Retrospekcja/Sorgana
Leia szła korytarzem najszybciej jak tylko potrafiła. "Tylko nie płacz, tylko nie płacz"- powtarzała w myślach jak mantrę coraz bardziej przyśpieszając. W końcu dobiegła do swojej kwatery, weszła do niej, pośpiesznie ją zamknęła, po czym wybuchła nie kontrolowanym płaczem. Drżącą ręką wyciągnęła ich wspólne zdjęcie. Byli na nim w trójkę, razem, szczęśliwi...
Właśnie skończyli czytać książkę o niesamowitych przygodach jakiegoś pilota. Ben ziewnął i przetarł swoje oczka. Leia miała już wychodzić, ale syn zatrzymał ją pytając.
- Mamusiu, tata też miał takie przygody? - Leia uśmiechnęła się na to pytanie.
- Tak, nawet jeszcze lepsze - odpowiedziała siadając na brzegu łóżka.
- Ja też będę takie miał?
- Jeśli tylko będziesz chciał.
- To będę bardzo chciał - Leia po raz koleiny się uśmiechnęła.
- Śpij już - powiedziała przykrywając Bena i wstając.
- Bardzo cię kocham, mamo.
- Też cię kocham, Ben.
Odszedł od niej. Została sama, nie ma już nikogo. Luke uciekł, Hana nie ma, a jej syn... Kolejna fala płaczu rozeszła się po jej ciele. Ona - wielka generał Organa, zawsze silna, teraz płakała jak małe dziecko.
Obiecał jej, że jej nie zostawi a teraz... nie ma go, odszedł.
Leia siedziała na mostku i patrzyła w gwiazdy. Nie wierzyła, że to już koniec. Jutro będzie szczęśliwa. Jutro będzie kochana. Jutro nie będzie się bała że to ich ostatni dzień. Jutro nie obudzi ją kolejny huk i ból, jutro obudzi ją Han. Jutro obudzi ją miłość jej życia, człowiek, którego tak strasznie kocha.
Poczuła jak silne ramiona mocno ją obejmują, ale to świetne uczucie, pomyślała.
- Nie odejdziesz?- zapytała mając nadzieje, że powie nie, że zostanie, że w końcu nie będzie jej zostawiał samej, że po prostu przy niej będzie.
- Nie odejdę - odpowiedział pewien tego co mówi.
- Wiesz, że cię kocham?- dodał po chwili przyjemnej ciszy.
- Wiem...
Spojrzała w niebo, zobaczyła na nim odlatującego "Sokoła". Myśl, że go tam nie ma, że na jego miejscu siedzi Rey nie dawała jej spokoju. Przecież on, "Sokół" i Chewie to nieodłączne trio. Teraz już tylko duet...
Leia siedziała na trawie obserwując biegającego niedaleko Bena i jego nowego kolegę. Czekali na Hana, który załatwiał pięćdziesiąty raz ostatni dług. Okropnie denerwowało ją to, że nie mógł po prostu zostać z nimi i już nigdzie nie latać. Często się o to kłócili, ale on oczywiście wsiadał zaraz do tego swojego "Sokoła" i odlatywał. Przynajmniej zawsze, gdy wracał dostawała ładne kwiaty. Spojrzała w niebo i lekko się uśmiechneła.
- Ben, chodź. Tata przyleciał.
Ben pożegnał się z kolegą i razem z mamą pobiegł na lądowisko.
- Tata - krzykną chłopiec i wdrapał się na ręce Hana Solo, a Leia chodziaż nie chciała tego pokazać, była w tamtym momencie najszczęśliwszą osobą na świecie.
Byli szczęśliwi, może tylko kilka lat, ale byli. Wszystko przez Luka. Nie chciała go obwiniać i mimo wszystko za nim tęskniła, ale cały czas nie mogła przestać myśleć, że to jego wina. Nikt nie chciał, żeby Ben został jedi. Han średnio tolerował moc, Ben chciał być jak jego ojciec, a ona po prostu chciała, aby jej rodzina była szczęśliwa. Ale Luke musiał postawić na swoim.
Leia siedziała na tarasie i piła herbatę, Ben ganiał w ogrodzie razem ze swoim ojcem, a Luke jak zwykle próbował porozmawiać z siostrą o mocy.
- Ben będzie dobrym jedi - powiedział w końcu po długim gadaniu o niczym.
- Nie Luke, Ben będzie świetnym pilotem - odpowiedziała spokojnie Leia.
- Od mocy nie da się uciec.
- Ja jakoś uciekłam - powiedziała wstając. Nie miała ochoty na koleiną kłótnie z bratem. Nie chciała, żeby jej syn był jedi, bo on tego nie chciał. Coś podpowiadało jej, że do niczego dobrego to nie doprowadzi, więc nie miała zamiaru go namawiać. Dlatego wolała opowiadać mu o pilotach, czy nawet przemytnikach niż o Vaderze i jedi.
Pani generał, podniosła się z łóżka i poszła do łazienki zrobić wszystko, byle tylko nikt nie zauważył że coś jest nie tak, że płakała. Spojrzała w lustro. Nie wyglądała tak źle. Starała się już o nim nie myśleć, aby już się nie rozpłakać. Chciała mieć z nim tylko dobre wspomnienia. Nie chciała pamiętać o ich kłótniach, tylko o tym jak się godzili. Nie chciała pamiętać jak odlatywał, tylko jak wracał. Nie chciała pamiętać ich cierpienia, tylko szczęście.
Uśmiechnęła się smutno.
- Kocham cię kapitanie Solo - powiedziała w przestrzeń. Przez chwile wydawało jej się, że słyszy jego " wiem" i że widzi jak się całują i są razem uśmiechnięci.
Leia zamknęła drzwi i poszła korytarzem, walczyć z myślą że kiedyś znowu się z nim zobaczy...
################################
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top