dwa słowa:
- Ty żyjesz!
Nie spodziewała się aż takiego entuzjastycznego powitania, ale cieszyła się że w wszechświecie istnieje ktoś komu na niej zależy. Przytuliła się do Tajrona, słyszała bicie jego serca. Trwali tak jeszcze chwilę, po czym uwolniła się z jego uścisku.
- Jakim cudem udało ci się stamtąd wydostać ? Widziałem jak ten statek wybuchał.
- Ja się nie poddaję. A poza tym każdy ma swoje tajemnice - puściła do niego oko.
- Opowiedz mi wszystko.
- Chodź usiądziemy gdzieś, ale niekoniecznie tutaj - wskazała rozlaną ciecz na stoliku.
Tajron się zaśmiał.
- Znam jeszcze jedno miejsce, o wiele ładniejsze.
Jak się okazało owe miejsce rzeczywiście miało swój urok, znajdowało się cztery piętra wyżej. Był to lokal o nazwie "Star Speed". Kantyna dla motocyklistów. Przed nią były zaparkowane różnego rodzaju motory i podrasowane pojazdy repulsorowe oraz dwa ostrokołowce. Maszyny przyciągały wzrok i hipnotyzowały wyglądem. Piękne smukłe rysy, czarny błyszczący lakier. Granatowe, repulsorowe bestie prędkości, świetlne motory prześcigające najlepsze ścigacze. Nic tylko jeździć. Xantarianka zauważyła zachwyt w oczach Tajrona.
- Pewnie też by taki chciał. A może już ma swój - pomyślała.
Weszli do środka. Wewnątrz było dużo istot najróżniejszych ras. W tle leciała rockowa muzyka. Ściany były czerwone, a na nich wisiały rozmaite zdjęcia motocyklistów ze swoimi maszynami. Stoły były poprzedzielane nowoczesnymi kanapami z czarnej skóry z wysokimi oparciami, tak że siedzący przy jednym stoliku nie mogli zobaczyć, kto siedzi za ich plecami. Bar w kształcie półkola serwował najróżniejsze napoje. Jego blat ciemny jak galaktyka, mienił się maleńkimi drobinkami. Przy nim stały stołki wykute z durstali.
- Usiądź, a ja zamówię coś do picia - powiedział Tajron.
- Dobrze.
Ogarnęła wzrokiem całe pomieszczenie. Kilku motocyklistów popatrzyło się na nią, być może dlatego, że jej ubiór przypominał ich. Wybrała miejsce z dość nietypowym oświetleniem. Ze ściany wystawała połowa motoru, którego światło skierowane w dół oświetlało stolik. W całej kantynie panował przyjemny półmrok, rozświetlany tylko pomysłowymi "lampami", których światła i tak były lekko przyciemniane, żeby nie raziły gości. Klimat był niepowtarzalny, Darkest bardzo się tu podobało. Kątem oka dostrzegła postać siedzącą kilka miejsc dalej. Udając, że rozgląda się za swoim towarzyszem, zerknęła jeszcze raz w jej kierunku. Na karku poczuła zimne igiełki strachu. Szybko odwróciła wzrok. Tej osoby nie dało się pomylić z nikim innym. Mimo przelotnego strachu ciekawość zwyciężyła. Popatrzyła w stronę postaci. Przy stoliku siedział Generał Grievous. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę z ćwiekami, a jego szpony zdobiły rękawice bez palców w odcieniu głębokiej czerni. Złote oczy z podłużnymi źrenicami bacznie lustrowały pomieszczenie, na chwilę zatrzymały się na Darkest. Poczuła jak lodowate palce przerażenia zaciskają się jej na gardle. Na szczęście Grievous nie zwrócił na nią większej uwagi. Wydawałoby się że na kogoś czeka. Tylko jak on się w ogóle dostał na Coruscant? Po chwili jakiś facet w ciemnych okularach i szarej jeansowej katanie dosiadł się do Generała. Na nogach miał spodnie do jazdy na motorze, do których przypięte były srebrne łańcuchy. Zaczęli rozmawiać. Nagle całe pole widzenia Xantarianki zasłonił Tajron.
- Przyniosłem nam dwa ogniste drinki.
- Yyy... dzięki. "Super, teraz nie wiem co się tam dzieje".
- To najlepsze miejsce w całej galaktyce - ogarnął ręką lokal, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Tak ma swój styl.
- Powiedz, jak ci się udało wydostać ze statku piratów?
Zaczęła mu opowiadać, ale myśli skupiła zupełnie na czym innym. Twi'leka chyba bardzo wciągnęła opowieść. Darkest wykorzystała ten moment, by lekko wychylić się w bok i sprawdzić to co ją naprawdę interesowało. Niestety cyborga nie było już przy stoliku.
- Świetnie - pomyślała. - Ale przecież gdyby wyszedł bym to zauważyła.
Nagle dostrzegła przejście jakby do drugiej części pomieszczenia.
- Przepraszam cię Tajron, zaraz wrócę - powiedziała i wstała.
Po czym wmieszała się w tłum, chciała mieć pewność, że Twi'lek nie będzie jej śledził, że nikt nie będzie jej śledził. Weszła do korytarzu, postanowiła zobaczyć co jest dalej. Nagle do jej uszu doszły strzępki rozmowy. Jeden głos prawdopodobnie należał do Grievousa, ale drugiego nie mogła rozszyfrować. Nigdy takiego nie słyszała. Stanęła w miejscu i przywarła do ściany. Jej ciało zalał zimny pot.
- Co mi w ogóle odbiło, żeby szpiegować generała Separatystów?! - przeklinała w myślach swoją głupotę, ale ciekawość kazała jej zbliżyć się jeszcze trochę. Wiedziała, że będzie tego żałować. Teraz słowa było słychać bardzo wyraźnie.
- Nie marudź Starscream. Załatwiłem ci udział w wyścigach, więc mógłbyś się odwdzięczyć i przetransportować mój ostrokołowiec. Tym bardziej, że ściganie się myśliwca, który nie ma pilota jest nieco podejrzane. Nie uważasz?!
- Ale udało ci się?
- Tak. Kto przy zdrowych zmysłach, by mi odmówił. A poza tym miecz świetlny jest bardzo przydatny w takich sytuacjach - zaśmiał się chrapliwie.
- Tak ! Okay. Czekaj na mnie przy R...
- Ktoś tu jest - wysyczał Grievous wpadając w słowo swojemu rozmówcy.
Darkest zrozumiała jak wielki błąd popełniła. Zerwała się do ucieczki. Może jakimś szczęśliwym trafem, jakimś cudem zdoła mu umknąć. Choć szczerze w to wątpiła. Powietrze przeszył syk włączanych kling mieczy świetlnych, które w mniej niż sekundę znalazły się w mniejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała Xantarianka. Biegnąc na oślep, wpadła na Tajrona.
- Hej, co się stało? Gdzie tak pędzisz? - zapytał z rozbawieniem.
Darkest gwałtownie obejrzała się żeby sprawdzić, czy Kaleeshianin ją goni, ale w korytarzu nikogo nie było. Odetchnęła z ulgą.
- Nie nic. Właśnie szłam... bardzo szybko szłam do ciebie.
- Teraz muszę ci zadać bardzo ważne pytanie - mówił nie wypuszczając jej z objęć. - Czy chcesz być moją wspólniczką i lecieć ze mną na misję? Dobrana z nas para, myślę, że w duecie zawsze wyjdziemy cało z opresji, szczególnie gdy będziesz na mnie wrzeszczeć żebym się zamknął - puścił do niej oko.
Nieco zaskoczona jego propozycją zgodziła się. Również uważała, że współpraca z nim to dobry pomysł. Stał się dla niej kimś w rodzaju przyjaciela.
- To jaka pierwsza misja? - zapytała z entuzjazmem.
- Mamy zniszczyć tą broń Huttów, którą eskortowałaś - wyjaśnił. - Okazało się, że ślimaki przerobiły ją na działa ciemnej materii i sprzedały Separatystom.
- No to lecimy.
- A bym zapomniał - podał jej malutką skrzyneczkę. - To za pomoc w poprzedniej misji.
Otworzyła podarunek, w środku było dość kredytów żeby kupić nowy statek.
- To co, ruszamy?
Leciała w przestrzeni w swoim nowym statku "Light".
- Do zobaczenia na miejscu - z głośników pokładowych wydobył się głos Tajrona.
- Do zobaczenia - odpowiedziała Darkest.
Uruchomiła silniki nadprzestrzenne i wykonała skok.
- Za pięć minut wyłonienie w systemie Saleucami - poinformował komputer pokładowy.
Xantarianka wyszła z nadświetlnej.
- Łoł! Zaraz, co tu tyle asteroid? Nie, to nie asteroidy, to odłamki statków.
Wyminęła latające w próżni śmieci. Przed iluminatorem statku dryfował wielki silnik gwiezdnego niszczyciela. Ominęła go z gracją.
- Gdzie ja wyleciałam? - powiedziała sam do siebie. - To nie ta planeta, jestem po drugiej stronie systemu. Ehhh... no nic będzie trzeba dolecieć, nie powinno mi to długo zająć.
Już chciała lecieć, gdy jej oczom ukazała się tylna połowa ogromnego krążownika bojowego bezwładnie wisząca w przestrzeni.
- Co to jest ? Wygląda jak rozbity krążownik Jedi...
Wiem, długo nie dodawałam rozdziałów. Jest to skutek braku czasu... :/ Ale w końcu jest! I to najdłuższy rozdział jaki do tej pory napisałam :D 1585 słów. Na dodatek dochodzimy do kluczowego momentu... rozbitego krążownika Jedi... :) Niektórzy może już domyślają się co może tam być ^^ ;) Oceniajcie i komentujcie :D
GeneralGrievous85
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top